One Direction i My.. - imaginy

czwartek, 3 lipca 2014

Marcel cz.3

Macie kolejną część :D Mam nadzieję, że się spodoba. Jest tylko jeden szczegół. Miały być dwie części, ale połączyłam je ze sobą. Miłego czytania i mam nadzieję, że się spodoba!

Szedłem przez park. Nie zauważyłem deskorolki i potknąłem się o nią. Już myślałem, że wlecę w tą ohydną, błotną kałużę, ale ktoś złapał mnie za ramiona i podciągnął do góry. Po chwili stałem już wyprostowany.
- Dzięki stary. Postaram się jakoś odwdzięczyć.- powiedziałem do nieznajomego. Miał biały T-Shirt, czarne spodnie i czarną bluzę, a do tego białe Air Force. Byłem ubrany identycznie! Spojrzałem na jego twarz i ogłupiałem. JEZU! Przecież ja nie ćpałem! Przede mną stał mój KLON. Różniliśmy się tylko fryzurami. On miał kasztanowe loki, a ja kasztanowe, proste włosy po prostu zaczesane do góry.
- Harry- przedstawił się.
- Marcel- powiedziałem ściskając jego dłoń.
Obudziłem się spocony. Na szczęście to tylko sen! Spojrzałem na zegarek- 04:00. Czyli jeszcze spanko. Ale.. Kim jest ten Harry? I czemu wygląda jak ja?!
Dzyń! 
Boże, to tylko budzik! Przeciągnąłem się leniwie. Chciałem szybko podnieść się, ale walnąłem w kant łóżka. Opadłem z powrotem i znowu poczułem ból, tym razem mniejszy. Co ja robię na podłodze?!
A właściwie prawie pod łóżkiem? Nieważne. Dotknąłem miejsce, w które się uderzyłem i zasyczałem. Dobrze, że to nie czoło, bo miałbym przerąbane! Wstałem, ale tym razem powoli, unikając kantów i innych takich. Po raz kolejny przeciągnąłem się i z rzeczami, które zabrałem z szafki poszedłem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic i wyszedłem z kabiny. Otarłem kropelki z ciała i założyłem białą koszulkę z nadrukiem, jeansowe rurki oraz moje Air Force. Nie wiem, dlaczego chodzę w butach po mieszkaniu, ale mniejsza. Spojrzałem w lustro. No pięknie! Szrama na pół głowy! Z lekkim westchnieniem wyjąłem apteczkę i przyłożyłem bardzo długi gazik. Pomogło, bo krew już nie spływała. Szwy na 100%. Eh, nie chcę jechać do szpitala. Nienawidzę tego miejsca. Po raz kolejny westchnąłem. Zgasiłem światło w łazience i skierowałem się do kuchni. Wziąłem pieniądze i klucze od domu oraz do samochodu. Kurde! Zapomniałem o soczewkach. Wróciłem do łazienki i szybko włożyłem je. Nie chciałem brać okularów.. Zbiegłem po schodach i wyszedłem z domu. Zamknąłem drzwi i poszedłem do piekarni na rogu, czyli tylko minutka drogi. Wszedłem do środka i uśmiechnąłem się. Dzisiaj miała mnie obsługiwać ta starsza, bardzo uprzejma pani, a nie ta pusta blondi.
- Witaj Marcel. Wyglądasz inaczej niż zwykle. Cóż jest powodem Twojej zmiany w wyglądzie?- zapytała uprzejmie. Nie miałem pretensji do niej, bo traktowała mnie jak swojego wnuka. Gdy byłem chory przychodziła do mnie i opiekowała się mną.. Pamiętam dokładnie dzień, w którym poznałem tą uroczą staruszkę.
*Retrospekcja*
Wynająłem szybko pokój w hotelu i zostawiłem tam swoje rzeczy. Taki idiota ze mnie, bo nie wziąłem jedzenia! Jestem taki głodny, że zaraz umrę, ale tutaj jest za wcześnie na śniadanie! Poszedłem do najbliższej piekarni. Jakaś stara baba mnie wygoniła, bo nie miałem drobnych. Poszedłem dalej. Gdy tak sobie spacerowałem, w poszukiwaniu jakiegokolwiek punktu z żarełkiem, zauważyłem ten cudny domek.  

Zawsze chciałem w takim mieszkać! Podszedłem bliżej i zauważyłem ogłoszenie. Jest na sprzedaż! Idealnie! I tak tanio! Chcę go! Zapisałem szybko numer w telefonie i postanowiłem, że zadzwonię, jak coś zjem. Poszedłem dalej i dosłownie po chwili ukazała mi się przytulna piekarnia/kawiarenka. Wszedłem i zapytałem, czy pani też mnie wygoni, jeżeli nie mam drobnych. Starsza kobieta tylko uśmiechnęła się. Poprosiłem o kilka drożdżówek. Podała mi je. Zjadłem ze smakiem. Poprosiłem o jakąś dobrą kawę. Po chwili dostałem. Upiłem łyk i łzy zebrały mi się w oczach. Nie byłem pewny, czy na pewno, dlatego zapytałem:
- Jaka to kawa?
- Latte Macchiato.
Teraz już byłem pewny. Łzy poleciały mi po policzku. To kawa, którą pił Josh. Zawsze.. Kobieta podeszła do mnie i poklepała po ramieniu.
- Chłopcze, jeżeli masz jakiś problem, możesz mi powiedzieć. Zawsze, jeżeli coś się stanie możesz do mnie przyjść.. Pewnie nasuwa ci się pytanie "dlaczego?" Otóż ja również ci coś powiem- powiedziała i usiadła na przeciwko mnie.- Jesteś bardzo podobny do mojego wnuka, z którym nie mam już kontaktu, bo wyjechał. Pomyślisz, ze jestem jakaś niezdrowa, ale czuję, jakbyś to TY nim był. Proszę, nie traktuj mnie jak osobę psychicznie chorą. A teraz, jeżeli chcesz, mogę z Tobą pogadać, ale szczerze.- powiedziała i delikatnie się uśmiechnęła. A co mi szkodzi, miła ta babcia. Opowiedziałem jej calutką historię. Trwało to trochę, bo ok. godz. 7 ludzie idący do pracy zahaczali o piekarnię i kupowali bułki, kawy na wynos i inne takie. Starsza pani poprosiła mnie, abym poszedł na zaplecze. Grzecznie wykonałem jej polecenie. Po chwili przyszła do mnie.
- A co z klientami?- wypaliłem.
- Dasy się nimi zajmie- powiedziała i jak na zawołanie zza drzwi wyłoniła się.. BARBIE?! Jezu, takiego plastiku, to ja jeszcze nie widziałem.. Ale mniejsza, poprosiłem, czy Dasy może pójść, bo nie chciałbym, aby znała moją historię. Kobieta wyczuła ból w moim głosie i odesłała pracownicę. Dokończyłem opowieść o moim życiu. Nie pominąłem żadnego szczegółu. I zrobiło mi się lżej na sercu. Wreszcie znalazł się ktoś, kto nie pocieszał głupimi słowami, tylko zamilkł i pozwolił się wypłakać. W sumie to ta kobieta nie była wcale stara. Po chwili, gdy się uspokoiłem, uśmiechnęła się serdecznie do mnie. Nigdy nie widziałem takiego uśmiechu, NEVER! Starałem się go odwzajemnić, ale wyszedł tylko grymas.
- To chyba znaczy, że jednak nie jesteś moim wnukiem. On urodził się u swojej matki i zginęli w wypadku. Nie widziałam ciała mojego małego wnuczka, tylko jego matki. Policja powiedziała, że prawdopodobnie po prostu spłonął. Matka uciekła i kawałek dalej wykrwawiła się.. Nie będę cię straszyć, więc uciekaj do domu.- po mojej minie musiała wywnioskować, że nie mam domu. Uśmiechnęła się przepraszająco.
- A tak przy okazji, to mam do pani pytanie, czy wie pani coś o tym domu, co jest na sprzedaż tutaj niedaleko?
- Tak. Ja sama go sprzedaję.
- Ma pani przy sobie dokumenty, abym mógł je podpisać? Bo chciałbym kupić ten dom.
- Chłopcze, oddam Ci go za darmo. Dostałam go jako odszkodowanie, po śmierci mojej córki właśnie matki mojego wnuczka. Nie potrafię do niego wejść. Masz tutaj klucze, możesz już się wprowadzić. Resztę formalności, załatwimy jutro.
- Jestem pani dozgonnie wdzięczny! Postaram się to pani jakoś wynagrodzić!
*Koniec Retrospekcji*
Potrząsnąłem głową. Te wspomnienia..
- Nie będę kłamać, bo wyczujesz to babciu. Otóż postanowiłem już nie ukrywać siebie.. A po za tym jadę zaraz do szpitala i jestem głodny.- powiedziałem i odkryłem ranę na głowie.
- Masz tutaj drożdżówki. Jedź i uważaj na siebie!- powiedziała podając mi dwie przepyszne drożdżówki. Tyle jej zawdzięczam..
- Dziękuję, kocham cię babciu!- powiedziałem i przytuliłem ją. Po chwili byłem już w samochodzie. Kurdę! Zapomniałem kawy! Podjechałem i zobaczyłem staruszkę stojącą przed kawiarnią/piekarnią.
- Tak wiem zapomniałem kawy- powiedziałem, zanim babcia zdążyła otworzyć usta. Podziękowałem i odjechałem. Po drodze zjadłem moje "śniadanie". Upiłem kilka łyków kawy i odłożyłem w uchwyt na kubki. Czekałem właśnie na zielone światło. Nie wytrzymałem i wypiłem całą kawę. Akurat zapaliło się zielone, więc ruszyłem. Kubek trzymałem w ręce. Po chwili byłem już pod szpitalem. Wyrzuciłem śmieci do kosza i podszedłem do recepcji.
- Dzień dobry- rzekłem do jakiejś pielęgniarki za biurkiem.
- Witam. Co się stało?- zapytała. Powoli zdjąłem kaptur i odkleiłem gazik.
- To się stało.- powiedziałem.
- Zanim zaprowadzę pana do doktora, proszę powiedzieć kiedy to się stało? I skąd u pana ta rana?
- Uderzyłem się dzisiaj rano w kant łóżka.
- Potrafi pan określić, która była wtedy godzina?
- A która jest teraz?- zapytałem. Zerknęła na zegarek.
- 13.48
- To było jakieś 2 godziny temu. Może trochę mniej.
- Dobrze, teraz proszę za mną- powiedziała i wyszła zza biurka. Prowadziła mnie jasnym korytarzem. Dookoła były drzwi. W pewnym momencie skręciliśmy w jedne z nich. 
Znajdowałem się w dużym gabinecie. Białe ściany, jasne meble. Tylko to wielgaśne ciemne biurko wyróżniało się na tle tego pomieszczenia.. Za biurkiem siedział mężczyzna w podeszłym wieku. Miał okulary na nosie, siwe włosy i siwy wąsik. Za jego plecami było okno, a pod oknem łóżko do badań. Gdy weszliśmy oderwał wzrok od okna i spojrzał na nas.
- Dzięki Olivio. Ja już sobie poradzę- powiedział, gdy ta skończyła opowiadać o tym co ja jej powiedziałem.
Gdy wyszła doktor kazał mi usiąść. Zająłem miejsce na tym "łóżku".
- Widzę, że masz naprawdę porządną ranę. Będzie trzeba zszyć. Najpierw jednak krótka kontrola- powiedział. Wiedziałem, że szwy.
- Jak się czujesz? Boli cię głowa?
- Czuję się dobrze. Głowa mnie nie boli. Tylko ta rana trochę piecze.
- Zawroty głowy, mdłości?
- Nie mam.
Facet podszedł do mnie i poświecił w oczy. Uśmiechnął się.
- Wszystko w porządku, więc po założeniu, możesz iść do domu. A teraz zapraszam.- wskazał drzwi. Nie było ich tu wcześniej.. No nic. Weszliśmy do pomieszczenia obok. Po 10 minutach było już po wszystkim. Okazało się, że nie trzeba było obcinać włosów, za co byłem wdzięczny.
- Na razie przez pierwsze 1,5 tygodnia odpoczywaj. Masz jakąś rodzinę niedaleko? Bo chodzi o to, żebyś się nie przemęczał- zapytał lekarz.
- Nie.
- A znajomi, bądź przyjaciele?
- Tak, ale nie mam z nią kontaktu.
- Jak się nazywa?
- Nathalie Parker.
- Dobrze, nie martw się o nic. Ja wszystko załatwię. Aha i za 3 tygodnie przyjdź na kontrolę. Zobaczymy, czy będzie można już zdjąć szwy. 
- Dobrze. Dziękuję do widzenia!
- Do widzenia Marcello!- rzekł z uśmiechem lekarz. Marcello?! Tak mógł na mnie mówić TYLKO Josh. Już nienawidzę tego faceta..
Kipiało ode mnie złością a jednocześnie smutkiem. Wsiadłem wkurzony do samochodu i odjechałem. Pocieszał mnie tylko fakt, że już niedługo zobaczę Nathalie.
Tak za nią tęskniłem i tęsknię..
Po kilkunastu minutach byłem w domu. Strasznie bolała mnie głowa, więc od razu po wejściu <do mojej "rezydencji" mm.. Lubiłem  mówić tak na ten dom>, zażyłem leki przeciwbólowe. Zmęczony rozwaliłem się na kanapie. Włączyłem telewizor. O! Akurat lecą "Gwiezdne Wrota". Uwielbiam ten film!
Oglądałem z zainteresowaniem, gdy w połowie filmu zadzwonił dzwonek do drzwi. Niechętnie wstałem i jak otworzyłem, od razu się rozpromieniłem.
- Nath! Wejdź!- powiedziałem uprzejmie.
Weszła bez przywitania, nie odwzajemniając uśmiechu i stanęła do mnie tyłem.
- Nathalie? Co jest?- zapytałem. Byłem przestraszony, ale nie dałem tego po sobie poznać.
- Nic Marcel. Szkoda, że sam nie zadzwoniłeś. Gdyby nie ten twój "wypadek", to byśmy się prawdopodobnie nie zobaczyli.- powiedziała obracając się w moją stronę. Płakała.
- Nath, przepraszam! Ja zapisałem sobie twój numer na dłoni i mi się zmył! Szukałem cię na wszelkie możliwe sposoby, ale nie mogłem cię znaleźć.
- Mieszkam dwie przecznice dalej idioto.- powiedziała. Wrócił idiota. Chyba mi wybaczyła, ale nie miałem pewności. Była strasznie poważna. Stała tak wpatrując się w moją skrzywioną minę. Po chwili wybuchnęła śmiechem zarażając mnie nim.
- Już się nie gniewasz?- zapytałem.
- Hmm.. To zależy.- odpowiedziała tajemniczo.
- Od czego?- ponownie zapytałem tym razem zbity z tropu. Nie miałem najmniejszego pojęcia, o co może jej chodzić.
- Od tego, co masz w lodówce, bo jestem głodna ty pewnie zresztą też- odpowiedziała z uśmiechem. Roześmiałem się na cały dom. Nie mogłem przestać.
- Z CZEGO SIĘ BARANIE RYJESZ?!?!- fuknęła. Znowu stałem zbity z tropu. Kim jest ta Nathalie? I gdzie się podziała MOJA Nath?
- Z tego geniuszko. Dobra nieważne chodź to kuchni.- rzekłem i wskazałem dłońmi. Wzruszyła tylko ramionami i weszła. Otworzyła lodówkę i znieruchomiała.
-...
2/3 kom = next jutro albo pojutrze c;
Directioner_Forever <3

4 komentarze: