One Direction i My.. - imaginy

piątek, 22 września 2017

#Harry p.3

-Nie wyobrażaj sobie za wiele. To z litości.- uśmiechnął się i popatrzył na mnie znudzonym wzrokiem wyraźnie sugerując, że powinnam wysiąść. Zrobiłam to bez zastanowienia. Ruszyłam pędem do firmy, a później toalety. Jeszcze ten jeden raz.. tylko ostatni. Cholera. Już płaczę.  Muszę to skończyć. On przecież tego nie lubił. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i powiedzmy, że spodziewałam się czegoś lepszego.. w takich momentach cieszę się, że zazwyczaj mam przy sobie małą kosmetyczkę. Zmyłam resztki makijażu z twarzy i użyłam pudru, żeby zamaskować czerwone po płaczu policzki, trochę tuszu i jetem gotowa. Popatrzyłam na godzinę.
-Zajebiście.- warknęłam sama do siebie.- jestem już 20 minut spóźniona. Popędziłam do sali w której miała być ekipa i wparowałam tam jak poparzona.
-Ja.. przepraszam za spóźnienie.. po prostu..- zaczęłam mówić do menadżera.
-Spokojnie Harry powiedział, że się źle poczułaś. Mam nadzieję, że jest lepiej.- usłyszałam, i spojrzałam zdezorientowana na loczka. W co on do cholery ze mną gra?
-Tak, już jest lepiej.- skinęłam głową lekko się uśmiechając.. a przynajmniej próbując.
-Zdecydowałaś się co w związku z trasą?-  popatrzył na mnie wymownie Peter.
-Biorę to. -mruknęłam pod nosem, a on klasnął w dłonie.
-Wiedziałem, że się dogadamy. Masz tu umowę, przeczytaj i jutro przynieś podpisaną.. wyjeżdżamy dziś w nocy.. a właściwie to jutro wczesnym rankiem. Podasz mi adres i podjedziemy autokarem.Musisz być gotowa o 4. Umowa też ma być już podpisana.. jeśli nie masz pytań to możesz iść się pakować.-  streścił się, a ja postarałam się wszystko zarejestrować.
-Będę gotowa.- powiedziałam po chwili i podążyłam w stronę drzwi.
-Do zobaczenia.- rzuciłam do chłopaków i już szłam korytarzem myśląc co wziąć ze sobą.. w końcu to aż 6 miesięcy. Dotarłam do domu i postanowiłam pierw ogarnąć tą umowę. Przeczytałam i bez dłuższego zastanawiania się podpisałam. Teraz trudniejsza kwestia.. co wziąć. Wzięłam kilka zestawów ubrań w których mogę się pokazać publicznie, kilka takich w których mogę chodzić po autokaru, kilka piżam, buty, dodatki, kosmetyki.. oj no po prostu wzięłam pół mieszkania i zapakowałam je w dwie ogromne walizki. I jest dopiero pierwsza w nocy. Mogę być z siebie dumna. Mój telefon zawibrował, a ja dopadłam go z prędkością światła.
'Ostatni dzwonek! Tylko teraz promocja w CCC do -70%!'- przeczytałam, a malutka nadzieja, że to  Christian zniknęła. Wybrałam jego numer i zadzwoniłam.. nie wiem po co i to jeszcze o tej godzinie. Szybko po usłyszeniu pierwszego sygnału opamiętałam się i rozłączyłam.
-Głupia jesteś.- mruknęłam odrzucając komórkę na łóżko. Postanowiłam wziąć relaksujący prysznic. Ściągnęłam z siebie ciuchy rzucając wszystko na podłogę i weszłam pod prysznic, który oblał mnie gorącą cieczą. Uwielbiam to.. moje mięśnie się znacząco rozluźniły, a oddech stał się cięższy od pary w kabinie. Wmasowałam lawendowy żel pod prysznic w skórę i napawałam się zapachem. Mam świra na punkcie tego zapachu i koloru.Mam całą łazienkę w lawendowych kafelkach. Wyszłam spod prysznicu i owinęłam się szczelnie szlafrokiem pocierając go o ciało w celu wysuszenia się. Ubrałam bieliznę i właśnie myłam zęby, kiedy usłyszałam trzask za drzwiami i zamarłam. Włamanie? Stwierdziłabym, że mi się wydawało, ale usłyszałam jak ktoś bądź coś chodzi mi po mieszkaniu. Wzięłam nożyczki z górnej pułki i zbliżyłam się do drzwi. Kiedy tylko usłyszałam, że ktoś podchodzi pod nie z całej siły je otworzyłam.Mój plan się powiódł. Włamywacz został mocno grzmotnięty drzwiami i leżał za nimi. Wyskoczyłam z łazienki trzymając w górze nożyczki gotowa do zamachnięcia się w obronie własnej, kiedy moim oczom ukazał się ten debil i skończony idiota.
-Pojebało Cię?!- krzyknęłam wściekła rzucając nożyczki na bok.
-Mnie?!- spytał z szokiem wypisanym na twarzy.
-Mogłam Cię zabić!- zaaferowałam jeszcze raz.
-Zauważyłem. Chociaż właściwie za taki widok warto było dać się zlinczować drzwiami.- parsknął i diabelski uśmiech pojawił się na jego ustach.
-W ogóle jak ty tu niby wszedłeś?!- krzyknęłam cała się rumieniąc i znikając w łazience. Wyszłam do niego ubrana w szlafrok.
-Nawet idiota by tu wszedł.- zaczął.
-Właśnie widzę.-parsknęłam otwierając szafę z pozostałymi rzeczami.
-Może zacznij zamykać drzwi. Następnym razem może się trafić ktoś bardziej przyjaźnie nastawiony.- mruknął, a ja przewróciłam oczami.
-Co tu robisz?- spytałam w końcu.
-Peter kazał mi Cię przywieźć. Więc stwierdziłem, że wpadnę wcześniej, żebyś się nie spóźniła znowu.- wzruszył ramionami, a ja po raz kolejny przewróciłam na niego oczami. Wzięłam sweter i czarne legginsy z szafy, po czym poszłam się przebrać do łazienki.
-Nie musisz się chować. Już widziałem twoją seksowną bieliznę. Ciekawi mnie dlaczego ją ubrałaś skoro nie masz chłopaka.- parsknął, a ja miałam ochotę mu wydrapać oczy. Wyszłam już ubrana i zmierzyłam jego sylwetkę siedzącą na sofie.
-Powiedz mi, o co ci do cholery chodzi? Widziałeś to, czego nie powinieneś. Stało się, ale nie musisz mnie z tego powodu katować. Nie kazałam ci mi pomagać, nie prosiłam cię o nic, podziękowałam, więc skończ z tą idiotyczną gierką.- fuknęłam nie odrywając od niego wzroku.
-Spokojne, słońce. Ja jeszcze nie zacząłem w nic z tobą grać.- mówiąc to podszedł do mnie i uniósł swoją dłoń do mojego policzka- ale zastanawiam się, czy nie zacząć.- cień uśmiechu przełknął po jego twarzy i coś jak.. pożądanie? On jest chory. Odtrąciłam jego rękę i cofnęłam się dwa kroki.
-Chcesz kawę? Mamy jeszcze godzinę.-mruknęłam pod nosem idąc do kuchni.
-Kawa o trzeciej w nocy? Pewnie!- zaśmiał się w głos dźwięcznym śmiechem, a ja już schowana w kuchni nadal czułam jego dotyk na twarzy. Zrobiłam kawę i zaniosłam do salonu/sypialni (tak, mieszkam w kawalerce).
-Cudownie.- uśmiechnął się promiennie odbierając jedną kawę.
-Ta.- mruknęłam potakując i wpiłam się w swój kubek.
-Jesteś Angielką? -spytał patrząc na mnie.
-A jak myślisz?- spytałam uśmiechając się zagadkowo.
-Myślę, że nie. Jesteś ładniejsza niż większość Angielek.- wzruszył ramionami chyba nawet nieświadomy tego, że właśnie powiedział mi coś miłego.
-Jestem Polką.- powiedziałam zwyczajnie.
-Skąd się tu wzięłaś?- zmarszczył brwi.
-Skończyła tu studia- powiedziałam i spojrzałam na zegarek.
-Jak chcemy zdążyć, to musimy się zbierać- wstałam dopijając kawę, a on zrobił to samo. Przytaształam swoje walizki pod drzwi, a Harry zniósł je do auta. Kiedy po zamknięciu (przypominał mi o tym pięć razy) mieszkania zeszłam do niego, on już czekał opierając się o maskę samochodu. Muszę przyznać, że wyglądał bardzo pociągająco dziś.
-Wsiadasz, czy dalej się będziesz śliniła na mój widok?- spytał chichocząc, a ja od razu się zarumieniłam. Wsiadłam do samochodu, a on zrobił to samo i już jechaliśmy na stację paliw, gdzie jak się dowiedziałam mieliśmy się spotkać.
-Ile ty masz tak właściwie lat?- spytał zerkając na mnie.
-20.- powiedziałam wiedząc, że jestem młodsza od większości członków zespołu.
-Młodziutka jesteś.- uśmiechnął się po raz kolejny. Może wilk nie taki zły jak go malują?

Komentujcie, piszcie co myślicie o tym ^^
Czekam :D 
Dobranoc ♥
#MALEŃKA

wtorek, 12 września 2017

Fuckboy ~ cz.14

Obudziłam się, nie mogąc znieść zimna panującego w pomieszczeniu. Przycisnęłam nogi do klatki, oplatając rękami kolana, jakby to miało pomóc. Spałam na ziemi pod cienkim kocem. To i tak lepsze niż spędzenie nocy na drewnianym krześle. Dobrze, że do Williama w końcu to dotarło i odwiązał mnie od niego. Wcześniej robił to jedynie kiedy dostawałam coś do jedzenia lub potrzebowałam skorzystać z toalety. To ostatnie było chyba moją największą zmorą, bo nawet wtedy któryś z nich mnie pilnował. Przez kilka dni zdążyłam mniej więcej zorientować się gdzie jestem. Kojarzyłam tę okolicę ze swoim dzieciństwem. William i jego koledzy urządzili sobie niezłą miejscówkę w starym domu kultury. Pamiętam, jak przychodziłam tam na warsztaty plastyczne. Teraz to miejsce stało się moim koszmarem. Z dnia na dzień traciłam nadzieję, że William odpuści. Tym bardziej, że byłam dla niego cenną zdobyczą, również pod względem seksualnym. Wykorzystywana, kontrolowana, molestowana i zastraszana każdego dnia powoli zaczynałam się z tym oswajać. Obojętność i obrzydzenie do życia to uczucia, które zaczynały dominować w mojej głowie. Pojawił się też żal do bliskich. Dlaczego rodzice, Dakota, znajomi nie próbowali mnie szukać? Nawet cholerny Zayn nie zainteresował się, co się ze mną dzieje. A przecież to jego wina! Przez niego tu jestem! Nienawidzę go, nienawidzę Williama, nienawidzę swojego życia! Jeśli tak ma wyglądać, to chcę jak najszybciej je skończyć.

- Zawiadomić policję?! A kim ja dla niej jestem, żeby zgłaszać zaginięcie? Nikt mnie nie posłucha, debilu. Poza tym, jeśli William się zorientuje to po niej! Pomyślałeś o tym chociaż przez chwilę? - krzyczałem wściekły. Byłem na wyczerpaniu. Odkąd William porwał (T.I.) nie mogłem wziąć się w garść. Nie spałem, nie jadłem, całymi dniami myślałem nad miejscami, które nadawałyby się na przetrzymywanie kogoś. Przerażała mnie świadomość, w jakich warunkach przebywa dziewczyna. A jeszcze gorsze było nieustające poczucie winy, że to przeze mnie tak się stało.
- Nie możemy dłużej czekać. Minęło 6 dni, pomyślałeś co ona tam przeży... - zaczął Niall, ale mu przerwałem.
- Nie, kurwa, nie pomyślałem! - zawołałem ironicznie. Traciłem panowanie nad sobą.
- Zayn.. Widzimy, w jakim jesteś stanie, ale Niall ma rację. Jej rodzice na pewno zgłosili już zaginięcie, tyle, że policja nie ma żadnego tropu. Musisz się zgłosić i złożyć zeznania. Pójdziemy z tobą i potwierdzimy to, co William powiedział Ci przez telefon. Zrób to dla niej. - powiedział łagodnie Harry. Ostatnie słowa sprawiły, że kilka łez znalazło się na moich policzkach. Mieli rację, muszę zrobić wszystko, żeby ją uratować. Pokiwałem posłusznie głową i wstałem z krzesła, jednak zaraz usiałem z powrotem, bo zakręciło mi się w głowie.
- Najpierw musisz coś zjeść. - zażądził Niall i poszedł do kuchni. Po chwili wrócił z dwoma kanapkami i szklanką soku. Wypiłem napój, stanowiący przyjemną odmianę dla czarnej kawy, dzięki które jakoś funkcjonowałem. Zjadłem w pośpiechu, mimo że wcale nie miałem apetytu. Wiedziałem jednak, że szkoda czasu na kłótnię.
- To ja poprowadzę. - zaproponował Louis, chwytając kluczyki. Zebralimy się i po chwili siedzieliśmy w samochodzie.
- Ej, zobaczcie. Za tydzień jest otwarcie nowej szkoły dla dzieciaków. Szkoda, lubiłem swoją starą podstawówkę. Wystarczyło ją wyremontować, zamiast budować kolejną. - wyznał Louis ze zbolałą miną.
- Nie rozumiem tego. Tak samo było z domem kultury między Londynem a Windsor. Byłem tam pare razy jako dzieciak. - powiedział Harry.
- (T.I.) coś mi o nim opowiadała, chodziła tam na warszaty plastyczne czy coś takiego.. - wymamrotałem. Przywołałem w głowie obraz dziewczyny, kiedy mi to mówiła. Leżała w moim łóżku, w moich ubraniach, patrząc mi w oczy.. Poczułem ogromną gulę w gardle, ale nie chciałem znowu się rozkleić.
- William też tam chodził, tam pierwszy raz go spotkałem. - zauważył Harry. Ta wiadomość nie byłaby mi do niczego potrzebna, gdyby nie...
- Bingo! - krzyknął Niall. Spojrzałem na niego badawczo, żeby dowiedzieć się, czy myśli o tym samym.
- Harry, wiesz jak tam dojechać? - zapytałem.
- Tak, a dlacze..? - wymamrotał.
- Bo tam jeszcze nie sprawdzaliśmy! - zawołał Niall. Louis gwałtowanie zawrócił i podążał za wskazówkami Harrego. Niall w tym czasie zadzwonił do reszty, a ja modliłem się, żebyśmy mieli rację.

Skończyłam konsumować swoją dzienną dawkę żywienia, czyli pszenną bułkę. Przez te kilka dni schudłam dobre kilka kilo. Podejrzewałam, że mam już niedożywienie albo przynajmniej pożądną niedowagę, ale było mi to obojętne. Jak wszystko co mnie tu spotykało. Ukojenie znalazłam w ostrym kawałku szkła na podłodze. W ostatnich dniach zbyt wiele się stało, żeby nie ucierpiało moje zdrowie psychiczne. Mówiąc wprost, byłam zrujnowana. Kiedy pytałam Williama, dlaczego tak naprawdę tu jestem, śmiał się tylko szyderczo. Nagle usłyszałam krzyki dochodzące z dworu. Nie wiedziałam co się dzieje, ale nawet się nie łudziłam, że to nadchodząca pomoc. Wzięłam do ręki kawałek szkła i wykonałam kilka cięć na udach i nadgarstkach. Krew sączyła się powoli, a głosy z dworu narastały.
- Nawet nie mam słów, żeby określić, jak bardzo przesadziłeś! - krzyknął.. ktoś. Nie rozpoznałam tego głosu.
- Ja się tylko rewanżuję. - odpowiedział chłodno William. Pierwszy raz odkąd tu jestem coś mnie zaciekawiło. Postanowiłam podsłuchać tej rozmowy, jednak zapomniałam o jednym szkopule. Wokół kostki miałam założone kajdanki, przykute do krzesła. Kiedy zrobiłam krok i pociągnęłam za sobą mebel, moje zamiary zdradził nieprzyjemny pisk, jakby ktoś przejechał widelcem po talerzu.
- Tam jest (T.I.)? Masz przejebane! - zawołał wściekły... Zayn?



_________________________________
Hej misie ♥️ Przyznam bez bicia, że to chyba najsłabsza część tego opowiadania, ale musicie mi wybaczyć szwankującą ostatnio wenę :( Nudzi Was już ten imagin, czy jednak jesteście ciekawe jak się skończy ta historia? Dajcie znać w komentarzach xx 15 komentarzy = następna część
littlegirl

sobota, 9 września 2017

#Harry p.2

-Jaka trasa?- spytałam kiedy już wytarłam spódnicę i nagle wparował do pomieszczenia Peter.
-O cudownie! Widzę, że się już poznaliście.- zaczął, a ja wstałam, żeby podać mu rękę.
-Peter jestem, mam nadzieję, że nasza współpraca będzie owocna.- puścił mi oczko, a ja się skrzywiłam.
-Chciałam właśnie o niej porozmawiać. O co chodzi z jakąkolwiek trasą? Chodzi o trasę po kraju, mieście?- pytałam ze złudną nadzieją, na co on się uśmiechnął z pobłażliwością.
-Nie. Wszystko ci wytłumaczę. Vanessa Cię skierowała do mnie, ponieważ przyda mi się pomoc podczas całej trasy po Europie. Mamy też na zakończenie dwa olbrzymie koncerty w Stanach, NYC i Waszyngton. Pierw jedziemy do Irlandii, samolot do Portugalii, a później już autokarem. Hiszpania, Francja, Niemcy, Czechy, Austria, Chorwacja i Grecja, a później USA. Wiem, że to natłok informacji jak na twój pierwszy dzień z nami, ale faktem jest to, że ta trasa za pewne wpłynie na dalszy rozwój twojej kariery zawodowej. Zgadzasz się? Wynagrodzenie oczywiście się zwiększa, bo to tak, jak gdybyś była w pracy 24/7 przez 6 miesięcy.- wytłumaczył mężczyzna, a ja byłam w szoku. Ja? Na trasę.
-Czy mogę to przemyśleć?- spytałam nadal zdziwiona.
-Jasne.. może nam dasz odpowiedź po lunchu?- zaproponował, a ja spojrzałam na zegarek i rzeczywiście już prawi 14.
-Myślę, że to wystarczający czas na podjęcie decyzji. Mamy wiele chętnych na tą posadę, więc mam nadzieję, że to docenisz. Teraz chodźmy coś zjeść.- mruknął do chłopaków, którzy byli zdecydowanie za tą propozycją. Ja zeszłam w ustalone przez Mike'a miejsce przed biurowcem i jak zawsze czekał na mnie opierając się o swojego Harley'a.
-Cześć królewno.- uśmiechnął się, a ja to odwzajemniłam całując go w policzek i wsiadając do tyłu.
-Gdzie jedziemy?- spytałam już myśląc jak zacząć rozmowę o trasie.
-Tajskie? Chińskie? Włoskie? Czy wszystko naraz?- spytał chichocząc.
-Znajdźmy jakąś przytulną kawiarnię.- cmoknęłam, a on uniósł dłoń i zasalutował.
-Spełniam rozkazy.- mrugnął, a ja się uśmiechnęłam szerzej. Dojechaliśmy na miejsce, weszliśmy do środka i usiedliśmy przy stoliku. Tak samo jak zawsze. Zamówiliśmy szarlotkę podaną z lodami. Postanowiłam nie zwlekać z tematem i zacząć od razu.
-Zaproponowali mi trasę.- powiedziałam prosto z mostu, a on tylko patrzył.
-Ile? Gdzie?- w końcu się odezwał zimnym tonem. Cholera.. wiedziałam, że tak będzie.
-Po Europie, a na koniec NYC i Waszyngton.- powoli go informowałam nie będąc pewna jego reakcji. Nie chciałam odpowiadać na jego pierwsze pytanie.
-Ile byśmy się nie widzieli?- powtórzył.
-Byłoby nas stać na mieszkanie, kupiłabym może auto. Na pewno bym miała lepszy start, a moja karier..- nawijałam o plusach trasy, kiedy mi przerwał.
-Ile?!- uniósł głos łapiąc mnie za rękę.
-6 miesięcy.- wydukałam. To nie może się skończyć dobrze.
-To długo.- przejechał dłonią po idealnie ułożonych włosach.
-Tak to chwilę.. ale damy radę, prawda? Zobaczysz, że nie będzie tak źle.. będziemy rozmawiać często, widzieć się na skypie.. będę ci wysyłała zdjęcia, a po trasie wyjedziemy na jakieś krótkie wakacje, żeby to sobie zrekompensować.. - nie wiedziałam już co mówić, kiedy on ułożył się wygodniej w swoim fotelu.
-Czy dla ciebie praca jest ważniejsza?- spytał obserwując mnie, a ja zrobiłam wielkie oczy.
-Ja.. nie. Nie jest, ale.. to jest szansa..- próbowałam wytłumaczyć.
-Skoro nie jest, to nie jedź.- powiedział po prostu.
-Ja.. stracę pracę..- kontynuowałam czując się co raz to bardziej bezsilna.
-Czyli jednak..?- spytał mrużąc oczy.
-Przecież damy radę.. jakoś damy.. razem.- głos zaczął mi drżeć. Wiedziałam, że będzie przeciwny.. rozmawialiśmy kiedyś o tym.
-Z pięcioma facetami.. 6 miesięcy. No nic.. życzę ci powodzenia.- zacisnął usta w cieniutką kreskę i wstał. Ja wstałam i podążyłam do niego.
-Ale przecież.. przecież ty wiesz. Ja jestem tylko twoja.. ty wiesz.- mówiłam czując jak tracę grunt pod nogami, a obraz, który widziałam zaczął się rozmazywać.
-Uwierz mi, że  6 miesięcy to trochę za dużo jak dla mnie.- wzruszył ramionami.
-Ja.. ja nie mogę zrezygnować.. proszę, zrozum..- teraz już pojedyncze łzy kreśliły dróżkę na policzkach dla kolejnych i kolejnych.
-Nie płacz..- powiedział patrząc na mnie.
-Proszę cię..- spojrzałam na niego.
-Zawsze mnie to denerwowało.. płaczesz w publicznym miejscu i to jest najbardziej irytująca  mnie w tobie rzecz. Ile masz lat? 5? Co próbujesz tym wymusić? - mówił marszcząc brwi i się unosząc, a ja czułam na sobie spojrzenia wszystkich wokół. Nie obchodziło mnie to teraz.
-Ja..? Ja nic nie chcę.. tylko po prostu zostań..- poprosiłam ostatni raz.
-To ty nie chcesz zostać.. ty dokonałaś wyboru, nie ja. Więc teraz wyjdę, a ty jak Cię proszę.. nie rób choć raz scen. I przestań ryczeć.- powiedział oschle i wyszedł. Już przekraczałam próg kawiarni kiedy usłyszałam znany mi głos.
-Nie masz godności?- odwróciłam się i zobaczyłam uszczypliwego szatyna z kręconymi włosami.
-Chris!- zawołałam jeszcze przekraczając próg kawiarni i nie zważając na krzyki kelnerki. Zobaczyłam go jeszcze siedzącego na motorze. Spojrzał na mnie jeszcze raz, ten ostatni i odjechał. Kelnerka podeszła i mówiła.. co mówiła? Nie wiem co mówi.. widzę tylko to jedno spojrzenie. Nie wiem co czuł.. ale mi właśnie brakuje tchu.
-Przepraszam. Nikt nie zapłacił rachunku. Proszę wrócić do środka i dokonać płatności.- szczebiotała kelnerka na skraju cierpliwości.
-Ja?-popatrzyłam na nią zdziwiona- ja nie mam przy sobie.. nie mam nic.- parsknęłam ironicznie.
-Rachunek został uregulowany.. niech Pani wraca do środka.. przepraszam za zajście.- usłyszałam głos z charakterystyczną chrypką. Stałam dalej jak kołek nie będąc pewna tego, co przed chwilą się wydarzyło.
-No.. niezły popisik daliście z chłoptasiem.- parsknął loczek przystając przy mnie.
-Nie możesz sobie darować?- spytałam zirytowana.
-Po prostu daj spokój. Dzięki, że zapłaciłeś.. ja zapomniałam torebki w biurze.- dukałam i ruszyłam przed siebie.
-Chodź.- mruknął i złapał mnie za rękę po czym pociągnął za sobą. Nie odzywałam się, bo po co? Bezczelny cwaniak i tak mnie nie posłucha.
-Wsiadaj.- rozkazał po raz kolejny, a ja to zrobiłam.
-Masz.- kolejne pojedyncze słowo.. może nie potrafi inaczej rozmawiać jak złośliwie? Rzucił mi chusteczki na kolana, a ja się wytarłam i ogarnęłam tyle ile mogłam.
-G-gdzie jedziemy..? - zająknęłam się przez co potępiłam się w duchu. Koniec płaczu. On tego nie lubił.
-Do pracy. - odpowiedział krótko a treściwie. Kompletnie o niej zapomniałam. Dojechaliśmy. Styles zręcznie zaparkował i siedzieliśmy tak przed chwilę.
-Wysiądziesz w końcu?- odezwał się po chwili od nie chcenia.
-Dzięki.. za tamto.- mruknęłam pod nosem.
-Za co? Za próbę ocalenia resztek twojej godności, które straciłaś, zapłacenie rachunku, chusteczki czy przywiezienie do pracy?- zaczął wyliczać.
-Wszystko.- zacisnęłam usta.
-Nie wyobrażaj sobie za wiele. To z litości.- uśmiechnął się i popatrzył na mnie znudzonym wzrokiem wyraźnie sugerując, że powinnam wysiąść. Zrobiłam to bez zastanowienia. Ruszyłam pędem do firmy, a później toalety. Jeszcze ten jeden raz.. tylko ostatni. Cholera. Już płaczę.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Powinnam tu dodać historia oparta na faktach? 
No może troszeczkę..Jak tam? Podoba się? ;)
Piszcie w komentarzach, czekam cierpliwie ^^
Kolejny niebawem.
#MALEŃKA


piątek, 1 września 2017

Fuckboy ~cz.13

Rzuciłem telefonem o ziemię, przez co niewiele z niego zostało.
- Kurwa, Zayn! - krzyknął zdenerwowany Harry.
- Przepraszam, odkupię ci go. - powiedziałem obojętnie, spoglądając na chłopaka zaszklonymi oczami.
- Dobra, nieważne. Nie myśl o tym. Co robimy? - zapytał przejęty, widząc w jakim stanie jestem.
- Muszę ją znaleźć. - szepnąłem wbijając wzrok w ziemię. Bałem się o (T.I.), bo wiedziałem do czego William jest zdolny.
- Chodźcie tu, potrzebujemy nowego planu! - krzyknął Harry w stronę reszty.
- Tym razem nie układamy żadnego planu. To sprawa między mną a Williamem, zresztą od początku tak było. Nie powinienem was w to wciągać, dlatego załatwię to sam. - oświadczyłem zdecydowanym tonem.
- Nie ma mowy. Ich jest dziesięciu a ty jeden, nie masz szans. - zauważył Niall.
- Wybij sobie to z głowy, nie zostawimy cię. - dodał Chris.
- Tu już dawno nie chodzi o to, co zrobiłeś Williamowi. Można było to wtedy załatwić, ale teraz przeszkadza im nawet fakt, że oddychamy. Przeszłość nie ma znaczenia. - powiedział Louis, wzbudzając poparcie całej grupy. Uśmiechnąłem się, widząc przed sobą grono prawdziwych przyjaciół, zdeterminowanych aby mi pomóc.
- Dobra, w takim razie zrobimy tak.. - zacząłem, układając w głowie nowy plan działania.

- Puść mnie! Przestań! - krzyczałam, kiedy wielkie, obrzydliwe ręce chłopaka błądziły po moim ciele. Nic więcej nie mogłam zrobić, ręce i nogi miałam przywiązane do drewnianego krzesła. Nie miałam pojęcia gdzie jestem, bo całą drogę ktoś zasłaniał mi oczy.
W pomieszczeniu było ciemno i zimno. Jedyne źródło światła stanowiło niewielkie okno pod sufitem. Wywnioskowałam, że przebywmy w jakimś opuszczonym budynku lub piwnicy. Nagle ktoś wszedł do pomieszczenia.
- Popierdoliło cię?! - ryknął wściekły William. Chłopak, który mnie obmacywał natychmiast odsunął się, jednak było już za późno. William podszedł i spoliczkował go, po czym wyszarpał z pokoju. Po chwili wrócił do mnie.
- William, proszę, wypuść mnie. Moi rodzice się martwią..
- Przestań jęczeć. - warknął. Przestraszyłam się i umilkłam, czekając na jego reakcję.
- Wpadnę do ciebie wieczorem, tak jak wczoraj. - dodał, oblizując usta. Skrzywiłam się, ale na szczęście chłopak tego nie widział. Położył ręce na moich biodrach i pocałował mnie. Nie sprzeciwiałam się tylko dlatego, że bałam się tego co mógłby mi zrobić. Miał całkowitą kontrolę nad moim życiem. Czekałam cierpliwie, aż skończy swoje pieszczoty, które swoją drogą nie miały nic wspólnego z czymś przyjemnym. Przypomniałam sobie dotyk Zayna i poczułam łzy zbierające się w oczach. William miał suche i szorstkie ręce, które błądząc po moich udach i plecach, wywoływały u mnie obrzydzenie. Podczas pocałunku przygryzał mi wargę tak mocno, że krwawiła, a malinki bolały bardziej niż siniaki po uderzeniu. Tęskniłam za miękką skórą Zayna, jego delikatnością i subtelnością. Czułam się jak zabawka, której William używał, żeby sobie ulżyć. Zresztą nie tylko on, inni też do mnie przychodzili i korzystali z tego, że nie mam jak się bronić. Mieli pecha, jeśli William ich nakrył, ale zdarzało się to rzadko. Straciłam poczucie czasu, nie potrafiłam określić, czy siedzę tam kilka dni czy tygodni. Każda minuta dłużyła się w nieskończoność. Miałam wrażenie, że już nigdy stamtąd nie wyjdę. Zastanawiałam się tylko, o co tak naprawdę chodzi międy Williamem a Zaynem i dlaczego, do cholery, jestem w to wplątana.

Przecież nie zapadli się pod ziemię. Powtarzałem sobie w myślach do znudzenia. Trzy dni szukania (T.I.) na nic. Rozdzieliliśmy się i połowa nas szukała w Lonydnie, a reszta w Windsor. Nie chciałem myśleć o tym, co przeżywają jej rodzice. Sam odchodziłem od zmysłów, winiąc siebie za całą sytuację. Od początku wiedziałem, że nie mogę się do niej zbliżyć. Dlaczego się nie powtrzymałem?
Wszystko zaczęło się ponad trzy lata temu, kiedy poznałem Laylę, piękną brunetkę. Szybko zrozumieliśmy, że nie widzimy świata poza sobą nawzajem. Byliśmy szczęśliwą parą, która prawie nigdy się nie kłóciła. Zbliżały się jej urodziny, postanowiłem zabrać ją na wycieczkę motorem mojego ojczyma. I wtedy to się stało. Zakręt, szybka prędkość, samochód z naprzeciwka.. Layla zmarła na miejscu, w dniu swoich 15 urodzin. Sam straciłem przytomność, więc nie zdążyłem się z nią pożegnać. Na pogrzebie też mnie nie było, bo leżałem w szpitalu. Dopiero pół roku później odważyłem się pójść na cmentarz, kiedy w miarę stanąłem na nogi. Przy grobie Layli siedział jakiś chłopak.. Przedstawił się jako jej brat, William. Kiedy powiedziałem mu kim jestem, zaczęła się wojna.




__________________________________________
Witam Was, w ten jakże smutny i przygnębiający dzień. Chociaż muszę przyznać, że kiedy 1 września nie oznacza rozpoczęcia roku, to nie jest taki zły! :D Cieszycie się na powrót do szkoły? Do której klasy teraz idziecie? A może macie jeszcze miesiąc wakacji? Jestem bardzo ciekawa w jakim wieku są moje czytelniczki ♥️
A teraz na temat, co sądzicie o tym opowiadaniu? Umowa jak ostatnio, 15 komentarzy = następna część :)
littlegirl