One Direction i My.. - imaginy

piątek, 31 października 2014

Zamówiony Ziall :)) / część 6

Cześć : D Miło mnie zaskoczyliście pod poprzednim rozdziałem! Zbliżamy się do końca "Zialla". Podoba się wam ten Imagin? Mam nadzieję, że komentarzy zacznie przybywać, bo osób czytających jest o wiele więcej, niż osób komentujących: *
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Po 30 minutach byliśmy już w drodze... Szczerze mówiąc, nie wiedziałam, co poprzez "Wypad na Miasto" miał na myśli mój przyjaciel. Ufam mu, ale jednocześnie trochę się martwię, bo on zadaje się z Niallem, no a wiadomo, jaki jest Horan. 
- Luke, tak właściwie gdzie my jedziemy? - Zapytałam przerywając ciężką ciszę.
- Do galerii. Z okazji urodzin nie dałem ci żadnego prezentu, dlatego zabieram cię na zakupy.- wyszczerzył się, ale po oczach było widać, jak wiele będzie go to kosztowało. Akurat dotarliśmy, więc uściskałam go mocno i cmoknęłam w policzek.- Whoa! To tylko zakupy!
- Wiem.- uśmiechnęłam się, a on puścił mi oczko. Rozejrzałam się i zdziwiłam, bo z tego miejsca do galerii było jakieś 10 minut piechotą.- Czemu stanęliśmy tutaj?
On tylko wzruszył ramionami. Przeczuwałam, że za tym stoi coś więcej, ale nie dociekałam, jak miałam w zwyczaju, co musiało go nieźle zaskoczyć. Przeszliśmy kilka metrów, a ja wiedząc, że jeszcze trochę sobie połazimy, wyciągnęłam słuchawki i podpięłam kabelek do telefonu. Szłam słuchając Green Day. Luke dopiero po chwili zobaczył, że wcale go nie słucham, zrobił obrażoną minę, a ja ze szczerym uśmiechem podałam mu jedną słuchaweczkę. Od razu się rozweselił, ale przez to, że kabelek był zbyt krótki, szliśmy bardzo blisko siebie, wyglądając jak idioci. Gdy dotarliśmy na miejsce, schowałam sprzęt do kieszeni. Niestety rozwiązał mi się but, więc ukucnęłam, aby go zawiązać.
Gdy skończyłam, podniosłam się i uniosłam wzrok zatkało mnie. Zza Galerii wystawała scena. Parking zapelniony był chyba milionem fanek, które krzyczały i przepychały się.  Teraz przypomniałam sobie o koncercie, o którym wspominał Nialler. Postanowiłam napisać do niego i sprawdzić, czy się rzeczywiście jest tak, jak mówił.
Liz: Hej :) Co robisz?
Na odpowiedź nie musiałam długo czekać. 
Niall: O hej. Nic takiego. A co?
Liz: Nic. Patrz co widzę. Niesamowite, prawda?

Niall: Podobno miałaś spędzić popołudnie z Luke'em.
Liz: Nie powiedziałam, że nie ma go ze mną.
Niall: Super. O co ci chodzi?
Liz: Chyba o co TOBIE chodzi.
Niall: O nic Liz, o nic.
To jakiś żart?! Czy on jest nienormalny?
Liz: Wiesz co? Chciałam namówić Luke'a, żebyśmy podeszli pod scenę, czy coś bo obiecałam, że kiedyś będę na twoim koncercie. Tylko że teraz nie widzę w tym sensu.
Niall: ... 
Liz: Mam tego dość wiesz? Najpierw udajesz, że mnie nie znasz, później nagle mówisz mi bardzo mile rzeczy, a na końcu piszesz jakieś pieprzone kropeczki?! Zastanów się nad sobą!!!
Po tym wyłączyłam telefon i odszukałam wzrokiem Luke'a.
- Liz! Tutaj!- usłyszałam za sobą. Odwróciłam się i podbiegłam do blondyna. 
- To co, idziemy?- skinął głową, po chwili chodziliśmy po sklepach. Starałam się, aby chłopak nie zanudził się, więc szukaliśmy wspólnie coś dla mnie i dla niego. W końcu po dwóch godzinach wyszliśmy z ogromną ilością toreb. Koncert za galerią właśnie się kończył, a ja przystanęłam, bo było mi bardzo ciężko. Luke pokierował nas na ławeczkę.
- Wiesz co.. Chyba ani mi, ani tobie nie chce się tego targać. Poczekaj tu, a ja podjadę samochodem, okej?
- Dobra.- on oddalił się, a ja wyciągnęłam telefon i słuchawki. Włączyłam mojego IPhone'a i spotkałam się z kilkudziesięcioma nieodebranymi połączeniami od Nialla oraz chyba 20 wiadomościami od niego. Usunęłam połączenia, po czym zabrałam się za odczytywanie wiadomości. Wszystkie utwierdzały mnie w przekonaniu, że Horan to dupek. Usunęłam wszystko i włączyłam moją ulubioną playlistę. Nie zdążyłam jeszcze do końca zatopić się w rytmach moich ulubionych beat'ów, a za sobą usłyszałam tego palanta. Zignorowałam go, ale gdy zaczął coś mówić łamiącym głosem wyłączyłam piosenkę. Tak, aby się nie zdradzić słuchałam, co miał mi do powiedzenia i jeśli mam być szczera, totalnie mnie zamurowało.
- Liz, posłuchaj. To nie tak. Ja po prostu.. Nie potrafię mówić o takich rzeczach. Jest mi cholernie ciężko, a to, że mnie ignorujesz, wcale mi nie pomaga. Ja.. Wiem, że w tym momencie możesz mnie nienawidzić, ale zrozum nie potrafię tak dłużej. Bardzo chcę, żebyś była moja. Tylko moja. Chciałbym codziennie móc sprawiać, że się uśmiechasz, bo twój uśmiech jest cudowny. Tak wiem, to tandetne i w ogóle do mnie nie pasuje, ale ty strasznie mnie zmieniłaś. Stałem się jakimś słabym gówniarzem, który gada do dziewczyny, która ma go w dupie. Eh..- usłyszałam jak siada koło mnie i gdy zauważył, że mam słuchawki na uszach, odetchnął z ulgą a jednocześnie speszył się.
- O cześć.- mruknęłam.
- Ty słyszałaś, jak coś mówiłem?- spytał podejrzliwie.
- Nie.
- Okej.- siedzieliśmy w ciszy, a ja przetwarzałam to, co usłyszałam. Było mi tak dziwnie po jego słowach.. Czegoś takiego nigdy nie usłyszałam. W moim sercu zrobiło się przyjemnie ciepło. Nie wiem czemu, na wspomnienie jego słów o moim uśmiechu zarumieniłam się, co nie uszło uwadze mojego towarzysza.- Co się tak rumienisz?
- Nie nic, ja tylko..- nie wiedziałam co powiedzieć i zarumieniłam się jeszcze bardziej.
- Ty.. Wszystko słyszałaś prawda?- spojrzałam w jego oczy, mogłam wyczytać przerażenie, które całkowicie go opanowało.
- Coo..? Niee..- przeciągnęłam i nie mogąc się opanować wybuchnęłam śmiechem.
- Wiesz co? To wcale nie jest śmieszne.- skrzywił się, a ja już zwijałam się ze śmiechu. Widać było, że jest wkurzony, dlatego złapał mnie za ramiona i przytrzymał. Uspokoiłam się, bo blondyn nie pozwolił mi odwrócić wzroku od jego niebieściutkich tęczówek. Zatonęłam w nich i nie mogłam się ruszyć. On puścił mnie i nadal się w siebie wpatrywaliśmy. To było coś niesamowitego. Po chwili zamknęliśmy oczy i przybliżyliśmy się do siebie. Nie chciałam, by on mnie pocałował, więc gdy jego wargi miały spocząć na moich, szybko przekręciłam głowę, przez co spotkały się one z moim policzkiem. Niezadowolone mruknięcie wydobyło się z ust Niall'a. Otworzyliśmy oczy. Blondyn patrzył na mnie z czułością, która zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Telefon Horana zadzwonił, a on zamiast odebrać cmoknął mnie szybko usta i z triumfalnym uśmiechem odbiegł i odebrał. Dotknęłam moich ust, a stado motylków rozbrzmiało w moim brzuchu. Siedziałam rozmarzona na ławce i gdy spojrzałam na zegarek, to się zdziwiłam. Mojego przyjaciela nie było od 30 minut. Westchnęłam i zadzwoniłam do Zayn'a. Ten praktycznie natychmiast przyjechał i zabrał mnie do domu. To właśnie tam dowiedziałam się czegoś, co praktycznie zrujnowało mi życie. Policja stała przed moim domem i czekała na mnie. Podeszłam do funkcjonariusza, a on popatrzył na mnie z troską.
- Jest mi bardzo przykro, ale pani matka została potrącona przez samochód osobowy. Jest w bardzo ciężkim, wręcz krytycznym stanie w szpitalu. Jeszcze raz bardzo mi przykro.- kilka łez spłynęło po moim policzku. Zayn natychmiast przytulił mnie do siebie, a ja zaniosłam się płaczem.- Jeśli jest coś, co mogę dla pani zrobić..
- Nie ma nic takiego. Przecież nie przywróci jej pan do życia.- wyszlochałam.
- Ale pani matka żyje.- zaprzeczył policjant.
- Ale jak długo jeszcze?!- wykrzyczałam i wbiegłam do domu. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i zamknęłam je na cztery spusty. Oparłam się o drewnianą powłokę i zsunęłam się po nich. Zayn walił do drzwi, a po jakiś 20 minutach dał spokój i usłyszałam, jak siada pod drzwiami. Przesunęłam się delikatnie, a on przybliżył się.
- Liz jesteś tutaj?- wyszeptałam cichutkie "tak", a on odetchnął z ulgą.- Wszystko w porządku?
- A jak myślisz?!
- No tak. Głupie pytanie. Wiesz, że powinnaś być tam teraz, prawda?
- Ale co to da? Ona i tak umrze, a ja będę bardziej cierpiała, przez co wy również będziecie cierpieć.- powiedziałam i popłakałam się. Po kolejnych 20 minutach wpuściłam go do domu, a on pomógł mi się przebrać, abym wyglądała jakoś. Ubrałam coś, co moja mama dała mi, gdy wróciłam tu we wrześniu. Wiem, że moja bluza jest dziwna, bo mam na niej nazwisko mojego przyjaciela, ale kiedyś dostałam ją od niego i tak po prostu mi się spodobała. 
Pobiegliśmy do samochodu przyjaciela. Założyłam jeszcze moje czarne Ray bany, aby ukryć czerwone od płaczu oczy. Po kilkunastu minutach byliśmy w szpitalu. Od razu pobiegłam do recepcji, a kobieta za ladą, która była tylko trochę starsza ode mnie, kazała mi czekać, bo pieprzyła z jakimś facetem o dzisiejszym wieczorze. 
- Jesteś jakaś popieprzona?! Moja mama umiera! Odkładaj ten telefon i bierz się do roboty!- krzyknęłam w jej stronę, a ona powoli rozłączyła się, po czym podała mi, gdzie aktualnie znajduje się moja mama. Pobiegłam tam, przez co wpadłam na ( swoją drogą bardzo przystojnego ) lekarza. Złapał mnie i gdy pokrótce wytłumaczyłam mu moje roztargnienie, zaprowadził mnie do matki. Leżała jak szmaciana lalka, podpięta do rurek i pikającej maszyny. Podeszłam do niej na palcach i złapałam jej rękę. Słyszałam, że gdy taki ktoś jest w śpiączce, to słyszy wszystko i jeśli się do niej mówi, to szybciej się budzi. Ale to by było dziwne mówić do osoby, która "śpi", prawda? No ale z racji tego, że ja też jestem dziwna, nie zaszkodzi spróbować.
- Mamo.. Ja nie mogę bez ciebie. Wróć do mnie proszę. Bardzo cię kocham i zdaję sobie sprawę, że cię zawiodłam. Jest mi bardzo przykro z tego powodu. Wybacz mi.- łzy leciały mi ciurkiem po policzkach. 
*****
Przez kolejne kilka godzin spałam. Gdy się obudziłam spotkałam się z zatroskanym spojrzeniem mamy.
