One Direction i My.. - imaginy

poniedziałek, 30 marca 2015

Horan.. ~ część 10

Odzyskałam wzrok, panuje nad swoim ciałem.. Niby wszystko okej, ale nadal brakuje mi czegoś.. Jakby ktoś wziął połowę mojego serca, płuc i mózgu, a przez to nie potrafiłam poprawnie funkcjonować.. Co się ze mną dzieje?
Kolejne dni zlewały się ze sobą. Czułam, że czegoś mi brakuje, a zapomniałam coś, co sobie przypomniałam gdy po raz pierwszy się obudziłam. Mój anioł nadal nie przychodził, a ja smuciłam się z tego powodu i cieszyłam jednocześnie. Nie chciałam odczuwać tego, jak bardzo cierpiał, ale też pragnęłam jego obecności. Byłam zagubiona, obecna ciałem, nie duchem. Po 2 tygodniach zrobiłam "szokujące postępy" jak to określił mój doktor. Miałam zostać jeszcze tydzień, a potem do domku. Moi przyjaciele z firmy i nie tylko odwiedzali mnie, jedliśmy razem obiady, piliśmy kawę, rozmawialiśmy.. Ogólnie bardzo miło spędzaliśmy czas. Jednak ten ostatni tydzień przyniósł o wiele więcej niespodzianek, niż mogłabym się spodziewać.
Przez następne 4 dni dostawałam różne małe upominki, pierwszego dnia bukiet fiołków i niezapominajek, drugiego dnia ślicznego bieluśkiego pluszowego misia, trzeciego dnia przepyszne czekoladki czwartego kolejnego misia, tym razem małą słodką pandę, a piątego.. No właśnie się zastanawiam, czy coś dostanę, bo piąty dzień nadejdzie jutro. Obudziłam się o wiele później niż zwykle. Śniadanie musiałam zjeść szybciej, abym zdążyła na rehabilitację. Gdy skończyłam ćwiczenia, wróciłam do pokoju, tam czekał na mnie.. List. Koperta z listem, a obok.. A obok leżał kwiat. Jeden jedyny kwiat. Czerwony jak krew tulipan. Zaintrygował mnie, zachwycił swą barwą, gdyż takiego to ja nigdy jeszcze nie widziałam.
Przebrałam się w dresy i jakąś białą koszulkę, znaczy przebrałam po prysznicu, bo te ćwiczenia są naprawdę wykańczające. Następnie miałam jakieś 15-20 minut dla siebie, dopóki któryś z moich przyjaciół nie przyszedłby do mnie i nie poszlibyśmy na stołówkę. Usiadłam wygodnie na łóżku i sięgnęłam po książkę, którą dostałam od Amy. Z tego co pamiętam, to właśnie z nią miałam dzisiaj zjeść lunch. Zagłębiłam się w lekturze, kompletnie zapominając o Bożym świecie.
- (T.i.)?- usłyszałam czyjś głos, obcy a jednocześnie znany głos, więc z niepokojem spojrzałam w stronę tego ktosia.
- Kim jesteś i co tu robisz?- był brunetem, naprawdę przystojnym brunetem.
- Nie poznajesz mnie? To ja To..- przerwał jakby coś sobie przypomniał.- Chodź na obiad, pewnie jesteś głodna.- jak na zawołanie zaburczało mi w brzuchu.
- Ale.. Czekam na przyjaciółkę, miałam zjeść razem z nią.
- No cóż, nie widzę jej, więc chyba możesz zjeść ze mną, co?- uśmiech zamajaczył na jego z pozoru poważnej twarzy.
- Ehm.. No nie wiem, raczej nie jadam i w ogóle nie rozmawiam z obcymi.- nieufnie spojrzałam w jego niebieskie oczy. Takie jasne i przejrzyste. Widać było, że zależy mu na tym wspólnym lunchu.- Ale dla ciebie mogę zrobić wyjątek..
- W takim razie chodźmy!- uśmiechnął się szeroko. Moje kąciki ust lekko zadrżały, ale nie uniosły się. Ta pustka, która mnie wypełniała, była zbyt ciężka, aby moje usta mogły wygiąć się do góry.
- A więc kim jesteś? I dlaczego chcesz zjeść ze mną obiad?- zapytałam niby obojętnie. Ciekawiło mnie to, czy to nie jest gość od tych podarunków.
- Słuchaj.. Z chęcią wszystko bym ci powiedział, ale twój lekarz zakazał mi mówić cokolwiek, bo to mogłoby źle wpłynąć, na odzyskiwanie twojej pamięci.. Wiesz, mógłbym coś przekręcić, pozmieniać i twe wspomnienia szlag by trafił.- wzruszyłam ramionami i pchnęłam ciężkie drzwi stołówki. Przypominała mi stołówkę z liceum. Wzięłam tacę i przesuwałam się wraz z kolejką.
- Rozumiem.- odrzekłam po chwili, zdając sobie sprawę, że oczekiwał jakiejś reakcji z mojej strony. Nałożyłam sobie średniego Hamburgera, trochę frytków, sok w butelce oraz jabłko na deser. Jako pacjent ze specjalną fioletową bransoletką, nie musiałam płacić za nic. Ani za jedzenie, ani za picie. Mój towarzysz za to musiał, więc gdy wyjmował pieniądze, ja zajmowałam już stolik. Z grzeczności poczekałam aż usiądzie, a dopiero potem zaczęłam jeść.
- To tyle?- zapytał się, a ja dopiero po dwóch sekundach skojarzyłam, że chce on kontynuować wcześniejszą rozmowę.
- No tak, a co?
- Nic.. Spodziewałem się bardziej.. Rozbudowanej reakcji.- dziwnie dobierał słowa. "Rozbudowanej?"
Pff.. Też mi coś.
- Nie wiem co masz na myśli, mówiąc "rozbudowanej". Gdybym chciała później powiedzieć cokolwiek, nie miałoby to sensu, bo większość to były pytania, a na nie i tak byś nie mógł, czy nie chciałbyś odpowiedzieć. Po za tym nie wiem, dlaczego sądzisz, że moje reakcje nie są rozbudowane. Gdybyś nie zauważył, jakoś nie rozmawialiśmy zbyt długo, zaledwie kilka zdań wymieniliśmy między sobą. Aha no i jestem w szpitalu, a tu nie ma się ani czasu, ani chęci na dłuższe, przemyślane wypowiedzi.- to była moja najdłuższa wypowiedź, od kiedy jestem w tym szpitalu. Chłopak zamilkł. Chyba go zagięłam. Dokończyłam jedzenie w ciszy i już miałam sobie iść, ale wtedy on odezwał się.
- Gdzie idziesz?- wow, spodziewałam się czegoś.. bardziej jak on to powiedział "rozbudowanego"?
- Ehm.. Do swojej sali? Powiedziałeś, że chcesz zjeść ze mną obiad. Więc zjadłeś, a ja teraz idę odpoczywać, bo za 2 godziny czeka mnie kolejna rehabilitacja.
- W porządku. Ale poczekaj na mnie, odprowadzę cię chociaż.- zgodnie z jego prośbą, poczekałam. Dokończył swoje jedzenie, a potem ramię w ramię ruszyliśmy do mojego "pokoju". Doszliśmy tam dość szybko.
- Okej, to.. pa.- powiedziałam i chciałam się odwrócić, ale on zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku.
- Pa, mała.- szepnął i ze łzami w oczach poszedł. O co chodzi? Zdziwiona położyłam się na łóżku. Zaciągnęłam się jakimś dziwnym zapachem i zdałam sobie sprawę, że był tak mocno wyperfumowany, że aż przesiąknęłam jego zapachem. Nie pachniał aż tak źle. O Boziu, o czym ja myślę? Dobra, nieważne. Po raz kolejny wzięłam książkę do ręki i zagłębiłam się w jej treści. Tak się wciągnęłam, że skończyłam ją późnym wieczorem. Nie miałam ochoty na kolację, ale inaczej dostałabym coś ohydnego, a tego to ja nie chciałam. Wstałam bardzo powoli i skierowałam się z powrotem do stołówki. Zjadłam dwa tosty, które specjalnie dla mnie przygotowała kucharka i popiłam je sokiem jabłkowym. Wróciłam do sali i wykończona usnęłam, kompletnie zapominając o tym, że przecież miałam dzisiaj mieć po obiedzie rehabilitację, a po kolacji basen. 
Obudziłam się i poczułam, że jestem strasznie głodna. Zerknęłam na zegarek. Pora śniadania już trwa! Wyszłam spod białej kołdry, poszłam do łazienki i rozczesałam, a potem związałam włosy w wysokiego kucyka. Umyłam twarz, zęby, przebrałam się w czarne dresy i szarą koszulkę. Z ociąganiem ruszyłam korytarzem, aby w stołówce w ostatniej chwili złapać za miskę płatków z mlekiem i sok pomarańczowy. Szybko skonsumowałam jedzenie i odniosłam tackę oraz miseczkę z łyżeczką i szklankę do okienka. Potem zmusiłam się, aby iść na rehabilitację.
- Jak się czujesz?- zapytała Charlotte, która na zmianę z Joe rehabilitowała mnie.
- Okropnie. Nie mam siły na nic.
- W takim razie dzisiaj luźno.- i tak właśnie ten dzień mi minął. Luźno. Nikt mi nie zawracał głowy, spokojnie spakowałam się, bo już jutro wychodzę stąd! Nareszcie! Dlatego też pod wieczór szybko się umyłam i położyłam spać. 
Wczesnym rankiem, aż za wczesnym obudziłam się. Byłam taka zadowolona, że aż ćwierkałam. Poranną toaletę wykonałam bardzo powoli i dokładnie, jednak mimo to i tak daleko było do mojego wyjścia. Postanowiłam ubrać się w rzeczy, w których planowałam wrócić do domu. Padło na turkusową koszulkę z napisem "Free Hugs" i szare dresy, trochę za duże.
- A panienka na śniadanie się nie wybiera?- odwróciłam głowę w stronę drzwi, gdzie właśnie wchodził Joe.
- Joe! Nie, jakoś nie jestem głodna.- wzruszyłam ramionami.
- Mnie to nie obchodzi. Proszę ładnie zjeść mi tą jajecznicę. Wpadnę potem, żeby się pożegnać.- uśmiechnął się i podał mi talerz oraz kubek z herbatą.
- No dobra.. Będę tęsknić, naprawdę przyjemna była ta rehabilitacja. W sensie w takim towarzystwie nie były to męczarnie.- powiedziałam zgodnie z prawdą.
- Jasne, jasne. Jedz, a potem.. No cóż, pogadamy później.- odwrócił się i wyszedł. Przeżuwałam powoli i starannie. Na całe szczęście udało mi się zjeść w tak długim czasie, że gdy opróżniłam talerz i kubek, musiałam się zbierać.- O widzę, że udało ci się skończyć.
- Tak, tak. Dobra, ja już muszę iść.
- Tu masz swój wypis, wziąłem go od tego co tam cię leczył, bo wiem, że go nie lubisz.- mrugnął porozumiewawczo.
- Dzięki. To.. Cześć.
- Wpadaj kiedyś, tylko nie w takich okolicznościach.- zaśmialiśmy się, a ja ubrałam converse, założyłam płaszcz i złapałam za rączkę walizki. Torebkę przerzuciłam przez ramię. Wzięłam wypis i wyszłam. Skierowałam się do recepcji i pokazałam karteczkę.
- No kochaniutka, zdrowia.- powiedziała pielęgniarka i pomachała mi na pożegnanie. Uśmiechnęłam się do niej.- Nikt cię nie odbiera?
- No właśnie tak jakoś..- nie dokończyłam, bo ktoś zaczął mnie wołać.
- (T.i.)?- wołanie było przepełnione nadzieją i tęsknotą. Odwróciłam się w stronę głosu, dziwnie znajomego. Ujrzałam blondyna, z niebieskimi oczami, dość wysokiego i.. przystojnego. Coś jednak nie pasowało mi w jego oczach, były takie.. Jakby pokryte mgłą, ale nie do końca.
- Tak, to ja.- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Nie poznajesz mnie?- zapytał smutno.
- Nie wiem, kim pan jest. A teraz przepraszam, ale muszę już iść.- zostawiłam zaskoczonego chłopaka za sobą i wyszłam na zewnątrz. Postój taksówek był trochę oddalony od szpitala, więc musiałam przejść się kawałek. Szłam więc powoli, nie spiesząc się.
- Zaczekaj, (T.i.)!- znowu ten blondyn?
- O co c..- nie dane mi było dokończyć. Niebieskooki złożył delikatny, długi i czuły pocałunek. Odsunęłam się od niego i wytarłam usta.- Co to do cholery miało być?!
- Nie poznajesz mnie?- powtórzył.- Proszę, powiedz, że wiesz kim jestem.
- Niestety nie.
- Nie pamiętasz naszego pocałunku? Rozmowy w parku. u mnie w pokoju, tego wieczoru i koncertu?
- Ja..Przepraszam, ale nie mam pojęcia o czym mówisz.
- Błagam cię, nie rób mi tego.- miał łzy w oczach.- Nie teraz, gdy mogę cię widzieć..
- Nie wiem o czym mówisz i naprawdę jest mi przykro, że nie mogę ci pomóc.. A teraz naprawdę muszę iść..- serio, było mi smutno. Chłopak kogoś szukał, czegoś naprawdę potrzebował.
- Nie odchodź, nie zniosę tego po raz drugi..

******************
Okej! Nie wiem, co się stało z poprzednim postem, nie wnikam. 
Nie prosiłam również o komentarze a sami z siebie napisaliście 4, więc dziękuję
Nadal nie mogę znieść myśli, że.. Nawet nie potrafię napisać, ok.
Mimo tego wszystkiego postanowiłam nie zaniedbywać bloga i starać się pisać mniej więcej regularnie. Kocham was, ale tym razem poproszę 8 komentarzy, aby pojawiła się następna część. Bez tego nie będzie, żartuję, ale i tak BARDZO PROSZĘ O ZOSTAWIENIE TU KOMENTARZA. TO DLA MNIE WAŻNE, SZCZEGÓLNIE TERAZ.
Oczywiście nie obejdzie się bez reklamy: baby-im-your-teenage-dream.blogspot.com
Nadal pierwszy rozdział, ale może ktoś nie widział, nie przeczytał, kto wie :)
Byłabym wdzięczna, za umieszczenie gdzieś w notce czy w komentarzu na innych blogach linku do mojego bloga, chciałabym zdobyć czytelników :) 
Nie zanudzam, mam nadzieję, że jakoś się trzymacie.

ZAYN <3 :'( 
*:')
Directioner Forever xoxo
PS. Będzie jeszcze jedna część, a potem Zaynuś nasz kochany :) 

7 komentarzy:

  1. Najlepszy :) <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, to jest swietna część! na prawdę przed jutrzejszym dniem przydała mi się chwila "przejścia do swiata imaginów" ;)
    Niall widzi?!
    Yep!
    Szybko next !

    OdpowiedzUsuń
  3. Szybko next ♥♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny:» Ciekawe jak się skończy^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Boskie i smutne :'( niech to bedzie happyend ❤ niech odzyska pamiec i bd dobrzee ❤❤❤❤❤❤❤❤❤

    OdpowiedzUsuń