One Direction i My.. - imaginy

środa, 8 kwietnia 2015

Harreh Styles ~ część 1

Od kilku tygodni dziwnie się czuję. Taka.. obserwowana. Tak, to dobre określenie.
Non stop czyjś wzrok za mną podąża, widzi każdy mój ruch... Problem w tym, że nie wiem kim ta osoba jest! To okropne! Najgorzej jest w szkole..
Dzisiaj byłam ubrana inaczej niż zwykle. A raczej tak, jak lubiłam wyglądać i się ubierać. Wszystko spowodowane jest tym, że moja mama wyjechała w delegację, a mój tata przyjechał do domu!
- Taatooo..- przeciągnęłam.
- Czego ci dziecko do szczęścia potrzeba?- zapytał. Przewróciłam lekko oczami. Czy on zawsze musi tak dziwnie mówić? Z drugiej strony jest to takie.. tatowe. I nawet da się to lubić.
- Mógłbyś mnie podwieźć do szkoły?- spojrzałam na niego błagalnie.
- Dziewuszko!- jak ja nienawidzę tego przezwiska!- Do szkoły masz 15 minut na piechotę, a dzisiaj taka ładna pogoda.
- Wiem.. Po prostu.. No.. Tak jakoś.
- Niech będzie. Ale wyjeżdżamy o 7.45! Jak się spóźnisz, to nie pojedziesz.
- Kocham cię, wiesz??- przytuliłam go mocno i pobiegłam do pokoju. Zerknęłam na zegarek. Mam 45 minut. Idealnie. Poranną toaletę mam za sobą, więc pozostało się ubrać, umalować i zjeść śniadanie. Wczoraj przyszykowałam sobie zestaw, ale coś tknęło mnie i wybrałam sobie bardzo "Amerykański" strój.
Może nie tyle Amerykański, co raczej z motywem "ich" flagi. Do tego łańcuszek, który tato podarował mi, gdy przyjechał i bransoletka od mamy, którą dała mi, gdy wyjeżdżała. Obydwa dodatki miały napis "Believe".
Ubrałam się szybko, po czym delikatnie umalowałam. Gdy już miałam wychodzić z łazienki, zdecydowałam się jeszcze na czarne kreski. Następnie książki przełożyłam z torby do plecaczka i byłam gotowa. Zbiegłam po schodach i wpadłam do kuchni. Zobaczyłam kanapkę i sok pomarańczowy, więc zjadłam i wypiłam.
- To było moje, ale niech ci będzie..- mruknął tata, a ja wyszczerzyłam się.
- Przepraszam, myślałam, że to dla mnie..
- Okej, okej. Zakładaj buty i jedziemy.- uśmiechnął się do mnie i zaczął zakładać marynarkę. Wykonałam jego polecenie i wskoczyłam w swoje converse.- Nie bierzesz nic na plecy?
- Jest ciepło.
- Jak będziesz chora, to nie oczekuj, że zostaniesz w domu.- pogroził mi i wyszliśmy.- Aha i przyjadę po ciebie, bo mam po drodze.
- Nie trzeba. Ale jeśli chcesz, to będzie mi miło.- radośni wsiedliśmy do samochodu. Po 10 minutach wysiadałam przed masywnym budynkiem.
- Pa córeczko.- ucałowałam jego policzek i wysiadłam.- (T.i.) poczekaj!
- Tak?
- Masz tutaj 20 funtów na lunch. Nie zrobiłem ci kanapek, więc zjesz coś w szkole, a na obiad zamówimy pizzę.
- Dobra! To do 15!- pomachałam mu i udałam się w stronę sali 46, gdzie jako pierwszą lekcję miałam mieć matematykę z panem Malikiem. Był bardzo surowy i wymagający. Ale tylko w szkole. Kiedyś, gdy poszłam do klubu wraz z moją mamą (to pierwsze i ostatnie wyjście z nią na jakąkolwiek imprezę), widziałam pana Malika, wraz ze swoją narzeczoną. Był radosny, śmiał się głośno, pił wódkę i PALIŁ. Zdziwiło mnie to wtedy, bo cały czas nam powtarzał, jeśli kogoś przyłapał, że to złe i szkodzi na zdrowie.. I on mnie też wtedy widział. Więc zawarliśmy układ. Już nie pamiętam dokładnie na czym on polegał.
- (S.T.i.)!- usłyszałam Nialla.
- Ni!- przewrócił oczami na to śmieszne przezwisko. 
- Czemu nie jechałaś dzisiaj ze mną?- zapytał, całując mój policzek.
- Tata przyjechał, więc mnie podwiózł.
- Aaa.. To nawet lepiej. Tak to bym o 7.20 cię z domu wyciągnął.- pokiwałam tylko głową, bo znowu czułam jak się ktoś na mnie gapi. Miałam już tego serdecznie dość, dlatego też ani trochę dyskretnie po prostu wypatrywałam tego łosia, który prawdopodobnie zginie. Z moich rąk. Gdy tylko go znajdę. Co prawda nie miałam pewności, czy to chłopak się patrzy. Ale podejrzewać to mogę, nie?
     Kontynuowałam intensywne przeczesywanie "terenu" wzrokiem, gdy nagle napotkałam głęboką zieleń oczu, wpatrujących się we mnie. To nie było spojrzenie typu zwykłego, czyli po prostu przelatywanie po wszystkich, ewentualne mierzenie się z kimś pokroju Stacy. Ta osoba perfidnie mnie OBSERWOWAŁA.
- Zginiesz mały, głupi człowieczku. Przysięgam.- wycedziłam. Chyba zauważył, że jestem zła, bo kąciki jego ust zadrżały. Ale tylko one, bo reszta nadal była przykryta maską obojętności.
- Kto ma zginąć?- wyszeptał Horan wprost do mojego ucha, jednocześnie przytulając mnie od tyłu.
- Nikt ważny.- uśmiech z twarzy chłopaka patrzącego na mnie zszedł widząc zachowanie mojego najlepszego przyjaciela, prawie brata. 
- Niech ci będzie. Wiedz jednak, że nie mam zamiaru pomagać ci wywozić i zakopywać zwłok gdzieś w lesie.- wyszeptał.
- Jakich zwłok?!- zapytałam ciut za głośno, przez co osoby idące lub stojące bliżej nas, obejrzały się.
- Może trochę ciszej.- mruknął.
- Dobra po prostu chodźmy już.- pokiwał głową na znak zgody. Ostatni raz rzuciłam okiem na moją "przyszłą ofiarę". Tym razem jednak bardziej na ogólnym wyglądzie się skupiłam. 
- (T.i.)? Idziesz?- spiekłam raka. Naprawdę zatrzymałam się na środku chodnika by popatrzeć na tego kolesia?
- Tak, tak.- wymamrotałam i nałożyłam Ray Bany na nos. Wcześniej były w moich włosach. Niall miał czarne, więc byliśmy poniekąd dopasowani.. 
     Do klasy dotarliśmy minutę przed dzwonkiem. Pan Malik przyszedł równo z dzwonkiem. Uśmiechnął się do mnie, jak to miał w zwyczaju, po czym wpuścił nas do środka. Dzisiaj mieliśmy oddać tak zwane "prace semestralne". Tak naprawdę były to po prostu wypracowania na jakiś tam temat związany z matematyką. Nad swoim projektem pracowałam cały miesiąc! Z plecaczka zaczęłam wyciągać podręcznik i zeszyt.. Do jasnej anielki gdzie mój projekt?!
Został w torbie! O nie!
- Proszę pana. Czy mogę zadzwonić? To bardzo, bardzo pilne.- byłam okropnie zdenerwowana. To było widać i czuć.
- Dobrze. Ale szybko i tu, przed klasą.- przytaknęłam i wyszłam za drzwi. Wybrałam numer taty.
- Co jest słońce?- zapytał wesoły jak zawsze. W tle można było usłyszeć pracujący komputer i drukarkę.
- Tatuś mam bardzo ogromną prośbę. Jeśli mi pomożesz, to uratujesz mi życie!
- Co się dzieje?- słyszałam jak wstaje i bierze klucze.
- Takie moje wypr..- cholera, jeśli powiem, że wypracowanie, to mi tata nie pomoże!- To znaczy moja praca semestralna z matematyki została w mojej torbie! Mógłbyś mi ją przywieźć?
- Córeczko, za 10 minut będę mógł po tę twoją pracę pojechać. Nie wcześniej.
- Ratujesz mi życie tato! Kocham cię, wiesz?
- Wiem, wiem ja ciebie też.
- Czyli za..- nie dokończyłam, bo ktoś poklepał mnie po ramieniu.- poczekaj sekundkę.- zawiesiłam rozmowę i spojrzałam na zielonookiego. To był ten sam przystojny chłopak, który stał pod tamtym drzewem i mnie obserwował? Tak mi się wydaje. Nie odezwał się ani słowem. Po prostu podał mi wielką tubę.
- Podziękujesz później.- jego niski, ochrypły głos pieścił moje uszy. 
- Nie mogę tego wziąć.- oddałam mu pracę, przy okazji przez przypadek dotykając jego dłoni. Dziwny, ale przyjemny prąd przeszył moją rękę, a następnie rozszedł się po całym ciele. Cofnęłam dłoń, co spowodowało upadek tuby.
- Ależ owszem, możesz jeśli nie chcesz dostać jedynki. A oboje dobrze wiemy, że nie.- podniósł przedmiot i wręczył mi go, tym razem unikając kontaktu. On też to poczuł? Wyjęłam pracę i obejrzałam. Szok, którego doznałam musiał być wyczuwalny na kilometr.
- J-jaak ty t-to zrobiłeś?!- to była moja praca! A raczej jej prawie idealna kopia. Na mojej, w prawym dolnym rogu, gdzie znajduje się podpis, była plama po kleju. Tutaj brak jakichkolwiek plam i niedociągnięć.
- Nieważne. Po prostu ją weź.- uśmiechnęłam się do niego.
- Mogę być z tobą szczera?- pokiwał głową.- Gdybyś nie był dupkiem i mnie nie obserwował, z chęcią bym się z tobą zakolegowała. Nie dlatego, że dajesz mi to.- wskazałam na prace.- Masz dobre serce. Zachowujesz sie jak prawdziwy przyjaciel i pomagasz mi w trudnej chwili. Dziękuję.
- Pragnę tylko coś sprostować. Nie mam dobrego serca. Po prostu zrobiło mi się ciebie żal. Tyle.- odwrócił się i chciał odejść.
- Czekaj!- spojrzał na mnie przez ramię.- Nawet nie wiem, jak masz na imię..- zawrócił i podszedł do mnie.
- Harry.
- (T.i.).- skinął głową. Znowu chciał się odwrócić, ale wtedy wykonałam coś, czego sama się nie spodziewałam. On chyba też. Moje usta spoczęły na jego policzku. Odsunęłam się powoli i z powrotem odwiesiłam połączenie.- Tato? Już nie musisz, dzięki. 
- Na pewno?
- Tak! Pa!- pożegnałam się i rozłączyłam. Lokowaty brunet nadal stał w tym samym miejscu z lekko rozdziawionymi ustami.- Zamknij buzię, bo ci mucha wleci.- rzekłam i weszłam do klasy. Oddałam prace panu Malikowi i zajęłam miejsce obok Nialla. Reszty lekcji nie pamiętam, ponieważ mój umysł całkowicie przesłoniły pewne zielone oczy...



****************************
No i jest Hazza :D Niestety moje szczęście jest takie, że go nie ma i miałam napisany cały imagin (był inny niż ten, inaczej się zaczynał i w ogóle) ale jestem taka głupia i leniwa, że nie chciało mi się przepisać tego do komputera. Zeszyt w którym imagin był, zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach, razem z innymi opowiadaniami, które miałam napisane na przód. W tym Liam i Louis. Nie wiem, co zrobię, ale postaram się jakoś wybrnąć, bądź znaleźć ten zeszyt i zrobić wszystko tak, jak powinnam.
DZIĘKUJĘ ZA 8 KOMENTARZY! <3
Teraz również poproszę o tę ilość :)
8 komentarzy = następna część

CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!

Directioner Forever xx.
PS. Harreh, da fuck xd (do zdjęcia powyżej)
PS. 2. Zapraszam na moje fan fiction! Wiem, że truję, ale zależy mi na komentarzach tu, jak i tam..
Prawdopodobnie adres bloga ulegnie jeszcze zmianie. Ale nie wiem.

9 komentarzy: