- Marcel wynoś się stąd!
- Ja nie jestem Marcel!
Stanęłam zdezorientowana. Niall podszedł i delikatnie mnie przestawił. Zerknął przez wizjer i również przybrał zdezorientowany wyraz twarzy. Po raz kolejny potrząsnęłam głową.
- To, że zrobiłeś loki, nie znaczy, że jesteś kimś innym! Wynocha!
- Spokojnie! Nie wiem, o kim mówisz! Nazywam się Harry Styles.
Postanowiłam zaryzykować i po kilku minutach zmagania się z zamkami otworzyłam delikatnie drzwi. Chłopak szeroko się uśmiechnął. To na pewno jest Marcel! Dam sobie rękę uciąć!
- Nie kłam Marcel. Wynocha, zanim odstrzelę ci łeb.- powiedziałam i wycelowałam pistoletem.
Chłopak zaśmiał się mi w twarz i jak gdyby nigdy nic wszedł, a właściwie wepchnął się do środka. Widząc, że mój palec ląduje na spuście, wyciągnął swoją broń i nakierował na mnie.
- Nie radzę ślicznotko. Porozmawiajmy na spokojnie.
Niall stanął koło mnie i również celował w chłopaka. On wydawał się nie przejmować całą sytuacją i stał tam dumnie i patrzył na nas z pogardą. Opuściłam pistolet i ręką poprosiłam blondyna za mną o to samo. Na początku nie chciał, ale gdy syknęłam na niego niechętnie wykonał polecenie. Loczek uśmiechnął się szeroko i wsadził broń z powrotem "do spodni".
- Przejdźmy do salonu.- mruknęłam cicho, ale na tyle, by chłopak mnie usłyszał.
Usiedliśmy na kanapie, a ja nie mogąc się powstrzymać, zapytałam, czy chce coś do picia. Jestem dobrze wychowana. Zielonooki zaśmiał się.
- Celujesz mi pistoletem w głowę i grozisz, że mi odstrzelisz łeb, po czym od tak proponujesz picie?- pokiwałam głową. Nie czułam się ani trochę zakłopotana. Chłopak to zauważył, więc spoważniał.- Tak poproszę.
- Cola, sok, woda..?
- Sok.
Wyszłam i szybko nalałam do trzech szklanek sok pomarańczowy- mój ulubiony.
- Dobra, udajmy, że nic się nie wydarzyło przed chwilą.- zaczęłam.- Kim jesteś, co cię tu sprowadza, dla kogo pracujesz..?
- Powoli księżniczko. Nazywam się Harry Styles. Co mnie tu sprowadza? Ty.
Gdyby wzrok mógł zabijać, już by nie żył.
- Żartuję, spokojnie. Dowiedziałem się, że znasz mojego brata.
- To znaczy..?
- Wygląda jak ja. Nie wiem jak ma na imię. Ale jest identyczny.
- Chodzi ci o Marcela?
- Nie wiem. Mówię przecież, że nie mam najmniejszego pojęcia, jak ma na imię i takie inne. Wiem tylko, że mieszka w tym mieście i ty się z nim przyjaźnisz. Niestety on strasznie dobrze ukrywa swoje dane. Ty już mniej.- mrugnął do mnie, na co Niall się spiął. O co chodzi?!
- I myślisz, że od tak wydam mojego.. przyjaciela?- z trudem te słowa przeszły mi przez gardło.
- Ta.
- Śmieszny jesteś.- zaśmiałam się z niego.
- Nie tym tonem laleczko.- powiedział wkurzony.
- O nie cwaniaczku. To ty uważaj na ton i słowa. Nie bądź taki pewny siebie, bo ktoś może przez przypadek zranić tą twoją pewną siebie twarzyczkę.- mierzyliśmy się nienawistnymi spojrzeniami. Jego zielone tęczówki były wręcz szmaragdowe. Zero złości, tylko radość. Odwróciłam wzrok i zobaczyłam tylko jak uśmiecha się z triumfem.
- Po co ci twój brat?- przy słowie brat zrobiłam cudzysłów. Nie wiem czemu, ale wierzę temu kolesiowi. Ale w środku. Na zewnątrz muszę pozostać niewzruszona.
- Po prostu chcę go odnaleźć. Nawet nie wiesz, jak to jest przez 20 lat tęsknić za kimś. Powiedzieli mi, że on umarł. A tu niespodzianka! Kilka dni temu dowiedziałem się, że mieszka tu i nie wie o moim istnieniu.- prychnął i spojrzał mi w oczy.- Wiesz, czemu go ze mną nie było przez pieprzone 20 lat?!
- Nie.
- Moi rodzice zauważyli, że mały uwielbia samochody. Gdy byliśmy malutcy, już jeździł samochodzikiem i "wygrywał wyścigi".- znowu prychnął i odwrócił wzrok. Patrzył w jakiś punkt nad moim telewizorem.- Rodzice SPRZEDALI własnego syna. Miał się wychować w rodzinie, która tkwi w nielegalnych wyścigach. I tak biedny myślał, że Josh, to jego brat, a ta baba i jej chłop, to rodzice.- urwał. Po chwili znowu się na mnie spojrzał, a w jego oczach zobaczyłam wściekłość i łzy.- Nawet nie wiesz, jak mi go brakowało. Nawet nie wiesz, jak to jest spędzić w samotności dzieciństwo. Naths.- oświeciło mnie. Pamiętam, że jak byłam mała, przyjaźniłam się z jakimś chłopcem, który mi opowiadał o stracie brata. Przez 5 lata byliśmy nierozłączni, aż musiałam się wyprowadzić. Łzy zebrały mi się w oczach.
- Hazz?- zapytałam niepewnie. Oczy mu rozbłysły.
- Wiedziałem, że to ty.- szepnął i zamknął w żelaznym uścisku. Mój najlepszy przyjaciel. Mój pierwszy najlepszy przyjaciel. Moje słońce.
- Ja.. Przepraszam. Nie chciałam cię wtedy ranić. Mimo, że byliśmy małymi maluchami, ja.. Nie chciałam dać ci tego tak do zrozumienia. Ja musiałam. Przepraszam.- wyszeptałam w jego ramię. Odsunął mnie od siebie i uśmiechnął się szeroko. Odwzajemniłam uśmiech, a Niall odchrząknął.
- Nathalie, możesz mi wytłumaczyć całą tę sytuację?
- Jasne.- uśmiechnęłam się do niego przepraszająco i opowiedziałam wszystko od początku do końca. Czyli o dzieciństwie ze Stylesem. Wtedy miał inaczej na nazwisko. Chyba. Bo wszystko, oprócz wspomnień z nim pamiętam jak przez mgłę. Ale chyba że..
- Harry?
- Tak?
- Pamiętasz wszystkie wspomnienia ze mną, prawda?
- No tak.
- A czy pamiętasz, jak w parku zderzyłeś się ze mną i okupiłeś lody?
- Nie..
- O kurde.
- Co?
- Ja cię najnormalniej w świecie pomyliłam wtedy z Marcelem!
- CO?!
- No bo była taka sytuacja, że poszłam do parku i kupiłam lody. Spacerowałam sobie i oglądałam ptaki i inne gówna, kiedy nagle zderzyłam się z łudząco podobnym do ciebie chłopcem. Teraz wiem, że to nie byłeś ty, ale wtedy nie miałam pojęcia.- pokręciłam głową.
- I co dalej?- zapytali.
- Wtedy krzyknęłam "Idioto! Moje lody!". Marcel posmutniał i odkupił mi, po czym poszliśmy nad jezioro. To było raczej tak na początku. I zapytałam się ciebie, znaczy Marcela "Jak tak właściwie masz na nazwisko?". I Marcel powiedział swoje. Chyba dlatego jak usłyszałam "Harry Styles" nie poznałam cię.
- Oh..- wydusił tylko loczek.
Staliśmy tak wszyscy na środku pokoju. Cisza mi ciążyła. Po mojej głowie krążyły myśli: Mam go zaprowadzić do Marcela? Mam mu ufać? Co ja mam robić?
Westchnęłam i postanowiłam.
- To.. jedziemy do Marcela?- Hazz skinął głową. Wyszliśmy, a ja jeszcze bardziej "zabezpieczyłam" dom. Wsiedliśmy do mojego samochodu, bo jak się okazało, Pan Genialny Styles przyszedł na piechotę, z lotniska. Bagaż zostawił u znajomego.
Po 10 minutach byliśmy pod domem mojego chyba przyjaciela. Nie mam zamiaru go przepraszać, bo nawet nie mam za co! Ale porozmawiam i poczekam. Może mi coś wyjaśni. Pewny siebie Harry poszedł na przodzie i zadzwonił. Marcel, jak to miał w zwyczaju otworzył drzwi bez patrzenia w wizjer. Jego mina była bezcenna, gdy ujrzał Hazzę.
- Co.. ja.. Kim..- jąkał się. Jego oczy z każdą sekundą wytrzeszczały się coraz bardziej. Muszę coś zrobić, bo mu gały zaraz wypadną- pomyślałam.
- Hej Marc. To jest Harry. Twój brat bliźniak.
- Że.. Co?
- Harry jestem. Brat twój. Kontaktujesz?- zaśmiał się. Marcel patrzył się na mnie z niedowierzaniem i.. smutkiem. Po czym przeniósł wzrok na loczka i uśmiechnął się szeroko. Zamachnął się i walnął Stylesa pięścią z całej siły w twarz. Harry stał niewzruszony i z jeszcze większym uśmiechem. Wow.
- Spokojnie Marcel. To, że nie wierzysz, że jest twoim bratem, nie znaczy, że musisz go bić.- zaśmiał się Niall. Marcel spojrzał na mnie z przerażeniem w oczach. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie. Niech nie myśli, że wszystko jest okej, ale do cholery nie może bić Harry'ego!
Widząc, że to nie żaden żart, wziął głęboki oddech i spojrzał na Hazzę. Spojrzał na niego przepraszająco.
- No.. Ten.. Sorry Harry. Nie chciałem, głupio mi.- wydusił z siebie.
- Przestań kłamać. Obydwoje wiemy, że chciałeś, ale nic się nie stało.- powiedział loczek i uśmiechnął się jeszcze szerzej. Że mu twarz nie pękła?!
- Spoko z ciebie.. brat.- powiedział Marcel, a Harry'emu pojaśniała twarz i zabłyszczało w oczach.
- Nawet nie wiesz jak tęskniłem. Brakowało mi ciebie..- wyszeptał Harry. Atmosfera była delikatnie napięta. Blondyn to zauważył.
- Dobra skończcie, bo zaraz jeszcze wyznacie sobie miłość i weźmiecie ślub.- wszyscy zaśmiali się, a Marcel wpuścił nas do środka. Przez następne kilka godzin Harry i Marcel "poznawali się na nowo". Nie obyło się bez dziwnych spojrzeń Marcela w moją stronę i dwuznacznych tekstów. Dziecinada. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Mar'ca.
- Co?- zapytałam, bo nie słyszałam, co powiedział. Przewrócił oczami, ale powtórzył.
- Możemy chwilę porozmawiać?- skinęłam głową i przełknęłam ślinę.
Gdy byliśmy sami, Marcel ni stąd ni zowąd podszedł do mnie i bardzo mocno przytulił.
- Nawet nie wiesz, jak mi przykro Nath. Musiałem, te kamery umiejscowić, bo by zabili ciebie. Musiałem, przepraszam. Zerwałem umowę i mam teraz poważne kłopoty u nich, ale to nie ważne. Mam nadzieję, że mi wybaczysz, bo nie zniosę widoku twojej obojętności do mnie. Proszę wybacz mi. Chcę na nowo zyskać twoje zaufanie. Proszę.- wyrzucał z siebie słowa, niczym karabin maszynowy.
- Ja... Nie wiem Marcel. To dla mnie trudne. Strasznie mnie zraniłeś. I nie tym, że podłożyłeś te kamery. Tylko że nadużyłeś mojego zaufania. Niestety jestem osobą, która bardzo długo trzyma urazę. Bo to bolesne. Moje zaufanie jest praktycznie niemożliwe, do odzyskania, ale powodzenia.- uśmiechnęłam się leciutko, co odwzajemnił.
- Mówiąc powodzenia masz na myśli.. że dajesz mi szansę?
- Daję ci szansę, na odbudowanie mojego zaufania. To będzie ciężka droga, wiecznie pod górkę w dodatku bardzo długa. Jeżeli się tego podejmiesz, to masz większe szanse. Wielu ludzi zrezygnowało, gdy im o tym powiedziałam. Może będziesz pierwszy, któremu uda się wytrwać do końca.- tak na prawdę nie byłam na niego zła, tylko byłam zawiedziona. I stracił moje zaufanie tylko w minimalnym stopniu. Takie sytuacje zdarzyły się już tyle razy (ktoś podkładał podsłuch, szpiegował mnie, wsadzał kamery i inne takie), że byłam przyzwyczajona. Ale co tam. Za karę, pobawię się trochę z nim. Ale będzie ubaw!
- Zobaczysz, wszystko się ułoży!- powiedział i pociągnął mnie za rękę. No to czas zacząć grać! Wyrwałam rękę z uścisku. Chłopak spuścił wzrok zakłopotany, ale pchnęłam go, więc poszliśmy dalej. Weszliśmy do salonu, a ja stanęłam jak wryta, widząc Harry'ego i Nialla grającego na konsoli w jakąś samochodówkę.
- Co tu się dzieje?!- zapytałam, na co aż podskoczyli, a joystick'i wypadły im z rąk prosto na dywan.
- No weź, byliśmy tak blisko i przez ciebie przegraliśmy!- krzyknął naburmuszony Niall.
- Daj mi pada.- powiedziałam i usiadłam na kanapie. Podał mi go. Włączyłam grę i po chwili patrzyłam, jak opadają im szczęki.
- Jak.. Ty..
- Przecież.. jesteś..
- Dziewczyną?- dokończyłam. Po chwili przejechałam linię mety i pisnęłam z radości.
- Słaba jesteś.
- Tak uważasz?
- Tak. Ścigamy się?
- Okej, to robimy zakład pomiędzy Harry'm a Nathe!- krzyknął Niall. Spiorunowałam go wzrokiem na to przezwisko, ale po chwili zrozumiałam, że muszę się w końcu ogarnąć.
- Przyjmujesz zakład, cieniasie?- zadrwiłam z niego.
- Jasne, laleczko.- powiedział.
- Okej, to poproszę od każdego po 50 dolarów!- powiedział Niall, a ja razem z Harry'm spiorunowaliśmy go wzrokiem. Go pokićkało!- No dobra, dobra 20.- rzekł zrezygnowany. Wyciągnęliśmy pieniądze i położyliśmy na stole...
2/3 komentarze i kolejny! Jak myślicie, kto wygra? ;33
Directioner_Forever <3