- Mamo!- krzyknęłam i przytuliłam się do jej dłoni.
- Córciu.. Mój czas minął. Bardzo cię kocham. Pamiętaj o mnie..- odskoczyłam od mojej mamy i krzyknęłam na nią.
- Nie, nie, nie! Nie możesz odejść!
- Posłuchaj mnie. W domu w moim pokoju pod materacem znajdziesz skrzyneczkę. Przyłożysz do jej zamka mój naszyjnik.- podała mi go, a ja założyłam go na szyję.- Potem odnajdziesz tam wszystko, co potrzebne, abyś znalazła swojego ojca. Bardzo cię kocham i pamiętaj, cokolwiek by się nie działo, zostaw wszystko i leć do taty. Pieniądze również będą w skrzynce. A jeśli nie, to znajdziesz tam czek. Kocham cię.- moja rodzicielka po raz ostatni uniosła moją dłoń do swoich ust, po czym zasnęła na zawsze. Maszyny wydały ciągły dźwięk, a ja nie wiem, co się później działo. Byłam przytomna, ale nieobecna. Obudziłam się dopiero w domu, gdzie leżałam wtulona w Niallera, na moim łóżku. Pamiętam, że przez te kilka dni cały czas był przy mnie tak samo jak reszta przyjaciół. Nawet Per i Soph przyszły mnie pocieszyć, ale chłopaki wyrzucili je z domu. Wstałam i skierowałam się do kuchni. Napiłam się soku i usiadłam na blacie wpatrując się w pustą szklankę. Już nie płakałam. Przypomniało mi się, że dzisiaj jest pogrzeb, który w całości zorganizowała moja ciocia, siostra mamy. Przyleciała z Los Angeles. Tylko ona mi została, bo jak się okazało, skrzyneczka, która rzekomo miała być pod materacem tajemniczo zniknęła. Zeskoczyłam z blatu i wyjęłam z lodówki jogurt. Stałam przodem do okna i powoli jadłam to, co wcześniej wzięłam. Nagle na moich biodrach poczułam czyjeś ręce. Odwróciły mnie one przodem do tego kogoś.
- Jak się czujesz?- zapytał spokojnie, ale jego twarz wyrażała kompletnie co innego. Widziałam szczere przerażenie, strach, ból, samotność, smutek, lecz dało się dostrzec także miłość i troskę. W jego oczach zobaczyłam swoje całkowicie obojętne odbicie.
- Niezbyt dobrze.- odpowiedziałam, na co on odetchnął z ulgą.
- Wiesz co się ze mną działo podczas twojej nieobecności?! Nie rób mi tak więcej.- schował twarz w moich włosach. Przytuliłam się do niego bardzo mocno, a on odwzajemnił mój uścisk. Uniósł wzrok, a ja przeraziłam się widząc jego sine oczy, strasznie podpuchnięte, a włosy całkowicie poplątane. Pociągnęłam go za rękę do łazienki. Gestem poprosiłam, aby przysiadł na skraju wanny. 
- Zamknij oczy.- wyszeptałam, a on wykonał polecenie. Przemyłam mu twarz i pobiegłam po lód. Przyłożyłam do twarzy i po chwili opuchlizny zeszły. Uśmiechnęłam się do niego, ale on tego nie widział. Następnie uczesałam i zaczesałam mu włosy do tyłu, które utrwaliłam żelem. 
- Co ty..- zapytał zdziwiony i otworzył oczy. Spojrzał w lustro i popatrzył na mnie jak na wariatkę.
- Cicho mi tu.- zachichotałam, a jemu oczy prawie z orbit wyszły. Poszłam do swojego pokoju, gdzie o dziwo znalazłam dwie walizki należące do blondyna. Wyjęłam z nich czarne rurki, biały T-shirt, czarne supry i czarny snapback. Dopełniając strój dodałam jeszcze szarą bluzę i poszłam do chłopaka. Uprzednio zdjęłam lustro ze ściany.- Przebierz się w to.
- Okej.- westchnął i zaczął ściągać szare dresy.
Poszłam do swojego pokoju i wybrałam dla siebie: 

Wiedziałam, że naszyjnik mojej mamy nie zbyt pasuje do mojego stroju, ale ani na moment nie ściągałam go z szyi. Ubrania rozłożyłam na łóżku, a drzwi prze kluczyłam. Poszłam do łazienki w moim pokoju i wzięłam szybki, orzeźwiający prysznic. Umyłam dokładnie twarz i pomalowałam się. Z ręcznikiem owiniętym wokół ciała wróciłam do pokoju i ubrałam wcześniej przygotowane rzeczy. Skierowałam się do Niall'a, a on stał i patrzył na mnie jak zaczarowany.
- Wyglądasz.. pięknie.- uśmiechnął się do mnie, a ja z trudem odwzajemniłam ten uśmiech w minimalnym stopniu.- Ale powiedz po co to wszystko?
- Chcę się oderwać od tego i po raz ostatni pójść w pewne miejsce. Z tobą.- dostrzegłam błysk w jego oczach, po czym chłopak złapał mnie za rękę i poszliśmy. Nie zbyt lubię nosić buty na obcasie, ale chciałam wyglądać poważnie. Mimo swojego mało poważnego stroju.Wyszliśmy z domu i spacerkiem ruszyliśmy w stronę tego magicznego miejsca. Niall splótł nasze palce, a ja uśmiechnęłam się pod nosem. Ukryłam twarz we włosach, aby nie widział mojego uśmiechu, ale on go dostrzegł i jego twarz rozświetliła radość.
- Uśmiechasz się.. Tak.. promiennie.- wyszeptał. Po chwili spoważniałam i znowu przybrałam maskę obojętności, aby się nie rozpłakać. Szliśmy w milczeniu, ale coraz bliżej siebie, aż w końcu blondyn objął mnie ramieniem. Było słonecznie, co aż mnie zdziwiło. Doszliśmy do byłego domu mojej babci. Teraz należał on do mnie tak samo jak dom mojej matki. Poszliśmy do ogrodu, gdzie wśród zieleni stał mój azyl. Przesiadywałam tu z mamą i rozmawiałyśmy o wszystkim.
Usiedliśmy z Niallem na ławeczce i po prostu wpatrywaliśmy się w siebie. To dodawało mi otuchy. Nagle zerwał się wiatr, a na moich kolanach wylądowała biała lilia. Nie wiem skąd, ale wiedziałam, że to znak. Znak, że moja mama jest przy mnie i że mogę na nią liczyć. Mój telefon zadzwonił. Odebrałam.
- Liza, gdzie jesteś?
- W moim azylu.
- Oh.. Z Niallem?
- Tak. Ale przyjdź tu.
- Nie wiem gdzie to.
- Za domem mojej babci. Do zobaczenia Zayn.- zakończyłam rozmowę.
Mój najlepszy przyjaciel- Luke okazał się "zabójcą" mojej matki. Potrącił ją przez przypadek, bo widział, jak Niall prawie mnie pocałował. Wtedy wpadł w furię i chciał poczekać na mnie w domu. I zdarzyło się. Nie miałam do niego pretensji, ale teraz miał areszt domowy, a policja zabroniła mi się z nim widzieć. Po za tym z czym niby miał się widzieć, jak mnie właściwie nie było. Potrząsnęłam głową, by wyrzucić wspomnienia z mojej głowy. 
Zayn przybył 10 minut później. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy śmiejąc się co jakiś czas. Na rękach cały czas spoczywała mi lilia. Po jakichś 2 godzinach postanowiliśmy zebrać się do domu. Niestety rozpętała się groźna burza, więc zabraliśmy poduszki i inne takie i weszliśmy do domu babci. Krzątała się tam teraz pani Nelson, która była niegdyś moją gosposią. Mieszka tutaj razem z kilkoma dzieciaczkami z domu dziecka. Pani Nelson jest jeszcze dość młoda, dlatego wszystko jest okej. Przywitała mnie uściskiem i udostępniła nam całe prawe skrzydło domu.


PS. Byłam chora, dlatego nowa część dopiero teraz oraz będzie jeszcze 1 część, a potem Niall dla Joanny :*
Directioner_Forever. xx

5 komentarzy: