One Direction i My.. - imaginy

wtorek, 28 lutego 2017

Make love not war ~ Harry część 5

Opornie rozchyliłem powieki, w czym pomogło mi letnie słońce, przedzierające się przez jasne zasłony. Spojrzałem w stronę kołyski Darcy, ale nie zastałem tam śpiącej dziewczynki. Odwróciłem głowę i ujrzałem przed sobą Lily, trzymającą niemowlę w objęciach. Uśmiechnąłem się na ten widok, który przypomniał mi, jakim jestem szczęściarzem. Ucałowałem moje kobiety w policzki i cicho wyszedłem z pomieszczenia. Nie chciałem obudzić żadnej z nich, zarówno jedna, jak i druga potrzebowała snu. Postanowiłem skorzystać z tej okazji i przygotować ukochanej śniadanie. Robiłem tak zawsze, kiedy tylko udało mi się wstać przed nią. Jest rannym ptaszkiem, więc raczej nie zdarzało się to często. Marzyłem o naleśnikach z czekoladą i owocami, ale niestety marzeniem musiały pozostać. W szafce znalazłem sucharki, a w lodówce kilka jajek, pewnie od sąsiadki. Przygotowałem tosty francuskie, bo tylko to przyszło mi do głowy. Zaparzyłem kawę, a jej piękny zapach wypełniał nie tylko pomieszczenie, ale stopniowo cały dom. W jednej z szafek znalazłem drewnianą tacę, na której zawsze układałem jedzenie, gdy robiłem Lily śniadanie do łóżka. Uśmiechnąłem się szeroko, przywołując w głowie wszystkie takie poranki. Postawiłem na niej talerz z toastami i kubki z kawą. Wszedłem cicho do sypialni. Lily powoli otworzyła oczy, a gdy mnie ujrzała, zakryła usta ręką. To niesamowite, jaką moc kryją w sobie drobiazgi.
- Dzień dobry kochanie. - szepnąłem i pocałowałem blondynkę w czoło. Przysiadłem na brzegu łóżka. Dziewczyna pospiesznie zajęła miejsce na moich kolanach i wtuliła się we mnie mocno.
- Dziękuje. - szepnęła. Zjedliśmy wspólnie śniadanie, chyba najsmaczniejsze w życiu, tylko dlatego, że spożyte w takim towarzystwie. Chwilę spokoju przerwała Darcy, która właśnie wybudziła się ze snu. Lily wzięła córeczkę na ręce, przewinęła ją i nakarmiła, po czym niemowlę ponownie zasnęło.
- Zaniosę Darcy do sąsiadki. Nie powinna mieć nic przeciwko, pomagała mi wielokrotnie w opiece nad nią. Będziemy mieli chwilę dla siebie. - uśmiechnęła się uwodzicielsko. Przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Nie mam zamiaru udawać, że za tym nie tęskniłem. Mam swoje potrzeby, jak każdy dorosły mężczyzna. Lily ubrała siebie i dziewczynkę, następnie wyszła z domu. Wziąłem w tym czasie prysznic. Kiedy opuściłem łazienkę, Lily już na mnie czekała. Wziąłem ją na ręce, a ona oplotła nogi wokół moich bioder. Przywarłem plecami dziewczyny do ściany, schodząc z pocałunkami na szyję. Sprawnie rozpiąłem wszystkie guziki damskiej koszuli, która po chwili leżała na ziemi. Nie przestając całować jej dekoltu, poszedłem do sypialni i ułożyłem ukochaną na miękkiej pościeli. Ściągnąłem koszulkę i spodnie. Lily nie przyglądała mi się bezczynnie, zdążyła w tym czasie zdjąć swoje jeansy. Pozbawiłem ją bielizny. Chciałem sprawić dziewczynie jak najwięcej przyjemności grą wstępną, uważając jednocześnie, żeby nie sprawić jej bólu. Była dopiero 3 miesiące po porodzie. Ciche pomrukiwania upewniały mnie w przekonaniu, że nie wyszedłem z formy. Kiedy ciało blondynki wygięło się w łuk, a ta jęknęła z rozkoszy, złączyłem nasze usta w namiętnym pocałunku. Położyłem się obok niej, dając chwilę na złapanie oddechu. Uspokoiła się i przejęła kontrolę. Była w tym nieziemska, jednak wciąż czułem niedosyt. Doprowadziłem do spotkania męskości z kobiecością i przyspieszyłem swoje ruchy. Po wszystkim opadliśmy wyczerpani na pościel, ciężko oddychając. Lily wtuliła się w moje rozgrzane ciało.
- Kocham cię. - wyznała.
- Ja ciebie też kocham. - powiedziałem zachrypniętym głosem i ucałowałem jej głowę. Leżeliśmy tak kilka, może kilkanaście minut.
- Zaraz muszę odebrać Darcy. - oznajmiła i wstała, żeby założyć ubranie. Zrobiłem to samo i w cudownych nastrojach zeszliśmy na parter.
- Przygotuję obiad, pewnie zgłodniałaś. - zaśmiałem się, czego Lily nie odwzajemniła.
- Jeśli znajdziesz cokolwiek do jedzenia.. - szepnęła smutno.
- W takim razie ty idź po Darcy, a ja zrobię zakupy. - posłałem jej szczery uśmiech i musnąłem policzek. Wyciągnąłem banknot z kieszeni munduru, który zostawiłem w przedpokoju. Na szczęście dostaliśmy pieniądze na start w Londynie. Dla pewności wsunąłem do kieszeni spodni pistolet, przysłaniając go kurtką. Wolałem przygotować się na każdą okoliczność. Wyszedłem z domu, kierując się w stronę małego sklepiku, który zauważyłem wracając do domu. Niestety, szyby były powybijane, a drzwi wyrwane z zawiasów. Dałbym sobie głowę uciąć, że ostatnio wszystko było z nim w porządku. Zaniepokoiło mnie to, ale musiałem zdobyć coś do jedzenia. Dwie przecznice dalej mieścił się mały targ. Miałem nadzieję, że uda mi się tam kupić jakieś produkty. Zauważyłem zbiorowisko ludzi i uznałem to za dobry znak. Podszedłem bliżej, a moim oczom ukazało się kilka straganów. Kupiłem chleb, masło i mleko. Nic więcej nie było. W kolejce po zakupy usłyszałem przypadkiem rozmowę kobiety i mężczyzny.
- Jesteś pewien? A jeśli to pułapka? - pytała nerwowo szatynka, a jej partner westchnął.
- Tak, już ci mówiłem 3 razy. Wiem to z pewnych źródeł, tym ludziom można zaufać. - ściszył głos - To obóz dla uchodźców, nic nam tam nie grozi. Nie tylko w Irlandii. Taki sam jest jeszcze w Norwegii, ale to za daleko.
- Nie mamy nic do stracenia. Tutaj na pewno nie można zostać.. - podsumowała kobieta.
Wiedziałem, co należy zrobić. W mojej głowie rysował się już cały plan ucieczki. Londyńczyk miał rację, nie da się dostać z Londynu do Norwegii, trzeba zacząć od Irlandii. Szybkim krokiem przemierzałem zniszczone ulice. Miałem skręcać w ulicę, na której mieścił się nasz dom, kiedy usłyszałem znany mi głos.
- Styles, to ty? Zatrzymaj się..


_____________________________________________
Hej, jak Wam się podoba? Namówiłyście mnie, więc kontynuuję te opowiadanie. Będzie jeszcze jedna część, bo się nie zmieściłam :D
Przyznam szczerze, że pierwszy raz pisałam coś w stylu sceny erotycznej, dlatego jest w miarę ocenzurowana. Jeśli coś jest do poprawy to piszcie, zapamiętam na następny raz :)
littlegirl

sobota, 25 lutego 2017

Good things - bad consequences //Liam - część 4

Siemka!! 
Napisałam 4 część.. Mam nadzieje że nie zapomnieliście co było wcześniej! :D
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
   
Furtka od mojego podwórka była otwarta, pomyślałam że może to wiatr, ale gdy ją zamykałam dostrzegłam że drzwi od domu także są otwarte. Przeraziłam się, bo byłam tu wczoraj i zamknęłam dom na wszystkie możliwe sposoby, a klucze mam tylko ja. Podeszłam ostrożnie do drzwi, niczego nie słyszałam, wyjęłam telefon i włączyłam latarkę, bardzo cicho i delikatnie podeszłam do włącznika światła. Nie zapaliło sie! Coś jest nie tak! Wszystko wczoraj działało! Serce waliło mi jak oszalałe, ale wiedziałam że muszę to sprawdzić. Światło telefonowej latarki świeciło dość mocno i mogłam stwierdzić czy ktoś się włamał i coś ukradł czy nie. Nic nie zginęło, ale usłyszałam jakiś szelest, dochodził z sypialni. Skierowałam się w tamtą stronę i zauważyłam że każde zdjęcie na którym jestem jest zniszczone. Szłam powoli przyglądając się temu, nie pasowało mi nic. Kto mógł zrobić coś takiego?! Dotarłam do drzwi od sypialni które były uchylone, słyszałam kogoś w pomieszczeniu i jeszcze coś.. jakby darcie papieru. Nie wiedziałam na co mam się przygotować, wiec włożyłam do kieszeni kurtki gaz pieprzowy i weszłam do sypialni. 
J: Kim jesteś? - spytałam dziewczynę siedzącą na moim łóżku. Miała na głowie kaptur ale jej długie rudawe włosy wystawały spod niego. Zachowywała się tak jakby jej nie obchodziło to że ją nakryłam na włamaniu sie do mojego domu. Dalej darła moje zdjęcia, tym razem na pół, oddzielając mnie od Liama. Chore?!! 
Dz: Już myślałam że nie przyjdziesz.. - zaśmiała się gdy skończyła i podniosła swój wzrok na mnie. 
J: Co Ty tu robisz? Wzywam policje! - powiedziałam głośniej i wystukałam numer. 
Dz: Ani mi się waż.. podbiegła do mnie chcąc wyrwać mi telefon, na szczęście miałam ten gaz i zdążyłam go użyć. - Aaaa! - rzuciła się na ziemie, trąc oczy. 
P: Halo? Co się dzieje? - usłyszałam głos w komórce. 
J: Włamała sie do mojego domu, chciała mi coś zrobić, mam gaz ale możecie przyjechać.. - mówiłam w panice wybiegając z sypialni zamykając za sobą drzwi. 
P: Niech Pani poda adres.. - głupia ja, przecież od tego powinnam zacząć.
J: Priory Chase 17.. pośpieszcie się.
P: Zaraz będziemy. - zdążyłam się rozłączyć i jedyne co zapamiętałam to jej wyraz twarzy. Piekielnie czerwone oczy i ten złowrogi grymas.. Nie wiem co się działo i jak trafiłam tu gdzie jestem, ale boli mnie strasznie prawa strona głowy, czuje że mam coś zaschniętego aż od czoła po szyję.. Rozejrzałam się, to miejsce niczym z koszmaru, jakieś obskurne ścian, półmrok, okna zabite dechami.. Co się do cholery działo?! .. Chciałam dotknąć bolącej głowy ale uniemożliwiały mi to sznury oplecione na moich nadgarstkach za plecami. Czułam jak serce mi przyspiesza, chyba właśnie dotarło do mnie to co się stało. Porwała mnie, ta rudowłosa dziewczyna zamknęła mnie w jakimś syfie.
J: WYPUŚĆ MNIE!!! - krzyknęłam tak że zabolało mnie gardło, a zaraz potem pojawiła się ona. Ubrana była tak samo czyli nie minęło dużo czasu od tego zdarzenia.
Dz: Dość szybko się obudziłaś.. - jakby czytała mi w myślach.. - ..Trochę Cie uszkodziłam, złapała mnie za podbródek i obejrzała moją ranę, była zadowolona, wręcz się uśmiechała. - Liam nie będzie kochał Twojej słodkiej buźki jak będzie miała takie blizny. - więc to o to chodzi. To pewnie jedna z jego psychicznych fanek. 
J: Nie dotykaj mnie! - oburzyłam się 
Dz: Milcz! - powiedziała przez zęby i uderzyła mnie w policzek. Zapiekło, ale nie uroniłam żadnej łzy. Już nigdy więcej!! - Wiesz dlaczego tu jesteś? - zapytała o wiele łagodniej, jaka nagła zmiana tonu. Pokiwałam tylko głową na 'nie', - A no dlatego, że jak Cie ostrzegałyśmy to nie odeszłaś. Nie zostawiłaś go w spokoju, on jest tak ważną osobą dla fanek, dla każdej dziewczyny na świecie, że gdy widzą go z takim czymś jak Ty to aż sam się nóż w kieszeni otwiera.. - wyjęła nóż,cóż za trafny dobór słownictwa. Bawiła się nim, chodząc dookoła mnie. 
J: A Ty postanowiłaś wziąć sprawy w swoje ręce? - zapytałam dla zasady.
Dz: A żebyś wiedziała, ostrzegałam Cię..  
J: A pomyślałaś co może czuć Liam, co jeśli naprawde mnie kochał a Ty mu to odebrałaś? - zaśmiała się
Dz: Naiwna jesteś.. Myślisz że Cię naprawdę kochał?! Myślisz że byłby w stanie pokochać Ciebie?! - śmiała mi się w twarz.
J: Może i masz racje, może wcale mnie nie kochał, wcale nie poprosił mnie o rękę, nie został ojcem mojego dziecka.. - mówiłam to tak pewnie że sama zaczynałam w to wierzyć. Mina dziewczyny zrobiła się bardziej wściekła i kolejny raz poczułam piekący ból na twarzy.
Dz: Łżesz.. Ciebie to nawet kijem by nikt nie tknął.. 
J: O popatrz a Ty już dwa razy dłonią.. - zadrwiłam z niej. 
Dz: Zamknij pysk! Liam za Tobą nawet nie zatęskni.. - powiedziała to i wyszła. Nie mogę siedzieć bezczynnie, muszę się uwolnić. Szarpałam dłońmi ale są dość mocno związane, zaczynam się bać, żałować tego że nie siedziałam w domu, mogłam iść tam z Liamem, a co jeśli jemu by się coś stało?! 
       Nie wiem jak długo jeszcze to wytrzymam, siedzę tu już chyba ze 12 godzin albo i więcej, ze zmęczenia nawet zmrużyłam oko, ale to dosłownie na 15 minut. Zaczynam wariować, nawet nie wiem jak mam wezwać pomoc, do tego chyba się odwodnię, strasznie jest ciepło a ja nie piłam od tego czasu. 
Dz: O cześć.. - usłyszałam jej głos, przyszedł ktoś do niej?!
L: Wiem że to Ty! Gdzie jest (T.i.)?! - Liam? 
...
______________
I jak?! Ciekawie? Czy jednak słabe?
Komentujcie i za 7 komentarzy dalej :*
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!!!!!!!!



Naat

wtorek, 21 lutego 2017

Make love not war ~ Harry część 4

- Ucieknijmy stąd. Ty, Darcy i ja. - powiedział przez pocałunek.
- O tym marzę. - szepnęłam i kontynuowałam pieszczotę.
Nie skłamałam. Wielokrotnie wyobrażałam sobie dzień, w którym Harry wróci do domu, a potem wszyscy razem udamy się w jakieś bezpieczne miejsce. Nawet jeśli miałby to być drugi koniec świata, nie miałam nic przeciwko. Do szczęścia potrzebowałam tylko swojej rodziny, reszta była nieważna. Jeśli Harry by tego chciał, spakowałabym nas jeszcze dzisiaj.

Mój boże, prawie zapomniałem jakie to uczucie, mieć ją przy sobie. Jej wargi idealnie pasowały do moich. Nie potrafiłem uwierzyć, że czekała na mnie tyle czasu. Nie była już tą samą dziewczyną, którą znałem zanim musiałem wyjechać. Zmieniła się, dorosła. Jednak to nie zmieniło mojego uczucia do niej, nie wystawiło naszej miłości na próbę. Po takim doświadczeniu byłem pewien, że to miłość na całe życie. A Darcy to owoc naszego silnego uczucia. Jest taka śliczna, podobna do mamusi. Tylko oczy ma moje. Wygląda tak niewinnie. Żałuję, że nie byłem przy Lily, kiedy nosiła naszą córeczkę pod sercem, przy porodzie i pierwszych dniach życia tego maleństwa. Dobrze, że nie zawahałem się wyjść z bazy wojskowej dwa dni temu. Kto wie, czy udałoby mi się je odnaleźć. A nawet jeśli, kiedy to by się stało. Może Darcy umiałaby już mówić i chodzić? Nie posiadałem się ze szczęścia na myśl, że od dzisiaj mogę uczestniczyć w jej rozwoju. Mieć w nim jakiś udział. Jako głowa rodziny muszę zrobić wszystko, aby moje kobiety były bezpieczne. Nie chcę się o nie martwić każdego dnia, rano otwierając a wieczorem zamykając oczy. Obiecałem sobie zapewnienie spokoju swojej rodzinie. Chcę, żeby Darcy była ze mnie dumna, kiedy dorośnie i dowie się o tym wszystkim. W pierwszej kolejności musimy opuścić Anglię. Razem z Lily na pewno znajdziemy sposób, żeby to zrobić. Następnie weźmiemy ślub, znajdziemy dobrą pracę i w końcu zaczniemy normalne życie.
- Z pewnością jesteś głodny i zmęczony. Zrobię ci coś do jedzenia. - powiedziała blondyna z zatroskaną miną, kiedy odsunęła się ode mnie. Typowe zachowanie dla Lily. Sama ledwo stała na nogach, ale bardziej martwiła się o innych niż samą siebie.
- Razem zrobimy. - uśmiechnąłem się do niej i złapałem za rękę. Odwzajemniła gest i ścisnęła moją dłoń.
- Wyciągnij z lodówki jakieś produkty. Niewiele tego jest, ale na kanapki powinno wystarczyć.. - posłała mi przepraszające spojrzenie. Niepotrzebnie czuła się winna. Wykonałem jej prośbę i pomogłem w przygotowaniu posiłku. Zjedliśmy w ciszy, napawając się spokojnie swoją obecnością. Po kolacji Lily zajęła się moim – jak stwierdziła – skręconym nadgarstkiem. Usztywniła go drewnianą listewką, bo nie znaleźliśmy nic lepszego. Miałem nadzieję, że dzięki temu będę mógł nosić Darcy na rękach,chociaż narzeczona próbowała wybić mi ten pomysł z głowy. Oboje wiedzieliśmy, że i tak jej nie posłucham.
- Teraz ja się o ciebie zatroszczę. Co powiesz na gorącą kąpiel? - zapytałem, a w oczach drobnej blondynki pojawiły się iskierki. Przypuszczałem, że od dawna nie mogła sobie na to pozwolić z braku czasu. Miała zapadnięte policzki, zresztą cała była wychudzona. Pamiętałem jaką wagę przykładała do swoich dłoni, uwielbiała malować paznokcie. Tymczasem paznokcie na kościstych rączkach dziewczyny były połamane, a skóra pokaleczona. Makijaż nie zakrywał zupełnie podkrążonych oczu. Pomimo totalnego wyniszczenia nadal uważałem ją za piękną. Gdzieś z tyłu głowy miałem obraz Lily pełnej sił, zadbanej i energicznej. Postanowiłem zrobić co w mojej mocy, żeby znowu taka była.
- Nie mamy ciepłej wody od miesiąca.. - wyznała, a po policzku spłynęła jej łza. Że też sam tego nie zauważyłem, kiedy brałem prysznic przed południem. Rarytasem była kąpiel sama w sobie, nie obchodziła mnie temperatura wody. Przytuliłem do siebie dziewczynę, chcąc dodać jej otuchy.
- Mam pomysł. - powiedziałem nagle i szybko ruszyłem do łazienki. Nalałem zimnej wody na dno wanny, a następnie w kuchni napełniłem czajnik i postawiłem go na gazie. Kilka rundek na trasie kuchnia-łazienka wystarczyło, żeby przygotować ukochanej wymarzoną kąpiel.
- Jesteś niesamowity, dziękuje. - szepnęła wyraźnie wzruszona. Jeśli taki drobiazg sprawił jej tyle radości, gotów jestem robić to codziennie. Czekając aż wyjdzie z łazienki, poszedłem do sypialni zobaczyć co u Darcy, a przy okazji przygotować dla nas łóżko. Zmęczenie wzięło górę. Marzyłem jedynie o takim śnie, w jakim pogrążona była nasza córeczka. Położyłem się na miękkim materacu dosłownie na chwilkę i sam nie wiem, kiedy zasnąłem. Nie mogłem jednak spać zbyt długo, bo kiedy usłyszałem płacz dziewczynki i zerwałem się na równe nogi, Lily jeszcze nie przyszła. Wziąłem małą na ręce i zacząłem nucić ulubioną piosenkę jej mamy. Nieco się uspokoiła, ale na wszelki wypadek położyłem ją obok siebie na łóżku.

W końcu chwila dla siebie. Tego mi było potrzeba. Nie musiałam martwić się, że Darcy jest sama i może zacząć płakać, a przy tym nie miałam wyrzutów sumienia w stosunku do naszej sąsiadki. Gdybym ją poprosiła, na pewno zostawałaby z dzieckiem dłużej, żebym mogła zadbać również o siebie, ale szkoda było mi czasu. Najwyższa pora to zmienić. Widziałam jak moje ciało mizernieje, skóra szarzeje, a włosy wypadają garściami. Obecność Harrego sprawiła, że poczułam potrzebę bycia piękną i kobiecą. Taką, w jakiej się zakochał kilka lat temu. Korzystając z okazji, dolałam do wanny olejku lawendowego, który dostałam od narzeczonego na urodziny blisko rok temu. Liczyłam, że w magiczny sposób poprawi kondycję mojej skóry w jedną noc. Udało mi się też nałożyć maskę na włosy, chociaż przeterminowała się w zeszłym tygodniu. Pomyślałam, że skoro okres ważności wynosił dwa lata, to tydzień spóźnienia nie zrobi różnicy. Następnie owinęłam wychudzone ciało ręcznikiem, umyłam zęby i nałożyłam krem na twarz. Sama nie wiem, skąd wziął się w szafce. Może zawsze tu był, tylko ja nie miałam czasu go stosować. Ubrałam jedną z koszulek Harrego. Będę musiała się oduczyć spania w jego ubraniach, bo nic mu nie zostanie.
Wyszłam z łazienki w dużo lepszym nastroju. Ta godzina, a może dwie, pozwoliły mi odciąć się na chwilę od całego świata i skupić na sobie. Niestety powrót do rzeczywistości wiązał się z odczuciem ogromnego zmęczenia. Na sen też żałowałam czasu. Wchodząc po schodach usłyszałam Harrego. Śpiewał cicho moją ulubioną piosenkę. Zatrzymałam się i zamknęłam oczy. Wróciły do mnie wspomnienia sprzed wojny. Po chwili głos chłopaka ucichł. Weszłam na piętro, gdzie znajdowała się nasza sypialnia. Widok, jaki tam zastałam wzruszył mnie prawie że do łez. Harry spał, obejmując jedną ręką leżącą obok Darcy, a ta wpatrywała się w niego jak w obrazek. Wreszcie miałam przy sobie tych, których kocham. Moją rodzinę.

____________________________________________
Cześć! Co myślicie? Zastanawiam się, czy pisać jeszcze jedną część tego imagina, czy na tym skończyć. Może najlepiej będzie, jeśli to Wy zdecydujecie :)
littlegirl

sobota, 18 lutego 2017

Niall / 2

- To dobrze, bardzo dobrze - odetchnął dyrektor i rozłączył się. Niall przejrzał swoje zapiski i wziął głęboki oddech. Może to zrobić. Zrobi to. Jeśli nie dla siebie, to dla firmy. Dla dobra ogółu.

Spotkanie przebiegło dokładnie po myśli blondyna. No, może raczej zakończyło się. Główna część zaczęła się istną katastrofą, jego notatki zostały zalane kawą, komputer padł, ogólnie stracił to, na czym miał opierać prezentację. Mimo to zachował zimną krew i firmowy uśmiech. Nie dał po sobie poznać, że coś jest nie tak i odtworzył z głowy wszystko, co pamiętał. Jego wypowiedź brzmiała naprawdę dobrze. Opowiadał bardzo żywym, ale rzeczowym i profesjonalnym tonem. Inwestorzy z zaciekawieniem przyswajali kolejne etapy spotkania. Po zakończeniu większość z nich została, przyłączyła się do poczęstunku i kontynuowała rozmowę z Niallem.

- Panie Horan, myślę, że się dogadamy. Jeśli ta firma zatrudnia pracowników podobnych do pana, a projekty są tworzone przez nich, zaszczytem będzie dla mnie taka współpraca - usłyszał z ust jednego z ważniejszych gości dzisiejszego spotkania. Chłopak zaśmiał się tylko i podziękował uprzejmie, w środku zaś szalał z radości. Można było dostrzec to w jego oczach.

Kolejna godzina zleciała bardzo szybko. Ludzie poczęli szykować się do wyjścia. Niall postanowił potowarzyszyć im i upewnić się, że są przychylnie nastawieni. Gdy tylko wyszli na korytarz, rozmowa znów wróciła do projektu, pojawiły się pierwsze obawy, a dobre wrażenie, które blondyn po sobie pozostawił traciło na mocy. Dlatego też złapał on kilkanaście plastikowych kubków i zatrzymał wszystkich. Umyślnie rozpoczął wszystko przed panem Simsonem, nad którego patronatem najbardziej im zależało.

- Panowie, wyobraźcie sobie przyszłość. Pełną technologicznych nowinek, szalonych konstruktorów, ich pomysłów oraz wynalazków. Wyobraźcie sobie tych wszystkich młodych, zdolnych ludzi pragnących robić to, do czego zostali stworzeni, pragnących budować perspektywę lepszego jutra poprzez to, co wytworzą własnymi rękami. Głowy pełne wspaniałych planów, garaże wypełnione prototypami, nie do końca stabilnymi, nie dość dobrymi, by przemienić je w coś lepszego. Cały ten potencjał, geniusz, marnujący się przez brak pieniędzy, miejsca i odpowiednich narzędzi, to ogromna strata dla ludzkości. Nasza firma nie zajmuje się typowo technologią. Jesteśmy inżynierami, architektami i drobnymi konstruktorami, ale zdajemy sobie sprawę z tego, jak ważny jest postęp w świecie. Jak ważna jest możliwość zrobienia kroku w przód. Obecnie stoimy nad przepaścią, ogromną przepaścią, której wydawałoby by się, przeskoczyć się nie da. Lecz nasz projekt chce dać możliwość spróbowania przedostania się na drugą stronę. Chcemy ofiarować ludzkości kładkę, którą, dzięki kryjącemu się w niej potencjałowi, przemieni we wspaniały most - mówiąc to posługiwał się kubeczkami oraz kawałkiem papieru i długopisem. - Nie twierdzimy, że nasz pomysł jest idealny, że nie ma żadnych wad. Jednak do tej pory nikt nie spróbował takiej kładki przed ludźmi postawić. A warto. Warto, bo to właśnie w tych młodych konstruktorach drzemie geniusz. To w nich znajduje się siła do przeobrażenia zwykłej kładki w przepiękny most. Kto wie, jakie cuda znajdują się po drugiej stronie. Jak wspaniale rozwinięta technologia na nas czeka. Nie dowiemy się, dopóki nie postawimy tej jednej kładki, która zapoczątkuje drogę ku nowej, lepszej przyszłości. Naszej wspólnej, lepszej przyszłości - tymi słowami zakończył wypowiedź, która płynęła prosto z jego serca. Był głęboko przekonany o prawdziwości swoich słów toteż po raz kolejny jego wypowiedź była porywająca.
- Czy aby na pewno kompleks budynków oferujących wysoko zaawansowaną pomoc i technologię przyczynią się do rozwoju ludzkości? - pytanie zadał człowiek, którego Niall nie widział na spotkaniu, zdziwił się więc i zatkało to na chwilę. - Czy aby na pewno słuszne jest inwestowanie przeogromnej ilości pieniędzy w kolejne laboratoria? Czy one sprawią, że ci "młodzi geniusze" - wziął to w cudzysłów. - nagle zaczną tworzyć cuda, które zrewolucjonizują przyszłość? Nie jestem do końca przekonany o trafności projektu pańskiej firmy. Kładziecie kawałek drewna w miejsce, gdzie ktoś powinien położyć solidne przejście. 
- Źle mnie pan zrozumiał. I chyba nie był pan obecny przy prezentacji - inwestorzy spojrzeli na człowieka w garniturze. Oni również nie zauważyli go wcześniej. - Założeniem projektu jest wybudowanie kilku kompleksowych instytucji, wspomagających rozwój młodych ludzi o wspaniałych pomysłach. Talenty będą wyławiane podczas przeróżnych badań opinii publicznej, konkursów, ankiet, a także zbierane będą informacje z przeróżnych źródeł. Wszystko legalnie oczywiście, bowiem zbierane będą one ze wszelkich social medii i tego typu rzeczy.
- Skoro tak pan uważa, panie Horan. Wciąż myślę, że nie jest to wystarczające, a co ważniejsze, innowacyjne. Każdy głupiec jest w stanie wpaść na taki pomysł - słowa te uderzyły w czuły punkt chłopaka, dało się wyczuć, że facet w czarnym garniturze sprowokował całą rozmowę, aby potoczyła się w tym właśnie kierunku.
- W takim razie dlaczego nikt do tej pory czegoś takiego nie proponował? - odgryzł się, nie mogąc się opanować. Sekundę później otrząsnął się, pozbierał na szybko przygotowane rekwizyty i wrzucił je do kosza ze złością. Aż do wyjścia odpowiadał na resztę pytań inwestorów, starając się ukryć swoje odczucia co do człowieka, który tak po prostu wtargnął i zrujnował mu dobre wrażenie. Nie był pewny czy mu się udało, miał jednak nadzieję, że wyszedł z twarzą.

W domu znalazł się niedługo potem. Nie miał za wiele do zrobienia, gdyż przez ostatnie miesiące koncentrował się nad swoim projektem tworzonym wraz z dyrektorem. Teraz potrzebował dnia wolnego, może dwóch, żeby odpocząć.

Spokój jednak nie był mu dany, ponieważ po kilku godzinach odezwał się jego służbowy telefon.
- Tak słucham?
- Witam serdecznie, czy ma pan chwilę? - nieznany mu głos zapytał wyjątkowo uprzejmie.
- Um, myślę, że chwileczkę tak - odpowiedział grzecznie, wyprostowując się na fotelu.
- Nazywam się (T.i.) (T.n.), dzwonię w pewnej bardzo interesującej sprawie...
- A mianowicie? - chciał przejść do sedna jak najszybciej, aby zakończyć rozmowę i w spokoju posiedzieć i poleniuchować. 
- To nie jest rozmowa na telefon.



~~~~~~~~~~~~~
Dziękuję za komentarze pod poprzednią częścią, bardzo mi miło, za taki pozytywny odzew. Tu też trochę krócej, ale mam nadzieję, że się spodoba mimo wszystko.

Dałoby radę 10 komentarzy? Byłoby mi bardzo miło.

DF xx

czwartek, 16 lutego 2017

Make love not war ~ Harry część 3

Wrócił do domu. Mój Harry, mój skarb i sens mojego życia. Cały i zdrowy. Nie mogłam w to uwierzyć, mimo że bijące od niego ciepło działało niezwykle kojąco na moje zszarpane nerwy. Zamknięta szczelnie w objęciach narzeczonego czułam się bezpiecznie. Chyba pierwszy raz od roku. Przez chwilę nie obchodziła mnie wojna, znienawidzona praca, brak snu i przemęczenie. Liczył się tylko on. Wiedziałam, że pod szerokim uśmiechem poza ulgą, kryje się też potworne zmęczenie, wręcz wyczerpanie. Stanęłam na palcach, żeby w końcu poczuć smak jego ust, za którymi potwornie tęskniłam. Niestety, romantyczną chwilę przerwała nam Darcy. Musiała wybudzić się z popołudniowej drzemki. Głośny, dramatyczny płacz zmusił mnie do zejścia myślami na ziemię.
- Chodź, poznasz kogoś. - uśmiechnęłam się lekko do Harrego i splotłam nasze dłonie. Chłopak syknął z bólu. Zauważyłam, że jego nadgarstek jest siny i opuchnięty. Chciałam natychmiast założyć opatrunek, ale musiałam najpierw zajrzeć do dziewczynki. Weszliśmy schodami na piętro, a następnie do naszej starej sypialni. W rogu stało dziecięce łóżeczko, w którym leżało niemowlę.
- Lily, czy to jest...? - zaczął zszokowany chłopak.
- Harry, to jest Darcy. Nasza córka. - szepnęłam, a jego w oczach pojawiły się łzy.
- Ile ma? - zapytał cicho.
- 3 miesiące. Pamiętasz tę noc, kiedy obchodziliśmy naszą rocznicę? 2 miesiące przed Twoim wezwaniem do wojska.. - na samo wspomnienie tego wydarzenia przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. To była najlepsza noc, jaką spędziłam z Harrym. Najlepsza w życiu.
- Mogę wziąć ją na ręce? - spojrzał na mnie z nadzieją.
- Oczywiście. Pomogę ci. - odparłam i wyjęłam płaczące dziecko. Darcy od razu się uspokoiła.
- Zobacz słoneczko, kto do nas wrócił. To jest twój tatuś. - mówiłam do dziewczynki, która uśmiechała się przyjaźnie. W ogóle nie bała się bruneta, chociaż nie widziała go wcześniej. Patrzyła na chłopaka swoimi, zielonymi po tacie, oczami. Wyciągnęła rączki w jego stronę. Harry nie ukrywał łez, nie miał siły nawet ich ścierać z policzków. Przekazałam mu Darcy i napawałam się widokiem dwóch swoich skarbów. Na twarzy narzeczonego dostrzegłam nie tylko ogromne szczęście, ale i dumę. Ni stąd, ni zowąd przypomniało mi się o jego sinym nadgarstku.
- Może już wystarczy. Trzeba opatrzyć ci rękę.. - podeszłam do chłopaka, żeby odebrać od niego córeczkę.
- Zostaw. - syknął i spiorunował mnie wzrokiem. Przycisnął mocno niemowlę do siebie, przez co w pokoju rozległ się płacz. Nie miałam czasu zastanawiać się nad zachowaniem Harrego, przestraszyłam się, że zrobi krzywdę naszemu dziecku.
- Oszalałeś? - krzyknęłam na niego.
- Nie będziesz mi mówić co mam robić ani zabraniać kontaktu z własną córką! - powiedział wściekły. Nigdy wcześniej się tak do mnie nie odzywał.
- Nie mam takiego zamiaru. Możesz z nią spędzać tyle czasu, ile zechcesz. - zaczęłam łagodnie. Wiedziałam, że kłótnia do niczego dobrego nie doprowadzi. - Pomyślałam tylko, że trzymanie jej na rękach sprawia ci ból. Twój nadgarstek wygląda na skręcony albo nawet złamany.
- Przepraszam.. - chłopak uspokoił się, a jego twarz ponownie przybrała łagodny wyraz. Spojrzał na przerażoną Darcy i zmartwił się. Bez słowa oddał mi dziecko i pozwolił je uspokoić. Dziewczynka zasnęła w moich ramionach, włożyłam ją do łóżeczka i wyszliśmy z pokoju. Brunet odezwał się dopiero kiedy usiedliśmy naprzeciwko siebie w salonie. - Lily, ja.. nie wiem co się ze mną stało przed chwilą. Nie kontrolowałem tego.
- Spokojnie słońce.. - wstałam i podeszłam do ukochanego. Delikatnie pogłaskałam go po głowie. Kiedyś uwielbiałam się bawić jego włosami. Domyślałam się, że Harry cierpi na zespół stresu pourazowego, ale nie chciałam mu tego mówić. Postanowiłam dać mu czas, żeby doszedł do siebie. Rozumiałam, że przeżył piekło, dlatego musiałam zrobić wszystko, aby już o tym nie myślał.
- Kocham cię. - powiedział patrząc mi w oczy.
- Kocham cię. - powtórzyłam. Chłopak wstał i złączył nasze usta. Brakowało mi tego.
- Ucieknijmy stąd. Ty, Darcy i ja. - powiedział przez pocałunek.
- O tym marzę. - szepnęłam i kontynuowałam pieszczotę..

__________________________________________
Hej! Podoba Wam się? Jak myślicie, Lily i Harremu uda się uciec?
W zeszłym tygodniu nie dałam rady nic wstawić, a ta część jest dosyć krótka, ale tak bardzo chciałam już coś dodać, że musicie mi wybaczyć ;) postaram się dokończyć te opowiadanie jak najszybciej. Spada liczba wyświetleń i komentarzy (za te co były bardzo dziękuje!), więc wydaje mi się, że tak średnio lubicie ten imagin.. xx
littlegirl

niedziela, 5 lutego 2017

Make love not war ~ Harry część 2

Samolot zjawił się po nas w środku nocy, spóźniony ponad 3 godziny. I tak nie zmrużyłbym oka w tym okropnym miejscu. Pora nie miałaby większego znaczenia, gdybym leciał gdzie indziej niż do domu. Jednak myśl o powrocie do stolicy prawie że trzymała mnie przy życiu. Przez 10 miesięcy marzyłem, żeby doczekać tego dnia i w końcu się to stało. Musieliśmy uważać na wojska nieprzyjaciela, ale na szczęście udało nam się dotrzeć do celu. Łudziłem się, że to koniec koszmaru jakiego doświadczyłem w ostatnim czasie. Nie miałem racji. Widok zrujnowanych ulic i budynków, które doskonale znałem, przeraził mnie. Inaczej zapamiętałem Londyn i miałem nadzieję, że po moim powrocie będzie wyglądał tak samo. Nie zdawałem sobie sprawy z powagi sytuacji, a raczej nie mogłem pojąć tragedii, jaka musiała się tu dziać. Na polu bitwy przynajmniej byliśmy zaopatrzeni w broń i prowizoryczną pomoc medyczną. Poza tym przeszliśmy krótkie szkolenie i widzieliśmy, czego możemy się spodziewać. Nie wyobrażałem sobie, co musieli przeżywać zaatakowani cywile, którzy nie mieli jak się bronić. Modliłem się, żeby Lily udało się uciec, może nawet z kraju. Wolałbym jej już nigdy nie zobaczyć ze świadomością, że jest bezpieczna a nie martwa. Tej drugiej opcji nawet nie dopuszczałem do siebie. W kółko powtarzałem w myślach, że nic jej nie jest. Zawsze była zaradna, sprytna i pomysłowa. Na pewno sobie poradziła, kiedy nie mogłem być przy niej. Zorganizowała ucieczkę albo ukrycie. Cała Lily.. Na samą myśl o ukochanej uśmiechnąłem się lekko. Przypomniał mi się jej uśmiech, błyszczące oczy i melodyjny śmiech. Tak strasznie za nią tęskniłem. Postanowiłem z samego rana udać się do naszego starego mieszkania albo tego, co z niego pozostało. Przygotowałem się na najgorsze. Resztę nocy spędziliśmy w bazie wojskowej na obrzeżach miasta. Wiedziałem gdzie dokładnie się znajdujemy i nawet było to niedaleko mojego celu. Mimo wciąż zagrażającego niebezpieczeństwa, pierwszy raz od dawna zasnąłem spokojnie. Mogłem w końcu odpocząć. Nikt nie wiedział, że następnego dnia opuszczę bazę na dobre. Walka o Ojczyznę to jedno, ale zdrowie psychiczne to drugie. Moje i tak było już wystarczająco nadszarpnięte. Obiecałem sobie, że zrobię wszystko, żeby odnaleźć Lily. Jeśli by mi się to udało, wyjechalibyśmy jak najdalej stąd. Nie miałem pojęcia jak, ale razem dalibyśmy radę. Nie ułożyłem sobie planu na wypadek, gdybym jednak już jej nie zobaczył. Wiedziałem, że nasze drogi znów się zejdą i tyle.

Wstałem równo ze wschodem słońca. Reszta jeszcze spała. Nic dziwnego, minęły może dwie godziny od naszego przybycia. Wykorzystałem okazję, zabrałem plecak, w którym mieściły się wszystkie moje rzeczy. Upewniłem się, że mam pistolet i naboje. Cicho, tak żeby nikogo nie obudzić, dotarłem do masywnych metalowych drzwi. Wpisałem kod, dzięki któremu wyszedłem na zewnątrz bez uruchomienia alarmu. Biegłem przed siebie ile sił w nogach. Dopiero po oddaleniu się od schronu na dystans może kilometra, zatrzymałem się. Odetchnąłem z ulgą. Poczułem coś, o czym już prawie zdążyłem zapomnieć. Wolność. Nie ma nic cenniejszego. Kwietniowe słońce, lekki podmuch wiatru. Wojna się nie skończyła, ale ja czułem, jakbym miał to już za sobą. Udałem się w kierunku naszego domu. Ku mojemu zdziwieniu, budynek nie był zniszczony. Szyby w oknach wyglądały całkiem przyzwoicie. Dostrzegłem w nich nawet firanki. Nie jakieś stare i pożółkłe, ale czyste, jakby zmienione kilka dni temu. Ten szczegół sprawił, że na nowo pojawiła się nadzieja. Istniała minimalna szansa, że to Lily je zmieniła. Jeśli tak, to na pewno znajdowała się w środku. Czym prędzej przeszedłem przez ogrodzenie i zapukałem do drzwi. Nie chciałem jej wystraszyć i wchodzić do środka na siłę, chociaż chęć zobaczenia mojego największego skarbu potęgowała się z każdą chwilą. Usłyszałem kroki zbliżające się do drzwi. Do spotkania z ukochaną pozostały tylko ułamki sekund. Klamka drgnęła. Po 10 miesiącach doczekałem tego dnia. Po chwili drzwi się otworzyły, a moim oczom ukazała się postać starszej kobiety. Nie kryłem rozczarowania.
- O co chodzi? - zapytała zdenerwowana staruszka. Zorientowałem się, że mam na sobie ubrania żołnierza, pobrudzone krwią i pewnie śmierdzące. Musiałem wyglądać odrażająco.
- Proszę się nie martwić. Jestem tu prywatnie. Szukam Lily Carter, mojej ukochanej. - wytłumaczyłem, a twarz kobiety jakby się rozpogodziła.
- Jesteś Harry, prawda? Lily dużo o tobie mówiła. - uśmiechnęła się blado.
- Ma pani z nią kontakt? Czyli wszystko z nią w porządku? Gdzie mogę ją znaleźć? - zasypywałem staruszkę pytaniami, na co ta tylko się zaśmiała.
- Tak. Lily jest cała i zdrowa. Niedługo powinna wrócić z nocnego dyżuru. Chodź, poczekasz na nią w środku. - wpuściła mnie do domu. Nic się w nim nie zmieniło. Na ścianach wisiały nasze stare zdjęcia. Byliśmy tacy szczęśliwi i beztroscy..
- Napijesz się herbaty? A może chciałbyś się wykąpać i przebrać? - zaproponowała mierząc mnie wzrokiem. Uznałem to za niezwykle dobry pomysł. Znałem drogę do łazienki. Znalazłem też w komodzie czyste ubrania. Moje stare koszulki i spodnie. Kawałek szmaty, a sprawił mi tyle radości. Doprowadziłem się do porządku, co zajęło mi trochę czasu. Opuściłem pomieszczenie i udałem się do kuchni. Wtedy usłyszałem jak drzwi wejściowe się otwierają. Rzuciłem się w ich stronę i zobaczyłem ją. Wychudzoną i przemęczoną, ale zdrową i uśmiechniętą Lily. Spojrzała na mnie i zastygła w bezruchu.
- Harry.. - szepnęła, a na jej policzkach pojawiły się łzy, podobnie jak na moich.
- Lily.. - odpowiedziałem równie cicho. Dziewczyna rzuciła torbę na ziemie, podbiegła i wtuliła się w moje ciało. Trzymałem ją szczelnie w ramionach, jakby za chwilę miała zniknąć. Nie czułem się tak od prawie roku. Wiedziałem, że teraz będzie tylko lepiej. Nagle zza ściany usłyszałem płacz. Nie wywołany bólem czy strachem, ale coś jak płacz małego dziecka, które właśnie się obudziło...

________________________________________
Hej, w końcu jestem z 2. częścią. Po feriach miałam masakrę w szkole. Podejrzewam, że bez najbliższy czas będę dodawać coś raz w tygodniu. Cieszy mnie odzew pod pierwszą częścią. Dajcie znać, czy ta Wam się podoba :) xx
littlegirl

Niall / 1

Marzenia. To coś, co każdy posiada, bez względu na to w co wierzy, jaki jest, kim jest i co robi. Największe leniuchy, osoby bez wyobraźni, zwykłe szaraki, politycy - wszyscy, bez wyjątków, na pewno myślą o chociaż jednej rzeczy, która jest im bliska nie tylko w głowie, ale także w sercu. Takie podejście miał również on - jasnowłosy chłopak, marzyciel, artysta. Kochał świat, życie, światło. Mogłoby się wydawać, że jest aniołem, zesłanym przez Boga, by pokazywał niedowiarkom, że wszystko jest możliwe, trzeba się tylko trochę postarać. W jego oczach zawsze igrały wesołe ogniki, jednak nie złośliwe - prezentowały czystą radość. Radość z tego, co miał i tego, co go otaczało.
Ale był tylko człowiekiem. I on musiał mierzyć się z codziennymi przeciwnościami losu...

- Nie, nie, nie! - jęknął gdy kolejny autobus przejechał tuż obok niego, podczas gdy on do przystanku miał jeszcze 5 minut piechotą. To było pewne, że spóźni się do pracy, nie było żadnych szans, by dostał się na drugi koniec miasta w mniej niż 20 minut. Westchnął, ale mimo to z uśmiechem na ustach udał się do pobliskiej kawiarni i zamówił ulubioną kawę. Usiadł przy stoliku i czekając na napój, postanowił wysłać wiadomość do szefa z informacją, że, niestety, ale nie przybędzie na czas. Po chwili otrzymał odpowiedź z prośbą o w miarę szybkie dotarcie.
Wziął więc kawę na wynos, wyszedł z lokalu i przywołał taksówkę. Miasto było zakorkowane, poruszali się bardzo wolno, a mimo to chłopak wesoło gawędził z kierowcą, popijając wciąż gorące picie. Przyjemnie parzyło go w język, czuł rozlewające się ciepło po jego organizmie. Taksówkarz na początku nie był zbyt rozmowny, zachowywał się dosyć niekulturalnie, jednak po chwili jego nastrój diametralnie się zmienił.
- Dziękuję panu bardzo, niech pan zadzwoni do żony i z nią szczerze porozmawia, gwarantuję, że zrozumie. Miłego dnia!
- To ja panu dziękuję! - odkrzyknął kierowca i uśmiechnął się. Ten młody człowiek wlał w jego serce nadzieję, że młodsze pokolenie nie jest tak bardzo zepsute przez rozwijającą się technologię i świat.

- Nareszcie panie Horan! Już myśleliśmy, że pan nie dotrze - na widok jednego z ulubionych pracowników, dyrektor Michael odetchnął z ulgą. Dzisiejszy dzień był bardzo ważny, mieli szansę podpisać bardzo korzystny dla nich kontrakt z dużą korporacją. Ta współpraca była bardzo opłacalna.
- Bardzo przepraszam za spóźnienie, ogromne korki były na mieście - rzekł i uśmiechnął się przepraszająco. Szef tylko machnął ręką.
- Najważniejsze, ze dotarłeś! Simson będzie tu za 15 minut, rozmowa odbędzie się w trójce, leć i przygotuj się.
- Tak jest, kapitanie! - zasalutował blondyn i krokiem żołnierza oddalił się. Po chwili dotarł już do sali konferencyjnej, w której miała odbyć się rozmowa. 15 minut to naprawdę niewiele czasu, ale nie z takich sytuacji wychodził z twarzą. Rozejrzał się dookoła, jednak jego teczki nigdzie nie było. Zamknął oczy, rozmasował skronie i skoncentrował się. Teczki nie ma, mało czasu, a w dodatku on kompletnie nie wie co robić. To po prostu musi zakończyć się katastrofą.
A może jednak nie.
Biegiem ruszył do Cindy - swojej sekretarki.
- CINDY! - krzyknął, gdy ona kierowała się do windy. Zatrzymała się w pół kroku i odwróciła.
- Co się stało?
- Masz pliki, które wysyłałem do sprawdzenia? Te na dzisiaj?
- Pewnie, że tak. A dlaczego pytasz? - była zdziwiona, bo nie zdarzyło się jeszcze, żeby Horan się o to pytał.
- Potrzebuję ich. Zapomniałem teczki, wszystkie dokumenty są w domu, włącznie z laptopem. Za niecałe 15 minut mam konferencję, a nie mam kompletnie nic. Ratuj - rzucił jej spojrzenie spod rzęs, mając nadzieję, że Cindy rzuci wszystko i mu pomoże.
- Masz szczęście, że szłam akurat po papier do drukarki. Leć do mnie, weź mój laptop, w folderze z dzisiejszą datą jest wszystko, czego mógłbyś potrzebować, a nawet więcej. Przyjdę za 5 minut i pomogę ci to ogarnąć - uśmiechnęła się i popędziła ręką.
- Dziękuję, jesteś niezastąpiona! - przytulił ją i już go nie było.
Gdy Cindy przyszła sprawdzić, jak mu idzie, Niall siedział i pisał.
- Co piszesz? Masz tam wszystko - nie uzyskawszy odpowiedzi, podeszła do chłopaka i zajrzała mu przez ramię. Nim jednak zdążyła cokolwiek przeczytać, on zasłonił widok.
- Spokojnie, zobaczysz wszystko, obiecuję. Przygotuj ekran, poczęstunek i w miarę możliwości druk tego, co miało być dla inwestorów.
- No dobrze - powiedziała kręcąc głową i opuściła pomieszczenie. Niall dopracował ostatnie słowa i przesłał całość na mały tablet z panelem sterującym. W tym czasie Cindy przyniosła ciastka, kawę, herbatę oraz małe kanapeczki, a także filiżanki i talerzyki.
Nagły dźwięk przychodzącego połączenia wyrwał blondyna z amoku. Odebrał, jednocześnie przekładając pliki kartek.
- Tak?
- Horan, masz 3 minuty, żeby ogarnąć wszystko i stać na baczność przy wejściu! - usłyszał zdenerwowany głos szefa.
- Wszystko gotowe - odpowiedział, kładąc ostatni komplet dokumentów przy nieznanym mu nazwisku.
- To dobrze, bardzo dobrze - odetchnął dyrektor i rozłączył się. Niall przejrzał swoje zapiski i wziął głęboki oddech. Może to zrobić. Zrobi to. Jeśli nie dla siebie, to dla firmy. Dla dobra ogółu.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wiiiitaaaam was po baaardzo długiej przerwie! Kolejnej zresztą. Boże, jestem okropna. Postanowiłam nie porzucać tego, co kocham. A uwielbiam pisać i uwielbiam ten blog! Dlatego postaram się, naprawdę postaram się nie rzucać tego po raz kolejny. Mam nadzieję, że się spodoba. Ktoś mnie jeszcze pamięta?

Czekam na odzew, do następnego! <3
DF