One Direction i My.. - imaginy

czwartek, 7 sierpnia 2014

Marcel.. cz.17

Kolejna część miśki! Miłego :)
Usnęłam po chwili niespokojna. Nie wiem czemu. To, co przyśniło mi się teraz, było sto razy straszniejsze, właściwie sto razy bardziej przerażające, od poprzedniego snu..
Rano, wstałam jak gdyby nigdy nic. Poszłam do łazienki, aby wykonać poranne czynności, a następnie zrobić wszystkim omlety na śniadanie.
Wzięłam potrzebne produkty i wyjęłam patelnię. Robią jedzenie nuciłam sobie po cichu piosenki nagrane z Niallerem. I pomyśleć, że dałam się mu namówić. Uśmiechnęłam się pod nosem, na wspomnienia o tym. Pamiętam, jak po śmierci Josha Niall nie chciał mnie zostawić samej i zamieszkałam u niego. To było naprawdę słodkie. I pomogło, bo nie wpadłam w depresję. Zabierał mnie w różne miejsca, tylko po to, abym zapomniała o Joshu. Był dla mnie jak starszy brat. 
Ogarnęła mnie fala smutku, bo przeze mnie, przez mój wyjazd, straciliśmy tą więź. Westchnęłam przeciągle i przełożyłam omlety na talerze. Do tego po szklance soku jabłkowego. Oni na sto procent się tym nie najedzą. Zrobiłam im jeszcze jajecznicę z bekonem i ładnie ułożyłam. Usiadłam przy stole, ale nie chciałam jeść sama. Po kilku minutach postanowiłam, że ich obudzę. Marcel leżał na kanapie, więc jako pierwszy musiał się obudzić.
- Marc, śniadanie, wstawaj.- wyszeptałam i lekko nim potrząsnęłam. Musiał poczuć woń jedzenia, bo jak oparzony podskoczył i pobiegł do łazienki. Zachichotałam i skierowałam się do Nialla i Harry'ego. To co tam zobaczyłam, wywarło na mnie taki szok, że gdybym się nie podtrzymała, upadłabym. Blondyn i loczek, jak gdyby nigdy nic, grali sobie w karty! Oparłam się nonszalancko o framugę i patrzyłam na nich. Po chwili odchrząknęłam, a oni podskoczyli jak oparzeni.
- Nath! Jeszcze raz nas tak nastraszysz, to pożałujesz!- krzyknęli jednocześnie. Myślałam, że się uduszę ze śmiechu. 
- Dobra gołąbeczki, teraz chodźcie na śniadanie, bo będzie zimne, a nie po to stałam jak idiotka i robiłam to wszystko przez bitą godzinę, żeby poszło się..
- Nathalie wyrażaj się!- usłyszałam Marcela.
- Dobrze mamo!- odkrzyknęłam złośliwie. Wyszłam z chłopakami z pokoju i oni skierowali się do łazienki, właściwie ścigali się, czego efektem było żałosne lamentowanie Nialla, bo był głodny, a Hazz się mu wepchnął. Pokręciłam głową i poszłam do kuchni. Dopiero teraz przypomniało mi się gdzie jesteśmy i dlaczego.. Właściwie, to dlaczego? Przecież z łatwością byśmy sobie poradzili z Cody'm i jego bandą.. 
- Marcel!
- Coo?
- Czy ja o czymś nie wiem? Dlaczego tu jesteśmy?
- No..- przeciągnął. Czyli miałam rację! Coś jest na rzeczy..
- "No.." co?
- Ugh.. Nie wiem jak ci to wytłumaczyć, bo to jest chore. Chodzi o to, że nie żyjemy w zwykłym życiu. Nie wszyscy są tu.. ludźmi. Niektórzy mają specjalne zdolności. Tych ludzi nie jest dużo, ale.. Cody łapie te osoby, bo może je wykorzystać. I tu jest problem, bo u większości jest nikłe, ale ty..- wziął głęboki oddech. 
To co powiedział, zniszczyło mnie doszczętnie. Wszystko, co wiedziałam o życiu ulotniło się w jednej chwili. Prysnęło niczym bańka mydlana..
<Oczami Marcela>
Nie mogę tego dłużej ciągnąć.. Muszę jej wszystko powiedzieć. 
- Ugh.. Nie wiem jak ci to wytłumaczyć, bo to jest chore. Chodzi o to, że nie żyjemy w zwykłym życiu. Nie wszyscy są tu.. ludźmi. Niektórzy mają specjalne zdolności. Tych ludzi nie jest dużo, ale.. Cody łapie te osoby, bo może je wykorzystać. I tu jest problem, bo u większości jest nikłe, ale ty..- wziąłem głęboki oddech.- Ty jesteś.. Demonem.
Zaśmiała się i pokręciła głową.
- Żartujesz sobie. Ale to nie śmieszne. Dlaczego tu jesteśmy?- zapytała. Przybrałem poważny wyraz twarzy. Jej uśmiech zblakł, a po chwili całkiem znikł. W jego miejsce pojawił się strach.- T-ty mówisz prawdę?
Skinąłem głową. Tak wiem to dziwne, ale Wszechświat jest ogromny i przez niektóre wydarzenia, dzieją się różne rzeczy. 
- Nath.. Tak mówię prawdę, jeśli mi nie wierzysz, to ci pokażę.- podniosłem rękę i buchnął z niej lekki płomyczek.
Otworzyła szeroko oczy, a ja pozwoliłem płomykowi krążyć w okół mnie.
- Co to ma być?!- krzyknął Harry wchodząc do środka. Kurde. On o niczym nie wie. Płomyk zniknął, a ja zmarszczyłem brwi. W tym momencie wszedł Niall i uratował mnie.
- Gdzie żarło?!- rzekł wesoło. Napięcie zniknęło tak szybko, jak się pojawiło, a my jedliśmy spokojnie śniadanie. Było pyszne. Niestety, ta chwila nie mogła trwać wiecznie i gdy przenieśliśmy się do salonu, mój brat- brr.. nie przyzwyczaiłem się jeszcze- i przyjaciółka zażądali wyjaśnień.
- Dobrze.. Otóż wszystko zaczęło si..
- Nie obchodzi mnie historia! Daj fakty i mi to wytłumacz.- powiedziała rozzłoszczona Nathalie.
- Okej. Otóż są różne rodzaje demonów. Nie potrafię ci ich wymienić, bo tyle ile ich jest, tyle jest rodzajów. Każdy jest inny, aczkolwiek można je tak jakby pogrupować. Wiesz, chodzi o zdolności, które są podobne. Ale ty.. Jesteś wyjątkiem. Pasujesz wszędzie i nigdzie. Jesteś demonem ciemności. Tak nazwali cię starożytni. Jesteśmy tu, ponieważ moim zadaniem jest cię chronić. A myślisz, że czemu Niall tak nagle się tu pojawił?- spojrzałem na niego, a on się zawstydził. Ups.. On miał jej to powiedzieć.- Zresztą nieważne, chodzi o to, że jesteś niebezpieczniejsza niż sto demonów razem wziętych.
- A co z Niallem?
- Sam ci powie. Nie jestem encyklopedią.- rzuciłem i odwróciłem się od niej. Muszę ją ignorować, bo nie może wiedzieć wszystkiego.
- W ciąży jesteś, że wahania nastroju masz?!
- Hahahaha- zaśmiali się.
Poszedłem do łazienki i zamknąłem drzwi. Jak ona mnie wkurza! Chcę ją chronić, a ona musi wszystko komplikować! Siedziałem wściekły na szafce od umywalki. Ale czemu ją oskarżam? Przecież musi być teraz zagubiona i w ogóle. Nic nie rozumie, a ja tak ją traktuję. Tylko nie mogę jej nic powiedzieć! Przez to wszystko może potoczyć się inaczej. 
Zeskoczyłem z szafki i walnąłem ręką w ścianę. 
- Dlaczego mnie to musiało spotkać?!- wyszeptałem patrząc w lustro na siebie samego. Oparłem się o ścianę i zamknąłem oczy. Głęboki wdech i wydech. Uff.. Na szczęście już wszystko okej. Otworzyłem oczy i zobaczyłem nad sobą Nathe.
- Przepraszam Marc. Nie chciałam. Po prostu.. Nic z tego nie rozumiem. Nie wiem o co chodzi i jest mi ciężko.- spuściłem głowę i schowałem twarz w dłoniach. Jak mogłem być tak agresywny dla biednej Nath?! 
- To ja przepraszam Nath. Nie powinienem się tak zachowywać, ale musisz zrozumieć, że niektórych rzeczy dowiesz się w odpowiednim czasie. Nie możesz wiedzieć wszystkiego. A teraz chodź. Musimy ustalić, jakich mocy możesz używać, a jakich się wystrzegać, dopóki twój oj.. znaczy twój nauczyciel nie pokaże jak ich używać.- uniosła jedną brew, ale skinęła głową. Wstałem i poszliśmy do pomieszczenia z wszelkiego rodzaju bronią. Podszedłem do zamkniętych drzwi i przyłożyłem rękę. Kilka płomyków przepłynęło na drzwi i otworzyły się. Weszlimy do ogromnego pomieszczenia z błękitnymi ścianami. Zero mebli, tylko ogrom książek. Wziąłem jedną i podałem Nath.
- Spróbuj ją podpalić.- spojrzała na mnie z niedowierzaniem. Westchnąłem i wziąłem jakąś inną. Puściłem płomyk, a ona się zajęła.- Widzisz?
- Tak.- skupiła się na książce, ale nic się nie wydarzyło.- Marcel, możesz mi powiedzieć, jak mam to zrobić?
- Otóż z tego co wiem, bierzesz moc z ziemi, czyli musisz poczuć, jak "magia" podchodzi do twoich nóg krąży w żyłach. Następnie wyobraź sobie, że książka zaczyna płonąć, ale bez przesady. Chodzi o kilka małych płomyczków. Następnie powiedz lub pomyśl "Płoń" i skup się całkowicie na tym. Nie jesteś demonem ognia, dlatego musisz spróbować tak. Jeżeli się uda, to dobrze i pokażę ci jeszcze jeden sposób.- uśmiechnęła się strachliwie, ale po chwili rozluźniła. Poczułem przypływ czegoś. Kurde, ona jest naprawdę potężna! Po chwili książka zajęła się delikatnie, ale przestała, gdy Nath otworzyła oczy.
- Prawie ci się udało! Chyba musisz skupić się na dwóch rzeczach. Musisz okiełznać magię w okół ciebie, poczuć tę ludzką jak i tę demoniczną część siebie. Wyobrażając sobie płonącą książkę, skupiasz się na demonie, więc poczuj jakieś ludzkie uczucie, czyli tęsknotę, strach, nienawiść.. Cokolwiek.
- Cokolwiek.- powtórzyła i ponownie się skupiła. Tym razem książka zapłonęła jasnopomarańczowym kolorem i gdy dziewczyna otworzyła oczy, dalej płonęła. Oczy się jej świeciły.
- Teraz zgaś ogień.- pokazałem jej swoją książkę. Przyciągnąłem płomienie do siebie, znaczy "sprawiłem", że schodziły one z książki prosto na moją rękę i znikały.
Skupiła się i po chwili płomienie zgasły. Nie zrobiła tego tak jak ja, tylko wcześniejszym sposobem. Jestem zadowolony z jej postępów.
Nagle Nath wstrząsnęło, a ze ścian zaczął lecieć tynk.
- Nie!- krzyknąłem. 
Nathalie upadła na ziemię i spojrzała na mnie ze strachem. Cholera. Wyjąłem telefon i wpisałem tak dobrze znany mi numer.
- Noel? Tak to ja. Mamy problem z Nath. 
Powiedział co mam zrobić i że za moment się tu pojawi. Popatrzyłem z powrotem na dziewczynę. Drżała. Z zimna. Coś spadło na moją głowę i wrzasnąłem z bólu. Potem tylko ciemność..
***
Obudziłem się zlany potem. CO TO MIAŁO BYĆ?! No bez żartów! Demony? Ogień, moc?! WTF?!
Poszedłem do pokoju Nath. Rzucała się na łóżku i chyba miała koszmar. Nagle jej ciało wygięło się w łuk, wstrzymała oddech i z powrotem opadła na pościel. Jednym skokiem znalazłem się przy niej. Otworzyła oczy i spojrzała na mnie nieobecnym wzrokiem.
- Pomóż mi..- wyszeptała, a ja przytuliłem ją. Wtuliła się we mnie i po kilku minutach znowu usnęła. Biedna dziewczyna.. Czemu ją to spotkało..?

Directioner_Forever <3



1 komentarz: