One Direction i My.. - imaginy

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Liam.. :*

Jak co dzień wieczorem wyszłam pobiegać. Dzisiaj było wyjątkowo zimno, ale nie zrezygnowałam z biegu. Nie przeszkadzało mi to. Włożyłam słuchawki w uszy i pobiegłam w stronę parku. Po kilkunastu może kilkudziesięciu minutach krążenia po parku postanowiłam wracać do domu. Było coraz zimniej i ciemniej. Przy wyjściu z ogromnego ogrodu usłyszałam dziwne odgłosy i skierowałam sie w tamtą stronę cały czas biegnąc. W oddali zauważyłam grupkę chłopaków którzy..?! Nie widziałam zbyt dobrze więc podbiegłam bliżej. Oni gdy mnie zobaczyli, od razu uciekli. Dostrzegłam leżącego na ziemi chłopaka. Domyśliłam sie ze tamci musieli mu coś zrobić. Szybko znalazłam sie przy owym chłopaku. Sprawdziłam tętno.. Na szczęście żyje.. Zadzwoniłam po karetkę. W czasie gdy czekałam na nią poszukałam czy chłopak nie ma przy sobie dokumentów. Znalazłam dowód osobisty. Chłopak nazywał sie Liam Payne.. Karetka zjawia sie po 15 minutach. Oczywiście pojechałam z nim. Szybko dotarliśmy do szpitala. Brunet został dźgnięty nożem w brzuch i musiał zostać operowany. Od razu wzięli go na sale operacyjna. Czekałam w poczekalni i czekałam i czekałam. W końcu po 3 lub 4 godz. wyszedł z sali lekarz, od razu do niego podbiegłam.
J: Panie doktorze co z nim? 

D: A pani to?
J: (T.i.)..

D: Dobrze, ale kim pani dla niego jest?
J: Yyy..ja..jestem jego.. jego narzeczona.. - wypaliłam, inaczej nie dowiedziałabym sie niczego, a zależało mi na nim. 

D: W takim razie prosze za mną. - pokiwałam głową i poszłam za lekarzem. Weszliśmy do jego gabinetu. - Proszę usiąść. - wskazał na krzesło obok biurka. - Pan Payne został poważnie ranny, ale udało nam sie go uratować.
J: Czyli będzie żył? 

D: Tak.. - odetchnęłam z ulgą
J: A kiedy będę mogla go zobaczyć? 

D: Dopiero jutro rano. Dzisiaj spokojnie może pani iść do domu. Nie wiadomo kiedy sie pan Liam wybudzi ze śpiączki..
J: Dobrze doktorze, dziękuje. - wyszłam z gabinetu a potem ze szpitala. Mimo że nie znałam tego chłopaka martwiłam sie o niego, czułam sie za niego odpowiedzialna. Po kilku minutach byłam w domu. Wykąpałam sie i poszłam spać. Moja głowę zaprzątały myśli dotyczące bruneta, ale udało mi sie zasnąć. Z samego rana pojechałam do szpitala, podeszłam do recepcji i zapytałam gdzie leży Payne. Oczywiście zapytano mnie kim dla niego jestem i znowu musiałam skłamać. Źle sie z tym czułam, ale musiałam. Weszłam do sali i zobaczyłam przystojnego chłopaka do którego podpięte było mnóstwo urządzeń. Usiadłam na krzesełko obok o wpatrywałam sie w niego. Po chwili wszedł lekarz.

D: Dzień dobry pani Payne.. - spojrzałam na niego i trochę sie speszyłam, bo przecież wcale nie znam tego chłopaka.
J: Dzień dobry - wydukałam - Wiadomo co z moim narzeczonym? 

D: Jego stan jest stabilny, ale nie wiadomo kiedy sie wybudzi. Rany były bardzo poważne. - powiedział i wyszedł. Znów przyglądałam sie brunetowi i złapałam go za rękę.
J: Wiesz mimo ze sie nie znamy, a ty leżysz nieprzytomny w szpitalu i pewnie mnie nie słyszysz to chciałam cie przeprosić za to kłamstwo. Nie powinnam była mówić że jesteś moim narzeczonym, ale inaczej bym sie nie dowiedziała czy wszystko jest ok i czy będziesz żył.. Martwię sie o ciebie. - mówiłam do niego.
Przez następne kilka dni przychodziłam do Liama, nie wybudził sie jeszcze ze śpiączki. Z dnia na dzień lubiłam do coraz bardziej pomimo to ze nie zamienił ze mną ani słowa. W tym czasie lekarze chcieli mój nr tel i podstawowe informacje takie jak np. adres zamieszkania. Codziennie mówiłam do chłopaka, opowiadałam mu o sobie i o tym co dzieje sie na świecie. Chciałam żeby sie wybudził i porozmawiał ze mną.
Liam leży w śpiączce już 3 miesiące, przez ostatni czas przesiaduje u niego dnie i noce. Dzisiaj lekarze chcieli żebym wyraziła zgodę na odłączenie go od tych wszystkich urządzeń trzymających go przy życiu. Oczywiście, że sie nie zgodziłam. Nigdy w życiu bym sie nie zgodziła. Siedzę przy chłopaku i trzymam go za rękę.
J: Liam prosze cie, obudź sie. Chce w końcu usłyszeć twój głos, zobaczyć twoje oczy..- mówiłam łkając. Tak bardzo zależało mi na tym by sie obudził. Może uznacie mnie za wariatkę, ale chyba go pokochałam. Nie słyszałam jego glosy, on mnie nie zna, a ja?! .. Ja go kocham. Przychodzę do niego dzień w dzień, a nawet i zostaje przy nim tez w nocy z nadzieja ze sie obudzi. Położyłam głowę na jego łózko tuląc sie do jego dłoni, a po chwili odpłynęłam w krainę snu. Rano poczułam jak ktoś próbuje wyciągnąć rękę z mojego dość mocnego uścisku. Przetarłam oczy i zobaczyłam, że Liam sie wybudzi..
J: O Boże Liam, w końcu sie obudziłeś! Nawet nie wiesz jak sie ciesze.! - wykrzyczałam szczęśliwa

Li: Coo? Kim ty jesteś? - był mocno zdziwiony
J: Poczekaj.. Nic nie mów, idę po lekarza.- wstałam i z szerokim uśmiechem poszłam po doktora. Po chwili wróciliśmy do sali. Stanęłam w rogu sali

D: Witam panie Payne wśród żywych. Wykonamy kilka podstawowych badań i zobaczymy czy pan będzie musiał zostać jeszcze w szpitalu na obserwacji czy za kilka dni wyjdzie. 
Li: Dobrze ale co sie stało że tu trafiłem i ile tu już jestem? - dopytywał
D: Najpierw zrobimy badania a potem pana narzeczona wszystko panu wyjaśni. - powiedział to i od razu przypomniało mi sie kłamstwo. Zapomniałam o tym małym szczególe. Wszystkie pielęgniarki i lekarze już mnie tu znali i nie musiałam tłumaczyć kim jestem dla bruneta.
Li: Narzeczonej? - zapytał zdziwiony. Spojrzał na mnie - przecież ja nie m.. - pokiwałam głowa na "nie" żeby tego nie mówił i urwał. Wiedział o co mi chodzi. - W takim razie dobrze.. - lekarz go zabrał a ja czekałam w sali na niego. I co ja mu powiem?! Zastanawiałam sie nad tym i postanowiłam powiedzieć mu całą prawdę. Nie ma sensu go okłamywać. Po jakimś godzinie wrócił Liam z lekarzem. Chłopak położył sie na łózku, a lekarz wyszedł. Payne spojrzał na mnie, a ja spuściłam głowę
Li: Więc - przerwał panująca cisze - Opowiesz mi jak to było że zostałaś moją narzeczoną?
J: Jasne.. - powiedziałam cicho i usiadłam przy nim na krześle. - Zacznę od samego początku.. - wzięłam głęboko wdech - A wiec tak, mam na imię (T.i.). Jakieś 4 miesiące temu postanowiłam pobiegać. Było dość zimno i ciemno. Biegałam po parku, gdy nagle zauważyłam grupkę chłopaków, którzy dość głośno hałasowali. Zaczęłam biec w ich stronę, ale gdy mnie zobaczyli uciekli. Zostawiając chłopaka o brązowych włosach, lezącego na ziemi. Tym chłopakiem okazałeś sie ty. Leżałeś nieprzytomny, ale oddychałeś. Szybko zadzwoniłam na pogotowie i tak trafiłeś tutaj.. 

Li: Ale dlaczego jestem twoim narzeczonym. ?! - przerwał mi
J: Jak nie będziesz mi przerywał to sie dowiesz. - powiedziałam nawet na niego nie patrząc,cały czas bawiłam sie swoimi palcami. - Oczywiście pojechałam z tobą, lekarze zabrali cie na sale operacyjną, bo zostałeś kilka razy dźgnięty nożem. Operowali cie jakieś 4 godz. po tym czasie lekarz wyszedł z sali i musiałam sie dowiedzieć czy żyjesz i czy jest już dobrze.. Wtedy lekarz zapytał mnie kim dla ciebie jestem i żeby sie czegoś dowiedzieć musiałam skłamać że jestem twoja narzeczona. Mimo, że cie nie znałam martwiłam sie o ciebie. Potem byłam ty stałym bywalcem, przesiadywałam obok ciebie dniami i nocami. Mówiłam do ciebie, ale nigdy nie uzyskałam odpowiedzi. Po jakimś czasie uświadomiłam sobie że nie jesteś mi obojętny. Wiem, głupie zakochać sie w kimś z kim sie nawet nie zamieniło jednego zdania. Po 3 m-cach lekarze tutaj chcieli cie od tego wszystkiego odłączyć - pokazałam palcem na te wszystkie urządzenia i spojrzałam na bruneta - Ale im nie pozwoliłam. Wiedziałam że prędzej czy później sie obudzisz i będziesz dalej żył swoim życiem.. To już wszystko, wiec chyba sobie pójdę. Życze ci szybkiego powrotu do zdrowia..
- wstałam i podeszłam do drzwi

Li: (T.i.).. - zatrzymał mnie, odwróciłam sie i spojrzałam w jego zjawiskowe brązowe oczy. - Dziękuje.
J: Nie na za co.  - uśmiechnęłam sie i wyszłam. Miałam takie dziwne wrażenie że go już nigdy nie zobaczę. Dotarłam do domu i od razu wzięłam długą kąpiel i poszłam spać. Byłam wykończona tym wszystkim, ale nie żałuje. Uratowałam mu dwa razy życie i jestem z siebie dumna, a teraz nigdy więcej do nie dotknę i nie zobaczę. Przygnębiało mnie to jeszcze bardziej.
Przez następne 5 dni byłam w szpitalu, pytałam lekarzy  jak czuje sie Liam. Mówili że czuje sie coraz lepiej i za jakiś czas będzie mógł opuścić szpital. Chciałam do niego pójść, ale zawsze przed drzwiami do jego sali tchórzyłam. Czemu?! Nie wiem, może bałam sie tego co usłyszę albo on może nie życzył sobie mnie tam. Przy każdej wykonywanej przeze mnie czynności towarzyszyły mi myśli związane z nim. Najgorsze było to że przez to bardziej go kochałam. Po następnych kilku dniach zebrałam sie na odwagę, poszłam do szpitala i szybko by nie zawrócić znalazłam sie pod drzwiami sali. Wzięłam głęboki wdech i wydech i weszłam. Niestety nie zobaczyłam go tam. Sala była pusta. Znalazłam lekarza.
J: Dzień dobry panie doktorze..

D: Witam panią, pani Payne.. - uśmiechnęłam sie delikatnie
J: Gdzie jest Liam? 

D: Nie powiedział pani? Wyszedł ze szpitala 2 dni temu..
J: Ahaa, dobrze dziękuje.. - szybko wyszłam ze szpitala, po drodze ocierając łzy. Miałam nadzieje że go zobaczę.. Kolejne dni nie były lepsze, całymi dniami myślałam o Liamie a w nocy mi sie śnił. Zaczynałam świrować, nawet mówiłam do siebie. Tęsknota za nim była dobijająca. Siedzę w salonie i oglądam jakiś nudny film.
J: Co ja myślałam, że spędzę przy nim niecałe pół roku, a potem będziemy żyć długo i szczęśliwie?!!? Jesteś CHORA (T.i.).. - znów mówiłam do siebie, gdy przerwał mi dzwonek do drzwi. Zanim je otworzyłam spojrzałam w lustro i poprawiłam włosy. Otworzyłam i zobaczyłam jakiegoś chłopaka, który zasłaniał sobie twarz wielkim bukietem róż.
J: Mogę w czymś pomóc? - zapytałam zdziwiona
Ch: Czy mieszka tu pani (T.i.)?- mówił zza róż
J: Tak to ja.. W czym mogę pomóc? - powtórzyłam pytanie
Ch: Chciałbym żebyś teraz uratowała moje serce i przygarnęła je do siebie.. - powiedział i odsłonił swoja twarz. Zza kwiatów wyłonił sie uśmiechnięty Liam. W oczach pojawiły mi sie łzy.
J: LIam? Skąd wiesz gdzie mieszkam.? - starałam sie być silna i nie uronić żadnej łzy. 

Li: Wiesz, jesteś moja narzeczona więc wiem gdzie mieszkasz. - powiedział jakby to było oczywiste. - Mogę?  - wpuściłam go bez słowa do domu i poszliśmy do salonu. Chłopak wręczył mi kwiaty i rozsiedliśmy sie na kanapie.
J: A tak na serio, skąd masz mój adres? 

Li: Zapytałem lekarza, ogólnie popytałem go o to czy to co mi wtedy powiedziałaś była prawda. Wiem że w zeszłym tygodniu byłaś w szpitalu, dlaczego do mnie nie przyszłaś? - w jego oczach widziałam smutek
J: W prawdzie to przychodziłam do ciebie, ale zawsze kończyło sie na rozmówi z lekarzem i podchodzeniem do drzwi twojej sali. 

Li: To czemu nie weszłaś?
J: Tchórzyłam.. - spuściłam głowę. Poczułam jak Liam łapie mnie za podbródek i odwraca tak bym na niego spojrzała, powoli przybliżając swoja twarz do mojej, a po chwili złożył na moich ustach delikatny pocałunek. Tak bardzo chciałam posmakować jego ust. Odsunął sie ode mnie

Li: To jak? Uratujesz mnie po raz 3? - zapytał, uśmiechając sie. Odwzajemniłam uśmiech.
J: Wydaje mi sie, ze teraz to ty uratowałeś mnie..

Li: Czyli to znaczy ze..
J: Tak Liam.. - przerwałam mu i znów poczułam jego usta na swoich

Li: Daj mi prawa dłoń..
J: Po co? - podałam mu niepewnie rękę. Brunet wyciągnął z kieszeni pierścionek i założył go na mojego palca. Posłałam Liamowi pytające spojrzenie - No co, przecież jesteś moja narzeczoną, a przed chwila sie na to zgodziłaś. - zaśmiał sie
J: Alee..

Li: Nie ma żadne ale. Kocham cie i chce spędzić z tobą resztę życia.
J: Ja ciebie tez Liam i to bardzo mocno..

The end..




Naat

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz