Vampire- Louis T. cz.1
...
-Na pewno wrócisz sama?-zapytała po raz setny moja przyjaciółka.
-Tak, nie martw się, jak tylko dojdę do domu napiszę ci wiadomość-powiedziałam zakładając buty, i nakładając na ramiona kurtkę.
-Nie zapomnij!-pisnęła przytulając mnie. Po raz kolejny potwierdziłam skinięciem głowy.
-Dobranoc skarbie-powiedziałam zamykając za sobą drzwi i idąc do swojego domu. Wprawdzie do swojego lokum nie mam daleko, po prostu jest późny wieczór, i nie oszukujmy się moja przyjaciółka mieszka na zadupiu, więc muszę iść do domu asfaltem pomiędzy drzewami. Gdyby nie to że jest już dosyć ciemno nie przejmowałabym się tym że idę pośrodku jakiegoś lasu, no ale w końcu nie pierwszy i nie ostatni raz. Gdy byłam już jakoś w połowie drogi usłyszałam za sobą szelest nadepniętej gałęzi. Szybko odwróciłam się w tamtą stronę. Nikogo nie było. No nic, szłam dalej, uszłam kilka metrów po czym znów usłyszałam za mną czyjeś kroki. Spojrzałam po raz drugi. Znów nic. Wyjęłam pospiesznie z kieszeni telefon i napisałam do Jade(mojej przyjaciółki) SMS: "Ktoś za mną idzie, wiem ale nie widzę!" wysłałam, po sekundzie poczułam wibracje. Odpisała: "(T.I) potakuj, i wykonuj polecenia, jak w transie, błagam!". Mimo że jej w tamtej chwili nie widziałam byłam prawie pewna że zgryzała nerwowo wargę. Napisałam jej krótkie "Okay" i schowałam samsunga do kieszeni. Stawiałam niepewne kroki w przód, do czasu gdy poczułam szarpnięcie za ramię, syknęłam z bólu, zadanego przez nie zbyt wysokiego bruneta, z lekkim zarostem i grzywką przeczesaną na bok. Przełknęłam nerwowo ślinę.
-Nie będziesz krzyczeć, nie będziesz uciekać-powiedział nisko a jego tęczówki dziwnie się zwęrzyły na moment. Przypomniał mi się SMS od Jade, potakuj, i wykonuj polecenia jak w transie. Pokiwałam lekko głową, patrzą tylko i wyłącznie w jego oczy-jak w transie.
-Nic nie będzie cię bolało-powiedział tuż przy mojej szyi. Moje tętno znacznie przyśpieszyło, bo co do cholery on chce mi zrobić?!.
-Tak-szepnęłam patrząc w punkt gdzie jeszcze chwilę temu były jego oczy.
-Grzeczna dziewczynka-powiedział zanim swoimi zębami wpił się w moją szyję. Ból był cholernie silny. On wysysał ze mnie krew do cholery! Nie mogłam krzyczeć, nie mogłam się wyrywać bo wiem że by mnie zabił, teraz mam odrobinę nadziei że mnie puści żywą. Wciągnęłam głośno powietrze po przez ból zadany przez niego, Moje serce biło jak oszalałe, czułam się już na tyle słaba że nie potrafiłam ustać na nogach, gdyby nie to że chłopak mnie podtrzymywał na pewno bym upadła. Chłopak czując to odsunął się ode mnie. Spojrzał na mnie badawczo. Zrobiłam coś źle? a może się domyślił?
-Zapomnij o tym, gdyby ktoś pytał, zaatakowało cię dzikie zwierzę-powiedział, lekko dmuchając we wcześniej ugryzione miejsce. Spojrzał mi jeszcze raz w oczy jakby czekając na moją odpowiedź, kiwnęłam niepewnie głową na tak.
-Żegnaj-powiedział i z prędkością światła pobiegł w kierunku z którego przyszłam, stałam przez chwilę oszołomiona. Co się tu przed chwilą wydarzyło?!
*Next day
Mimo że pogoda była dosyć ładna, musiałam założyć na szyję szalik, aby zakryć nie chciany ślad po ugryzieniu. Weszłam do szkoły i od razu zaciągnęłam Jade do toalety, uprzednio upewniając się że nikogo w niej nie ma krzyknęłam ściszonym głosem:
-Co to miało wczoraj być?! tłumacz mi wszystko!
-Więc: Wczoraj zaatakował cię wampir. Tak, tak one żyją wśród nas, na pozór normalni ludzie, lecz z nienormalnymi umiejętnościami. Są wyjątkowo szybkie, zwinne, silne itd. ale oprócz tego potrafią również nas zahipnotyzować. Nie jestem pewna czy umieją coś więcej, to tyle ile wiem. Teraz zadawaj pytania, bo nie wiem co chcesz wiedzieć.
-Skąd o nich wiesz?-zapytałam
-Brat mojego taty jest jednym z nich.
-Czemu mnie nie zabił?-zapytałam
-Cóż, oni dzielą się na trzy typu:1.Karmią się tylko i wyłącznie krwią odzwierzęcą 2.Karmią się ludźmi ale ich nie zabijają 3. Karmią się ludźmi ale ich zabijają.
-Dlaczego ta hipnoza na mnie nie zadziałał?
-Ponieważ ta bransoletka którą ci dałam zawiera w medaliku werbenę, jest to roślina której wampiry nie potrafią znieść, wyżera ich.Gdybym ci na przykład podała herbatę z werbeną nie mógłby nawet tknąć twojej krwi, bo byłaby nią skażona, ale przez to byłabyś skazana na śmierć.-Spojrzałam na nią oszołomiona.
-Zamienię się w wampira?-zapytałam przerażona
-Nie.-zaśmiała się delikatnie
-Jak na razie mi tego wystarczy, zapomnijmy, aż oni sobie o nas przypomną-uśmiechnęłam się lekko, i oddałam w wir szkolny.
*Loui's POV
-Jak to nie wiesz czy nie miała przy sobie werbeny?!-warknął wściekły Harry.
-No nie jestem tego pewien, w krwi na pewno jej nie miała, bo szczerze ona ma najlepszą krew, jaką do tej pory wypiłem, a mam już swoje 123 lata.
-Lou, nie zdajesz sobie sprawy z powagi sytuacji?-warknął wściekle-ona może nas wydać!
-Harry, powiedziałem ci tylko że jak zbliżyłem się do jej szyi jej tętno przyśpieszyło trzykrotnie, i że syknęła choć powiedziałem jej że nie będzie ją to boleć, oraz że widziałem w jej oczach strach i niepewność choć kazałem jej się nie bać...-po wypowiedzeniu tych słów, dotarło do mnie- Harry ona wie!
....
____________________________________________
FOOD
Jak tam wakacje słoneczka? ja jutro zdaję na bierzmowanie, a zamiast się uczyć piszę XD ale na szczęście potem mam luz bluz, i zero stresu do końca sierpnia :**
I pod Niallem był warunek i nawet połowy komentarzy nie było dlatego tak długo na to czekaliście. Tym razem serio: 14 KOMENTARZY=NEXT wiem że umiecie!
PS. Mam prośbę czy osoby piszące z anonima mogłyby się podpisywać czy coś? ;))))
One Direction i My.. - imaginy
wtorek, 30 czerwca 2015
sobota, 27 czerwca 2015
Zayni.. ~ What happened? (Vas happening?!) - część 2
Hejo!!
Hmm.. Wakacje są!! Życze wam szalonych wakacji.. Takich na NO CONTROL!! :D
Ale uważajcie na siebie..
A nie wiem czy czytaliście mój kom pod ostatnią część Louisa, odpisywałam tak że mam małe marzenie!! :) Chcecie je znać? :D
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
K: Mów co sie dzieje. - usiadłyśmy w salonie.
J: To takie delikatne.. - patrzała na mnie wyczekująco - Nawet nie wiem jak mam ci to powiedzieć.
K: Prosto z mostu, choćbym nie wiem jak delikatna ta sprawa była jesteśmy przyjaciółmi, nie oceniamy sie.. - zapewniła.
J: Okay.. Wierze Ci.. - wzięłam głęboki wdech. - Od jakiegoś czasu w ogóle nie czuje tego podniecenia podczas naszych.. - speszyłam sie - No wiesz..
K: Zayn już cie nie pociąga? - spytała prosto z mostu, dla niej nigdy to nie był drażliwy temat. Kami to otwarta osoba.
J: To nie jest tak.. Kocham go i pragnę znów czuć to co wcześniej, ale coś sie stało i nie mam pojęcia jak to wytłumaczyć. - znów poczułam jakieś dziwne odrzucenie do siebie samej.
K: Od jak dawna ci sie tak dzieje?
J: Nie wiem, od dwóch miesięcy.. - spojrzałam w jej oczy.
K: A byłaś u lekarza? - spytała z troską
J: Tak, ale niczego mi nie powiedział.. Boje sie Kami, boje sie ze jeśli powiem Zaynowi o tym to sie rozstaniemy.. - łza spłynęła po moim policzku.
K: Zayn Cie kocha, nie zostawi cie przez taką błahostkę..
J: Błahostkę?! - podniosłam głos - Zrozum że związki to nie tylko uczucie! Wiem jak Zayn lubi sie ze mną kochać. - mówiłam łamiącym głosem.
K: To może spróbujcie poeksperymentować.. - zaproponowała.
J: Coś wymyśle, ale będzie mi ciężko. - uśmiechnęłam sie słabo.
K: A może miałaś jakieś dziwne odrzucające przeżycie? Pomyśl, nie stało ci sie nic jakieś dwa miesiące temu? - zaciekawiła sie.
J: Nie, ale na wykładach mieliśmy o gwałtach, prostytucji i takich brutalnych rzeczach.. - przypomniałam sobie
K: Ja nie wiem po co ty poszłaś na ta psychologie.. Może to przez to masz teraz odrzucenie.. - stwierdziła.
J: Nie wiem Kami, ja zawsze miałam odporną psychikę. - spojrzałam na nią.
K: Pomyśl o tym a teraz cie przepraszam, ale muszę spadać. Mam na 1pm wykłady. - podniosła sie z miejsca.
J: Dziękuje Ci że przyszłaś. - ucałowałam jej policzek na pożegnanie i wyszła.. Nie skorzystałam z rady przyjaciółki, dzisiaj już nie chciałam o tym myśleć i zajęłam sie porządkami całego domu, do tego ugotowałam mojemu kochanemu pyszny obiad, albo kolacje.. Pewnie wróci późno, jak zawsze z prób.. Dobiła 8pm, postanowiłam wziąć prysznic, stanęłam naga pod strumieniem niemal gorącej wody i starałam sie uspokoić swoje myśli. Usłyszałam że drzwi od łazienki sie otworzyły i po chwili koło mnie stał mój nagi mężczyzna.
Z: Witaj słonko.. - ucałował mnie.
J: Jak było na próbie? - uśmiechnęłam sie słabo.
Z: Dobrze.. - Zayn nalał sobie żelu na dłonie i zaczął mnie myć. - Ćwiczyliśmy piosenki z albumu, wygłupialiśmy sie - zaczął wymieniać, uwielbiałam czuć jego dłonie na swoim ciele, dlatego tak bardzo nie rozumiałam mojej chorej dolegliwości! - Tak jak zawsze.. - dokończył swoją wypowiedz nie przestając mnie pieścić. - A Tobie jak minął dzień? - spojrzał w moje oczy - Lepiej sie już czujesz?
J: Tak, przyszła Kami, potem posprzątałam cały dom i zrobiłam ci kolacje. - uśmiechnęłam sie słabo.
Z: Stało sie coś? Mam wrażenie że coś jest nie tak.. - zamyślił sie nie odrywając wzroku od moich tęczówek.
J: Wszystko w porządku. - zbliżyłam sie do niego i cmoknęłam jego wargi. Wyszłam spod prysznica i zawinęłam sie w ręcznik. Zostawiłam go w łazience i z poczuciem winy poszłam wybrać sobie świeże ubrania. Założyłam wszystko na suche ciało i wróciłam do łazienki żeby doprowadzić do porządku włosy oraz twarz. Zayn dalej był pod prysznicem, ale nie przeszkadzała nam nasza obecność. Chłopak po jakimś czasie wyszedł z kabiny, zawinął sobie ręcznik na biodra i wpatrywał sie we mnie jak robię sobie makijaż. - Tez chcesz? - spytałam gdy zauważyłam jak oblizuje wargi podczas gdy ja nakładałam pomadkę na usta.
Z: Tak. - odwróciłam sie do niego i już miałam wciągnąć rękę z pomadką, gdy Mulat gwałtownie przyciągnął mnie do siebie i wpił sie w moje usta. Całował mnie najpierw powoli, potem zdecydowanie szybciej i znów powoli jakby smakował każdy ich milimetr.
J: Zjadłeś mi ją.. - zaśmiałam sie gdy oderwał sie ode mnie.
Z: Z twoich ust mogę zjadać wszystko. - powiedział poruszając brwiami. Wyszliśmy z pomieszczenia, nie czekałam na Malika tylko zeszłam nałożyć mu posiłek.. Znów w mojej głowie pojawiały sie myśli z tą nieprzyjemną świadomością. Oparłam sie o blat kuchenny i zakryłam twarz w dłoniach. - Wciąż mam wrażenie że coś sie stało..
...
I jak wam sie podoba?! I piszcie, warunek dalej nie był spełniony, ale poniżej 20 komów nie zjadę..:*
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!!!!!!!!!!!!!!
Naat
Hmm.. Wakacje są!! Życze wam szalonych wakacji.. Takich na NO CONTROL!! :D
Ale uważajcie na siebie..
A nie wiem czy czytaliście mój kom pod ostatnią część Louisa, odpisywałam tak że mam małe marzenie!! :) Chcecie je znać? :D
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
K: Mów co sie dzieje. - usiadłyśmy w salonie.
J: To takie delikatne.. - patrzała na mnie wyczekująco - Nawet nie wiem jak mam ci to powiedzieć.
K: Prosto z mostu, choćbym nie wiem jak delikatna ta sprawa była jesteśmy przyjaciółmi, nie oceniamy sie.. - zapewniła.
J: Okay.. Wierze Ci.. - wzięłam głęboki wdech. - Od jakiegoś czasu w ogóle nie czuje tego podniecenia podczas naszych.. - speszyłam sie - No wiesz..
K: Zayn już cie nie pociąga? - spytała prosto z mostu, dla niej nigdy to nie był drażliwy temat. Kami to otwarta osoba.
J: To nie jest tak.. Kocham go i pragnę znów czuć to co wcześniej, ale coś sie stało i nie mam pojęcia jak to wytłumaczyć. - znów poczułam jakieś dziwne odrzucenie do siebie samej.
K: Od jak dawna ci sie tak dzieje?
J: Nie wiem, od dwóch miesięcy.. - spojrzałam w jej oczy.
K: A byłaś u lekarza? - spytała z troską
J: Tak, ale niczego mi nie powiedział.. Boje sie Kami, boje sie ze jeśli powiem Zaynowi o tym to sie rozstaniemy.. - łza spłynęła po moim policzku.
K: Zayn Cie kocha, nie zostawi cie przez taką błahostkę..
J: Błahostkę?! - podniosłam głos - Zrozum że związki to nie tylko uczucie! Wiem jak Zayn lubi sie ze mną kochać. - mówiłam łamiącym głosem.
K: To może spróbujcie poeksperymentować.. - zaproponowała.
J: Coś wymyśle, ale będzie mi ciężko. - uśmiechnęłam sie słabo.
K: A może miałaś jakieś dziwne odrzucające przeżycie? Pomyśl, nie stało ci sie nic jakieś dwa miesiące temu? - zaciekawiła sie.
J: Nie, ale na wykładach mieliśmy o gwałtach, prostytucji i takich brutalnych rzeczach.. - przypomniałam sobie
K: Ja nie wiem po co ty poszłaś na ta psychologie.. Może to przez to masz teraz odrzucenie.. - stwierdziła.
J: Nie wiem Kami, ja zawsze miałam odporną psychikę. - spojrzałam na nią.
K: Pomyśl o tym a teraz cie przepraszam, ale muszę spadać. Mam na 1pm wykłady. - podniosła sie z miejsca.
J: Dziękuje Ci że przyszłaś. - ucałowałam jej policzek na pożegnanie i wyszła.. Nie skorzystałam z rady przyjaciółki, dzisiaj już nie chciałam o tym myśleć i zajęłam sie porządkami całego domu, do tego ugotowałam mojemu kochanemu pyszny obiad, albo kolacje.. Pewnie wróci późno, jak zawsze z prób.. Dobiła 8pm, postanowiłam wziąć prysznic, stanęłam naga pod strumieniem niemal gorącej wody i starałam sie uspokoić swoje myśli. Usłyszałam że drzwi od łazienki sie otworzyły i po chwili koło mnie stał mój nagi mężczyzna.
Z: Witaj słonko.. - ucałował mnie.
J: Jak było na próbie? - uśmiechnęłam sie słabo.
Z: Dobrze.. - Zayn nalał sobie żelu na dłonie i zaczął mnie myć. - Ćwiczyliśmy piosenki z albumu, wygłupialiśmy sie - zaczął wymieniać, uwielbiałam czuć jego dłonie na swoim ciele, dlatego tak bardzo nie rozumiałam mojej chorej dolegliwości! - Tak jak zawsze.. - dokończył swoją wypowiedz nie przestając mnie pieścić. - A Tobie jak minął dzień? - spojrzał w moje oczy - Lepiej sie już czujesz?
J: Tak, przyszła Kami, potem posprzątałam cały dom i zrobiłam ci kolacje. - uśmiechnęłam sie słabo.
Z: Stało sie coś? Mam wrażenie że coś jest nie tak.. - zamyślił sie nie odrywając wzroku od moich tęczówek.
J: Wszystko w porządku. - zbliżyłam sie do niego i cmoknęłam jego wargi. Wyszłam spod prysznica i zawinęłam sie w ręcznik. Zostawiłam go w łazience i z poczuciem winy poszłam wybrać sobie świeże ubrania. Założyłam wszystko na suche ciało i wróciłam do łazienki żeby doprowadzić do porządku włosy oraz twarz. Zayn dalej był pod prysznicem, ale nie przeszkadzała nam nasza obecność. Chłopak po jakimś czasie wyszedł z kabiny, zawinął sobie ręcznik na biodra i wpatrywał sie we mnie jak robię sobie makijaż. - Tez chcesz? - spytałam gdy zauważyłam jak oblizuje wargi podczas gdy ja nakładałam pomadkę na usta.
Z: Tak. - odwróciłam sie do niego i już miałam wciągnąć rękę z pomadką, gdy Mulat gwałtownie przyciągnął mnie do siebie i wpił sie w moje usta. Całował mnie najpierw powoli, potem zdecydowanie szybciej i znów powoli jakby smakował każdy ich milimetr.
J: Zjadłeś mi ją.. - zaśmiałam sie gdy oderwał sie ode mnie.
Z: Z twoich ust mogę zjadać wszystko. - powiedział poruszając brwiami. Wyszliśmy z pomieszczenia, nie czekałam na Malika tylko zeszłam nałożyć mu posiłek.. Znów w mojej głowie pojawiały sie myśli z tą nieprzyjemną świadomością. Oparłam sie o blat kuchenny i zakryłam twarz w dłoniach. - Wciąż mam wrażenie że coś sie stało..
...
I jak wam sie podoba?! I piszcie, warunek dalej nie był spełniony, ale poniżej 20 komów nie zjadę..:*
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!!!!!!!!!!!!!!
Naat
czwartek, 25 czerwca 2015
Zayni.. ~ What happened? (Vas happening?!) - część 1
Hej!
Nie wiem jak to działa że raz w przeciągu niecałej doby uzbieracie warunek a raz czekam dwa, trzy dni i nic.. :/
Macie Zayna, i tak jak kiedyś wam mówiłam, nie przestane dodawać z nim imaginów i jeśli ktoś nie chce czytać moich opowiadań z Zaynem, nie musi.. Ja nie przestane tego robić!
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Mój szatyn opadł na mnie, zdyszany. Widziałam że czuł sie spełniony, ale ja?! To już kolejny raz, kiedy udaje orgazm. Nie wiem co sie dzieje, co jest tego powodem. Wcześniej było cudownie, Zayn i ja szczytowaliśmy w tym samym momencie, a teraz.. To już tylko jemu sprawia przyjemność. Martwię sie, bo brakuje mi tego, a nie mam pojęcia jak temu zaradzić. Malikowi też nie mówiłam, w prawdzie nikomu nie mówiłam, byłam nawet z tym u ginekologa. Nie powiedział mi czegoś co by mnie uspokoiło, nie podał żadnej przyczyny. Zasugerował tylko że może to ze zmęczenia.. Tylko że zmęczenie nie może trwać kilka miesięcy.. Boje sie, boje sie że jestem na coś chora, że jeśli Zayn sie dowie to odejdzie ode mnie.. Nie przeżyłabym tego, za bardzo go kocham.. Szatyn spał spokojnie wtulony w moje nagie ciało, a mi mimowolnie łzy wypłynęły na policzki. Nie chciałam go stracić a podejrzewam, że to może być powodem naszego rozstania. Wyszłam ostrożnie z łóżka i powędrowałam do łazienki. Weszłam pod prysznic i skulona w jego kacie myślałam nad moją sytuacją. Woda lała sie na moje ciało parząc wrażliwą skórę, byłam bezsilna.. Umyłam powoli swoje ciało i wyszłam zawinięta w ręcznik do garderoby. Założyłam bieliznę i ubrałam sie w Zayna koszulkę. Nie było jeszcze późno więc wzięłam telefon i zadzwoniłam do mojej przyjaciółki.
J: Mała muszę z Tobą pogadać.. - wyłkałam cicho.
K: Coś sie stało? Pokłóciłam sie z Zaynem? - zapytała od razu
J: Niee.. - zaprzeczyłam szybko.
K: To jestem spokojna, ale możemy jutro? - słyszałam nadzieje w jej głosie.
J: Tak, miałam ci proponować jutrzejszy dzień, jak Malik pójdzie na próbę.. - powiedziałam ciszej, tak by przypadkiem nie usłyszał. Mimo że on teraz śpi.
K: Okay, napiszesz mi godzinę i przyjadę.. - rozłączyłam sie po tych słowach i położyłam sie na tej kanapie. Po kilkudziesięciu minutach wpatrywania sie w ściany zrobiło mi sie zimno, nie chciało mi sie iść do sypialni i wtulać sie w gorące ciało mojego mężczyzny. Przykryłam sie tylko kocem i ze łzami w oczach zasnęłam.
Z: Skarbie.. - poczułam jak mną delikatnie potrząsa. Przetarłam oczy i podniosłam sie lekko. Mulat klęczał przede mną ze zmartwiona miną.
J: Hmm? - wymruczałam i lekko sie podniosłam, sprawdzając przy tym godzinę. Wielki zegar wskazywał kilkanaście minut po północy.
Z: Co ty tu robisz? Czemu śpisz na kanapie? - zdziwił się.
J: Dzwoniła Kami.. I musiałam zasnąć.. - skłamałam, choć tylko w połowie.
Z: Choć do łóżka. - pomógł mi sie podnieść i złączył nasze palce. Weszłam pod ciepłą pościel i od razu zostałam zagarnięta w umięśnione ramiona Zayna. Czułam sie w nich wspaniale, ale świadomość że mam taką a nie inną dolegliwość jest przybijająca. Nikt chyba nigdy nie będzie wiedział jak to jest. Znów czułam jak łzy opuszczają moje powieki, starałam sie jednak nie wydobyć z siebie żadnego szlochu..
Ranek przyszedł niesamowicie szybko, przetarłam oczy i zauważyłam jak Zayn sie ubiera.
J: Już uciekasz? - spytałam smutniej.
Z: Tak, próba zaraz.. - uśmiechnął sie słabo i założył na siebie bluzę. Podszedł do mnie i cmoknął moje usta. - Dobrze sie czujesz? - dotknął mojego czoła - Jesteś blada.. - zmartwił się.
J: Może sie przeziębiłam.. - szepnęłam
Z: Chcesz to z Tobą zostanę. - ucałował czule moje czoło.
J: Niee, jedź na próbę. To ważne. - uśmiechnęłam sie słabo.
Z: Ty też jesteś ważna. - usiadł koło mnie.
J: Naprawdę nic mi nie jest, a jeśli to cie uspokoi to zostanę dzisiaj w domu.. Zrobię sobie wolne na uczelni. - szatyn uśmiechnął sie delikatnie.
Z: To bardzo mnie uspokoi.. - ścisnął moją dłoń - Musze lecieć.. - skrzywił sie lekko. - Będę dzwonił jak tylko będę mógł.. - wstał i wyszedł, położyłam sie na łóżku i wpatrywałam sie w sufit. Co ja mam zrobić?! Przecież mu nie powiem!! Wyszłam po jakimś czasie z ciepłego jeszcze łóżka i powędrowałam do łazienki. Faktycznie wyglądałam jakbym była chora, bladość na całej twarzy, ale oczy czerwone. Zapewne od nocnego płaczu.. Ubrałam sie dość luźnie i zabierając telefon poszłam zrobić sobie kawę. Napisałam do Kami i czekałam tylko na odpowiedź.
K: 'Zaraz będę' - odpisała..
J: Cześć, wejdź.. - wpuściłam ja do środka po jakiś 15 minutach od wiadomości.
K: Mów co sie dzieje. - usiadłyśmy w salonie.
J: To takie delikatne.. - patrzała na mnie wyczekująco - Nawet nie wiem jak mam ci to powiedzieć.
K: Prosto z mostu, choćbym nie wiem jak delikatna ta sprawa była jesteśmy przyjaciółmi, nie oceniamy sie.. - zapewniła.
J: Okay.. Wierze Ci..
...
_________
I jak?! Podoba wam sie początek, ogólnie nie wiem ile będzie części ale myślę że mniej niż wcześniejszy Louis :)
Warunek to 25 komów, zjeżdżam troche!!!
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Naat
Nie wiem jak to działa że raz w przeciągu niecałej doby uzbieracie warunek a raz czekam dwa, trzy dni i nic.. :/
Macie Zayna, i tak jak kiedyś wam mówiłam, nie przestane dodawać z nim imaginów i jeśli ktoś nie chce czytać moich opowiadań z Zaynem, nie musi.. Ja nie przestane tego robić!
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Mój szatyn opadł na mnie, zdyszany. Widziałam że czuł sie spełniony, ale ja?! To już kolejny raz, kiedy udaje orgazm. Nie wiem co sie dzieje, co jest tego powodem. Wcześniej było cudownie, Zayn i ja szczytowaliśmy w tym samym momencie, a teraz.. To już tylko jemu sprawia przyjemność. Martwię sie, bo brakuje mi tego, a nie mam pojęcia jak temu zaradzić. Malikowi też nie mówiłam, w prawdzie nikomu nie mówiłam, byłam nawet z tym u ginekologa. Nie powiedział mi czegoś co by mnie uspokoiło, nie podał żadnej przyczyny. Zasugerował tylko że może to ze zmęczenia.. Tylko że zmęczenie nie może trwać kilka miesięcy.. Boje sie, boje sie że jestem na coś chora, że jeśli Zayn sie dowie to odejdzie ode mnie.. Nie przeżyłabym tego, za bardzo go kocham.. Szatyn spał spokojnie wtulony w moje nagie ciało, a mi mimowolnie łzy wypłynęły na policzki. Nie chciałam go stracić a podejrzewam, że to może być powodem naszego rozstania. Wyszłam ostrożnie z łóżka i powędrowałam do łazienki. Weszłam pod prysznic i skulona w jego kacie myślałam nad moją sytuacją. Woda lała sie na moje ciało parząc wrażliwą skórę, byłam bezsilna.. Umyłam powoli swoje ciało i wyszłam zawinięta w ręcznik do garderoby. Założyłam bieliznę i ubrałam sie w Zayna koszulkę. Nie było jeszcze późno więc wzięłam telefon i zadzwoniłam do mojej przyjaciółki.
J: Mała muszę z Tobą pogadać.. - wyłkałam cicho.
K: Coś sie stało? Pokłóciłam sie z Zaynem? - zapytała od razu
J: Niee.. - zaprzeczyłam szybko.
K: To jestem spokojna, ale możemy jutro? - słyszałam nadzieje w jej głosie.
J: Tak, miałam ci proponować jutrzejszy dzień, jak Malik pójdzie na próbę.. - powiedziałam ciszej, tak by przypadkiem nie usłyszał. Mimo że on teraz śpi.
K: Okay, napiszesz mi godzinę i przyjadę.. - rozłączyłam sie po tych słowach i położyłam sie na tej kanapie. Po kilkudziesięciu minutach wpatrywania sie w ściany zrobiło mi sie zimno, nie chciało mi sie iść do sypialni i wtulać sie w gorące ciało mojego mężczyzny. Przykryłam sie tylko kocem i ze łzami w oczach zasnęłam.
Z: Skarbie.. - poczułam jak mną delikatnie potrząsa. Przetarłam oczy i podniosłam sie lekko. Mulat klęczał przede mną ze zmartwiona miną.
J: Hmm? - wymruczałam i lekko sie podniosłam, sprawdzając przy tym godzinę. Wielki zegar wskazywał kilkanaście minut po północy.
Z: Co ty tu robisz? Czemu śpisz na kanapie? - zdziwił się.
J: Dzwoniła Kami.. I musiałam zasnąć.. - skłamałam, choć tylko w połowie.
Z: Choć do łóżka. - pomógł mi sie podnieść i złączył nasze palce. Weszłam pod ciepłą pościel i od razu zostałam zagarnięta w umięśnione ramiona Zayna. Czułam sie w nich wspaniale, ale świadomość że mam taką a nie inną dolegliwość jest przybijająca. Nikt chyba nigdy nie będzie wiedział jak to jest. Znów czułam jak łzy opuszczają moje powieki, starałam sie jednak nie wydobyć z siebie żadnego szlochu..
Ranek przyszedł niesamowicie szybko, przetarłam oczy i zauważyłam jak Zayn sie ubiera.
J: Już uciekasz? - spytałam smutniej.
Z: Tak, próba zaraz.. - uśmiechnął sie słabo i założył na siebie bluzę. Podszedł do mnie i cmoknął moje usta. - Dobrze sie czujesz? - dotknął mojego czoła - Jesteś blada.. - zmartwił się.
J: Może sie przeziębiłam.. - szepnęłam
Z: Chcesz to z Tobą zostanę. - ucałował czule moje czoło.
J: Niee, jedź na próbę. To ważne. - uśmiechnęłam sie słabo.
Z: Ty też jesteś ważna. - usiadł koło mnie.
J: Naprawdę nic mi nie jest, a jeśli to cie uspokoi to zostanę dzisiaj w domu.. Zrobię sobie wolne na uczelni. - szatyn uśmiechnął sie delikatnie.
Z: To bardzo mnie uspokoi.. - ścisnął moją dłoń - Musze lecieć.. - skrzywił sie lekko. - Będę dzwonił jak tylko będę mógł.. - wstał i wyszedł, położyłam sie na łóżku i wpatrywałam sie w sufit. Co ja mam zrobić?! Przecież mu nie powiem!! Wyszłam po jakimś czasie z ciepłego jeszcze łóżka i powędrowałam do łazienki. Faktycznie wyglądałam jakbym była chora, bladość na całej twarzy, ale oczy czerwone. Zapewne od nocnego płaczu.. Ubrałam sie dość luźnie i zabierając telefon poszłam zrobić sobie kawę. Napisałam do Kami i czekałam tylko na odpowiedź.
K: 'Zaraz będę' - odpisała..
J: Cześć, wejdź.. - wpuściłam ja do środka po jakiś 15 minutach od wiadomości.
K: Mów co sie dzieje. - usiadłyśmy w salonie.
J: To takie delikatne.. - patrzała na mnie wyczekująco - Nawet nie wiem jak mam ci to powiedzieć.
K: Prosto z mostu, choćbym nie wiem jak delikatna ta sprawa była jesteśmy przyjaciółmi, nie oceniamy sie.. - zapewniła.
J: Okay.. Wierze Ci..
...
_________
I jak?! Podoba wam sie początek, ogólnie nie wiem ile będzie części ale myślę że mniej niż wcześniejszy Louis :)
Warunek to 25 komów, zjeżdżam troche!!!
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Naat
wtorek, 23 czerwca 2015
Harry Styles~It's okay cz.11
Harry Styles~It's okay cz.11
WAŻNE!
Zapraszam na mojego bloga-"You make me rise, when I fall- zakończyłam już pierwszą część. Zajrzyjcie, i szykujcie się na drugą ;))
- - - - - - -- - - - - - - - - - - -- - - - - - - - - - - - -- - -
-Chcę ci pomóc (T.I), daj sobie pomóc gwiazdko-powiedział z takim uczuciem że moje serce robiło fikołki.
-Nie pomożesz Harry, tak już musi być-powiedziałam odsuwając jego dłoń z mojego policzka i nie patrząc na niego poszłam do szatni. Na dziś już mi wystarczy Harrego. Wuefista chyba zrozumiał że potrzebuję czasu na przemyślenie tego bo po kilku minutach wszedł do sali.
Co powinnam zrobić?!...
Jeszcze podczas lekcji przebrałam się w moje ubrania, i wyszłam z szatni nikomu nic nie mówiąc. Postanowiłam pójść na schody pożarowe, i tam przeczekać lekcje. Z reguły nikt tam nie chodzi więc, tam będzie dobrze. Nie chcę opuszczać terenu szkoły bo po zanim nigdzie sama nie jestem bezpieczna. On może mnie znaleźć wszędzie. Usiadłam sobie na schodach, włożyłam słuchawki w uszy i tak miałam zamiar spędzić pozostałe cztery godziny.
Po jakiś dwóch godzinach, usłyszałam jak drzwi się otwierają, przestraszona że ktoś mnie złapie i będę miała kłopoty schowałam się pod stopniami. Usłyszałam czyjeś lekkie zbieganie po schodach. Czyli to nie mógł być nasz woźny. Może to jakiś uczeń? Na pewno, jednak mimo wszystko nie wyszłam z mojego 'ukrycia' tylko usiadłam tam wygodnie. Moje przekonania okazały się błędne gdy zobaczyłam burzę kasztanowych loków, oraz te oczy, które poznałabym wszędzie. To był Harry. Chłopak spojrzał na mnie z wyraźną ulgą. Pewnie zauważył że nie było mnie na zajęciach. Zmarszczyłam brwi.
-(T.I)!-powiedział z ulgą, ale nie tracąc powagi-Już myślałem że coś ci się stało-podszedł do mnie bliżej, i zaoferował mi dłoń, jako swoją pomoc, przy wstawaniu. Przyjęłam ten gest bez większych emocji.
-Nie potrzebnie-powiedziałam cicho, otrzepując nie istniejący kurz z mojego tyłka.
-Czemu nie jesteś na lekcjach?-zapytał srogo.Oh, a więc teraz bawimy się w złego Harrego?
-Cóż...tak wyszło-powiedziałam wymijając go i wchodząc po schodkach
-(T.I)!, nie uciekaj ode mnie!-krzyknął ściszonym głosem, i złapał mnie za nadgarstek odwracając w swoją stronę.
-Czego chcesz Harry?- zapytałam zmęczona. I miałam głupie wrażenie że powtarzamy się. Chłopak, nic nie odpowiedział, więc ja postanowiłam przejąć inicjatywę. Postanowiłam zanucić kawałek piosenki, z nadzieją że jasno się wyrażę.
-Don't wanna leave it all behind /Nie chce zostawiać tego wszystkiego za sobą
But I get my hopes up /Ale przypominają mi się moje nadzieje
And I watch them fall everytime /I nie mogę patrzeć, jak za każdym razem spadają
Another colour turns to grey /Kolejny kolor przeistoczył się w szarość
And it's just too hard to watch it all Slowly fade away /I jest tak trudno patrzeć, jak wszystko powoli blednie
I'm leaving today/Odchodzę już dzisiaj,
'Cause I gotta do what's best for me /Bo muszę robić to co jest najlepsze dla mnie
-A co z nami? a co z tym wszystkim przez co przeszliśmy?- zapytał z bólem w oczach. Złapał mnie za dłonie.
-A co z zaufaniem?-zapytałam słabo
-Wiesz że nigdy nie chciałem cię skrzywdzić...-szepnął
-A co ze mną?-zapytałam przybita
-Co powinienem zrobić?-Zapytał gorączkowo, zupełnie jakbym była jego ostatnią deską ratunku
-Muszę odejść, ale będę tęsknić.-Nie chciałam tego, tak cholernie nie chciałam dopuścić do tej sytuacji. Wyciągnęłam dłonie z jego uścisku i biegiem opuściłam teren szkoły. Może to niedorzeczne, ale dobrze mi było przy Harrym, czułam się bezpiecznie, czułam się ceniona, chroniona, po prostu, czułam się wyjątkowo. Jednakże życie to nie bajka, więc nie zawsze jest tak pięknie, i kolorowo, Niestety.
Włóczyłam się po mieście, sama nie wiedziałam dokładnie gdzie jestem. Wiedziałam jedno: Byłam daleko od szkoły, tym samym daleko od Harrego.
Nagle mój telefon zaczął mi wibrować w kieszeni, spojrzałam na wyświetlacz Steph<3 .
-(T.I)?-usłyszałam jej spanikowany głos
-Tak, Steph-uśmiechnęłam się słabo
-Co się stało?!-zapytała ciekawie a jednocześnie współczująco.
-O co ci chodzi?-zapytałam zdezorientowana.
-Wybiegłaś ze szkoły, a po kilku minutach Harry, cały zdenerwowany wybiegł na podwórko szkolne, i zaczął kopać śmietnik, szarpał się za włosy. Był zdenerwowany.Więc...co się stało?-zapytała delikatnie
-Skończyłam to.-odparłam czując ciężką gulę w gardle.
-Oh, (T.I)...-mruknęła współczująco.
-Nie, nie jest dobrze Steph, naprawdę.-powiedziałam kręcąc głową, i próbując samą siebie przekonać.-Muszę kończyć, zobaczymy się w domu. Paa-powiedziałam i nie czekając na odpowiedź przyjaciółki rozłączyłam się.
________________________________________________________
FOOD
Więc, moi kochani....czekałam i czekałam na te komentarze, nawet połowy nie było! no ale cóż... jestem!
A tak poza tym dziś jest ten koncert podczas którego moje koleżanki dają(o ile im się uda) chłopakom ten fanbook. Jak tylko się dowiem to wam napiszę co i jak.Więc trzymajcie kciuki aby się udało!!! :))) Dziękuję wszystkim którzy pomagali, mieli wkład w robienie tego zeszytu. <3!DZIĘKUJĘ!<3
WAŻNE!
Zapraszam na mojego bloga-"You make me rise, when I fall- zakończyłam już pierwszą część. Zajrzyjcie, i szykujcie się na drugą ;))
- - - - - - -- - - - - - - - - - - -- - - - - - - - - - - - -- - -
-Chcę ci pomóc (T.I), daj sobie pomóc gwiazdko-powiedział z takim uczuciem że moje serce robiło fikołki.
-Nie pomożesz Harry, tak już musi być-powiedziałam odsuwając jego dłoń z mojego policzka i nie patrząc na niego poszłam do szatni. Na dziś już mi wystarczy Harrego. Wuefista chyba zrozumiał że potrzebuję czasu na przemyślenie tego bo po kilku minutach wszedł do sali.
Co powinnam zrobić?!...
Jeszcze podczas lekcji przebrałam się w moje ubrania, i wyszłam z szatni nikomu nic nie mówiąc. Postanowiłam pójść na schody pożarowe, i tam przeczekać lekcje. Z reguły nikt tam nie chodzi więc, tam będzie dobrze. Nie chcę opuszczać terenu szkoły bo po zanim nigdzie sama nie jestem bezpieczna. On może mnie znaleźć wszędzie. Usiadłam sobie na schodach, włożyłam słuchawki w uszy i tak miałam zamiar spędzić pozostałe cztery godziny.
Po jakiś dwóch godzinach, usłyszałam jak drzwi się otwierają, przestraszona że ktoś mnie złapie i będę miała kłopoty schowałam się pod stopniami. Usłyszałam czyjeś lekkie zbieganie po schodach. Czyli to nie mógł być nasz woźny. Może to jakiś uczeń? Na pewno, jednak mimo wszystko nie wyszłam z mojego 'ukrycia' tylko usiadłam tam wygodnie. Moje przekonania okazały się błędne gdy zobaczyłam burzę kasztanowych loków, oraz te oczy, które poznałabym wszędzie. To był Harry. Chłopak spojrzał na mnie z wyraźną ulgą. Pewnie zauważył że nie było mnie na zajęciach. Zmarszczyłam brwi.
-(T.I)!-powiedział z ulgą, ale nie tracąc powagi-Już myślałem że coś ci się stało-podszedł do mnie bliżej, i zaoferował mi dłoń, jako swoją pomoc, przy wstawaniu. Przyjęłam ten gest bez większych emocji.
-Nie potrzebnie-powiedziałam cicho, otrzepując nie istniejący kurz z mojego tyłka.
-Czemu nie jesteś na lekcjach?-zapytał srogo.Oh, a więc teraz bawimy się w złego Harrego?
-Cóż...tak wyszło-powiedziałam wymijając go i wchodząc po schodkach
-(T.I)!, nie uciekaj ode mnie!-krzyknął ściszonym głosem, i złapał mnie za nadgarstek odwracając w swoją stronę.
-Czego chcesz Harry?- zapytałam zmęczona. I miałam głupie wrażenie że powtarzamy się. Chłopak, nic nie odpowiedział, więc ja postanowiłam przejąć inicjatywę. Postanowiłam zanucić kawałek piosenki, z nadzieją że jasno się wyrażę.
-Don't wanna leave it all behind /Nie chce zostawiać tego wszystkiego za sobą
But I get my hopes up /Ale przypominają mi się moje nadzieje
And I watch them fall everytime /I nie mogę patrzeć, jak za każdym razem spadają
Another colour turns to grey /Kolejny kolor przeistoczył się w szarość
And it's just too hard to watch it all Slowly fade away /I jest tak trudno patrzeć, jak wszystko powoli blednie
I'm leaving today/Odchodzę już dzisiaj,
'Cause I gotta do what's best for me /Bo muszę robić to co jest najlepsze dla mnie
-A co z zaufaniem?-zapytałam słabo
-Wiesz że nigdy nie chciałem cię skrzywdzić...-szepnął
-A co ze mną?-zapytałam przybita
-Co powinienem zrobić?-Zapytał gorączkowo, zupełnie jakbym była jego ostatnią deską ratunku
-Muszę odejść, ale będę tęsknić.-Nie chciałam tego, tak cholernie nie chciałam dopuścić do tej sytuacji. Wyciągnęłam dłonie z jego uścisku i biegiem opuściłam teren szkoły. Może to niedorzeczne, ale dobrze mi było przy Harrym, czułam się bezpiecznie, czułam się ceniona, chroniona, po prostu, czułam się wyjątkowo. Jednakże życie to nie bajka, więc nie zawsze jest tak pięknie, i kolorowo, Niestety.
Włóczyłam się po mieście, sama nie wiedziałam dokładnie gdzie jestem. Wiedziałam jedno: Byłam daleko od szkoły, tym samym daleko od Harrego.
Nagle mój telefon zaczął mi wibrować w kieszeni, spojrzałam na wyświetlacz Steph<3 .
-(T.I)?-usłyszałam jej spanikowany głos
-Tak, Steph-uśmiechnęłam się słabo
-Co się stało?!-zapytała ciekawie a jednocześnie współczująco.
-O co ci chodzi?-zapytałam zdezorientowana.
-Wybiegłaś ze szkoły, a po kilku minutach Harry, cały zdenerwowany wybiegł na podwórko szkolne, i zaczął kopać śmietnik, szarpał się za włosy. Był zdenerwowany.Więc...co się stało?-zapytała delikatnie
-Skończyłam to.-odparłam czując ciężką gulę w gardle.
-Oh, (T.I)...-mruknęła współczująco.
-Nie, nie jest dobrze Steph, naprawdę.-powiedziałam kręcąc głową, i próbując samą siebie przekonać.-Muszę kończyć, zobaczymy się w domu. Paa-powiedziałam i nie czekając na odpowiedź przyjaciółki rozłączyłam się.
________________________________________________________
FOOD
Więc, moi kochani....czekałam i czekałam na te komentarze, nawet połowy nie było! no ale cóż... jestem!
A tak poza tym dziś jest ten koncert podczas którego moje koleżanki dają(o ile im się uda) chłopakom ten fanbook. Jak tylko się dowiem to wam napiszę co i jak.Więc trzymajcie kciuki aby się udało!!! :))) Dziękuję wszystkim którzy pomagali, mieli wkład w robienie tego zeszytu. <3!DZIĘKUJĘ!<3
Louis! ~ You are daddy!! - część 9 /ostatnia
Hejo hej!!
Założyłam z Directioner Forever, moja współpisarką tu nowego bloga!! Będziemy razem pisać FanFiction (<- LINK), będzie typu fantastycznego i na razie tyle wam moge powiedzieć. Jednak już wam podeśle linka do bloga, na razie jest powitalny post, ale co tam :D
A Teraz, ostatnia część Louisa!! Sandra mam nadzieje, że całość sie podobała i że spełniłam twoje oczekiwania!!
Następny imagin jaki tu dodam będzie z Zaynem!
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Po jakimś czasie zadzwonił dzwonek do drzwi. (T.i.) sie przestraszyła i spojrzała poddenerwowana na mnie.
(T.i.): Myślisz że to ona? - zapytała drżącym głosem.
J: Nie mam pojęcia.. - podniosłem sie i poszedłem otworzyć. - Cześć, Ty chyba jesteś Tobby, tak? - uśmiechnąłem sie do chłopaka. Jednak nie odwzajemnił tego tak szczerze jak ja.
T: Jest (T.i.)? - wszedł do środka.
(T.i.): Tobby? - pojawiła sie koło nas. Czułem sie dziwnie, tylko dlaczego?! (S.T.i.) ma swoje życie, a to że mamy razem dziecko nie znaczy że musi zacząć mnie kochać. Ona pewnie tego nigdy nie zrobi, a ja głupi zaczynam robić sobie nadzieje..
T: Chciałem z Tobą porozmawiać, ale widzę że jesteś zajęta.. - mruknął cicho i spojrzał na mnie.
(T.i.): Spokojnie, Louis zajmiesz sie Małym? - ona zrobiła to samo.
J: Jasne.. - poszedłem do salonu gdzie był Michael, dziewczyna z brunetem poszli do kuchni. Na początku rozmawiali spokojnie, ale potem słyszałem po jej głosie że jest zdenerwowana.
(T.i.): Ale o co ci chodzi?! - niemal krzyknęła - Co to w ogóle za scena zazdrości?!! - była zdenerwowana. Michael aż sie zaciekawił, wziąłem go na ręce i kołysałem.
T: Widzę jak on na Ciebie patrzy!! - warknął na nią, chyba wiem o co chodzi.. Nic nie poradzę że (T.i.) jest dla mnie ważna.
(T.i.): Co?! - zapytała zaskoczona.
T: Z resztą, Tobie też on nie jest obojętny!
(T.i.): On jest ojcem mojego dziecka! - warknęła.
T: Ślepy nie jestem! Z nami koniec! - krzyknął i widziałem tylko jak wychodzi. Nawet na mnie nie spojrzał, odłożyłem syna i poszedłem do kuchni. Brunetka stała w miejscu, była blada, patrzała w jedno miejsce.. Podszedłem do niej i złapałem ją za ramiona.
J: Wszystko w porządku? - spytałem cicho. (S.T.i.) tylko pokiwała głową na 'nie' i łzy opuściły jej oczy. Od razu przyciągnąłem ja do siebie. tuliłem sie do niej, chciałem by poczuła że ma kogoś bliskiego. Nie odwzajemniła, ale też nie wyrwała sie z moich ramion. Pewnie była zaskoczona tym zajściem. Oboje usłyszeliśmy płacz małego, brunetka błyskawicznie ode mnie odskoczyła i pobiegła do salonu, poszedłem zaraz za nią. Wzięła synka na ręce i uspokajała, chłopczyk musiał sie uderzyć, do tego ziewał. Poszedłem do jego pokoju i zaścieliłem muu łóżeczko i przygotowałem kąpiel. Jakieś 10 min później przyszła i (T.i.) z dzieckiem. Chłopczyk był cały w kaszce na buzi więc pewnie pozwoliła mu samemu jeść. Musiał to być zabawny widok. Rozebrała go i zanim włożyła go do wody sprawdziła czy jest odpowiednia. Była i z lekkim uśmiechem zaczęła myć naszego królewicza.. Malec śmiał sie na głos i chlapał nas wodą, ale brunetka nie była w humorze, nie pozwoliła mu sie pobawić dłużej tylko wyjęła go i osuszyła jego ciało. Ubrała go w śliczną piżamkę i zabrałem go z blatu, ułożyłem syna pod pościelą i sam położyłem sie koło niego. Chłopczyk od razu sie przytulił, a ja zacząłem głaskać jego plecki, zawsze tak zasypiał przy mnie. Dziewczyna usiadła na przeciwko nas i wpatrywała sie za okno, była zdruzgotana, zerwał z nią mężczyzna którego kochała.
J: Chodź do nas.. - szepnąłem, brunetka spojrzała na mnie apotem na synka, wiercił się i machał rękoma. Zajęła miejsce po jego drugiej stronie i złapała go za rączkę. Patrzała na niego i widziałem jak jej łzy opuszczają oczy, to straszny widok!
Mijały miesiące, Michael rósł jak na drożdżach. Robił sie naprawdę ślicznym bobasem. (T.i.) sie pozbierała po zerwaniu. Tobby sie już więcej z nią nie kontaktował, zupełnie inaczej było z Eleonor. Dziewczyna nachodziła mnie, ale na szczęście dała spokój (T.i.) i Michaelowi. Odpuściła sobie gdy powiedziałem jej że nie kocham jej i nie chce mieć z nią już nic wspólnego, to co zrobiła było nie wybaczalne.. Te święta będą moimi pierwszymi z rodziną, z brunetką zbliżyliśmy sie do siebie, nie powiedziałem jej że moje serce wariuje na samą myśl o niej, ani ona nie zdradziła mi swoich uczuć do mnie. Nasz syn rośnie, mówi coraz więcej i częściej, zaczął raczkować.. Wiem, że ona jest przygnębiona gdy Michael zaczyna gaworzyć, on wciąż nie powiedział słowa, mama.
J: Spędzimy te święta u mnie czy u Ciebie? - spytałem brunetki, która krzątała sie po kuchni. Jestem tu stałym bywalcem, niemal zamieszkałem z nimi, wracam do domu tylko na noc, ale i tak nie zawsze.
(T.i.): A jak uważasz? - spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem.
J: Myślę że u mnie jest więcej miejsca. - uśmiechnąłem sie o wiele mocniej niż ona.
(T.i.): A takim razie u Ciebie. - zgodziła sie, nie sądziłem ze pójdzie tak łatwo.
J: Wiesz, bo.. - zacząłem bawiąc sie swoimi dłońmi - ..bo zostały tylko 3 dni do świąt, więc może już dzisiaj tam pojedziemy?
(T.i.): W sumie to będzie prościej, bo jeśli tu zacznę gotować to nie będę miała miejsca.. - stwierdziła.
J: To idź sie pakuj a ja ubiorę małego.. - podniosłem sie z miejsca i poszedłem do pokoiku syna. Nie pakowałem dużo rzeczy, zabrałem jego ulubionego misia, przytulankę, jakieś pieluszki, koszuleczki. Dużo ubranek mam w domu, ale na wszelki wypadek jakby sie często brudził, a wiem że to lubi ostatnio. Mi poszło o wiele szybciej niż brunetce, siedziałem w salonie i rozbawiałem Michaela, kiedy (T.i.) pojawiła sie z walizką w pomieszczeniu.
(T.i.) Dałam rade.. Chociaż nie wiem po co tyle tego biorę, jedziemy zaledwie na tydzień do Ciebie.. - zaśmiała sie sama z siebie.. Niecałe 30 min później byliśmy u mnie, dziewczyna rozejrzała sie po całym salonie i z przerażeniem spojrzała na mnie. - Musisz tu posprzątać, pełno kurzy, a Miki nie może być w takim domu, jest za malutki. - przejechała palcem po komodzie pokazując mi jak duża jest warstwa kurzu.
J: Nic nie poradzę że tak jest, większość czasu jestem u was.. - wzruszyłem ramionami i rozebrałem z kurteczki małego..
*Moimi oczami*
Święta u Louisa, cicho miałam nadzieje że to zaproponuje, znacznie sie do siebie zbliżyliśmy przez te kilka miesięcy. Wiem że coś nas łączy i nie jest to tylko nasze dziecko. Tommo zajął sie Michaelem a ja powędrowałam do kuchni przygotować jakąś kolacje. Cieszyłam sie że jednak mu powiedziałam o małym, że on pojawił sie w naszym życiu, co prawda kłóciliśmy sie o pewne sprawy, ale nigdy nie było to nie do obgadania. Z resztą wiem że Louis by chciał stworzyć z nami taką normalną rodzinę, dla synka też było by to najlepsze, ale czy ja tego chce? Oczywiście że chcesz!! Odezwał sie ten głosik w mojej głowie, ostatnio nie daje mi spokoju jeśli chodzi o takie sprawy. Ugotowałam dla małego kaszkę a dla nas zrobiłam naleśniki, myślę że Michael też będzie mógł zjeść już jakiegoś naleśnika. Zaniosłam wszystko do jadalni i poszłam po moich dwóch mężczyzn.
J: Kolacja. - powiedziałam głośniej wyrywając ich z oglądania jakiejś bajki, oboje siedzieli tak samo, oboje z taką samą miną. Nie ruszył sie ten większy więc stanęłam na przeciwko nich zasłaniając ekran.
Lou: Ejj.. - mruknął i zrobili taką samą, oburzoną minkę. Zaśmiałam sie cicho i wzięłam mojego księcia na ręce i posadziłam go w jego krzesełku podając mi kaszkę. Louis zaczął sie szczerzyć, widząc jak mały zaczyna sie brudzić.
J: Miki proszę.. Jedz ładnie.. - synek nie zamierzał mnie posłuchać. Jego łapki wylądowały w miseczce z letnią już kaszką i zaczął sie nią bawić. - Dobra, wystarczy. - podniosłam sie z miejsca i poszłam po mokrą ściereczkę. Wytarłam małego i podałam mu naleśnika z cukrem.
Lou: Podpadłeś.. - powiedział do niego Lou i wepchnął sobie jedzenie do ust. Synek ze smakiem zajadał cienkiego placka.. Było znacznie czyściej niż po kaszkach.
J: Tommo ja go wykąpie, a ty weź zacznij sprzątać.. - poprosiłam i poszłam z Michaelem na górę. Wzięłam czyste ubranka i powędrowałam do łazienki.. Szybko wykąpałam mojego brudaska, nawet szybko zasnął, musiał być zmęczony. Włączyłam mu łapkę nocną i zeszłam pomóc Louisowi. Trzeba jeszcze dzisiaj wysprzątać dom, później nie będzie na to czasu. Nie było późno zaledwie po 8pm, ale dużo roboty przed nami więc nie wiem o której pójdziemy spać.
Lou: Zasnął? - spojrzał na mnie, lekko sie uśmiechając.
J: Tak. - wzięłam potrzebne detergenty i zaczęłam wycierać kurze.
Lou: Szybko coś.. - zaśmiał sie.
J: Zmęczony był, dzisiaj sporo raczkował.. - brunet sie zgodził i już nic nie odpowiedział. Oboje pogrążyliśmy sie w sprzątaniu i zapewne we własnych myślach. Słyszałam też jak Louis sobie podśpiewuje, najbardziej lubię go słuchać kiedy śpiewa na dobranoc Michaelowi. To takie urocze.. Po jakimś czasie siedzieliśmy padnięci na kanapie z kieliszkiem wina w ręku.
Lou: Mistrzostwo świata.. - westchnął.
J: Tak, dawno tak dużo do sprzątania nie miałam. - zaśmiałam sie. Chłopak odwzajemnił i chciał już coś powiedzieć, ale usłyszeliśmy jak coś u góry spadło. Zerwaliśmy sie na równe nogi i poszliśmy tam.
Lou: Sprawdzę u małego, a ty gdzie indziej.. - po ilustrował i zniknął za drzwiami. Bałam sie że to synkowi sie coś stało. - (T.i.).. - usłyszałam jak szeptem mnie woła, bardzo szybko sie przy nim znalazłam. - Pokaże ci coś.. - stał przed drzwiami do pokoiku małego.
J: Stało mu sie coś? - spytałam spanikowana.
Lou: Nie, patrz.. - otworzył powoli drzwi i wpuścił mnie do środka, nasz syn siedział w rogu pokoju z czapką mikołaja na głowie i lampkami choinkowymi. Swoją drogą co one tu robią i kto je podłączył.
J: Byłeś tu i zapalałeś je? - spojrzałam ze strachem na niego.
Lou: Tak, ale wisiały.. Musiał je jakoś ściągnąć.. - uśmiechnął sie, znów spojrzałam na maluszka, wyglądał jak mały prezencik, niesamowicie uroczo.
J: Czemu nie śpisz? - podeszliśmy do niego i usiedliśmy przy nim. Mały zaczął gaworzyć, wzięłam go na dół i posadziłam go między mną a Lou. Brunet jednak wziął go na kolana, a mnie przyciągnął do siebie. Wtuliłam sie w niego i patrzałam jak mały leży na jego rękach. Takie gest są u nas coraz częstsze, to pewnie przez to zaczynam czuć coś do Louisa.. Było ciepło, spokojnie i pewnie wino też przyczyniło sie do mojego odlatywania. Gdy już niemal nie kontaktowałam usłyszałam coś pięknego.
M: Mama.. - otworzyłam swoje zmęczone oczy i spojrzałam na synka, powiedział to pierwszy raz.. Do tego pokazywał na mnie paluszkiem, łzy szczęścia pojawiły sie w moich oczach. - Tata.. - teraz pokazał na Louisa. Nie wytrzymałam i słone krople spłynęły po moich policzkach. Nasz królewicz jeszcze chwile sie pouśmiechał i sam zasnął, ja uspokoiłam swoje nerwy i wtuliłam sie bardziej w Louisa.
J: Najwspanialsza rzecz na świecie.. - szepnęłam i złapałam małego za rączkę. Tommo swoją dłoń ułożył na na mojej dłoni którą właśnie trzymałam rączkę Michaela.
Lou: Chciałbym żebyśmy byli prawdziwą rodziną. - usłyszałam przy uchu. Podniosłam głowę i spojrzałam w jego oczy, były bardzo blisko, cała jego twarz była blisko mojej. Mimowolnie spojrzałam na jego wargi.
J: A nie jesteśmy? - uśmiechnęłam sie słabo.
Lou: Ale ja bym chciał żebyśmy byli prawdziwą rodziną, w takiej co jest pełno miłości i w takiej gdzie Miki będzie miał za niedługo rodzeństwo.. - nie wytrzymałam, musnęłam jego wargi. Na szczęście Tommo odwzajemnił dwa razy mocniej, przekręcając sie delikatnie by przedłużyć naszą namiętność.
J: Chyba też takiej rodziny chce.. - znów go pocałowałam. Kochałam go, nie mocniej niż naszego synka, ale kocham!
Lou: Kocham Cie.. - szepnął.
J: Przed chwilą pomyślałam że ja Ciebie też.. - uśmiechnęłam sie i z powrotem sie do niego przytuliłam.
Lou: To kiedy on będzie miał rodzeństwo? - spytał śmiejąc sie.
J: Później. - kolejny śmiech. To będą wspaniałe święta, wspaniałe życie, wspaniała rodzina!
T. END!!
___
Ostatnia i najdłuższa chyba część!!
Too standardowo 30 komów i pierwsza część imagina z Zaynem :D
Do tego będziecie czytać to nowe FF? :D
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Ps. nie chce żeby moje czytelniczki sie kłóciły.. xx
Naat
Założyłam z Directioner Forever, moja współpisarką tu nowego bloga!! Będziemy razem pisać FanFiction (<- LINK), będzie typu fantastycznego i na razie tyle wam moge powiedzieć. Jednak już wam podeśle linka do bloga, na razie jest powitalny post, ale co tam :D
A Teraz, ostatnia część Louisa!! Sandra mam nadzieje, że całość sie podobała i że spełniłam twoje oczekiwania!!
Następny imagin jaki tu dodam będzie z Zaynem!
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Po jakimś czasie zadzwonił dzwonek do drzwi. (T.i.) sie przestraszyła i spojrzała poddenerwowana na mnie.
(T.i.): Myślisz że to ona? - zapytała drżącym głosem.
J: Nie mam pojęcia.. - podniosłem sie i poszedłem otworzyć. - Cześć, Ty chyba jesteś Tobby, tak? - uśmiechnąłem sie do chłopaka. Jednak nie odwzajemnił tego tak szczerze jak ja.
T: Jest (T.i.)? - wszedł do środka.
(T.i.): Tobby? - pojawiła sie koło nas. Czułem sie dziwnie, tylko dlaczego?! (S.T.i.) ma swoje życie, a to że mamy razem dziecko nie znaczy że musi zacząć mnie kochać. Ona pewnie tego nigdy nie zrobi, a ja głupi zaczynam robić sobie nadzieje..
T: Chciałem z Tobą porozmawiać, ale widzę że jesteś zajęta.. - mruknął cicho i spojrzał na mnie.
(T.i.): Spokojnie, Louis zajmiesz sie Małym? - ona zrobiła to samo.
J: Jasne.. - poszedłem do salonu gdzie był Michael, dziewczyna z brunetem poszli do kuchni. Na początku rozmawiali spokojnie, ale potem słyszałem po jej głosie że jest zdenerwowana.
(T.i.): Ale o co ci chodzi?! - niemal krzyknęła - Co to w ogóle za scena zazdrości?!! - była zdenerwowana. Michael aż sie zaciekawił, wziąłem go na ręce i kołysałem.
T: Widzę jak on na Ciebie patrzy!! - warknął na nią, chyba wiem o co chodzi.. Nic nie poradzę że (T.i.) jest dla mnie ważna.
(T.i.): Co?! - zapytała zaskoczona.
T: Z resztą, Tobie też on nie jest obojętny!
(T.i.): On jest ojcem mojego dziecka! - warknęła.
T: Ślepy nie jestem! Z nami koniec! - krzyknął i widziałem tylko jak wychodzi. Nawet na mnie nie spojrzał, odłożyłem syna i poszedłem do kuchni. Brunetka stała w miejscu, była blada, patrzała w jedno miejsce.. Podszedłem do niej i złapałem ją za ramiona.
J: Wszystko w porządku? - spytałem cicho. (S.T.i.) tylko pokiwała głową na 'nie' i łzy opuściły jej oczy. Od razu przyciągnąłem ja do siebie. tuliłem sie do niej, chciałem by poczuła że ma kogoś bliskiego. Nie odwzajemniła, ale też nie wyrwała sie z moich ramion. Pewnie była zaskoczona tym zajściem. Oboje usłyszeliśmy płacz małego, brunetka błyskawicznie ode mnie odskoczyła i pobiegła do salonu, poszedłem zaraz za nią. Wzięła synka na ręce i uspokajała, chłopczyk musiał sie uderzyć, do tego ziewał. Poszedłem do jego pokoju i zaścieliłem muu łóżeczko i przygotowałem kąpiel. Jakieś 10 min później przyszła i (T.i.) z dzieckiem. Chłopczyk był cały w kaszce na buzi więc pewnie pozwoliła mu samemu jeść. Musiał to być zabawny widok. Rozebrała go i zanim włożyła go do wody sprawdziła czy jest odpowiednia. Była i z lekkim uśmiechem zaczęła myć naszego królewicza.. Malec śmiał sie na głos i chlapał nas wodą, ale brunetka nie była w humorze, nie pozwoliła mu sie pobawić dłużej tylko wyjęła go i osuszyła jego ciało. Ubrała go w śliczną piżamkę i zabrałem go z blatu, ułożyłem syna pod pościelą i sam położyłem sie koło niego. Chłopczyk od razu sie przytulił, a ja zacząłem głaskać jego plecki, zawsze tak zasypiał przy mnie. Dziewczyna usiadła na przeciwko nas i wpatrywała sie za okno, była zdruzgotana, zerwał z nią mężczyzna którego kochała.
J: Chodź do nas.. - szepnąłem, brunetka spojrzała na mnie apotem na synka, wiercił się i machał rękoma. Zajęła miejsce po jego drugiej stronie i złapała go za rączkę. Patrzała na niego i widziałem jak jej łzy opuszczają oczy, to straszny widok!
Mijały miesiące, Michael rósł jak na drożdżach. Robił sie naprawdę ślicznym bobasem. (T.i.) sie pozbierała po zerwaniu. Tobby sie już więcej z nią nie kontaktował, zupełnie inaczej było z Eleonor. Dziewczyna nachodziła mnie, ale na szczęście dała spokój (T.i.) i Michaelowi. Odpuściła sobie gdy powiedziałem jej że nie kocham jej i nie chce mieć z nią już nic wspólnego, to co zrobiła było nie wybaczalne.. Te święta będą moimi pierwszymi z rodziną, z brunetką zbliżyliśmy sie do siebie, nie powiedziałem jej że moje serce wariuje na samą myśl o niej, ani ona nie zdradziła mi swoich uczuć do mnie. Nasz syn rośnie, mówi coraz więcej i częściej, zaczął raczkować.. Wiem, że ona jest przygnębiona gdy Michael zaczyna gaworzyć, on wciąż nie powiedział słowa, mama.
J: Spędzimy te święta u mnie czy u Ciebie? - spytałem brunetki, która krzątała sie po kuchni. Jestem tu stałym bywalcem, niemal zamieszkałem z nimi, wracam do domu tylko na noc, ale i tak nie zawsze.
(T.i.): A jak uważasz? - spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem.
J: Myślę że u mnie jest więcej miejsca. - uśmiechnąłem sie o wiele mocniej niż ona.
(T.i.): A takim razie u Ciebie. - zgodziła sie, nie sądziłem ze pójdzie tak łatwo.
J: Wiesz, bo.. - zacząłem bawiąc sie swoimi dłońmi - ..bo zostały tylko 3 dni do świąt, więc może już dzisiaj tam pojedziemy?
(T.i.): W sumie to będzie prościej, bo jeśli tu zacznę gotować to nie będę miała miejsca.. - stwierdziła.
J: To idź sie pakuj a ja ubiorę małego.. - podniosłem sie z miejsca i poszedłem do pokoiku syna. Nie pakowałem dużo rzeczy, zabrałem jego ulubionego misia, przytulankę, jakieś pieluszki, koszuleczki. Dużo ubranek mam w domu, ale na wszelki wypadek jakby sie często brudził, a wiem że to lubi ostatnio. Mi poszło o wiele szybciej niż brunetce, siedziałem w salonie i rozbawiałem Michaela, kiedy (T.i.) pojawiła sie z walizką w pomieszczeniu.
(T.i.) Dałam rade.. Chociaż nie wiem po co tyle tego biorę, jedziemy zaledwie na tydzień do Ciebie.. - zaśmiała sie sama z siebie.. Niecałe 30 min później byliśmy u mnie, dziewczyna rozejrzała sie po całym salonie i z przerażeniem spojrzała na mnie. - Musisz tu posprzątać, pełno kurzy, a Miki nie może być w takim domu, jest za malutki. - przejechała palcem po komodzie pokazując mi jak duża jest warstwa kurzu.
J: Nic nie poradzę że tak jest, większość czasu jestem u was.. - wzruszyłem ramionami i rozebrałem z kurteczki małego..
*Moimi oczami*
Święta u Louisa, cicho miałam nadzieje że to zaproponuje, znacznie sie do siebie zbliżyliśmy przez te kilka miesięcy. Wiem że coś nas łączy i nie jest to tylko nasze dziecko. Tommo zajął sie Michaelem a ja powędrowałam do kuchni przygotować jakąś kolacje. Cieszyłam sie że jednak mu powiedziałam o małym, że on pojawił sie w naszym życiu, co prawda kłóciliśmy sie o pewne sprawy, ale nigdy nie było to nie do obgadania. Z resztą wiem że Louis by chciał stworzyć z nami taką normalną rodzinę, dla synka też było by to najlepsze, ale czy ja tego chce? Oczywiście że chcesz!! Odezwał sie ten głosik w mojej głowie, ostatnio nie daje mi spokoju jeśli chodzi o takie sprawy. Ugotowałam dla małego kaszkę a dla nas zrobiłam naleśniki, myślę że Michael też będzie mógł zjeść już jakiegoś naleśnika. Zaniosłam wszystko do jadalni i poszłam po moich dwóch mężczyzn.
J: Kolacja. - powiedziałam głośniej wyrywając ich z oglądania jakiejś bajki, oboje siedzieli tak samo, oboje z taką samą miną. Nie ruszył sie ten większy więc stanęłam na przeciwko nich zasłaniając ekran.
Lou: Ejj.. - mruknął i zrobili taką samą, oburzoną minkę. Zaśmiałam sie cicho i wzięłam mojego księcia na ręce i posadziłam go w jego krzesełku podając mi kaszkę. Louis zaczął sie szczerzyć, widząc jak mały zaczyna sie brudzić.
J: Miki proszę.. Jedz ładnie.. - synek nie zamierzał mnie posłuchać. Jego łapki wylądowały w miseczce z letnią już kaszką i zaczął sie nią bawić. - Dobra, wystarczy. - podniosłam sie z miejsca i poszłam po mokrą ściereczkę. Wytarłam małego i podałam mu naleśnika z cukrem.
Lou: Podpadłeś.. - powiedział do niego Lou i wepchnął sobie jedzenie do ust. Synek ze smakiem zajadał cienkiego placka.. Było znacznie czyściej niż po kaszkach.
J: Tommo ja go wykąpie, a ty weź zacznij sprzątać.. - poprosiłam i poszłam z Michaelem na górę. Wzięłam czyste ubranka i powędrowałam do łazienki.. Szybko wykąpałam mojego brudaska, nawet szybko zasnął, musiał być zmęczony. Włączyłam mu łapkę nocną i zeszłam pomóc Louisowi. Trzeba jeszcze dzisiaj wysprzątać dom, później nie będzie na to czasu. Nie było późno zaledwie po 8pm, ale dużo roboty przed nami więc nie wiem o której pójdziemy spać.
Lou: Zasnął? - spojrzał na mnie, lekko sie uśmiechając.
J: Tak. - wzięłam potrzebne detergenty i zaczęłam wycierać kurze.
Lou: Szybko coś.. - zaśmiał sie.
J: Zmęczony był, dzisiaj sporo raczkował.. - brunet sie zgodził i już nic nie odpowiedział. Oboje pogrążyliśmy sie w sprzątaniu i zapewne we własnych myślach. Słyszałam też jak Louis sobie podśpiewuje, najbardziej lubię go słuchać kiedy śpiewa na dobranoc Michaelowi. To takie urocze.. Po jakimś czasie siedzieliśmy padnięci na kanapie z kieliszkiem wina w ręku.
Lou: Mistrzostwo świata.. - westchnął.
J: Tak, dawno tak dużo do sprzątania nie miałam. - zaśmiałam sie. Chłopak odwzajemnił i chciał już coś powiedzieć, ale usłyszeliśmy jak coś u góry spadło. Zerwaliśmy sie na równe nogi i poszliśmy tam.
Lou: Sprawdzę u małego, a ty gdzie indziej.. - po ilustrował i zniknął za drzwiami. Bałam sie że to synkowi sie coś stało. - (T.i.).. - usłyszałam jak szeptem mnie woła, bardzo szybko sie przy nim znalazłam. - Pokaże ci coś.. - stał przed drzwiami do pokoiku małego.
J: Stało mu sie coś? - spytałam spanikowana.
Michael *-* |
Lou: Nie, patrz.. - otworzył powoli drzwi i wpuścił mnie do środka, nasz syn siedział w rogu pokoju z czapką mikołaja na głowie i lampkami choinkowymi. Swoją drogą co one tu robią i kto je podłączył.
J: Byłeś tu i zapalałeś je? - spojrzałam ze strachem na niego.
Lou: Tak, ale wisiały.. Musiał je jakoś ściągnąć.. - uśmiechnął sie, znów spojrzałam na maluszka, wyglądał jak mały prezencik, niesamowicie uroczo.
J: Czemu nie śpisz? - podeszliśmy do niego i usiedliśmy przy nim. Mały zaczął gaworzyć, wzięłam go na dół i posadziłam go między mną a Lou. Brunet jednak wziął go na kolana, a mnie przyciągnął do siebie. Wtuliłam sie w niego i patrzałam jak mały leży na jego rękach. Takie gest są u nas coraz częstsze, to pewnie przez to zaczynam czuć coś do Louisa.. Było ciepło, spokojnie i pewnie wino też przyczyniło sie do mojego odlatywania. Gdy już niemal nie kontaktowałam usłyszałam coś pięknego.
M: Mama.. - otworzyłam swoje zmęczone oczy i spojrzałam na synka, powiedział to pierwszy raz.. Do tego pokazywał na mnie paluszkiem, łzy szczęścia pojawiły sie w moich oczach. - Tata.. - teraz pokazał na Louisa. Nie wytrzymałam i słone krople spłynęły po moich policzkach. Nasz królewicz jeszcze chwile sie pouśmiechał i sam zasnął, ja uspokoiłam swoje nerwy i wtuliłam sie bardziej w Louisa.
J: Najwspanialsza rzecz na świecie.. - szepnęłam i złapałam małego za rączkę. Tommo swoją dłoń ułożył na na mojej dłoni którą właśnie trzymałam rączkę Michaela.
Lou: Chciałbym żebyśmy byli prawdziwą rodziną. - usłyszałam przy uchu. Podniosłam głowę i spojrzałam w jego oczy, były bardzo blisko, cała jego twarz była blisko mojej. Mimowolnie spojrzałam na jego wargi.
J: A nie jesteśmy? - uśmiechnęłam sie słabo.
Lou: Ale ja bym chciał żebyśmy byli prawdziwą rodziną, w takiej co jest pełno miłości i w takiej gdzie Miki będzie miał za niedługo rodzeństwo.. - nie wytrzymałam, musnęłam jego wargi. Na szczęście Tommo odwzajemnił dwa razy mocniej, przekręcając sie delikatnie by przedłużyć naszą namiętność.
J: Chyba też takiej rodziny chce.. - znów go pocałowałam. Kochałam go, nie mocniej niż naszego synka, ale kocham!
Lou: Kocham Cie.. - szepnął.
J: Przed chwilą pomyślałam że ja Ciebie też.. - uśmiechnęłam sie i z powrotem sie do niego przytuliłam.
Lou: To kiedy on będzie miał rodzeństwo? - spytał śmiejąc sie.
J: Później. - kolejny śmiech. To będą wspaniałe święta, wspaniałe życie, wspaniała rodzina!
T. END!!
___
Ostatnia i najdłuższa chyba część!!
Too standardowo 30 komów i pierwsza część imagina z Zaynem :D
Do tego będziecie czytać to nowe FF? :D
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Ps. nie chce żeby moje czytelniczki sie kłóciły.. xx
Naat
niedziela, 21 czerwca 2015
Louis! ~ You are daddy!! - część 8
Hejo!!! :*
Mam prośbe..
Szczególnie do ANONIMÓW! Moglibyście sie podpisywać pod komami? Wiem, że większość to robi :D A nawet nie musi być imie, tylko pierwsza jego litera :D <3
Sandra czytasz!?
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Środek tygodnia, właśnie wracam sobie spacerkiem z Michaelem do domu. Nie spieszy nam sie, jest w końcu ładna pogoda i trzeba skorzystać. Mały śpi sobie w wózku a ja rozkoszuje sie promieniami słońca.
E: O proszę.. - ten szyderczy głos - Kogo ja widzę.. - zaśmiała sie sztucznie
J: Cześć. - chciałam być uprzejma, nie chce żeby podczas gdy Louis będzie zajmował sie małym, coś mu zrobiła.
E: Przez Ciebie i Twojego bachora Louis sie zmienił! - warknęła na mnie, czyli miło nie będzie.
J: Że co proszę?! Bachora?! Jeżeli ty nie potrafisz mu dać na tyle miłości to niech mój syn mu ją da. - zdenerwowała mnie.
E: Pożałujecie, ty i ten dzieciak, że pojawiliście sie w naszym życiu! - zagroziła.
J: Nie rozśmieszaj mnie. - zaśmiałam sie sztucznie. - Nie możesz zabronić Louisowi widywać sie z własnym synem.
