One Direction i My.. - imaginy

niedziela, 24 grudnia 2017

All I want for Christmas is you ~ Louis cz.4/ostatnia

Zakochać się na święta to chyba marzenie każdej nastolatki. Wzbogacić magię świąt o nieustające motylki w brzuchu i zapieranie tchu na widok osoby, która to odwzajemnia. Święta to czas spędzany z rodziną, ale komercyjny okres przedświąteczny z każdej strony trąbi o znalezieniu miłości. W końcu mogę powiedzieć, że i mnie się to udało. Co więcej, z każdym dniem przekonuję się coraz bardziej, że było warto tyle czekać. Louis i ja nie jesteśmy jeszcze parą, nawet się nie całowaliśmy. Byliśmy dopiero na 3 randkach, ale każda z nich była wspaniała. Kino, łyżwy, spacer, kawa w ulubionej kawiarni a nawet zakupy świąteczne. Bawiliśmy się jak dzieci, biegając po centrum handlowym w poszukiwaniu prezentów dla naszych najbliższych. Świetnie się dogadywaliśmy, buzie nam się nie zamykały, przez co czas spędzany razem płynął niesamowicie szybko. Pozostawała jednak jedna kwestia, która nie do końca pozwalała mi cieszyć się tym obrotem spraw. Mianowicie, bałam się powiedzieć o nas Ann. Nie chciałam ogłaszać jej tego na szkolnej przerwie albo szeptem na lekcji, dlatego wmawiałam sobie, że nie ma na to odpowiedniej okazji. Ograniczyłam popołudniowe spotkania do minimum, a na takowych unikałam tego tematu jak ognia. Bałam się jej reakcji, ale nie mówiąc wszystkiego, czułam się tak, jakbym ją okłamywała. Wiedziałam, że to nie może dłużej trwać, dlatego postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę i w końcu wyznać przyjaciółce prawdę.
- Robisz coś po szkole? - zapytałam cicho na ostatniej czwartkowej lekcji.
- Nie. - szepnęła, bo nauczycielka akurat spojrzała w naszą stronę.
- Masz ochotę na kawę? - uśmiechnęłam się lekko.
- Niespecjalnie. - rzuciła, a ja posmutniałam. Obawiałam się, że Ann zna prawdę lub przynajmniej coś podejrzewa i nie chce mieć już ze mną nic wspólnego.
- Jasne, rozumiem. - szepnęłam prawie niesłyszalnie.
- Ale możemy iść coś zjeść, może być? - dodała po chwili, na co szeroko się uśmiechnęłam i pokiwałam głową na zgodę.
Lekcja dobiegła końca, wyszłyśmy ze szkoły i udałyśmy się do jednej z restauracji w pobliżu. Po drodze spotkałyśmy Louisa z kolegami. Byłam tak zdenerwowana, że myślałam, że zemdleję.
- Cześć chłopaki. - powiedziała Ann do brata i jego ekipy.
- Hej Ann, hej (T.I.). - przywitał się Louis, puszczając mi oczko. Zarumieniłam się i spuściłam głowę.
- Gdzie idziecie? - zapytała Ann, mierząc wzrokiem jednego z kolegów Louisa, który bardzo jej się podobał. Sądząc po jego minie, ona jemu również.
- Na pizzę. Idziecie z nami? - zaproponował chłopak w lokach, za którym szalała moja przyjaciółka. Nietrudno zgadnąć, że niemal natychmiast przystała na tę propozycję, nie pytając mnie o zdanie. Spojrzałam przerażona na Louisa, szukając w nim wsparcia. Rozmawialiśmy ze sobą w szkole, ale nie mieliśmy okazji przebywać w towarzystwie Ann, która o niczym nie wiedziała. Chłopak uśmiechnął się tylko. Brunetka dołączyła do odchodzącej grupy chłopaków, nie zwracając na mnie uwagi. Louis został z tyłu i gestem dłoni pokazał, żebym podeszła.
- Nie denerwuj się tak. - szepnął mi do ucha, kładąc rękę na moich plecach. Nie wiem czy to jego głos, czy dotyk, a może jedno i drugie tak na mnie działały, ale faktycznie, stres jakby na moment zniknął.
- Ale Ann.. - zaczęłam.
- Cii, spokojnie. Ann o wszystkim wie. - uśmiechnął się, a ja nie mogłam uwierzyć własnym uszom.
- Żartujesz? Nie dała nic po sobie poznać. - oburzyłam się.
- Poprosiłem, żeby pozwoliła tobie o wszystkim powiedzieć. Nie chciałem dłużej patrzeć jak się denerwujesz i nerwowo rozglądasz po korytarzu, kiedy rozmawiamy, więc cię uprzedziłem. - powiedział troskliwie, patrząc mi w oczy.
- Jesteś kochany. - wyznałam, zatracając się w jego spojrzeniu.
- (T.I.), Louis, co wy się tak wleczecie? - zawołała Ann z drugiego końca ulicy. Wzrok wszystkich ludzi skupił się na nas, więc zawstydzeni przyspieszyliśmy kroku, śmiejąc się dyskretnie do siebie. Weszliśmy do środka i zamówiliśmy pizzę.
- Przepraszam na moment. - powiedziałam, wstając od stolika.
- Poczekaj. - powiedziała Ann, kiedy zmierzałam w stronę łazienki.
- Ann, musimy porozmawiać. - powiedziałam po umyciu rąk. Przyjaciółka przestała poprawiać makijaż i spojrzała na mnie.
- Tak? - zapytała.
- Wiem, że wiesz. Przepraszam, że od Louisa, a nie ode mnie. Bałam się, że tego nie zaakceptujesz i przez to cię stracę. Mogłam to rozegrać inaczej, ale mam nadzieję, że się nie gniewasz. - powiedziałam prawie na jednym wdechu, byleby mieć to już za sobą.
- No co ty, (T.I.). W ogóle się nie gniewam, chociaż kiedy się dowiedziałam, było mi trochę przykro, że nie byłam osobą, z którą na bieżąco dzieliłaś się relacjami z randek. Ale przemyślałam to i rozumiem dlaczego tak postąpiłaś. Trzymam kciuki za ciebie i mojego brata. - oznajmiła z uśmiechem.
- Dziękuje Ann, jesteś najlepsza. - oświadczyłam. Przytuliłyśmy się na zgodę i wróciłyśmy do chłopaków. Uśmiechnęłam się szeroko do Louisa, dając mu do zrozumienia, że wszystko wyjaśnione.

Następny dzień w szkole minął bardzo szybko, bo był to dzień przeznaczony na wigilijki klasowe. Natknęłam się na Louisa dopiero w szatni, kiedy zbieraliśmy się do wyjścia. Przytuliliśmy się na powitanie.
- Jak tam przygotowania do świąt? - zapytał.
- Dobrze, dzisiaj mamy jeszcze trochę do zrobienia, ale sobota zapowiada się luźniejsza. - odpowiedziałam.
- Hmm, to się świetnie składa, bo jutrzejszy wieczór spędzasz ze mną. Podjadę po ciebie o 18. - uśmiechnął się dumnie, ukazując szereg białych zębów. Zaśmiałam się i pokiwałam głową na znak, że się zgadzam.

Sobotni wieczór przyszedł szybciej niż się spodziewałam, z powodu natłoku porządków i pieczenia. Na szczęście obydwie moje siostry zdążyły przyjechać na święta trochę wcześniej, przez co mogłam spotkać się z Louisem. Byłam ciekawa, co dla nas zaplanował. Na wszelki wypadek ubrałam czarne rurki, luźny sweter i botki na obcasie, uważając to za najbardziej neutralny zestaw. Chłopak tak jak zapowiedział, czekał pod moim domem punkt 18. Weszłam do samochodu i przywitałam się z nim buziakiem w policzek.
- Dokąd jedziemy? - zapytałam.
- Zobaczysz. - uśmiechnął się tajemniczo. Nie drążyłam tematu. Po niespełna godzinie drogi zatrzymaliśmy się na parkingu w sąsiednim mieście. Wysiedliśmy z samochodu i poszliśmy w stronę rynku. Moim oczom ukazał się piękny jarmark bożonarodzeniowy, oświetlony milionem światełek. Poczułam jak Louis łapie mnie za rękę i uśmiechnęłam się pod nosem.
- Masz ochotę na grzane wino? - zapytał, a ja pokiwałam głową. Usiedliśmy na ławce obok ogromnej choinki, otoczeni drewnianymi budkami z ozdobami świątecznymi, a w tle grały świąteczne piosenki.
- Tu jest pięknie. - powiedziałam rozmarzona. Wypiliśmy swoje grzańce i spacerowaliśmy po jarmarku, podziwiając wspaniałe rękodzieła i ozdoby. Przez cały czas trzymaliśmy się za ręce.
- Pora wracać. - powiedział Louis po godzinie. Przyznałam mu rację, bo obiecałam mamie, że nie wrócę za późno i jeszcze pomogę w domu. Wróciliśmy na parking, a Louis zamiast otworzyć mi drzwi samochodu, oparł mnie o nie plecami.
- (T.I.), jesteś cudowną, kochaną i śliczną dziewczyną. Uwielbiam spędzać z tobą czas, czy nawet patrzeć na ciebie na przerwach... Chyba się w tobie zakochałem. - powiedział, patrząc mi w oczy. Ta chwila była tak magiczna, że nie wiedziałam co powiedzieć, żeby jej nie zepsuć. Louisowi najwyraźniej wystarczył mój uśmiech, bo zbliżył swoją twarz do mojej i pocałował mnie. Na tak cudowną chwilę warto było czekać.
- Wesołych świąt. - szepnął uśmiechnięty, kiedy w końcu oderwaliśmy się od siebie.
- Wesołych świąt Louis. - powiedziałam i ponownie złączyłam nasze usta.

___________________________________
Hej kochane! Patrzcie, jak idealnie zdążyłam na przed świętami hahahaha :D Mam nadzieję, że imagin Wam się podobał. Dajcie znać w komentarzach z kim teraz mam pisać :)
ŻYCZĘ WAM ZDROWYCH, RADOSNYCH, RODZINNYCH I PEŁNYCH MIŁOŚCI ŚWIĄT ♥️
littlegirl

niedziela, 10 grudnia 2017

All I want for Christmas is you ~ Louis cz.3

- Wesołego Mikołaja! - zawołała mama z kuchni, kiedy w pośpiechu zakładałam buty i kurtkę. Kolejny raz nie obudził mnie dźwięk budzika. Na szczęście wystarczyło zrezygnować ze śniadania, żeby zdążyć na pierwszą lekcję. Ubrana w czerwony wełniany sweter, czarną zwiewną spódniczkę i czerwone zakolanówki wyglądałam trochę jak pomocnica Mikołaja, ale nie zamierzałam ukrywać, że lubię ten dzień tak samo, jak wszystko co związane ze świętami. W tym roku okres przedświąteczny przynosił mi jeszcze więcej radości niż zazwyczaj, a wszystko za sprawą Louisa..
Zaraz po powrocie do domu napisał do mnie na jednym z portali społecznościowych. Jakoś tak wyszło, że przepisaliśmy ze sobą prawie całą noc. Jednak w całej tej euforii towarzyszył mi ogromny niepokój. Niepokój o to, co się stanie, kiedy Ann się dowie. Nie sądzę, żeby była zadowolona. Wielokrotnie dziewczyny z klasy próbowały się z nią zaprzyjaźnić, licząc, że wtedy Louis zwrócił na nie uwagę. Z nami było inaczej. Poznałam Ann w podstawówce, nie mając pojęcia kim jest jej brat. Zresztą wtedy nie był specjalnie popularny. Nigdy nie przyszło mi nawet do głowy, żeby wykorzystać naszą przyjaźń w celu osiągnięcia jakiś korzyści dla siebie. Uczucie do Louisa pojawiło się mimo mojej woli, a nawet wbrew niej. Próbowałam się go pozbyć, ale skoro otrzymywałam od chłopaka coraz wyraźniejsze znaki, nie mogłam tego dłużej tłumić w sobie. Nie byłam jeszcze gotowa, aby cokolwiek mówić przyjaciółce. Postanowiłam najpierw upewnić się, że między mną a Louisem naprawdę może być coś więcej. W przeciwnym razie niepotrzebnie narażałabym przyjaźń z blondynką.
Wraz z przekroczeniem progu szkoły odsunęłam od siebie wszystkie myśli dotyczące naszego nieszczęsnego trójkąta. Zeszłam do szatni odwiesić kurtkę, rozglądając się przy tym po zatłoczonych korytarzach. Większość uczniów ubranych było w kolorze czerwonym, co wywołało szeroki uśmiech na mojej twarzy. Udałam się pod klasę, w której zaczynałam lekcję. Jako pierwszy tego dnia miałam francuski, który odbywał się z podziałem na grupy. Ann na początku roku zmieniła francuski na włoski, przekonując mnie, że to bardziej praktyczny język. Ne zgodziłam się z nią, więc kilka lekcji w tygodniu miałyśmy osobno. Drzwi do klasy były zamknięte, więc usiadłam na ławce, czekając aż zjawi się ktoś znajomy. I faktycznie, chwilę później zauważyłam znajomą twarz zmierzającą w moją stronę, jednak nie tej osoby się spodziewałam.
- Cześć (T.I.). - rzucił wesoło, zajmując miejsce tuż obok.
- Cześć Louis. - przywitałam się tym samym tonem, uśmiechając się nieśmiało.
- Pięknie dzisiaj wyglądasz. Zwłaszcza, gdy się rumienisz tak jak teraz. - oznajmił, czym wywołał u mnie jeszcze większy rumieniec, o ile to w ogóle było możliwe.
- Dziękuję. - odpowiedziałam zawstydzona.
- Masz jakieś plany na dzisiaj? - zapytał, spoglądając mi w oczy.
- Niespecjalnie, chyba, że twoja siostra już coś dla nas zaplanowała. - powiedziałam z nadzieją, że jednak Louis ją wyprzedzi.
- Ann jedzie z rodzicami do dziadków, wiesz, że ma obsesję na punkcie dostawania prezentów. Pomyślałem, że może miałabyś ochotę na kino albo kawę? - zapytał. Ku mojemu zaskoczeniu, wyczułam w jego głosie nutkę niepewności. Czy to możliwe, żeby najbardziej popularny chłopak w szkole bał się odmowy ze strony dziewczyny?
- Bardzo chętnie. - oznajmiłam spokojnie, chociaż w środku skakałam z radości. Chłopak uśmiechnął się szeroko.
- To może podjadę po ciebie o 16? - zaproponował.
- O 16 to dla mnie za wcześnie. Chciałam spędzić dzisiaj trochę czasu z mamą. Wiesz, wyciągnąć ją na miasto czy coś. - uśmiechnęłam się blado. Louis znał zarówno moją mamę, jak i naszą sytuację rodzinną, dzięki temu, że przyjaźniłam się już wtedy z jego młodszą siostrą.
- Jasne, rozumiem. Na pewno chcesz się dzisiaj spotkać? Może wolisz z nią zostać? - zapytał troskliwie, kładąc rękę na moim ramieniu. Jego dotyk przyprawił mnie o dreszcze.
- Po prostu przyjedź po mnie o 19 i będzie idealnie. - powiedziałam krótko i weszłam do klasy, bo zadzwonił dzwonek.
Lekcje niesamowicie mi się dłużyły. Nie mogłam się doczekać powrotu do domu, nie wspominając nawet o wieczornej randce, jeśli mogę to tak nazwać. W końcu moje męczarnie dobiegły końca. Po drodze na autobus wstąpiłam jeszcze do cukierni po maślane ciastka i mini ptysie – ulubione słodkości mojej mamy. Wiedziałam, że szansę na wyciągnięcie jej z domu są małe, więc przygotowałam opcję alternatywną, czyli wspólne oglądanie świątecznego filmu przy kawie i świeżutkich wypiekach. Przyszłam do domu cała przemoczona, bo śnieg sypał cały dzień, a ja w pośpiechu zapomniałam parasola. Nie wpłynęło to jednak na mój nastrój. Przywitałam się z mamą i przedstawiłam jej plan na dzisiejsze popołudnie. Była szczęśliwa, że nie zamierzam namawiać jej na wyjście, więc chętnie się zgodziła i spędziłyśmy popołudnie w bardzo przyjemnej atmosferze. Nim się spostrzegłam, musiałam zacząć się wybierać, żeby zdążyć na spotkanie. Mama zaproponowała, że zrobi mi makijaż, za co byłam niezmiernie wdzięczna. Ubrałam lekko rozkloszowaną, czerwoną sukienkę przed kolano, czarne rajstopy i botki na obcasie, a długie brązowe włosy zostawiłam rozpuszczone.
- Ślicznie wyglądasz. - powiedziała mama, przyłapując mnie na przeglądaniu się w lustrze.
- Dziękuje. - uśmiechnęłam się. W tej samej chwili dostałam wiadomość od Louisa, że już czeka przed domem. Pożegnałam się z mamą i wyszłam z domu. Chłopak czekał oparty o drzwi czarnego samochodu, trzymając w ręce piękną czerwoną różę.
- To dla ciebie. - szepnął mi na ucho i musnął mój policzek. Czułam się jak w niebie.
- Dziękuję, jest piękna. - uśmiechnęłam się wdzięcznie. Wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy.
- To dokąd jedziemy? - zapytałam po chwili.
- Najpierw kino, a potem zobaczymy. - uśmiechnął się chłopak.
Okazało się, że Louis i ja mamy podobny gust, jeśli chodzi o filmy, więc bez problemu dokonaliśmy wyboru. Zajęliśmy swoje miejsca i w skupieniu oglądaliśmy seans. W pewnym momencie zauważyłam kątem oka, że chłopak błądzi palcami po pustym podłokietniku po stronie mojego siedzenia, więc powoli, nie odrywając wzroku od ekranu, położyłam tam swoją dłoń. Louis najpierw przejechał po niej opuszkami palców, a po chwili splótł ze sobą nasze palce. Zerknęłam na niego i zobaczyłam szeroki uśmiech, którego nie próbował nawet ukryć. Nie potrafiłam się już skupić na seansie, ale w takich okolicznościach nie miało to dla mnie żadnego znaczenia.
- I jak wrażenia? Podobał ci się film? - zapytał Louis na piosenkach końcowych, kiedy zaczęliśmy się zbierać do wyjścia.
- Bardzo. - uśmiechnęłam się szeroko.
- To na co masz teraz ochotę? Może pójdziemy coś zjeść? - zaproponował.
- Nie jestem specjalnie głodna, za to mam wielką ochotę na gorącą czekoladę. - powiedziałam rozmarzona, czym wywołałam śmiech chłopaka.
- Da się zrobić. - powiedział, prowadząc nas w stronę jednej z kawiarni w centrum handlowym. Usiedliśmy przy stoliku i zamówiliśmy dwie gorące czekolady z malinami i bitą śmietaną. Czas płynął nieubłaganie, robiło się późno i musiałam wracać do domu. Mimo mojego sprzeciwu, Louis nie pozwolił mi za siebie zapłacić.
- Dzisiaj to ja jestem twoim Mikołajem. - uśmiechnął się lekko, patrząc mi w oczy. Za każdym razem kiedy to robił, traciłam kontakt z rzeczywistością, przez co mógł z łatwością postawić na swoim. Wróciliśmy do samochodu i nim się spostrzegłam, byliśmy już pod moim domem.
- Dziękuję za dzisiejszy wieczór. Świetnie się bawiłam. - powiedziałam, uśmiechając się subtelnie.
- Ja również. - zapewnił Louis, nachylając się coraz bardziej w moją stronę. Mimowolnie zaczęłam robić to samo i po chwili nasze twarze dzieliły centymetry. Poczułam ciepłe usta Louisa na swoim policzku, które w momencie oblał rumieniec. Wyszłam z samochodu, patrząc jak chłopak odjeżdża. Zbliżała się północ, mama już spała, więc wzięłam prysznic i postanowiłam pójść w jej ślady, chociaż wiedziałam, że niełatwo będzie mi dzisiaj zasnąć.


___________________________________________
Witajcie kochane, na wstępie przepraszam za literówki, ale jednym okiem już śpię, a chciałam jeszcze dzisiaj dodać tą część :D Dziękuję Wam też za taki odzew pod poprzednim rozdziałem i liczę na to samo pod tym ♥️
Do świąt już tylko 2 tygodnie, myślicie, że przed Wigilią dojdzie do czegoś pomiędzy bohaterami?
Ściskam,
littlegirl xx

czwartek, 7 grudnia 2017

Harry p.7

- I kto tu jest dziwką?- parsknęłam i po raz kolejny nachyliłam butelkę upijając łyk żrącej cieczy. Po kilku minutach poczułam, że autobus się zatrzymuje, a laski wychodzą. Zrobiło się cicho i też postanowiłam się przewietrzyć. Odłożyłam już do połowy pustą butelkę. Więcej nie będzie dobrym pomysłem, powinnam się nimi zaopiekować, bo to są duże dzieci. Rozwydrzone nastolatkowie. Seksowne, cholernie pociągający nastolatkowie. Wstałam i wyszłam z autobusu w którym już nie było nikogo. Oparłam się o tylny zderzak wozu i oddychałam. Zabolało  mnie to, co powiedział. Nie rozumiem go. O co chodzi? Wzięłam głęboki oddech, a później wypuściłam powietrze ze świstem. 
- Umie wyprowadzić z równowagi, nie?- usłyszałam parsknięcie ze swojej prawej i spojrzałam na mulata do którego należał ten wdzięczny głos.
-I to jak.- zaśmiałam się rozgoryczona.
-Spokojnie.. miał za sobą ciężkie dni, nie próbuję go tłumaczyć, ale..- zaczął znów Zayn, a ja przewróciłam oczami.
-Więc nie próbuj.- wzruszyłam ramionami, a później poczułam jego obejmujące moje drobne ciało.
-Nie jest ci zimno?- zachichotał widząc, że jestem tylko w sweterku i leginsach.. idiotka. Właściwie to z powodu mojego zdenerwowania nawet nie pomyślałam, żeby się ubrać.
-Jest.- mruknęłam dopiero teraz to czujesz. 
-To się przytul, nie gryzę.- uśmiechnął się uroczo.
-Chodźmy do auta.- powiedziałam już chcąc podążyć w stronę drzwi.
-George zamknął. Chce wypić kawę i coś zjeść. - powiedział i tym razem nie czekał aż ja to zrobię, tylko przytulił mnie owijając nasze ciała w jego kurtkę. 
-Co ty tu robisz?- spytał, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.
-Pracuję.- parsknęłam jakby to było oczywiste.
-Tyle to wiem. Jesteś kompletnie inna niż te zimne baby w biurowcach. Nie pasujesz.. jesteś taka.. inna.- powiedział opierając brodę na czubku mojej głowy.
-Nie znasz mnie.- zachichotałam, a on skinął. 
-Masz rację.. ale potrafię obserwować ludzi i wyciągać wnioski.- wzruszył ramionami.
-A poznać się zawsze możemy.- wyszczerzył się jak pięcioletni dzieciak do lizaka, którego akurat dostał. 
-Już wiem, że cudownie całujesz.. powiesz mi coś jeszcze, czy chcesz pozostać jeszcze chwilę przy tym.- mruknął i dopiero zauważyłam jak blisko siebie jesteśmy. Jego karmelowe oczy przewędrowały całą moją twarz w końcu zatrzymując się na ustach. Musiałabym skłamać, gdybym powiedziała, że nie chcę go pocałować. Bardzo chcę.
-Słyszałem, że romanse w pracy są niedozwolone.- usłyszałam kpiący głos Styles'a tuż obok. Obejrzałam się w jego stronę i zmrużyłam oczy. Nie będę wyciągała niczego przy Zayn'ie.. on jest tego świadomy. 
-Pierwszy raz dobrze słyszałeś.- fuknęłam i zobaczyłam jak szczęka mu się napina.
-Musimy pogadać.- powiedział i niemal wydarł mnie z objęć Zayn'a, który jak na razie przyglądał się całej tej sytuacji.
-Dobra. Koniec tych cyrków Styles.- fuknął Malik i złapał mnie za rękę ciągnąc w swoją stronę.
-Niech ona zdecyduje czy chce ze mną rozmawiać.- powiedział Styles, a ja przełknęłam ślinę słysząc okropne napięcie w jego głosie.
-Wyjaśnię o co mu chodzi i będzie ok. W końcu mamy ze sobą pracować.. kupisz mi herbatę?- spytałam uśmiechając się i udając, że jestem pewna swojej decyzji.. gówno prawda. 
-Jak chcesz..- powiedział obojętnie, odwrócił się i odszedł. Gorzej niż baby.
-Co ty odpieprzasz?- usłyszałam zirytowany głos loczka i momentalnie na niego spojrzałam, nie wiedząc o co mu chodzi.
-Za kogo ty się masz?- spytał znowu zbliżając się do mnie, a ja zmarszczyłam brwi.
                                                                       ~Oczami Harry'ego~
Wyszedłem w końcu pozbywając się natrętnej blondyny ze stacji. Wyciągnąłem papierosa i zaciągnąłem się po odpaleniu. Cisza nocy była na prawdę kojąca. Trochę głupio wyszło z [T.I.]. Mogła się z nim nie lizać.. ze mną później nie chciała! Zaciągnąłem się kolejny raz i usłyszałem głosy. Wszędzie rozpoznałbym ten głos.. nie żebym zwracał na niego uwagę, ale jest po prostu charakterystyczny. Nie pasował mi tu tylko jeden.. męski. Rzuciłem niedopałek na beton zgniatając go  i podążyłem za autobus. Przeskanowałem obie postacie wtulone w siebie. [T.I.] i Malik. Ścisnąłem ręce do tego stopnia, że aż kostki mi pobielały. Ona jest kompletnie pomylona. Nie rozumie moich zasad, więc będę musiał pomóc je przyswoić. 
- Słyszałem, że romanse w pracy są niedozwolone.- parsknąłem przesycając każde słowo jadem. Oboje obejrzeli w moją stronę zdziwieni, że nie są sami. No cóż.. trudno.
-Pierwszy raz dobrze słyszałeś.- mruknęła pod nosem, a ja traciłem cierpliwość widząc go przyklejonego do niej.
-Musimy pogadać.- podszedłem do nich i łapiąc ją za rękę przyciągnąłem ją do mnie. Mulat popatrzył na mnie jak na wariata i zrobił to samo co ja.
-Dobra. Koniec tych cyrków Styles.- powiedział zaczynając się denerwować.
-W takim razie niech sama zdecyduje, czy będzie ze mną rozmawiać.- uśmiechnąłem się pod nosem. Przecież nie powie o niczym przy nim. Jestem automatycznie na wygranej pozycji.
-Wyjaśnię o co mu chodzi i będzie ok. W końcu mamy ze sobą pracować.. kupisz mi za ten czas herbatę?- spytała patrząc na niego błagalnym wzrokiem, a on tylko zacisnął pięści i odszedł w końcu tam, gdzie jego miejsce, czyli daleko od niej. 
-Co ty odpieprzasz?- spytałem prosto z mostu, bo już mnie od środka wysadzało. 
-Za kogo ty się w ogóle masz?- znów zadałem pytanie, nie wiedząc co ze sobą zrobić podszedłem bliżej nie. Ona patrzyła na mnie tymi oczami jak pięciozłotówki.
-Ale o co ci chodzi..?-  tym razem ona się odezwała i zrobiła krok do tyłu.
-Aha, czyli teraz nawet przeszkadza ci to, że stoję za blisko?- parsknąłem i zacisnąłem żuchwę, żeby nie wybuchnąć.
-Jesteś tylko zastępcą menadżera, a nosisz się jakbyś byłą tu od nie wiadomo jak dawna. W  ogóle co to miało być z Malikiem? Takie nierozłączki jesteście? To gdzie był, kiedy ten idiota Cie zostawił jak ostatnią ofiarę w kawiarni?- nie dawałem sobie przerwać , chociaż widziałem jak na mnie patrzy. Tak wiele pogardy w spojrzeniu dawno nie widziałem. Ale czego mógłbym się spodziewać po dziewczynie, która potrafi się załamać zerwaniem, której pewnie praktyki łatwi bogaty tatuś, a wszystko co w życiu przeżyła to jedna z tych bajeczek, które zawsze kończą się dobrze. Ale ta się nie skończy. Ktoś musi jej pokazać jak tu jest na prawdę.
-Gdzie był kiedy byliśmy w sali nagraniowej? Albo sami w autobusie? Przecież wiesz, że ci się bardziej podobało.- powiedziałem z cieniem uśmiechu pod nosem. Jestem dla niej multum lepszy od niego pod każdym względem.
-Nie podobało mi się.- powiedziała wywołując u mnie falę złości. Uniosłem dłoń i uderzyłem o wóz. Później dopiero spojrzałem na nią. Wywołałem u niej dreszcze. Patrzyła na mnie przerażonymi oczami i cała drżała obejmując się ramionami. Może nie powinienem aż tak gwałtownie zareagować. Ona tylko patrzyła na mnie i nic nie mówiła.
-Ja.. nie powinienem..- zrobiłem krok w jej stronę i wyciągnąłem dłoń chcąc ją przyciągnąć ją do siebie. Ona zamiast mnie wyśmiać, albo krzyczeć, przestraszona zrobiła szybki unik.
-N-nie dotykaj mnie.- wyszeptała drżącym głosem, żeby zrobić kolejny krok w tył, co wywołało u mnie frustrację.
-Tylko mnie trochę poniosło.. nie dramatyzuj.- mruknąłem przeczesując włosy palcami.
-Nie zbliżaj się do mnie w takim stanie.- usłyszałem jej już znacznie pewniejszy głos niż przed chwilą, a później tylko mogłem oglądać jak odchodzi i wchodzi o autobusu, który prawdopodobnie został otwarty podczas całego zajścia. Czemu ona tak przesadza..? Przecież nic takiego jej nie zrobiłem. Jednak czułem się jak skończony dupek. 
Ona się mnie przestraszyła. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
8 KOM -> NEXT
Mam nadzieję, że się podoba ;) 
#Maleńka

piątek, 1 grudnia 2017

All I want for Christmas is you ~ Louis cz.2

- (T.I.), nic ci nie jest? - usłyszałam łagodny, męski głos i poczułam lekkie potrząsanie za ramiona. Otworzyłam powoli oczy i zobaczyłam nad sobą przejętą twarz Louisa.
- Jest okej. - powiedziałam speszona, podnosząc się do pozycji siedzącej. Poczułam silny ból z tyłu głowy, więc odruchowo przyłożyłam dłoń do tego miejsca.
- Poczekaj, pomogę ci. - oznajmił Louis, zakładając moją torbę na ramię. Podał mi rękę, a drugą objął mnie w talii, żeby łatwiej było mi wstać.
- Znowu nie jadłaś śniadania? - zapytała z grymasem Ann.
- Zjadłam musli. - mruknęłam. Weszliśmy do środka. Rozebraliśmy się i wspólnie udaliśmy do kuchni. Czułam się nieswojo w towarzystwie chłopaka, ale byłam skazana na jego obecność. Nie mogłam zapomnieć jego dotyku, kiedy trzymał mnie za rękę. Tak bardzo o nim marzyłam.. chociaż w myślach nieustannie przeklinałam pomysł ubrania tego dnia rękawiczek.
- Idę do łazienki. Lou, pilnuj (T.I.), w razie gdyby znowu miała zemdleć. - zażartowała Ann i wyszła.
- Będę ją miał na oku. Baw się dobrze. - rzucił. Nie mogłam powstrzymać śmiechu.
- Chcesz herbatę? - zwrócił się do mnie, nalewając wody do czajnika.
- Chętnie. - uśmiechnęłam się, próbując ukryć zdenerwowanie.
- Na jaką masz ochotę? Mam tu malinową, żurawinową, zieloną, zieloną z pomarańczą, białą z.. - wymieniał, przeglądając opakowania.
- Czarna z cytryną będzie idealna. - przerwałam mu.
- Dobry wybór, masz u mnie plusa. - zaśmiał się brunet, a moje serce zaczęło bić szybciej. Na szczęście wtedy do kuchni wróciła Ann, wzięłyśmy gotową herbatę i udałyśmy się do jej pokoju, spędzając kilka godzin na niezobowiązujących rozmowach i oglądaniu naszego ulubionego serialu.
- Jutro mikołajki, co dostaniesz od mamy? - zapytała przyjaciółka. Spojrzałam na nią krzywo.
- Nic, jesteśmy już chyba za stare na mikołaja. - wzruszyłam ramionami.
- W ogóle nie świętujecie? - zapytała zdziwiona.
- Pewnie pójdziemy razem do kawiarni albo coś w tym stylu. Od śmierci taty minęły 2 lata, a ona wciąż niechętnie wychodzi z domu.. - powiedziałam smutno.
- Dobrze, że ma ciebie. - uśmiechnęła się lekko Ann, łapiąc mnie za rękę dla dodania otuchy.
- Będę się już zbierać. - powiedziałam. Wyszłam od przyjaciółki przygnębiona. Postanowiłam udać się w swoje ulubione miejsce w czasie zimy. Po kilkunastu minutach dotarłam na rynek miasta, na którym znajdowało się duże lodowisko. Wypożyczyłam łyżwy i z uśmiechem stawiałam pierwsze tego roku kroki na lodzie. Od dziecka uwielbiałam jeździć na łyżwach, dlatego też nieźle mi to wychodziło. Świąteczne piosenki i oddanie się przyjemności skutecznie poprawiło mi humor. Przynajmniej było tak dopóki nie zauważyłam szczęśliwej pary wchodzącej do jednej z najbardziej klimatycznych kawiarni jakie znam. Bez trudu rozpoznałam dziewczynę i chłopaka. Zresztą tego chłopaka poznałabym wszędzie. Stałam osłupiała, czując zbierające się w oczach łzy. Nagle ktoś wpadł na mnie, zapewniając mi tym bliskie spotkanie z lodem. Syknęłam z bólu.
- Wszystko w porządku? - zapytał chłopak, który był odpowiedzialny za moją krzywdę.
- A jak ci się wydaje? - warknęłam, wstając i otrzepując swój płaszczyk.
- Bardzo przepraszam, nie jeżdżę najlepiej, a ty stałaś mi na drodze. - tłumaczył się nieznajomy. Przyglądałam mu się, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że skądś go kojarzę. Był bardzo przystojny, więc może to była jednak tylko cicha nadzieja, że się znamy.
- Przeprosiny przyjęte. - uśmiechnęłam się lekko.
- Jestem Harry. - powiedział wesoło, wyciągając rękę w moją stronę.
- (T.I.) - odpowiedziałam i uścisnęliśmy sobie dłonie.
- Masz ochotę na kawę? - zapytał z nadzieją.
- Hm, dlaczego nie. - powiedziałam po chwili zastanowienia. Pomyślałam, że nie mam nic do stracenia. Zeszliśmy z lodowiska i oddaliśmy łyżwy do wypożyczalni.
- Co powiesz na tamtą kawiarnię? Uwielbiam klimat tego miejsca. - powiedział Harry, wskazując lokal, którego widok powodował szybsze bicie serca.
- Ja za nim nie przepadam.. - skłamałam. Marzyłam o spędzeniu tam pierwszej randki z chłopakiem moich marzeń.
- Na pewno zmienisz zdanie, no nie daj się prosić! - upierał się. W końcu uległam jego namowom. Weszliśmy do środka, a mój wzrok momentalnie zetknął się ze wzrokiem Louisa. Chłopak zmarszczył brwi, a ja pospiesznie odwróciłam głowę. Harry wybrał stolik, z którego miałam idealny widok na Louisa i Emmę, przez co nie mogłam się skupić na tym, co do mnie mówił. Czułam się z tym źle, bo chłopak wydawał się być miłą i interesująca osobą, a ja nie potrafiłam zaangażować się w rozmowę, przez co średnio się kleiła. Co jakiś czas zerkałam w stronę Louisa. Za każdym razem nasze spojrzenia się ze sobą stykały. Nie rozumiałam co to ma znaczyć. Nigdy wcześniej Louis nie zwracał na mnie uwagi. Poza tym, był na randce i sam powiedział, że ma nadzieję na coś więcej. W końcu nie wytrzymałam napięcia, przeprosiłam Harrego i pospiesznie opuściłam kawiarnię.
- (T.I.), poczekaj! - usłyszałam za sobą. Posłusznie zatrzymałam się i odwróciłam. Zobaczyłam idącego w moją stronę Louisa. Byłam zmęczona tym dniem, poziom stresu osiągnął już swój punkt kulminacyjny, więc było mi wszystko jedno co się stanie. Spodziewałam się, że Louis zaraz zacznie mnie obwiniać za zepsucie mu spotkania.
- Co się stało? - zapytałam, udając, że wszystko jest w porządku.
- Skąd go znasz? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Godzinę temu wpadł na mnie na lodowisku. Czemu w ogóle o to pytasz? - nie rozumiałam jego zachowania.
- Nie zadawaj się z nim. - nakazał stanowczo.
- Dlaczego? To moja sprawa z kim się spotykam. - prychnęłam.
- To okropny typ, który traktuje dziewczyny jak zabawki. ...Nie chcę, żebyś cierpiała. - dodał po chwili, patrząc mi głęboko w oczy. Pragnęłam, aby ta chwila trwała wiecznie. Cała ta sytuacja wydawała się być kolejnym pięknym snem, z którego nie chciałam, ale musiałam się wybudzić.
- Dzięki za troskę. - uśmiechnęłam się najładniej jak umiałam. – Wracaj do Emmy, na pewno na ciebie czeka.
- To z Emmą to jakieś nieporozumienie. W ogóle nie mieliśmy o czym rozmawiać. Chyba oboje czekaliśmy, aż te spotkanie się skończy. - uśmiechnął się krzywo.
- Przykro mi. - powiedziałam, chociaż szczerze mówiąc, wcale nie było.
- Chodź, odwiozę cię do domu. Robi się późno, a Ty, zdaje się, jeszcze nie byłaś w domu. - zaśmiał się Louis. Dołączyłam do niego i poszliśmy na pobliski parking. Droga, mimo że niedługa, minęła nam w zadziwiająco miłej atmosferze. Nawet nie przypuszczałam, że możemy się tak dobrze dogadywać.
- To tutaj, prawda? - zapytał Louis, kiedy stanęliśmy pod moim domem.
- Tak. Dziękuję za wszystko, co dzisiaj dla mnie zrobiłeś. - uśmiechnęłam się.
- Nie ma sprawy, polecam się na przyszłość. - powiedział, poruszając zabawnie brwiami.
- Do zobaczenia. - rzuciłam, wychodząc z samochodu.
- Do jutra. - odpowiedział, zanim zdążyłam zamknąć drzwi. Stanęłam przed wejściem, wyciągnęłam z kieszeni klucz i odwróciłam się jeszcze raz w stronę pojazdu. Pomachałam chłopakowi z uśmiechem i weszłam do środka. Opierając się plecami o drzwi, zamknęłam oczy i z nieschodzącym z ust uśmiechem odtwarzałam w głowie dzisiejszy wieczór.



_________________________________________
Witam Was 1 dnia najlepszego miesiąca w roku! Pod poprzednią częścią był bardzo mały odzew, przez co nie wiem, czy jest sens ciągnąć te opowiadanie do samych świąt. Jeśli chcecie, żeby pojawiły się następne części to proszę o większą aktywność :( nawet nie macie pojęcia jak to motywuje do pisania!
littlegirl