One Direction i My.. - imaginy

piątek, 30 maja 2014

Louis.. :) - część 2 /ostatnia

 (T.i.): Lou ja..- nie wiedziałam co powiedzieć. 
L: Tak (T.i.)?
(T.i.): Ja... Zostanę z tobą- powiedziałam i uśmiechnęłam się blado do niego.
L: Jak ja cię kocham (T.i.)!- krzyknął szczęśliwy, ale widząc moją dezorientację dodał pospiesznie- Kocham po przyjacielsku, właściwie jak siostrę!
Nie byłam głupia. Wiedziałam, że Lou coś do mnie czuje. A najgorsze było to, że ja.. chyba również. Mimo, że byłam z Arkiem jeden dzień, a kochałam go już naprawdę długo, w jednej chwili się odkochałam. Moje myśli całkowicie przesłonił Lou. Arek znowu był tylko przyjacielem. Nie kochałam już go. Kochałam Louisa. W ogóle nie myśląc przybliżyłam swoją twarz do Lou i pocałowałam go. On odwzajemnił pocałunek.
(T.i.): Lou, ja nie powinnam.. Ale chyba miałeś rację. Kocham cię..- powiedziałam szeptem.
L: Ja ciebie też..
.
.
.
Obudziłam się. Opierałam się o czyjeś ramię.
L: (T.i.)? Śpisz?- zapytał.
(T.i.): Nie Lou, nie śpię. Która godzina?
L: Minęła godzina od tamtego wydarzenia.
(T.i.): Aha, dzięki.
Wstałam i poszłam do łazienki. Wyglądałam okropnie. Ogarnęłam się i pozbierałam myśli.
W moim śnie, całowałam Lou, przestałam kochać Arka i zakochałam się właśnie w Louisie.
I CO JA MAM ZROBIĆ?! Chyba najlepiej będzie porozmawiać z moim przyjacielem, który na mnie czeka. On mi pomoże.. Ale co jeśli pomyśli, że go kocham? Jejku..
Zeszłam na dół i zastał mnie totalny
chaos. Drzwi były wywalone, okno rozbite. Wszędzie bałagan. Najgorsze, że nie było Louisa. Rozejrzałam się pośpiesznie po domu, ale nigdzie go nie znalazłam.
(T.i.): Lou! Lou? Gdzie jesteś! Boję się o ciebie!- krzyczałam ile sił.
C (coś):Mhmmhmhmmh!!!Mhmhmhmhm!!!!- coś zdawało się dochodzić z komórki pod schodami.
(T.i.): Uwaga! Wchodzę!!!- powiedziałam i
wyważyłam drzwi.
Na podłodze leżał cały posiniaczony Louis. M
iał związane ręce i nogi, a na ustach i oczach miał jakieś kawałki materiału. Kojarzyłam je skądś.
W mgnieniu oka, wręcz z prędkością św
iatła uwolniłam Louisa. Leżał prawie nieprzytomny.. Wyglądał okropnie. Nie wiem jakim cudem doniosłam go do jego łóżka i zadzwoniłam po karetkę. Przyjechała po 6 minutach.
L: A pani kim jest?- zapytał podejrzliwie. No tak miałam krew na rękach.
(T.i.): Jestem jego dziewczyną. Planowaliśmy zaręczyny i poszłam do łazienki. Wyszłam po 15 minutach, ponieważ brałam szybki prysznic i znalazłam Louisa w komórce pod schodami. Proszę mu pomóc! Ja go kocham!- kłamałam. Ale.. tylko na początku. Zrozumiałam, że jedyną prawdą w tym zdaniu, jest to, że ja naprawdę go kocham.
L: Dobrze, w takim razie może pani z nami jechać. I niech pani nie płacze. Jest w
rękach najlepszych lekarzy na świecie- powiedział facet i uśmiechnął się do mnie szczerze.
Ja nic nie odpowiedziałam. Zgarnęłam telefon, klucze, mój portfel oraz kurtkę i wyszłam za lekarzami. Minęła chwilka i już byliśmy w szpitalu.
*Po godzinie*
Louis leży podłączony do jakiś rurek. Strasznie się o niego boję. Co chwilę go przytulam i mówię do niego, że go kocham. Byłam już mocno zmęczona. Poszłam więc po kawę. Rodzice wiedzieli, że jestem z nim. Ledwo wyszłam z sali, a mój telefon
za wibrował. To był Arek.
A: (T.i.)! Co się stało z Louisem? Wszystko w porządku?- zapytał.
(T.i.): Jeszcze się bezczelnie pytasz?! Jak mogłeś mu to zrobić? Jak mogłeś mi to zrobić?- prawie krzyczałam. Powstrzymywałam się dlatego, iż byłam w szpitalu.
A: Ale to nie ja! Posłuchaj mnie przez 3 minuty!
(T.i.): Dobrze, ale masz 3 minuty!- warknęłam.
A: Spokojnie! Dlaczego tak niegrzecznie?
(T.i.): 2 minuty 57 sekund- warknęłam po raz kolejny.
A: Ok, ok rozumiem. To było tak. Gdy wysz
edłem usłyszałem waszą rozmowę i byłem jeszcze bardziej wściekły. Poszedłem do parku, usiadłem na ławce i zacząłem płakać. Nagle olśniło mnie. Ty go kochasz. Wiem to. Kupiłem czekoladki w ramach przeprosin. Gdy doszedłem do domu Louisa usłyszałem huk. Następnie ktoś wyskoczył przez okno, rozbijając je. Pobiegłem za tą osobą. Dogoniłem ją z łatwością. Zdjąłem tej osobie kaptur i.. wiesz kim ta osoba była?
Nie odpowiedziałam.
A: To była.. Jessica. Zaprowadziłem ją na policję i opowiedziałem co widziałem. Po chwili
policjant zadzwonił do szpitala i oznajmił mi, że Lou jest już na oddziale. Właśnie do was jedziemy- zakończył.
(T.i.): Dziękuję ci bardzo, ale nie mam dla ciebie dobrych wieści..
A: To znaczy?
(T.i.): Masz rację, ja naprawdę kocham Louisa. Ale to nie znaczy, że nie kochałam ciebie, bo kochałam. Ale jak zobaczyłam go leżącego bezbronnie na ziemi w kałuży krwi, wszystko stało się jasne. Wybacz mi.. Nigdy nie zasługiwałam, na twoją miłość..
W słuchawce cisza, ale ktoś mnie przytulił i otarł łzy z policzków.
A: Nie martw się, rozumiem cię doskonale. Poza tym, ja na ciebie nigdy nie zasługiwałem. Będę się cieszyć waszym szczę..- przerwał, ale dodał- Patrz! Louis się obudził i cię szuka. Idź do niego i powiedz mu co czujesz.
Posłuchałam się Arka. Wchodząc uśmiechnęłam się szeroko.
(T.i.): Witaj Lou
L: Cześć mała, co się stało? Myślałem, że do Arka poszłaś.
(T.i.): Louis ja właśnie w tej sprawie. Otóż.. Ja..- przybliżyłam się i pocałowałam go. Właściwie musnęłam jego usta.
L: Wiedziałem! Warto było czekać 3 lata.
(T.i.): Louis, czy ty ukrywałeś uczucie do mnie, aż tyle czasu?!
L: Tak- powiedział i uśmiechnął się zadziornie.
(T.i.): Oh ty wariacie!
L: Ale twój wariacie- powiedział i pocałował mnie.
*Po wyjściu ze szpitala*
Louis ma złamaną nogę, rękę i obojczyk. Do tego jest cały poobijany. Ma podbite oko i wielkiego siniaka na nodze. I tak uważam, że jest piękny. Arek zaakceptował nasz związek i jesteśmy bardzo bliskimi
przyjaciółmi. A co do Jessici. Na początku jej wybaczyliśmy, ale ona powiedziała, że się na nas zemści, więc wsadzili ją do poprawczaka. Żyje nam się dobrze. Myślę, a raczej wiem to, iż nic nie zniszczy naszego związku <3
The End :3



Directioner_Forever <3


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz