One Direction i My.. - imaginy

czwartek, 31 grudnia 2015

Rysownik|| l.t../część 6

Zadziwiacie mnie kochani! 
Tak szybo spełniacie warunek, że nie nadążam przepisywać c:
Dzisiaj ewentualnie jutro pojawi się pierwszy rozdział "SAMOTNOŚCI" na wattpadzie :)
Już nie przedłużam i zapraszam do czytania! :)
______________________________
J: Lou..- skierował swoje spojrzenie na mnie, a wtedy postanowiłam sprawić, by ten cudowny uśmiech znów powrócił na jego twarz. Pochyliłam się na ile mogłam, niestety ręka mi tego nie ułatwiała. Westchnęłam.- Mógłbyś się przysunąć? Chciałabym ci coś powiedzieć, ale to jest tajemnica.- zdezorientowany zrobił to, o co go prosiłam, a wtedy złączyłam nasze usta w krótkim pocałunku. Przytknęłam czoło do jego czoła i uśmiechnęłam się.- Czy to już miało znaczenie?
L: Nawet nie wiesz, jak wielkie.- uśmiechnął się szeroko a ja odwzajemniłam. Chciałam go przytulić, ale moja lewa ręka mi to uniemożliwiała. Odsunęłam się z westchnieniem, na co zmarszczył brwi, a uśmiech się lekko zmniejszył.- Wszystko dobrze?
J: Tak.- odpowiedziałam krótko i spojrzałam na swoją dłoń. Łzy same zebrały się w oczach, ale starałam się je powstrzymywać. 
Chłopak poprosił, żebym się przesunęła, co uczyniłam, a on położył się koło mnie. Przytulił do siebie i zaczął lekko nami kołysać.
L: Wyrzuć to z siebie, będzie ci lepiej.- powiedział cicho.
J: Ja.. To dotarło do mnie i chce mi się płakać, gdy chcę zrobić coś, czego nie mogę. To.. To boli.- nie wytrzymałam i popłakałam się. Leżeliśmy tak dopóki nie przyszła pielęgniarka.
P: Musi pan już iść..- powiedziała patrząc na mnie współczująco. Cały ten mały szpital próbował poprawić mi humor. Robili naprawdę wiele wspaniałych rzeczy, żebym się ocknęła z tamtego dziwnego stanu. Chyba mnie polubili. Zresztą ja też ich polubiłam. 
L: Mógłbym zostać? Bardzo proszę.- popatrzył na nią błagalnie, a mnie przeszedł dreszcz, bo to było naprawdę było słodkie. On pomyślał chyba że jest mi zimno, bo zdjął bluzę i kazał mi ją założyć, podczas gdy pielęgniarka poszła porozmawiać z ochroną i doktorem. Po jakimś czasie ta sama pielęgniarka przyszła i oznajmiła, że ledwo, ale udało jej się wynegocjować jedną noc.
J: Dziękuję ci.- uśmiechnęłam się do niej delikatnie, na co ona rozpromieniła się.
P: Nareszcie uśmiech! Dla niego było warto, skarbie.- mrugnęła do mnie i wyszła, zostawiając nas. Zachichotałam, na co Louis uśmiechnął się szeroko.
L: Brakowało mi tego!- zaśmiał się, na co dźgnęłam go w bok.
Rozmawialiśmy przez kolejne 3 godziny, opowiadałam mu o swoim życiu, pasjach i rodzinie. Później on zrobił to samo.
J: Nie wierzę! Jak mogłeś? Przecież zniszczyłeś mu cały występ!- popatrzyłam na niego zdziwiona. Nie mogłam uwierzyć w to, że jeszcze kilka lat temu, był zbuntowanym dzieciakiem, który podkładał nogi aktorom, "pomagając" przy przedstawieniach. 
L: Naprawdę! Nigdy nie lubiłem tego typka, a to była taka perfekcyjna okazja. Szkoda mi tylko mojego obrazu, bo przewrócił się prosto na niego.
J: Karma zawsze wraca.- pstryknęłam go w nos, na co spojrzał na mnie dziko.
L: Kochana, masz szczęście, że leżysz w szpitalu. Bo inaczej tak bym cię łaskotał, że z powrotem byś tu trafiła.- zagroził mi z uśmiechem. Wystawiłam mu język, ale przytuliłam się do niego.
Szatyn nagle złapał mnie za lewą rękę i podniósł ją delikatnie. Patrzyłam na jego poczynania w ciszy.
Zaczął całować każdy z moich palców, potem pocałował wierz mojej dłoni, a na końcu środek. Wtulił w nią swoją twarz i uśmiechnął się do mnie. Chciałam zrobić to samo, ale nic nie czułam. Kompletne nic.
J: Ja nie przeżyję bez rysowania, nie przeżyję bez tych wszystkich uczuć, dotyku kartki..- wyszeptałam.
L: Przejdziemy przez to razem. Będę z tobą w każdym momencie, będę ci pomagał i cię wspierał. Razem damy radę i zobaczysz, jeszcze będziesz spełniać się w życiu.- powiedział wtulając nos w moje włosy.
*miesiąc później*
Dzisiaj oficjalnie miałam zacząć rehabilitację. Dopiero teraz mój organizm, po dojściu do siebie i rozpoczęciu odpowiedniej diety jest wstanie znieść trudy ćwiczeń. Louis jak obiecał wciąż jest ze mną.
2 tygodnie od feralnej zmiany w moim nastawieniu wypuścili mnie domu. Mama bardzo chciała zostać i się mną opiekować, ale praca jej to uniemożliwiała. Lou zaproponował jej więc, że albo on zamieszka u mnie, albo ja u niego. Skończyło się na tym, że nie zgodziłam się na wyprowadzkę, więc wprowadził się do mnie. Codziennie rano przychodzi do mojego pokoju i budzi mnie całusem w czoło. Idzie do kuchni i robi mi śniadanie. Dopóki nie zjem, nie pozwala mi się ruszyć z łóżka. Potem wraca i spożywamy posiłek, siedząc w moim łóżku. Często mnie po prostu karmi, bo nie jestem w stanie na przykład utrzymać kanapki tak, by nie zleciały z niej składniki. 
Dzisiejszy poranek postanowiłam jednak zmienić. Wstałam wcześniej i po umieszczeniu ręki w specjalnej szynie, którą przymocowałam specjalnym bandażem do ciała, poszłam na paluszkach do pokoju Louisa. Spał jeszcze. Zakradłam się do jego telefonu, w którym budzik miał zadzwonić za 1,5 godziny. Wyłączyłam go i wyciszyłam. Niech się chłopak wyśpi.
Wróciłam do pokoju i przebrałam się z piżamy w luźną koszulkę z nadrukiem The Beatles i czarne legginsy. W łazience załatwiłam swoje potrzeby, jakimś cudem sama umyłam zęby i jeszcze większym cudem związałam włosy. Nie chciałam ich czesać, bo na pewno bym sobie nie dała rady, a po za tym uwielbiałam siadać na swojej pufce, przed Lou i relaksować się, gdy on rozczesywał mi włosy i zaplątywał z nich warkocze lub wiązał w ładne kucyki. Moja mama go nauczyła, a on robił to naprawdę dobrze.
Gdy byłam już gotowa zeszłam po cichu do kuchni i walcząc jedną ręką, wyciągnęłam z lodówki jajka i boczek. Położyłam produkty na blacie i wyciągnęłam jeszcze masło. Następnie z dolnej szafki wyciągnęłam patelnię. Włączyłam płytę i ustawiłam tak, żeby się nagrzewała. Na niej postawiłam wcześniej wyciągniętą patelnię i rzuciłam kawałek masła na nią. Następnie zaczęłam kroić boczek w kosteczkę i dorzuciłam do masła. Poczekałam aż się przysmaży i jakimś cudem udało mi się wbić jajka. Mieszałam wszystko przez jakiś czas, a później wyłączyłam płytę. Szybkim ruchem z szafki wyciągnęłam talerze i przełożyłam jedzenie z patelni. Położyłam na jajecznicy po listku bazylii, dla ładnego wyglądu. Na szczęście wczoraj podczas zakupów spożywczych kupiliśmy bułki, więc pomagając sobie kolanem przekroiłam je na pół i posmarowałam masełkiem. Dołożyłam do jajecznicy i zadowolona z efektu przygotowałam dla nas również po szklance soku pomarańczowego. Usiadłam przy blacie, czując pulsujący ból w prawy przedramieniu. To zły znak, bo doktor mówił, że mam nie nadwyrężać tej ręki. Odpoczęłam 5 minut, a potem wróciłam do góry. Najciszej jak tylko umiałam, przyciągnęłam mały stolik do łóżka Lou. Później osobno z każdym talerzem i szklanką szłam do góry i stawiałam na stoliczku. Wreszcie gdy wszystko było gotowe, położyłam się obok chłopaka i przytuliłam się do niego. Automatycznie jego ramiona mnie objęły przez sen. Zaśmiałam się cichutko. Leżałam z nim jakieś 30 minut. Od wyłączenia jego budzika minęły już jakieś 2,5 może nawet 3 godziny. Pocałowałam jego nosek.
J: Louis.. wstawaj..- zachichotałam i ucałowałam jego czoło. Mruknął coś pod nosem i wtulił twarz w moje włosy. Pogłaskałam go prawą ręką po policzku.- Loulou...- dopiero po chwili otworzył oczy i na mój widok od razu się uśmiechnął. Widząc to sama wyszczerzyłam się.
L: Cześć..- powiedział porannym głosem, który rzadko kiedy słyszałam.- Co ty tu robisz?- zapytał uprzednio całując moje czoło i przecierając oczy.
J: Przygotowałam śniadanie.- uśmiechnęłam się i pokazałam mu swoje dzieło. Zmarszczył brwi.
L: Mama przyjechała?- zapytał patrząc na mnie podejrzliwie.
J: Nie, sama wszystko zrobiłam.- uśmiechnęłam się szeroko dumna, że udało mi się go zaskoczyć.
L: (T.i.) no kurcze! Mówimy ci, że musisz oszczędzać prawą rękę.- powiedział nieco zły. Zrobiło mi się smutno, a on widząc to uśmiechnął się troskliwie.- Przepraszam kochanie, po prostu się martwię. Dziękuję ci bardzo, to zdecydowanie najlepszy poranek, jaki kiedykolwiek przeżyłem.- ścisnął moją dłoń. Lekko się uśmiechnęłam. Później zaczęliśmy jeść. Nadal czułam ból w prawej ręce, ale przejdzie, prawda? Mam nadzieję.
J: Dzisiaj zaczynam rehabilitację..- zaczęłam niepewnie.
L: Pamiętam. Będzie dobrze, będę z tobą.- przytulił mnie od tyłu.
J: Możemy wcześniej pojechać gdzieś? Na przykład do parku na spacer?- popatrzyłam na niego błagalnie. Siedział w ciszy myśląc czy się zgodzić, czy nie. Na pewno się nie zgodzi. Zawsze tak jest.
L: Dobrze. Myślę, że świeże powietrze dobrze ci zrobi.- posłał mi uśmiech, a mi szczęka opadła.

_______________________________________
I jak? Dobrze jest? :D
Zwiększam nieco warunek, bo się nie wyrobię inaczej! :D

12 komentarzy = następna część!

Wasza
DF

środa, 30 grudnia 2015

Liam ♥ cz.3

-Dziękuję..- szepnęła mi prosto do ucha, cichutko. Później musnęła swoimi ustami mój policzek.. postanowiłem nie zdradzać jej, że wcale nie śpię.
-Cholera..- jęknąłem pod wpływem głośnego dzwonka alarmu, gdyby nie mała postać, która wtuliła się we mnie, zapomniałbym o jej istnieniu. Szybko wyłączyłem budzik.. 5 rano. Popatrzyłem na dziewczynę i uśmiechnąłem się pod nosem czując się nieswojo. Nie przypuszczałbym, że się zbliży do mnie w nocy, a on przyczepiła się mnie, niczym przestraszony dzieciak.. może jest przestraszona. Pogładziłem jej policzek zewnętrzną stroną dłoni, i ujrzałem jej niemal niewidoczny chwilowy grymas. Te siniaki, rozcięcia, rany... całkowicie do niej nie pasowały. Znajdę ich. Znajdę i udupie. Powoli starałem się wymsknąć z żelaznego uścisku [T.I.], która ani na chwilę go nie poluzowała.. oczywiście byłoby to proste, gdybym nie bał się, że ją obudzę. Udało się. Ubrałem się szybko w jeansy i czarną koszulkę, odwróciłem się po raz ostatni przed wyjściem i zobaczyłem, że teraz zamiast mnie kurczowo ściska moją poduszkę.. mimowolnie na moje usta wkradł się ogromny uśmiech. Wyszedłem pozostawiając ją samą dla siebie.

~Oczami [T.I.]~

 Obudziły mnie promienie słońca wdzierające się przez nie do końca zasłonięte zasłony. Gdy uchyliłam oczy nie byłam do końca pewna gdzie jestem.. później przypomniałam sobie wydarzenia poprzedniej nocy. Odwróciłam się na drugi bok poszukując czekoladowych oczu chłopaka. Trochę mi ulżyło widząc, że nie ma go teraz w pokoju, jednak wolę się sama budzić. Wstałam, i skierowałam się do łazienki. Przemyłam twarz wodą, aby nieco bardziej się wybudzić. tak, bolało mnie.. wszystko. Stałam patrząc w umywalkę dłuższą chwilę nim odważyłam się spojrzeć na swoje odbicie w lustrze. Musiałam to kiedyś zrobić.. więc czemu nie teraz? Podkrążone oczy, lekki siniak na policzku, rozcięta brew, oczywiście zalepiona plastrem, popękane usta i napuchnięty policzek. To nie jest na tyle spojrzałam w dół i zamarłam. Moje nogi wyglądały jak wyjęte z horroru. Nawet mimo tego, że spoczywały na nich liczne plastry i bandaże. 
-Ughgh!- krzyknęłam w pustą przestrzeń wyładowując złość i ruszyłam w stronę kuchni... a raczej w poszukiwaniu kuchni. Po kilku próbach znalazłam nieskazitelnie czyste pomieszczenie. Nie zdawałam sobie sprawy, ze jestem głodna dopóki nie zauważyłam kanapek i herbaty na ladzie. W błyskawicznym tempie usiadłam na krześle i zaczęłam wchłaniać to, co jest przede mną. Zaczynam podejrzewać, że kanapki to jedyne co potrafi 'ugotować' Liam. Nie wygląda na kuchcika. Za to wygląda jak Bóg. Siedziałam jeszcze przez chwilę nie ruszając się z miejsca i chcąc po prostu poleniuchować. Jednak poderwałam się równo z dźwiękiem dzwonku. Podeszłam po cichu do drzwi.. nie będąc pewna czy otworzyć poczekałam chwilę spodziewając się, że ktoś po drugiej stronie odejdzie. Ta osoba jednak dzwoniła z podwójną częstotliwością, więc po prostu otworzyłam. Mój wzrok poszybował nieco w górę, gdyż chłopak, który stał przede mną był nieco sporo wyższy ode mnie. Niczym Liam. Jednak patrzył na mnie wzrokiem ciemniejszym niż Payne. Brunet, włosy postawione na żelu, koszula w kratę i jeansy. Było widać, że pakował na siłce.
-Słucham?- odważyłam się, żeby powiedzieć szybko to jedno słowo. Facet popatrzył się na dół i prześwidrował moją postać swoim wzrokiem.
-Ja do twojego chłoptasia.- powiedział, a ja oczywiście nie potrafiłam ugryźć się w język.
-Nie mam chłopaka.- powiedziałam na wydechu nie chcąc niedomówień.. może to jego znajomy..? On popatrzył się na mnie znów, tym razem uśmiechając się pod nosem.
-To upraszcza sprawę.
-Nie ma Liama.- powiedziałam znowu i chciałam zamknąć drzwi, ale uniemożliwiła  mi to jego silna ręka odpychająca drewnianą taflę. Przełknęłam głośniej ślinę.
-To może poczekamy na niego?- spytał i nie oczekując na odpowiedź na odpowiedź wdarł się do mieszkania. Pod wpływem nerwów trzasnęłam mocno drzwiami, na co on gwałtownie odwrócił wzrok. Wypuściłam ze świstem powietrze i odwróciłam się w jego stronę ze sztucznym uśmiechem na twarzy.
-To może kawę?- spytałam siląc się na uprzejmość.
-Jasne, zrób.- odparł znudzonym tonem i usiadł na kanapie rozciągając przed sobą długie nogi. Ja przewróciłam oczami i skierowałam się z powrotem do kuchni. Nastawiłam wodę i usiadłam czekając, aż się zagotuje. Mam dość górowania mężczyzn nad moją osobą. Myślą, że są lepsi, bo są więksi? No chyba nie. Pisk gotującej się już wody wydarł mnie z moich zamyśleń. 

Wiem, długo i wgl
Ale ludzie! Święta :D
Jutro sylwester, jedziemy na domówkę <3
Dziś zaszalejemy :
12 KOM-->NEXT
#Maleńka

wtorek, 29 grudnia 2015

Rysownik|| l.t./część 5

WAŻNE!!! 
KOCHANI!
Z DUMĄ MOGĘ OGŁOSIĆ, ŻE KSIĄŻKA "SAMOTNOŚĆ" Z NIALLEM HORANEM NA WATTPADZIE RUSZYŁA! :D

POJAWIŁ SIĘ JUŻ PROLOG!
PROSZĘ WAS O UDOSTĘPNIANIE JEJ I WYSYŁANIE DO ZNAJOMYCH, MOŻE KOMUŚ SIĘ SPODOBA C:
ZNAJDZIECIE JĄ POD TYM LINKIEM: https://www.wattpad.com/myworks/58381636-samotno%C5%9B%C4%87-n-h
BARDZO PROSZĘ WAS O POMOC, ABY SIĘ TO ROZKRĘCIŁO ^^
A teraz zapraszam na kolejną część "Rysownika" :)
Myślę, że jeszcze trochę was nim pomęczę, bo do końca jeszcze kilka części ;DDDD
Miłego czytania i jeszcze raz zapraszam na nową opowieść SAMOTNOŚĆ.
____________________________________________________________________
Łzy same wypłynęły, a ja nie mogłam uwierzyć własnym oczom. 
J: To niemożliwe..- wyszeptałam.
Przez kolejne dni z nikim nie rozmawiałam, nic nie chciałam jeść ani pić, jestem pewna, że gdyby nie kroplówki, schudłabym jakieś 10 kilo w ciągu tych kilku dni. Patrzenie w sufit i ciche użalanie się nad sobą to było jedyne, co robiłam. Co takiego zrobiłam, czym zawiniłam, że Bóg ukarał mnie w ten sposób?
1,5 tygodnia przeleżałam nie roniąc łez, a tępo patrząc przed siebie. Po tych 1 dniach, usłyszałam otwierające się drzwi. To pewnie znowu Louis. Siedział ze mną od rana do wieczora i po prostu był. Nie próbował rozmawiać, po prostu mnie wspierał, będąc ze mną, nie zmuszając mnie do niczego.
L: Okej (T.i.), przyszedł czas, żeby wziąć się w garść i zacząć walczyć.- podał mi dużą, naprawdę dużą teczkę i otworzył ją przede mną. Położył mi ją na udach.- Gdy będziesz gotowa, przejrzyj to. Przyjdę do ciebie wieczorem.- ucałował moje czoło i ścisnął moją prawą rękę, za każdym razem się tak żegnał.
Nie wiem skąd, ale chyba wiedział, że wzbudzając moją ciekawość może dużo osiągnąć. Więc chwilę po jego wyjściu sięgnęłam do teczki. Wyciągnęłam duży plik kartek i zaczęłam je przeglądać.
Byłam w absolutnym szoku.
Na każdej z nich były rysunki. Różne. Cudowny zachód słońca, łąka, kot, a do tego krótkie teksty.
"Wracaj do zdrowia i widzimy się we wrześniu w nowej klasie! xx"
" Nie mogę się doczekać, żeby cię poznać, walcz! xo"
" Dasz radę kochana, jesteś świetna i masz niesamowity talent! x"
Ostatni był największy i złożony na pół. Rozłożyłam go i momentalnie chciałam drugą rękę przytknąć do ust. Nie mogłam tego zrobić, więc podniosłam się delikatnie i usiadłam, kładąc obrazek na kolanach. Na nim byłam ja, pogrążona we śnie, leżałam wśród czarno białych piór. Otaczała mnie kołdra w przeróżne wzory. Rozpoznałam jeden. Ten kompas wszędzie rozpoznam. Poniekąd był moim ulubionym. Wtedy dostrzegłam, że ta kołdra, to tak naprawdę ramiona. Jego ramiona. Pod spodem, przez łzy wzruszenia dostrzegłam tekst.
"Walcz. Nieważne o co. O miłość, o sprawność, o marzenia. Po prostu walcz. I nie przestawaj. Nigdy"
Odłożyłam wszystkie te piękne rzeczy do teczki. Zamknęłam oczy i uśmiechnęłam się. Louis ma rację. Muszę i chcę walczyć o marzenia. Dam radę.
Wieczór nadszedł szybko, bo jak się okazało, prawie cały dzień zajęło mi oglądanie tego wszystkiego. Spokojnie leżałam, jak zawsze, jednak coś się zmieniło. Nie wpatrywałam się w biały sufit. Oczami wyobraźni znów przeglądałam te wszystkie słowa i obrazy. Uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Gdy niebieskooki wszedł do pomieszczenia, omal nie zepsułam całego planu, chcąc rzucić mu się na szyję i podziękować. Schowałam uśmiech pod maską i dalej wpatrywałam się w sufit. Teczka leżała tam, gdzie ją pozostawił.
L: Naprawdę tam nie zajrzałaś?- zapytał ze smutkiem. Leżałam w ciszy.
Gdy zbierał się do wyjścia i żegnał całusem w policzek, podniosłam rękę i pogłaskałam go po policzku. Uśmiech sam wpłynął na moją twarz, nie mogłam się już dłużej powstrzymywać.
J: Żartowałam. Chwilkę po twoim wyjściu wszystko przejrzałam. Chcę walczyć.- powiedziałam zachrypniętym głosem od niemówienia i niepicia.
L: Boże, tak się cieszę!- wykrzyknął i przytulił mnie mocno, przez co prawie wyplułam swoje płuca i zaczęłam kaszleć.- Przepraszam! Przepraszam! Już biegnę do doktora i mówię ci! Wszystko się ułoży!- krzyknął uradowany i wyleciał w podskokach z mojego pokoju. Zachichotałam i nagle to do mnie dotarło. Tak mocno uderzyło. Czeka mnie prawdopodobnie kilka bardzo, bardzo ciężkich lat pracy. Ćwiczeń, wysiłku, łez, potu, zawodów i kolejnych etapów bardzo ciężkiej rehabilitacji. Czy jestem na to gotowa?
Spojrzałam w stronę drzwi, w których niedługo później pojawił się Tomlinson z uśmiechem, rozwiewając wszystkie moje wątpliwości. Na pewno dam radę.
J: Louis..- wyszeptałam, gdy lekarz odbył ze mną rozmowę i zjadłam pierwszy, malutki posiłeczek. Nadal byłam podpięta do tych wszystkich rurek, ale sama sobie na to zapracowałam.
L: Co jest?- zapytał sennie.
J: Ja.. Myślę, że cię lubię.- uśmiechnęłam się do niego, a on rozpromienił się.
L: Naprawdę?
J: Oczywiście.
L: To mamy problem.- spoważniał, a mi uśmiech zszedł z twarzy.- O boże żałuj, że nie widziałaś swojej miny!- krzyknął w końcu i zaczął śmiać się jak wariat.- Mamy problem, bo ja chyba bardziej niż cię lubię.- powiedział i uśmiechnął się szeroko, jakby na wspomnienie czegoś. Uniosłam brew w górę i olśniło mnie.
J: Co ty zrobiłeś Louis? Co zrobiłeś, kiedy byłam nieprzytomna?- spojrzałam na niego groźnym i przenikliwym wzrokiem, żeby nie spróbował mnie okłamać.
L: Nic takiego.- zakłopotany spuścił wzrok, ale rumieniec go zdradził. Chłopak nagle spojrzał na moje usta, a ja otworzyłam szeroko oczy.
J: Czy ty..
L: Tak, pocałowałem cię. Ale to i tak nie miało znaczenia, bo ty spałaś.- wzruszył ramionami i odwrócił się bokiem, biorąc jeden z rysunków do ręki.
J: Lou..- skierował swoje spojrzenie na mnie, a wtedy postanowiłam sprawić, by ten cudowny uśmiech znów powrócił na jego twarz. Pochyliłam się na ile mogłam, niestety ręka mi tego nie ułatwiała. Westchnęłam.- Mógłbyś się przysunąć? Chciałabym ci coś powiedzieć, ale to jest tajemnica.- zdezorientowany zrobił to, o co go prosiłam, a wtedy złączyłam nasze usta w krótkim pocałunku. Przytknęłam czoło do jego czoła i uśmiechnęłam się.- Czy to już miało znaczenie?
L: Nawet nie wiesz, jak wielkie.

_____________________________________
I jak? :) Mam nadzieję, że 10 komów dacie! :)
Po raz ostatni już zapraszam na "SAMOTNOŚĆ" i mam nadzieję, że będzie mnie tam wspierać C:
Zaproście znajomych i tak dalej haha :333
Dziękuję za to że jesteście! <3

Wasza 
DF

niedziela, 27 grudnia 2015

Rysownik|| l.t./część 4

Bez zbędnych wstępów, zapraszam do czytania :)
__________________________________________
L: Zostaw moją dziewczynę, to po pierwsze, a po drugie, lepiej zacznij szukać innej pracy, bo z tej na pewno cię zwolnią za takie zachowanie.- powiedział. Widziałam, że waha się czy powiedzieć coś jeszcze, więc szturchnęłam go lekko pod stołem, żeby wiedział, że jeśli nie on, to ja to zrobię, a wtedy nie będzie już tak spokojnie.- Najlepiej w burdelu, bo twoje sztuczne cycki tylko tam mogą się komuś przydać.- rzucił i puścił ją, a ona poszła sobie.
J: My chyba.. Powinniśmy..
L: Tak, chodźmy, bo czuję że to nie skończy się dobrze.- powiedział, a gdy spojrzałam w jego oczy, dostrzegłam, że tęczówki mu pociemniały. W przypływie lekkiej odwagi, złapałam go za rękę i wstałam, idąc nie do jego samochodu, a na ławkę kawałek dalej, w nieco odosobnionym miejscu. Chciałam usiąść na przeciwko niego ,ale ześlizgnęłam się z ławki i uderzyłam się. Chłopak doskoczył do mnie i pomógł mi wstać. Pomasowałam miejsce, gdzie mnie bolało i zajęłam miejsce obok szatyna, uśmiechając się lekko i posyłając mu spojrzenie typu "nie śmiej się, bo pożałujesz". Natychmiast spoważniał.
J: Chodziło mi bardziej o to, że musimy porozmawiać.- westchnęłam.
L: O czym? Bo jeśli zaczniesz gadać o tej laluni, to wiedz że wrócę i dopowiem jeszcze kilka niezłych zdań.- fuknął oburzony.
J: Louis, nie o to mi chodzi.- pogłaskałam go po ręce, żeby się uspokoił. Zadziałało.
L: W takim razie o co?- spytał już nieco spokojniej.
J: Ty.. Ty nazwałeś mnie swoją dziewczyną.
L: Wiem.- uśmiechnął się jakby na wspomnienie.
J: Iii??
L: Nic. Jesteś moją dziewczyną.- spojrzałam na niego zdziwiona.
J: Przepraszam bardzo, ale kto to powiedział?
L: Ja.- wyszczerzył się.
J: Nie wydaje mi się, żebyś się pytał a ja dałam na to przyzwolenie albo chociaż odpowiedź.
L: No to co? Polubiłem to.
J: Co dokładnie?- moje brwi były w kosmosie. A serce biło szybko.
L: Lubię nazywać się moją dziewczyną, moja dziewczyno.- wzruszył ramionami i uśmiechnął się. Odsunęłam się od niego i zmarszczyłam brwi. Co to za gra? Czemu jej nie znam? O co w niej chodzi?
J: Wytłumaczysz mi zasady tej gry? Bo jej nie ogarniam.- przyznałam szczerze.
L: Nie ma żadnej gry. Jesteś moją dziewczyną.- dalej się uśmiechał.
J: Dobra, a teraz na serio. Powiedz o co chodzi.- przewróciłam oczami zirytowana jego dalszym zachowaniem.
L: Okej, zrobimy po twojemu.- uklęknął przede mną.- (T.i.) (T.n.) zostaniesz moją dziewczyną?
Zachichotałam na jego słowa i pomogłam mu wstać.
J: Co ty robisz głupku.
L: Tak też źle? To ja już nie wiem co mam zrobić.- westchnął.
J: Louis do cholery, nie denerwuj mnie i powiedz o co chodzi, bo czytać w myślach nie potrafię!- warknęłam zdenerwowana.
L: Dobra, powiem prosto z mostu. Podobasz mi się, w dodatku okazało się że masz fajny charakter i talent. Mój ideał po prostu.- zaśmiał się.
J: Okeeej..- powiedziałam i nagle ciemność przesłoniła mi wszystko. Otworzyłam oczy i nagle znalazłam się w karetce.
L: (T.i.)?- głos chłopaka dobiegał z boku. Zamrugałam kilka razy i ujrzałam jego twarz.
J: Louis? Co się stało?- zapytałam chcąc usiąść, ale byłam przypięta jakimiś paskami.
L: Uderzyłaś się w głowę i zemdlałaś, ale nie mogłem cię wybudzić, potem przyszli inni klienci z kawiarni i też próbowali, ale się nie udało, więc po kilku minutach zadzwoniliśmy po karetkę. Teraz jedziemy do szpitala i powinniśmy tam być za chwilkę dosłownie.- zamilkł i jakby chciał coś dopowiedzieć, ale jednak tego nie zrobił. Po chwili ciszy dodał szeptem.- Musiałem się przedstawić jako twój chłopak, żeby mnie z tobą zabrali. Mam nadzieję, że nie jesteś zła.
J: No coś ty!- zachichotałam, czego zaraz pożałowałam, bo głowa mnie zabolała, przez co jęknęłam,
L: Proszę pana! Ona się obudziła.- powiedział do jakiegoś gościa, przez okienko.
P: Jesteśmy już na miejscu.- rzucił i wysiadł. 
Dosłownie po kilku sekundach jechałam już korytarzem w szpitalu. Każdy coś do mnie mówił, a ja nie mogłam się na żadnym z nich skupić.
L: Cisza!- powiedział głośniej lekarz i spojrzał na mnie.- Dziecino, teraz wykonamy niezbędne badania i jeśli będzie taka potrzeba, wykonamy drobny zabieg. Jak się nazywasz i czy jesteś pełnoletnia?
J: Nazywam się (T.i.) (T.n.) i nie jestem pełnoletnia, ale już się usamodzielniłam i moja mama podpisała deklarację, że mogę już za siebie odpowiadać. Moja pani psycholog również tą deklarację podpisała.- powiedziałam na jednym wdechu.
L: Dobrze, w takim razie uspokój się, wszystko będzie dobrze, jesteś w najlepszych rękach.
Nie wiem co się potem działo, bo usnęłam.
Obudziłam się po jakimś czasie, białe światło raziło mnie w oczy. Na swojej ręce czułam czyjeś przyjemne ciepło, ale drugiej ręki w ogóle nie czułam.
J: Louis..- moje wargi same się poruszyły, a cichy szept opuścił usta.
L: (S.T.i.).. Kochanie, boże, jak ja się martwiłem. Lekarze mówili że odkryli guza w twoim mózgu, który pękł podczas twojego upadku.. Robili co mogli, ale niedowład lewej ręki pozostanie..- spojrzałam w jego stronę i dopiero po chwili dotarł do mnie sens jego słów.
J: JAKI NIEDOWŁAD?- krzyknęłam nagle, wyrywając się. Sama siebie zdziwiłam, skąd u mnie tyle siły.
L: Masz niedowład lewej ręki średniego stopnia.. Doktor Smith powiedział, że jest szansa, że po rehabilitacji sprawność wróci..- powiedział z lekkim uśmiechem, jednak on nie sięgnął jego oczu. Oderwałam wzrok od niego i skierowałam go na moją lewą rękę. Leżała bezwładnie na pościeli. Próbowałam nią poruszyć, ale jedyne co mi się udało, to bardzo, bardzo delikatnie zgiąć mały palec. Łzy same wypłynęły, a ja nie mogłam uwierzyć własnym oczom. 
J: To niemożliwe..- wyszeptałam.

__________________________________________
I co myślicie? Mi osobiście się nie podoba, ale warunek spełniony, więc dodać muszę. Chciałam to jakoś zmienić, ale chyba nie wyszło. W niektórych momentach brakuje sensu xD
No ale dobrze, 10 komów dacie radę? Na pewno ;D
CZYTASZ=KOMENTUJESZ!!!
Wasza
DF

sobota, 26 grudnia 2015

Rysownik|| l.t./część 3

Hej hej hej! Przepraszam za spóźnienie, ale święta i w ogóle.. Strasznie dużo roboty miałam w tym roku. Dzisiaj wracam i mimo, że jest już po wigilii i tak dalej, chciałam wam złożyć najserdeczniejsze życzenia, dużo zdrowia, szczęścia i spełnienia marzeń w nowym roku! Mam nadzieję, że będzie on lepszy niż ten!
A teraz zapraszam do czytania!
PS. Umówmy się, że jest to też urodzinowy dla Lou haha 
Nie zmieniaj się nigdy, bądź taki wspaniały, jaki jesteś i rób to, co kochasz. Bądź szczęśliwy!
Najlepszego kochanie! <3
___________________________________
Zapamiętałam każdy najmniejszy detal, by móc później przenieść go na płótno. Okrążyłam go i podeszłam do płótna, które stało tuż obok tablicy z moimi rysunkami. Wzięłam głęboki oddech, a potem nie pamiętam, bo pochłonęły mnie farby i Louis. Nagle z transu wyrwał mnie czyjś dotyk, ocknęłam się i rozejrzałam po pomieszczeniu. Koło mnie stał Louis o patrzył z uśmiechem.
L: Skończyłaś, artystko.- skwitował z jeszcze szerszym uśmiechem.
J: Och.- popatrzyłam na obraz i uśmiechnęłam się szeroko. Wyszedł tak, jak chciałam.
L: Jest cudowny.- przytulił mnie od tyłu, a ja odsunęłam się od niego.
J: Ehm.. Dziękuję?- nieco zawstydzona jego śmiałymi ruchami spuściłam wzrok.
L: Naprawdę. Poczekaj..- wyjął swój telefon i podszedł do mnie. Objął mnie jedną ręką i wystawił drugą przed siebie. Spojrzałam na niego a potem na telefon. Zdążył zrobić już kilka zdjęć.
J: Można wiedzieć co ty robisz?- zapytałam unosząc jedną brew do góry.
L: Zdjęcie z mega zdolną laską.- posłał mi uśmiech, a ja westchnęłam, ale mimo to wtuliłam się w jego bok i uniosłam kąciki ust. Niebieskooki zrobił nam zdjęcie na tle mojego obrazu, ale zamazał go lekko i opublikował na instagramie z dopiskiem "Piękna i zdolna! ;) #młodziartyści"
J: Że ty niby młody jesteś?- zachichotałam.
L: Co? Aha, dzięki.- naburmuszył się. Zachichotałam znowu, a on spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem.
J: No już już...- wzięłam do ręki jego IPhona i oznaczyłam się na zdjęciu. Potem wyciągnęłam swojego i polubiłam mu to zdjęcie i je skomentowałam " <3". Spojrzeliśmy na siebie i wybuchnęliśmy śmiechem.
L: Zostawmy tu tą pracę. Leć, weź swoje rzeczy, ja pójdę do pani dyrektor i oznajmię że już koniec. Może pójdziemy potem na jakiś lunch czy coś?- zapytał, jednocześnie chowając ze mną farby do pudełka.
Zastanowiłam się chwilę. Czy to aby na pewno dobry pomysł? Czy to w ogóle stosowne umawiać się ze swoim bądź co bądź egzaminatorem?
L: Jeśli masz jakieś wątpliwości, to od razu ci mówię, że egzaminatorów biorą właśnie ze szkoły rysunku, do której chodzę.- uśmiechnął się do mnie, a ja wybałuszyłam oczy.
J: Jezusie Miłosierny, naprawdę chodzisz do Szkoły Rysunku i Malunku*?
L: Tak. Jestem dopiero na 2 roku. Z 3 lata mi jeszcze zostały. A z twoim talentem, myślę że w przyszłym roku spokojnie trafisz do mojej klasy.- zachichotał.
J: Bez przesady.. Ale dziękuję.- uśmiechnęłam się, po czym zebrałam swoje rzeczy i razem z Tomlinsonem zaczęliśmy kierować się ku wyjściu z sali.
L: To ja teraz pójdę do pani dyrektor, oddam jej klucze i polecę, żeby obraz pozostawiła do wyschnięcia a potem jak najszybciej skontaktowała się z kimś z SRiM*.
J: Boże, dziękuję!- wskoczyłam na niego i go przytuliłam, na co się zaśmiał.
L: Już już. Masz tu kluczyki od mojego auta, stoi na.. bodajże czwartym miejscu od płotu.
J: Serio? Dajesz mi kluczyki do swojego auta?- zapytałam zaskoczona, przyjmując przedmiot.
L: Ufam ci.- posłał mi ostatni uśmiech i skierował się do gabinetu pani dyrektor. Ja wzięłam wszystkie swoje rzeczy i udałam się do wyjścia. Wyszłam na zewnątrz i odnalazłam podeszłam do płotu. Wcisnęłam guzik, który miał "otworzyć" samochód, jakież było moje zdziwienie, gdy zapiszczał Aston Martin. Spojrzałam z niedowierzaniem na auto znajdujące się przede mną. Sprawdziłam jeszcze raz, ale to rzeczywiście kluczyki do tego auta.
Okej, skąd on do cholery wziął hajs na pieprzonego Astona Martina?!
Przełknęłam głośno ślinę i zamrugałam. Obeszłam dookoła, wróciłam na swoje poprzednie miejsce, po czym wyciągnęłam telefon i przejrzałam facebooka. Nagle ktoś zasłonił mi oczy, a ja spanikowana upuściłam telefon.
L: Spokojnie, to tylko ja!- zachichotał.
J: Głupku! Przestraszyłeś mnie!- złapałam się teatralnie za serce.
L: Oj nie płacz już.- zaśmiał się i spojrzał na mnie wyczekująco.
J: O co chodzi?- zapytałam.
L: Kluczyki.- postanowiłam być równie zabawna co on.
J: Jakie kluczyki?- udawałam zdziwioną.
L: Nie ściemniaj, dałem ci kluczyki, żebyś wsiadła do auta i na mnie poczekała!
J: Louis, nie wiem nic o żadnych kluczykach! Gdybym je miała, wsiadłabym do środka, a nie sterczała tu jak kołek, nie sądzisz?
L: Cholera jasna, ojczym mnie zabije!- pociągnął się za włosy i zaczął szukać kluczy po kieszeniach.
J: czemu?
L: Dostałem ten samochód jakiś miesiąc temu!
Chcąc ukryć uśmiech, który mimowolnie wpłynął na moje usta, schyliłam się, aby podnieść telefon. Wtedy kluczyki wypadły z moich rąk. Zdążyłam je podnieść, ale on widział co to było.
L: Ty mała bestio!- zaśmiał się i powtórzył mój gest z przed kilku chwil.
J: Oj nie płacz już.- zacytowałam go i wystawiłam mu język, po czym oddałam klucze i weszłam do środka. Usiadłam na fotelu i rozpłynęłam się. Boże, to było takie cudowne!
L: To co, doszłaś już do siebie? Możemy jechać?- uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam gest i pokiwałam głową.- Zapnij pasy.
J: Co? czemu?
L: Po prostu je zapnij.- zmarszczyłam brwi ale wykonałam polecenie. Chłopak jakby odetchnął z ulgą. Następnie ruszyliśmy.Jechaliśmy w ciszy, nie była ona przytłaczająca, taka.. naturalna. Czułam się z nią dobrze.
Po 10 minutach dotarliśmy na miejsce. Nim zdążyłam zrobić cokolwiek, Louis stał już przy moich drzwiach i je otwierał. Wyciągnął w moją stronę rękę, a gdy chciałam wysiąść, pasy przyszpiliły mnie do siedzenia.
L: Głuptasie..- zaśmiał się pod nosem, a ja lekko zarumieniłam. Sięgnęłam do sprzączki w tym samym czasie co on i nasze dłonie się zetknęły. Spojrzałam w jego stronę, a on w moją. Odsunęłam dłoń i poczekałam, aż odepnie pasy. Zrobił to powoli, bardzo powoli, podał mi rękę i pomógł wysiąść z auta.
J: Ehm.. Dziękuję.- uśmiechnęłam się delikatnie.
L: W porządku.- wesołe iskierki zamajaczyły w jego pięknych niebieskich oczach. Weszliśmy do kawiarni i zajęliśmy miejsca przy oknie. Po chwili przyszła kelnerka, była, no cóż.. dość.. plastikowa. Wielki, sztuczny biust, a z jej twarzy puder sypał się nam na stół.
K: W czym mogę służyć?- zapytała wysokim głosem, wypinając się w stronę Lou. Och, okej...
L: Na co masz ochotę, (T.i.)?- zapytał, patrząc na mnie z uśmiechem. Naprawdę nie widział, jak ta laska się do niego wdzięczyła?
J: Ja poproszę.. Jakieś dobre ciasto.. Może szarlotkę.. I do tego herbatę malinową.- powiedziałam, nie odrywając wzroku od twarzy chłopaka.
L: Dwa razy szarlotka i herbata malinowa.- rzucił, nie przerywając naszego kontaktu wzrokowego.- uśmiech sam wpłynął na moją twarz, a dziewczyna odeszła niepocieszona, kręcą tyłkiem.
J: Serio nie widziałeś, co ona tu robiła?- wybuchnęłam w końcu śmiechem. Tommo zawtórował mi.
Zaraz, zaraz.. Tommo? Od kiedy używam takich zdrobniałych przezwisk?
L: Jeśli mam być szczery.. Widziałem, ale nie kręcą mnie plastikowe lalunie. Wolę te naturalne.- puścił mi oczko.
J: Czy mój egzaminator próbuje mnie właśnie poderwać?- zaśmiałam się.
L: Jaa? Niee...- zachichotał, po czym niby przez przypadek położył rękę na mojej dłoni. Nie strzepnęłam jej. Miło było czuć jego ciepło.
Prowadziliśmy dalej rozmowę, gdy po chwili przyszła ta sama kelnerka. Tym razem zamiast dwóćh guzików w swojej koszuli, miała ich odpiętych 5.
K: Bardzo proszę, oto pana zamówienie.- uśmiechnęła się.
L: Dzięku..- spojrzał na jej biust i wybałuszył oczy. Ona zachichotała, po czym pochyliła się w jego stronę jeszcze bardziej. Jego twarz prawie dotykała jej cycków.
K: Chciałby pan może coś jeszcze?- powiedziała uwodzicielsko. Byłam już nieco zirytowana, więc niby przez przypadek, szturchnęłam jej tacę, z której kubek z gorącą herbatą, wylał się prosto na jej.. no cóż nie koszulę, bo w tym miejscu jej nie miała.
K: Ty suko! Coś ty narobiła!- pisnęła. Wzięła talerz z ciastem i chciała rozwalić mi go na twarzy, ale ręka Lou była szybsza.
L: Zostaw moją dziewczynę, to po pierwsze, a po drugie, lepiej zacznij szukać innej pracy, bo z tej na pewno cię zwolnią za takie zachowanie.- powiedział. Widziałam, że waha się czy powiedzieć coś jeszcze, więc szturchnęłam go lekko pod stołem, żeby wiedział, że jeśli nie on, to ja to zrobię, a wtedy nie będzie już tak spokojnie.- Najlepiej w burdelu, bo twoje sztuczne cycki tylko tam mogą się komuś przydać.- rzucił i puścił ją, a ona poszła sobie.
J: My chyba.. Powinniśmy..

_____________________________
 I co myślicie? Przesadziłam trochę? XD
 10 KOMÓW TO WARUNEK!
CZYTASZ=KOMENTUJESZ!!

Wasza
DF

czwartek, 24 grudnia 2015

Zayn.. ~ Chance meeting :3 - część 1

Aloha xx
Ten imagin jest jakby inny niż pozostałe. Nie pisałam jeszcze takiego, ale myślę że on będzie z większą.. ymm.. jakby kulturą niż pozostałe moje opowiadania :*
 
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~

Szłam w deszczu. Na nieszczęście nie miałam nawet kaptura, ten dzień to koszmar..
Ch: Proszę.. - zatrzymał sie przede mną jakiś chłopak i podał mi parasol, który miał nad sobą. Nie zdążyłam nic powiedzieć, odruchowo chwyciłam przedmiot i chłopak odszedł. To było mile, bardzo miłe!! Dzień który miał być jednym z gorszych okazał sie być jednym z lepszych.. A wszytko przez tego szatyna, do samego wieczora uśmiech nie schodził mi z twarzy, stwierdziłam że deszcz nie jest taki zły i chyba zacznę lubić taka pogodę.
        Każdego kolejnego dnia marzyłam by znów spotkać tego przystojnego nieznajomego, układałam w głowie scenariusze jak nasza rozmowa mogłaby wyglądać.
Ch: Mogę się dosiąść? - usłyszałam nad sobą. Byłam tak zajęta tymi dokumentami ze nawet nie spojrzałam na ktosia siadającego na przeciwko mnie. - Nie będę przeszkadzał? - zapytał dla pewności. Zerknęłam szybko na niego upijając łyk swojej kawy. Myślałam że wypluje ja od razu.
J: N-niee.. - zająknęłam sie.
Ch: Praca po pracy? - dalej zagadywał.
J Tak.. Codziennie to samo.. - mruknęłam z niezadowolenia
Ch: To może czas zmienić prace.. - uśmiechnął sie słabo.
J: Rozważałam to, ale nie ma odpowiednich propozycji do mojego wykształcenia.
Ch: Praca nie musi być z zawodem wyuczonym, oddaj sie hobby.. - zachęcał.
J: Sądzisz że ze zbierania znaczków da sie wyżyć? - zaśmialiśmy sie. Odłożyłam swoje papiery i zajęłam sie rozmową z moim tajemniczym nieznajomym.. Nie sądziłam że go jeszcze spotkam, że rozmowa będzie sie kleić i ze przyjdzie nam to z taką łatwością.. Po dobrych dwóch godzinach wyszliśmy z kawiarni, na dworze był straszny wiatr a ja jak na złość nie wzięłam żadnego szala. Normalne u mnie!
Ch: Daleko mieszkasz? - zapytał marszcząc brwi przez silne podmuchy.
J: Spory kawałek.. W tamtą stronę. - wskazałam kierunek.
Ch: Ja niestety w przeciwnym. - jakby posmutniał?
J: Miło było Cię spotkać. - uśmiechnęłam opatulając sie jakoś kurtką.
Ch: Proszę.. - zdjął ze swojej szyi szal i zawinął go na mojej. Pachniał nim!
J: Dziękuje.. Jeszcze kilka takich spotkań i będę mieć większość twojej garderoby. - zaśmiałam sie.
Ch: Na pewno kiedyś role sie odwrócą.. - odwzajemnił - No nic.. Musze już iść. Do zobaczenia. - cmoknął mój polik i zaczął odchodzić.
J: Poczekaj..! - zawołałam za nim i podeszłam szybko do niego. - Powiedz chociaż jak masz na imię.. - uśmiechnęłam sie najładniej jak potrafiłam.
Ch: Zayn.. - widziałam że sie ucieszył.
J: (T.i.).. Milo mi. - uścisnął moją dłoń.
Z: Nie tak jak mi, ale naprawdę muszę już iść.
J: Nie zatrzymuje Cię.. - pomachał mi i odszedł a ja jak głupia cieszyłam się przez całą drogę, co rusz poprawiałam jego szalik czując jak cudownie pachnie..
      Mijały dni i nawet tygodnie, znów przestawałam wierzyć że go spotkam! On rozpromieniał moje życie! Wystarczyło że o nim pomyśle a już byłam uśmiechnięta.. Przychodziłam do tej kawiarni niemal codziennie i nic! Może nie jest nam pisane sie już spotkać..
J: Najmocniej pana przepraszam.. - powiedziałam od razu gdy zderzyłam sie z kimś ramieniem.
M: Nic sie nie stało, zamyśliłem sie.. - spojrzałam na owego mężczyznę, głos jakby znajomy.. - Miło Cię znów widzieć.. - dodał uśmiechając sie i zdjął czapkę z głowy. Jak mogłam go nie poznać?!
J: Nawet nie wiesz jak.. - zaśmiałam sie.
Z: Wiesz ze pierwsze spotkanie to przypadek, drugie przeznaczenie, a trzecie? - spojrzał na mnie znacząco.
J: Trzecie oznacza ze na kolejne trzeba sie umówić.. - zaproponowałam na co sie ucieszył.
Z: Jestem jak najbardziej za. Masz chwile? Czy może sie spieszysz?
J: W prawdzie to szlam do domu gotować..
Z: To zapraszam na obiad. - przerwał mi uśmiechając sie zachęcająco.
J: No nie wiem.. A może..
Z: Nie - znów mi przerwał - ..chodź.. - złapał mnie za dłoń i pociągnął w stronę pobliskiego parkingu. Nie puszczał mojej reki, a ja czułam sie jak w siódmym niebie. Otworzył mi drzwi od czarnego terenowego wozu, poczekał aż wsiądę i sam zajął miejsce za kierownicą. Miałam w głowie mnóstwo myśli, albo udaje takiego dżentelmena albo naprawdę taki jest i może jestem staroświecka ale chciałabym żeby taki był! - Słuchasz mnie w ogóle? - zaśmiał się cicho wyrywając mnie z zamyśleń.
J: Ymm.. Wybacz zamyśliłam sie. - stwierdziłam że nie ma sensu kłamać.
Z: O czym? - uśmiechnął sie szeroko, a ja wiedziałam że mam okropne wypieki na twarzy. - Domyślam się że raczej o kimś, bo twój uśmiech był tak duży że niemal dookoła głowy.. - dodał.
J: Mam być szczera? - szatyn skinął szybko głową. - O Tobie.. - powiedziałam od razu, wiedziałam że jeśli będę sie zastanawiać to zrezygnuje z prawdy.
Z: Chociaż pozytywnie? - spojrzał krótko na mnie.
J: Oczywiście.. - zaśmialiśmy sie, teraz już słuchałam co ma do powiedzenia. Nasza rozmowa była dość żywa i nie tylko podczas drogi. Zabrał mnie do takiej restauracji że sama nigdy bym sie tu nie wybrała, do tego znali go tu. - Czym sie zajmujesz? - zapytałam gdy już złożyliśmy zamówienia.
Z: Byłem z zespole, a teraz zająłem sie solowa karierą, ale nie chce rozmawiać o mnie.. Powiedz lepiej gdzie ty tak pracujesz, że musisz zabierać dokumenty do domu.. - odwrócił pałeczkę. To było dziwne, bo sądziłam że powie mi coś o sobie.
J: W dużej firmie rachunkowej.. Mój szef rzadko bywa w firmie i wszystko jest na mojej głowie.. A jestem tylko sekretarką.. - westchnęłam - ..Skoro nie chcesz rozmawiać o pracy to może o hobby? Hm? - przynieśli nam nasz obiad.
K: Podać coś jeszcze? - kelner wyczekiwał słów Zayna, ale on nawet na niego nie spojrzał. Miałam wrażenie że tonie w moich oczach.
Z: Na razie nie.. - na szczęście zaczął mrugać. - Z hobby jest rożnie, co prawda znaczków nie zbieram.. - zaśmiał sie - ..ale czasami coś narysuje, napisze..
J: Artysta. - podsumowałam.
Z: A Ty? Jak kolekcja? - znów sie zaśmiał.
J: Niestety nie ma żadnej, jakoś nie mam głowy by robić to co lubię..
Z: A w wolne dni? - zdziwił sie
J: Tak owe rzadko występują i najczęściej poświęcam je na sprawy organizacyjne mojego mieszkania. Porządki, zakupy.. Takie domowe sprawy.. - wzruszyłam ramionami.
Z: Chciałabyś ze mną spędzić ten weekend? Choć trochę sie oderwiesz od obowiązków.. - uśmiechnął sie słabo.
J: Chętnie, ale..
Z: Żadne ale. - kolejny raz dzisiaj szedł mi w słowo.
J: Nie chce żadnej litości, współczucia czy Bóg wie czego.. Jeśli robisz to pod przymusem lub masz jakiekolwiek inne plany to ja nie chce tego zaburzać. - wyjaśniłam swoje wątpliwości.
Z: Absolutnie nie.. Nic mi w grafiku nie przestawiasz i chce spędzić z tobą ten czas. - teraz szerszy i pewniejszy uśmiech na jego twarzy gościł. Jak sie czułam? Miałam wrażenie że to idealny facet! Czułam sie chciana, lubiana.. Późnym popołudniem wyszliśmy z restauracji. Zayn odwiózł mnie pod dom i chwile jeszcze rozmawialiśmy w samochodzie.
J: To może wejdziesz na herbatę? - zaproponowałam
Z: Nie mogę.. Musze coś jeszcze załatwić, ale przyjadę po Ciebie jutro około 1pm. - uśmiechnął sie, odwzajemniłam zagłębiają sie w jego oczach. Miały coś takiego, ze chciało sie w nie patrzeć i patrzeć..
J: W takim razie do zobaczenia.. - złapałam za klamkę w drzwiach.
Z: A i weź coś na kolejny dzień, bo odwiozę Cię w niedziele.. 

...
________________
I jak? Jak się zaczyna, zapowiada? :*
Dacie z 23 komy? <3 Ja wiem że dacie rade!!!!
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!




Naat
PS. Znalazłam minutke żeby dodać :* :*
WESOŁYCH PO RAZ KTÓRYŚ!!!!!!!!!!

Święta!!!!!!!

Hej! :*

To już dzisiaj!!!!!

Raz że święta!!
Więc życzę wam wszystkiego co najlepsze, spełnienia najskrytszych marzeń, SPOTKANIA ONE DIRECTION, żeby kolejny rok był lepszy, choć wiem że będzie ciężko, bo nasi mężowie mają przerwę.. :* Damy rade!!!! My na blogu dalej będziemy pisać, a ja wiem że ostatnio nic nie dodaje, ale tak to już jest w moim wieku. Myślę że któraś z pisarek doda coś urodzinowego z Louisem na bloga :* :*



I właśnie! Louis!!!!
Nasz staruszek, pomyśle ć że jest niewiele starszy ode mnie, bo tylko 4 lata :D :D
Jemu to życze wytrwałości!! Bo wiele wycierpiał w tym roku, te wszystkie dramy i ogólnie, nie był to najlepszy rok dla 1D i Directioners!!! <3
Ale my damy rade!!!!!!!!!




I po 3.. :*
Stworzyłam zakładkę z imaginami od czytelników !! :* :*





Jeszcze raz życzę wam góry prezentów pod choinką!!! <3




Naat xxxxxxx

L.T- To do cz.1

                                                      L.T- To do cz.1

Nazywam się (T.i), mam 17 lat, nie jestem zbyt popularna w szkole, ale za to mam najlepszego na świecie przyjaciela. Mam kilkuletnią siostrę, oh i zapomniałabym... mam raka. O chorobie dowiedziałam się pół roku temu, i chciałam zachować to w tajemnicy tak długo jak tylko będę umiała, ale niestety mój Louis to sprytny szczurek. Pamiętam jak się o tym dowiedział tydzień temu.
*Retrospekcja*
Siedziałam z Lou w moim pokoju i rozmawialiśmy o filmie który widzieliśmy wcześniej.
-(T.I) przyjaźnimy się, tak?- byłam w niezłym szoku, skąd mu do głowy przyszło takie pytanie.
-No pewnie Lou.- odpowiedziałam jakby to było najoczywistsze na świecie.
-Mówimy sobie o wszystkim, tak?- w jego oczach widziałam ból i strach.
-Tak, Lou, o co chodzi?- zmartwiona złapałam go za rękę. Chłopak uścisnął ją, tak jakby potrzebował dowodu że ja to ja.
-Więc najwidoczniej któreś z nas nie rozumie tych słów.- powiedział z bólem i goryczą. Zmarszczyłam zdezorientowana brwi.
-Louis powiedz mi o co chodzi?!- nic nie rozumiałam.
-O to chodzi- włożył rękę do kieszeni bluzy, i ze złością wcisnął mi pudełeczko z chemią która miała mi rzekomo pomóc w dłonie. Byłam w takim szoku że pudełko wypadło mi z rąk. W moich oczach zebrały się łzy.
-Przepraszam- szepnęłam, bo nic innego nie byłam w stanie powiedzieć.
-Po prostu nie chcę cię stracić ,księżniczko- szepnął pociągając mnie na swoje kolana, i wtulając się we mnie niczym zagubione dziecko.
*Koniec retrospekcji*
 Dzień po tym gdy się dowiedział o mojej chorobie przybiegł do mojego pokoju i kazał mi zrobić listę rzeczy do zrobienia, ciągle z tym zwlekałam, ale dziś jest ostateczny termin który chłopak mi dał.
Ostatni raz przeleciałam oczami po liście i stwierdziłam że i tak już bardziej się nie upokorzę, więc może być.
- Już jestem księżniczko.- krzyknął wchodząc do mojego domu.
Można się przyzwyczaić...
Chłopak wszedł do mojego pokoju- Jak tam twoja lista?- poruszył brwiami.
-Beznadziejna, ale poza tym oke- uśmiechnęłam się sztucznie na co chłopak parsknął. Cieszę się że Louis nie traktuje mnie inaczej tylko dlatego że jestem chora, bo mimo tego że jest bardziej opiekuńczy nic się między nami nie zmieniło. Chłopak zgarnął z biurka tą przeklętą kartkę i jak na złość zaczął czytać na głos.
-
1.Pocałować przystojniaka
2. Wziąć narkotyki/ upić się
3.Zrobić sobie tatuaż
4.Skoczyć ze spadochronu
5.Wypić najlepszą kawę na świecie
6. Zrobić sobie kolczyk w pępku
7.Przefarbować włosy
8.Zakochać się
9.Popływać w nocy w morzu
10. Przejechać się na motorze
-Myślę że większą część tej listy dam radę zrobić- patrzył skoncentrowany w papierek- jeśli będziesz miała jakieś nowe cele, śmiało dopisuj- spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko. Pisnęłam gdy Louis nagle zacisnął palce na szufelkach w moich spodniach i pociągnął na soje kolana, tak że siedziałam na nim okrakiem.
-Czas zacząć- szepnął, i zaczął mnie lekko całować, na początku byłam tak zdezorientowana że nie odwzajemniałam pieszczoty, ale brunet nie odpuszczał. Po chwili postanowiłam spróbować lekko odwzajemnić pocałunek. I my to rzeczywiście zrobiliśmy. Całowałam się z Louisem.
1.Pocałować przystojniaka

                                            Znalezione obrazy dla zapytania louis tomlinson

*
HAPPY BIRTHDAY LOUIS!!!
Lou kochanie moje życzę ci grzecznego dziecka 
Zajebistej dziewczyny
Więcej pieniędzy ( bo tego ci brakuje cri)
Więcej koncertów ( w Polsce oczywiście xdd)
Więcej wspierających i kochających fanów
Żebyś nigdy nie tracił uśmiechu i poczucia humoru!
Żebyś zawsze robił to co kochasz!
Abyś nigdy nie czuł się sam, gdziekolwiek będziesz
my zawsze będziemy z tobą ( w końcu jesteśmy directioners heloł, 
zamkniesz drzwi wejdziemy oknem )
Bądź sobą, i
Bądź po prostu szczęśliwy <3

_______________________________
FOOD
WAŻNE
Maratonu nie będzie, przynajmniej nie w tym terminie, po prostu przeliczyłam się z moimi możliwościami, mam nadzieję że nie jest za późno aby was przeprosić. Maraton napewno będzie tylko po prostu nie w tym terminie :*
*Trochę dystansu do tych życzeń kochani Xdd
Wiem że imagin miał być wczoraj ale postanowiłam że poczekam do urodzin Lou :")
Imagin inspirowany: "gwiazd naszych wina", "Now is good" ,"Keith" (może zawierać cytaty Xdd)

środa, 23 grudnia 2015

Liam ♥ cz.2

-Jeszcze ręka.- odparłam kiedy począł chować bandaże, lepce, wodę i całą resztę.
-Uhm..- mruknął patrząc na nią i się lekko krzywiąc. Tak, była głęboka, ale nie była też aż tak straszna. Miałam jedynie nadzieję, że nie pozostaną blizny na nogach.. tyle, że było to mało prawdopodobne. Zamyśliłam się patrząc na nogi i nawet nie poczułam kiedy chłopak zaczął polewać wodą utlenioną rozcięcie na ręce. Wzdrygnęłam się lekko pod wpływem pieczenia, ale zaraz znowu odpłynęłam myślami. Patrzyłam na Payne'a analizując jego skupione oczy, zaciśniętą szczękę i delikatnie bandażujące dłonie. Od zawsze był dla mnie ogromną zagadką. Czemu mi pomógł? Przecież ledwo mnie znosił... zawsze przeszkadzało mu to, że mam dobre oceny, zgłaszam się do odpowiedzi, jestem wysportowana czy też, żę mam przyjaciół.. kiedyś miałam, może nie dziewczyny, ale chłopaków. Zawsze się lepiej dogadywałam z płcią przeciwną.. a później? Wystarczyło, że Liam powiedział, żeby się d mnie nie zbliżali, bo nie warto. I tak o to zostałam sama. 
-Co?- spytał w końcu zirytowany chłopak, a ja zdałam sobie sprawę z tego, ze ciągle na niego patrzę.
-Hmm?- udałam, że nie wiem o co mu chodzi, a on tylko przewrócił oczami.
-Chodź, dam ci coś do ubrania.- z tym słowem przejechał wzrokiem po mojej sylwetce,a ja oblałam się rumieńcem przypominając, że stoję w bieliźnie. Podążyłam cichutko za chłopakiem mając nadzieję, że jednak mieszka sam i nikt więcej mnie nie zobaczy taką. Każdy ruch sprawiał mi ból.. cholera. Weszłam do kolejnego pokoju, którym okazała się sypialnia.. zobaczyłam jak brunet wyciąga coś z szuflady i mi to podał. Szorty i koszulka.
-Ubierz to.. zaraz przyjdę.- poinformował i wyszedł zamykając drzwi. Ubrałam szybko ciuchy, które były sporo za duże na mnie, ale to może nawet lepiej..czułam się swobodniej i nic nie uciskało na zadrapania. Jeszcze nie wrócił, więc miałam chwilę czasu, aby się rozejrzeć. Patrzyłam oszołomiona na wszystko wokół. Wyglądało to tak drogo, że bałam się czegokolwiek dotknąć tylko dlatego, że mogę to zepsuć i nie będę miała jak za to zapłacić. Usiadłam powoli na łóżku i wszedł Liam. 
-W porządku?- spytał patrząc na mnie pociemniałym wzrokiem, a ja lekko skinęłam głową.
-Dobrze ci w moich ciuchach.- stwierdził i zobaczyłam na jego twarzy cień uśmiechu, którego nigdy bym się nie spodziewała. Znów policzki oblały się różem. Chłopak zdjął koszulkę i rzucił ją na podłogę, a ja patrzyłam na tą i czułam jak mój żołądek podskakuje. Mogłam podziwiać jego wyrzeźbione ciało...
-Podobam ci się?- zachichotał chłopak, a ja patrzyłam w każdą stronę byle nie na niego. Czemu jest tak zmienny? Z powrotem podszedł do mnie, ale tym razem już ubrany w piżamę.. czyli szorty i koszulkę. Kucnął przy mnie, aby być wzrokiem równo ze mną.
-Nie wstydź się.- szepnął patrząc mi w twarz, a ja przestałam oddychać. W końcu jednak mózg połączył kabelki. Odchrząknęłam i popatrzyłam na niego.
-Czemu to zrobiłeś?- spytałam starając się wydawać pewna tego, o co pytam. Liam zmarszczył brwi i usiadł obok mnie
-Co?- spytał jakby nie załapał o co mi chodzi.
-Czemu mi pomogłeś? Przecież mnie nienawidzisz.- powtórzyłam pytanie jaśniej. Przez chwilę zastanawiał się nic nie mówiąc i widziałam jak jego szczęka stopniowo się zacieśnia i rozluźnia.
-Kto tak powiedział?- popatrzył cholernie głęboko w moje oczy doszukując się tam czegokolwiek.
*Oczami Liam'a*
-Czemu mi pomogłeś? Przecież mnie nienawidzisz.- usłyszałem z jej ust i na chwilę nie mogłem złapać oddechu. Nienawidzę?Czemu miałbym ją nienawidzić. Przecież jest idealna. Owszem czasem doprowadza mnie to do szału, ale to tylko dlatego, że chciałbym ją mieć. Analizowałem każde słowo zdania, które przed chwilą wypowiedziała.
-Kto tak powiedział?- spytałem w końcu spoglądając na nią.. była piękna.
-Ty to pokazujesz. Irytuje cię wszystko co powiem, zrobię,a może nawet pomyślę. Nie pozwalasz innym chociażby słowem się do mnie odezwać i traktujesz mnie jak śmiecia. A teraz mi pomagasz.. czemu?- mówiła starając się aby głos jej nie drżał, co szczerze powiedziawszy w ogóle jej nie wychodziło, a ja nie rozumiałem czemu się tak zachowuję. Przecież nie mogę przestać o niej myśleć.. chciałem tylko ją mieć wyłącznie dla siebie, a tym czasem ją krzywdziłem.
-Bo nikt inny by tego nie zrobił.. to, że cię nie ubóstwiam, nie znaczy, że chcę, abyś została zgwałcona, a  przez twoje zachowanie może i zabita przez kilka gnojków.- powiedziałem nie chcąc wyjść na kompletnego idiotę i dać jej dominację nad sobą.. Czasem mojego ego mnie dobijało, ale nic na to nie potrafię poradzić.
-Ja.. nie musisz mnie odprowadzać z zajęć. Mogę sama wracać. Będę ostrożniejsza.- mówiła patrząc w panele.
-To nie zależy  od ciebie.. jakie to zajęcia?- spytałem głosem nie znoszącym sprzeciwu.
-Taniec.- odparła wzdychając i skrzywiając się w tym samym czasie.
-Przez najbliższy tydzień nie będziesz chodziła na zajęcia.. przecież będziesz się zwijała z bólu.. nawet nie możesz..- chciałem skończyć, ale oczywiście musiała mi przerwać.
-Nie mów mi co mam robić. Nie jestem dzieckiem i będę chodziła na zajęcia.- powiedziała ostrym tonem, który mnie zadziwił.. zawsze była nazbyt miła, nawet kiedy inni nie byli zbyt mile nastawieni do jej osoby. 
-Pójdę z tobą, zobaczę jak sobie poradzisz.. jak nie to nie będziesz chodziła.. nie pozwolę, żebyś się tyle cierpiała przez posrane ego- warknąłem już zirytowany jej uporem.*I kto to mówi?* Och zamknij się.. podczas, gdy walczyłem z własnym ego, dziewczyna stanęła tuż przede mną.
-Gdzie będę spała?- spytała nieco unosząc głowę, aby spojrzeć mi w twarz.
-Tutaj.- pokazałem na łóżko.
-A ty? Ja pójdę na kanapę.- odparła i chciała mnie ominąć, ale zwinnie zastawiłem jej drogę.
-Nie. Nikt nie będzie spał na kanapie.. jutro muszę wstać wcześniej, a ty musisz mieć miękkie łóżko.- mówiłem swobodnie, a ona ściskała koniuszek koszulki tak mocno, że jej kostki pobielały.
-Nie dotknę cię..- odparłem, by po chwili się uśmiechnąć.Schyliłem głowę ku jej uchu.
-Chyba, że będziesz mnie o to błagać..- szepnąłem bardziej uwodzicielsko, na co [T.I.] otworzyła szerzej oczy.
-Idź na łóżko.. kiedy masz kolejne zajęcia?- spytałem od niechcenia patrząc jak jej drobna postać wdrapuje się na dość duże łóżko. Uśmiechnąłem się pod nosem.
-Jutro.- szepnęła niezdecydowanie, a ja przejechałem dłonią po moich włosach.
-Nie idziesz do szkoły. Około 12 cię podrzucę do domu, ale  do tej pory masz się nigdzie nie ruszać.- mówiłem spoglądając na nią, ale ona nie odezwała się słowem, tylko okryła kołdrą po samą szyję.. jej maleńkie ciało wyglądało komicznie na wielkim łóżku. Podszedłem jeszcze na chwilę z jej strony.
-Nie lubię, jak mnie ignorujesz.- odparłem nieco ostrzej niż chciałem, a ona się wzdrygnęła i z powrotem otworzyła oczy.
-Ja.. ja słuchałam.- odparła zmieszana i spojrzała w moje oczy. A ja skinąłem na znak, że rozumiem. Wstałem i usiadłem po drugiej stronie łóżka. Zgasiłem światło i położyłem się tak, że była mała przestrzeń między nami. Oczywiście dziewczyna odsunęła się jak najdalej ode mnie na co zachichotałem. Zamknąłem oczy. Po chwili leżenia usłyszałem jak [T.I.] rusza się na drugim końcu.  Prę sekund później poczułem jak moja część łóżka ugina się lekko pod dodatkowym ciężarem.
-Dziękuję..- szepnęła mi prosto do ucha, cichutko. Później musnęła swoimi ustami mój policzek.. postanowiłem nie zdradzać jej, że wcale nie śpię.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Druga część ^-^
Mam nadzieję, że nie zepsułam xD
Dobranoc! :* 
Jak szybko next zależy od kom.
Min.7 kom. (połowa wcześniejszych) ;)
#Maleńka