One Direction i My.. - imaginy

sobota, 5 lipca 2014

Marcel.. cz.4

Przeczytajcie notkę pod rozdziałem :*
Otworzyła lodówkę i znieruchomiała.
- Co to ma być Marcel?!
- Lodówka. A co niby innego?- stała nieruchomo. Nie wiedziałem o co jej chodzi.
- S..Skąd Ty.. Tyle.. ŻARŁA MASZ?!- wydusiła w końcu.
- Ze sklepu.
Po kilku minutach ciszy, dziewczyna obróciła się z wielkim uśmiechem na ustach.
- Maarceel..?- oho, czegoś chce.
- Czego chcesz?
- Bo.. Mogę u ciebie zamieszkać na czas, kiedy mam się Tobą opiekować?- powiedziała- Zamieszkać na cały czas- dodała szeptem.
- Jeszcze nie widziała całego domu, a już chce się wprowadzać!- oczy jej rozbłysły. E tam, ja nic nie stracę- A współlokatorka gdzie rzeczy zapodziała? Co, bez ubrań będziesz chodzić?
- Łii !- pisnęła i cieszyła się jak dziecko.
- Dobra, dobra spokój, bo mi rozniesiesz chałupę!
- Kocham cię Marcel, wiesz?
- Wiem, wiem. Ja cię też.
Zaczęliśmy robić sobie obiad. W sumie, to powinniśmy zjeść kolację, ale co tam.
- Spaghetti?- zapytała.
- Jezu dziewczyno. Ty nic innego nie jesz? Ja tam zrobię hamburgery- wyciągnąłem patelnię i ustawiłem na płycie.
- Przecież spaghetti, to nasze danie!
- ALE JEDLIŚMY JE Z JOSHEM!!!- fuknąłem. Chyba się trochę przestraszyła.
- Wybacz po prostu.. A z resztą nieważne..- schowała twarz w dłonie. Podszedłem do niej i przytuliłem ją.
- Nathalie posłuchaj mnie.- próbowałem wziąć jej ręce z twarzy, ale nie dawała za wygraną. Zrezygnowałem i usiadłem na krześle biorąc ją na kolana. Tuliłem Nath, jak małe dziecko.- To, że nie widzieliśmy się 3 lata, nie oznacza, że nie jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Ta rozłąka tylko mnie w tym upewniła. Możesz mi powiedzieć wszystko.. Możesz mi ufać..- zdjęła ręce z twarzy i wtuliła się we mnie. Czułem i słyszałem, że płacze. Po 15 minutach siedzieliśmy w moim pokoju i razem płakaliśmy wspominając wszystko. Opowiadaliśmy również o tym, co się działo w naszym życiu, przez te 3 lata. Już nie byliśmy głodni, bo zamiast "obiadu" zjedliśmy 2 pudełka lodów. To znaczy Nath zjadła, ja tylko podjadałem.
Dopiero teraz zauważyłem, że od kilku minut siedzimy w ciszy, a Nathalie przypatruje się przeciwległej ścianie. Wisiały na niej zdjęcia. Był na niej Josh, ona, Olivia, mama i tata. Moja "nowa" babcia i.. Ja. Zdjęcia były ułożone w serce, a fotka Josha, znajdowała się w samiuteńkim środku.
Siedzieliśmy i wpatrywaliśmy się w jego uśmiechniętą czarno-białą twarz...
<Oczami Nathalie>
- Nie rozumiesz, że się o ciebie boję?

Gdy tak siedzieliśmy i milczeliśmy, ja przypomniałam sobie sytuacje sprzed 3 lat. Kilka miesięcy przed wypadkiem i dzień przed oraz dzień wypadku.
*Retrospekcja*
^Kilka miesięcy przed wypadkiem^
Bałam się mu to wyznać. Wyznać mu, że go kocham. Marcel, to mój najlepszy przyjaciel i nie chcę, aby coś się między nami popsuło, jak wyznam jego bratu- Joshowi miłość. Stałam przed drzwiami ich domu i już chciałam stchórzyć, ale drzwi się otworzyły.
- Oby nie Josh, oby nie Josh- myślałam. Niestety był to ON. Ugh.. Raz kozie śmierć.
- Hej Josh. Muszę z Tobą porozmawiać. Teraz.- wydusiłam szybko, aby nie stracić resztki odwagi, która znikąd się pojawiła. Josh ubrał szybko buty i poszliśmy do parku. 
- Więc co mi chciałaś powiedzieć?- zapytał znienacka siadając na ławce.
- Bo.. Ja ci muszę wyznać.. że.. no..- wzięłam głęboki oddech i szybko wypowiedziałam- Kocham Cię.
Siedział i patrzył się na mnie z niedowierzaniem. Wpatrywał się w moje oczy, szukając czegoś. Chyba w końcu znalazł, bo uśmiechnął się i po prostu przytulił mnie mocno do siebie.
- Ja ciebie też kocham Nathie, bardzo mocno.- poczułam, że gdybym stała, to zmiękłyby mi kolana. 
Zawiał wiatr i delikatnie zadrżałam. Josh to zauważył, bo zdjął bluzę z siebie i otulił mnie nią.-Chodźmy do tej kawiarenki niedaleko.
Złapał mnie za rękę i splótł nasze palce. Przyjemny dreszcz przebiegł przez moje ciało. Josh znowu zauważył i chyba domyślił się, że to nie z zimna, bo zaśmiał się. Doszliśmy w kilka minut. Josh naturalnie zamówił Latte Macchiato, ja poprosiłam o kakao z bitą śmietaną. 
Czekając na zamówienia, trzymaliśmy się za ręce i wpatrywaliśmy się w siebie. Po chwili przyszła kelnerka, a ja cofnęłam ręce rumieniąc się. Ona zaśmiała się.
- Chcecie jakieś odosobnione miejsce?- pokiwaliśmy głową na tak.- Chodźcie za mną. 
Wzięła nasze zamówienia i poprowadziła nas w najodleglejszy kąt w sali. Usiedliśmy, a ona zasłoniła parawan. Ciekawe, ile to będzie kosztowało.. No nic. Upiłam łyk kakao i pisnęłam. Josh od razu usiadł koło mnie i zapytał, co się stało.
- Poparzyłam się. Spokojnie.- uśmiechnęłam się i gestem dłoni poprosiłam, czy mógłby się przesunąć, bo przyciskał mnie do ściany i zaczynało brakować mi powietrza. Uśmiechnął się przepraszająco i wrócił na swoje miejsce...
^Dzień przed wypadkiem^
- Josh.. Nie jedź, proszę.. Kocham cię i nie przeżyję bez ciebie..
- Kochanie, spokojnie. Ja kocham cię mocniej i każda, nawet najmniejsza rozłąka boli mnie ogromnie.. Nie martw się o mnie. Wiesz, że jestem najlepszy i nic mi się nie może na wyścigu stać. 
- Ale..
- Żadnego ale. Wybacz, ale ja muszę jechać. Zobowiązałem się i jako "przywódca" muszę to zrobić. Zobaczymy się po wyścigu, chyba, że nie chcesz jechać. Wtedy przyjadę do ciebie po.
- Nie rozumiesz, że muszę? Wiesz, czasami zastanawiam się, czy dobrze zrobiłem, wiążąc się z Tobą...
Nie odezwałam się tylko wybiegłam z jego pokoju i skierowałam się do miejsca, o którym wiedziałam tylko ja i.. on. Nienawidzę go! Jak on tak może?! Łzy zaczynały kreślić ścieżki na mojej twarzy. Usłyszałam nawoływanie Josha i krótki krzyk. Mój krzyk. Ktoś dźgnął moją rękę nożem, po czym związał i zasłonił czymś oczy. Poczułam, że wsiadamy do samochodu. Czy oni mnie porywają?
Usłyszałam jeszcze tylko krzyk Josha "Wybacz mi skarbie. Nie chciałem tego powiedzieć. Kocham cię i potrzebuję!". To krzyczał, za nim mnie porwali. Jak ja mogłam tak bezmyślnie wybiec? Ktoś odsłonił mi oczy. Jego były cudnie niebieskie. Blond włosy i jasne ubranie. Po prostu anioł.
- Mała nic ci nie jest? Przepraszam, że tak mocno cię dźgnąłem. Miało to być leciutko.- powiedział i posmutniał. ŻE CO?! Bandyta właśnie mnie przeprasza, że dźgnął mnie tak mocno? What the..?
- Ehm.. - nie wiedziałam co powiedzieć. Widząc moją niepewną minę uśmiechnął się do mnie. Miał słodziutki uśmieszek.
- Jestem Niall. Cody to mój kuzyn i kazał mi cię porwać do swojego domu. Jestem inny niż on, ale prawie zrobił coś, przez co musiałem cię porwać.. Nie będę się dalej tłumaczył.
- Niall? 
- Tak księżniczko?- ŻE CO?!?!
- Mógłbyś rozluźnić troszkę liny? Bo strasznie mi ściskają ranę i zaraz się wykrwawię.
- Nie powinienem tego robić, bo jesteś dziewczyną Josha, ale poczekaj.- rozwiązał mnie całkowicie i opatrzył ranę. Podał mi jakieś coś. Wyczytał z mojej miny, że nie chcę pić.
- Myślisz, że zatrute, co? To patrz- wziął łyka. Nadal nie chciałam- Co?
- Teraz się boję, że tam naplułeś.
- Hahaha nie.. Tak po za tym, to witaminy, które pomogą ci wrócić do formy, póki że tak powiem twoja krew się nie uzupełni.- wypiłam to. Po chwili rzeczywiście zrobiło mi się lepiej. Po kilkunastu minutach byliśmy podejrzewam na miejscu. Niall zasłonił mi oczy tłumacząc, że mimo wszystko to jestem porwana i nie mogę wiedzieć, gdzie przebywam. Gdy byliśmy już w środku, zdjął mi coś z twarzy. Oprowadził po domu i pokazał, gdzie co jest. Na końcu poszliśmy do kuchni. Zrobił ciasto i galaretkę na podwieczorek, bo jak tłumaczył obiad trzeba tylko podgrzać. Zjedliśmy.
- Dziękuję. A czy będę mogła zadzwonić do Josha? Mogę nawet rozmawiać przy tobie..
- Jasnee.. Tylko przy mnie i na chwilkę z mojego numeru. Nie mówisz mu żadnych nie zrozumianych rzeczy i jakiś tam tajnych szyfrów. Nie podajesz, gdzie jesteś. Rozumiesz?- teraz, to się go przestraszyłam. Widząc moją minę, zaśmiał się i podał telefon. Numer mojego chłopaka był już wybrany. Po kilku sygnałach odebrał.
- Haloo?!- zapytał wkurzony.
- Josh, to ja. Nie martw się o mnie. Jestem bezpieczna.
- Na pewno? 
- Tak, zaufaj mi Jo.- wiedziałam, że to go uspokoi.
- Moge porozmawiać z Twoim porywaczem?
- YY..- blondyn wystawił rękę po telefon. Włączył głośnik.
- Tak?
- Mogę ci ufać?
- Tak. Słuchaj, nic jej nie zrobię i mam ją trzymać tylko na czas wyścigu. Tak po za tym jest przełożony na za tydzień. Później odwiozę ją. 
- Dobrze.. Ty jesteś kuzynem Cody'ego, prawda?
- No tak.. Skąd wiedziałeś?
- Macie takie same oczy.- po tym Niall wyszedł z pokoju i rozmawiał sam z moim chłopakiem. Wrócił rozbawiony i podał mi telefon.
- Tak?
- Nie martw się Nathe. Wszystko będzie dobrze. Po wyścigu przyjadę tam po ciebie. I jeszcze jedno. Niall, to naprawdę fajny koleś. Aha i.. Wybacz, że powiedziałem te kilka słów za dużo. Wcale tak nie myślę..
- Wiem. Kocham Cię.
- Ja ciebie też. Do zobaczenia za tydzień. Już nie będę dzwonił, bo to niebezpieczne.
- Dobrze, do zobaczenia.- rozłączył się. Kilka łez spłynęło mi po policzku..
- Ej, co jest?- Niall podszedł do mnie i tak dziwnie przytulił, jak jakiś przyjaciel.
-...


Mam do was małe pytanko. Chcecie kontynuację retrospekcji, aż do wypadku, czy zakończyć wcześniej do rzeczywistości? Bo nie chcę was nią zanudzać, chyba, że się podoba :) Czekam na komentarze c; Nowa część już jutro! ^^

Directioner_Forever <3

3 komentarze:

  1. Pisz pisz tak jak teraz <3
    Az do wypadku

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okej c; Jakoś po południu albo wieczorem powinna być część 5 :*

      Usuń
  2. Okk nie mg sie doczekac ;))

    OdpowiedzUsuń