E: Zdziwisz sie, Louis jest mój, rozumiesz?! - warknęła - Nawet ten bachor mi go nie odbierze. - myślałam ze wybuchnie, ale na szczęście odeszła. Przestraszyłam sie, jeśli zrobi coś mojemu aniołkowi nie ręczę za siebie.. Przez całą drogę do domu byłam roztrzęsiona, nie widziałam co mam o tym myśleć, ale chyba najlepiej będzie jak ograniczę wizyty Louisa.. Usłyszałam dźwięk telefonu, spojrzałam na wyświetlacz, to on.
J: O wilku mowa.. - powiedziałam do siebie i odebrałam - Tak? - nawet przy tak krótkim słowie mój głos zadrżał.
Lou: (T.i.)? Coś sie stało? - usłyszał to.
J: Nie.. - starałam sie uspokoić nerwy.
Lou: Mogę dzisiaj przyjść? - zapytał z nadzieją.
J: Przykro mi Louis, ale dzisiaj nie.. - odmówiłam mu.
Lou: A jutro? - jego nadzieja była coraz bardziej słyszalna.
J: Też nie.. Nie mamy z Michaelem czasu. - serce mi sie krajało gdy mu odmawiałam.
Lou: A na weekend? - starał sie dalej.
J: Nie Louis, wyjeżdżamy. Z resztą musisz ograniczyć swoje wizyty. - starałam sie brzmieć stanowczo.
*Oczami Louisa*
J: Jak to ograniczyć? Powiedziałaś że będę mógł go widywać kiedy tylko chce. A teraz gdy mam dużo czasu to chce spędzić go z synem. - zdenerwowałem sie.
(T.i.): Przykro mi. - rozłączyła sie, ale ona nie była zła, ona była przygnębiona. Może nie znam jej bardzo dobrze, ale to potrafię wyczuć.
E: Słońce z kim rozmawiałeś? - weszła do salonu.
J: Z (T.i.).. Nie pozwoliła mi sie spotkać z Michaelem. - powiedziałem smutniej.
E: I dobrze! - ucieszyła sie
J: Co?! - byłem zaskoczony, myślałem że sobie wszystko wyjaśniliśmy na ten temat.
E: Będziesz miał więcej czasu dla mnie. - mam dziwne przeczucia
J: Mieszkamy razem, mam dla Ciebie bardzo dużo czasu. - powiedziałem znacząco - Czemu mam wrażenie że to za twoją sprawką nie mogę sie spotkać z synem? - podszedłem do niej i spojrzałem w jej oczy.
E: Skąd te podejrzenia? - zaśmiała sie nerwowo
J: Eleonor co zrobiłaś? - powiedziałem przez zęby.
E: Chcesz wiedzieć?! - krzyknęła - Powiedziałam tej całej (T.i.) że nie chce by sie do Ciebie zbliżała! Że ten bachor cie odmienia i pożałują oboje tego! - nie schodziła z tonu.
J: Co Ty zrobiłaś?! Oszalałaś?! Groziłaś jej i mojemu synowi?!! - zdenerwowałem sie nie na żarty, nigdy w życiu nikt mnie tak nie wkurwił.
E: Tak, tak właśnie zrobiłam! I wiesz co?! Jestem z siebie dumna! - zaczęła sie śmiać.
J: Powinnaś sie leczyć! Jesteś wariatką! Wynocha!! - pokazałem ręką na drzwi.
E: Wyrzucasz mnie z domu? - zdziwiła sie
J: Tak, nie chce cie znać! Nie chce mieć nic z tobą wspólnego! - nie ustępowałem.
E: Ale gdzie ja sie teraz podzieje? - chyba teraz do niej dotarło.
J: Mogłaś pomyśleć zanim zaczęłaś grozić mojej rodzinie! Ale z tego co wiem, nie sprzedałaś swojego domu! Za 5 minut cie tu nie ma! - poszedłem na górę i pomogłem ją spakować. Jak śmiała?! Ta kobieta jest nienormalna! - Proszę. - postawiłem jej walizkę za drzwi.
E: Ale Louis.. Proszę cie.. - błagała, teraz taka skrucha?!
J: Nie Eleonor! Mogłaś pomyśleć o tym wcześniej. Zabieraj sie stąd, albo doniosę na ciebie na policje. - mój głos był bez żadnych uczuć. Dziewczyna zabrała swoją kurtkę, torebkę i wyszła.
E: Pożałujecie! - powiedziała bardziej do siebie, ale nie interesowało mnie już to. Poczekałem aż wyjdzie z mojej posiadłości i zniknie za rogiem, szybko zabrałem kluczyki i pojechałem do (T.i.). Musi mi wybaczyć!
J: (T.i.)!! - dobijałem sie do jej drzwi - Otwórz! - błagałem. Nie było późno, musiała być w domu. - Proszę Cie!! - nie dawałem za wygraną.
(T.i.): Czego chcesz? - warknęła gdy otworzyła.
J: Porozmawiać, wiem co sie stało.. - spojrzałem w jej oczy, bała sie. - Nie pozwolę was skrzywdzić. Przysięgam. - podszedłem do niej, dziewczyna pozwoliła mi wejść do środka.
(T.i.): Louis, ona groziła że zrobi coś małemu! Jak ja mam ci teraz pozwolić brać go do siebie, w ogóle sie z nim spotykać? - denerwowała sie, aż zaczynała cała drżeć.
J: Nie musisz sie martwić, El już nie ma. Nie mogę być z kimś kto grozi mojej rodzinie. - przyciągnąłem ją do siebie, zamykając w żelaznym uścisku..
(T.i.): Dziękuje, ale przez nas rozsypał sie twój związek.. - powiedziała wtulona we mnie.
J: Jeżeli ona nie akceptowała faktu że mam syna, to mnie nie kochała. - powiedziałem pewny swoich słów.. Przeszliśmy do salonu i zaczęliśmy o tym wszystkim rozmawiać, przekonałem ją że już im nic nie grozi, a jeśli El będzie ją nachodzić ma do mnie natychmiast dzwonić.. Po jakimś czasie zadzwonił dzwonek do drzwi. (T.i.) sie przestraszyła i spojrzała poddenerwowana na mnie.
(T.i.): Myślisz że to ona? - zapytała drżącym głosem.
J: Nie mam pojęcia.. - podniosłem sie i poszedłem otworzyć. - Cześć, Ty chyba jesteś Tobby, tak? - uśmiechnąłem sie do chłopaka. Jednak nie odwzajemnił tego tak szczerze jak ja.
T: Jest (T.i.)?
...
____________
Wiadomo jaki warunek!! 30 komów!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Naat
Mam prośbe..
Szczególnie do ANONIMÓW! Moglibyście sie podpisywać pod komami? Wiem, że większość to robi :D A nawet nie musi być imie, tylko pierwsza jego litera :D <3
Sandra czytasz!?
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Środek tygodnia, właśnie wracam sobie spacerkiem z Michaelem do domu. Nie spieszy nam sie, jest w końcu ładna pogoda i trzeba skorzystać. Mały śpi sobie w wózku a ja rozkoszuje sie promieniami słońca.
E: O proszę.. - ten szyderczy głos - Kogo ja widzę.. - zaśmiała sie sztucznie
J: Cześć. - chciałam być uprzejma, nie chce żeby podczas gdy Louis będzie zajmował sie małym, coś mu zrobiła.
E: Przez Ciebie i Twojego bachora Louis sie zmienił! - warknęła na mnie, czyli miło nie będzie.
J: Że co proszę?! Bachora?! Jeżeli ty nie potrafisz mu dać na tyle miłości to niech mój syn mu ją da. - zdenerwowała mnie.
E: Pożałujecie, ty i ten dzieciak, że pojawiliście sie w naszym życiu! - zagroziła.
J: Nie rozśmieszaj mnie. - zaśmiałam sie sztucznie. - Nie możesz zabronić Louisowi widywać sie z własnym synem.
E: Zdziwisz sie, Louis jest mój, rozumiesz?! - warknęła - Nawet ten bachor mi go nie odbierze. - myślałam ze wybuchnie, ale na szczęście odeszła. Przestraszyłam sie, jeśli zrobi coś mojemu aniołkowi nie ręczę za siebie.. Przez całą drogę do domu byłam roztrzęsiona, nie widziałam co mam o tym myśleć, ale chyba najlepiej będzie jak ograniczę wizyty Louisa.. Usłyszałam dźwięk telefonu, spojrzałam na wyświetlacz, to on.
J: O wilku mowa.. - powiedziałam do siebie i odebrałam - Tak? - nawet przy tak krótkim słowie mój głos zadrżał.
Lou: (T.i.)? Coś sie stało? - usłyszał to.
J: Nie.. - starałam sie uspokoić nerwy.
Lou: Mogę dzisiaj przyjść? - zapytał z nadzieją.
J: Przykro mi Louis, ale dzisiaj nie.. - odmówiłam mu.
Lou: A jutro? - jego nadzieja była coraz bardziej słyszalna.
J: Też nie.. Nie mamy z Michaelem czasu. - serce mi sie krajało gdy mu odmawiałam.
Lou: A na weekend? - starał sie dalej.
J: Nie Louis, wyjeżdżamy. Z resztą musisz ograniczyć swoje wizyty. - starałam sie brzmieć stanowczo.
*Oczami Louisa*
J: Jak to ograniczyć? Powiedziałaś że będę mógł go widywać kiedy tylko chce. A teraz gdy mam dużo czasu to chce spędzić go z synem. - zdenerwowałem sie.
(T.i.): Przykro mi. - rozłączyła sie, ale ona nie była zła, ona była przygnębiona. Może nie znam jej bardzo dobrze, ale to potrafię wyczuć.
E: Słońce z kim rozmawiałeś? - weszła do salonu.
J: Z (T.i.).. Nie pozwoliła mi sie spotkać z Michaelem. - powiedziałem smutniej.
E: I dobrze! - ucieszyła sie
J: Co?! - byłem zaskoczony, myślałem że sobie wszystko wyjaśniliśmy na ten temat.
E: Będziesz miał więcej czasu dla mnie. - mam dziwne przeczucia
J: Mieszkamy razem, mam dla Ciebie bardzo dużo czasu. - powiedziałem znacząco - Czemu mam wrażenie że to za twoją sprawką nie mogę sie spotkać z synem? - podszedłem do niej i spojrzałem w jej oczy.
E: Skąd te podejrzenia? - zaśmiała sie nerwowo
J: Eleonor co zrobiłaś? - powiedziałem przez zęby.
E: Chcesz wiedzieć?! - krzyknęła - Powiedziałam tej całej (T.i.) że nie chce by sie do Ciebie zbliżała! Że ten bachor cie odmienia i pożałują oboje tego! - nie schodziła z tonu.
J: Co Ty zrobiłaś?! Oszalałaś?! Groziłaś jej i mojemu synowi?!! - zdenerwowałem sie nie na żarty, nigdy w życiu nikt mnie tak nie wkurwił.
E: Tak, tak właśnie zrobiłam! I wiesz co?! Jestem z siebie dumna! - zaczęła sie śmiać.
J: Powinnaś sie leczyć! Jesteś wariatką! Wynocha!! - pokazałem ręką na drzwi.
E: Wyrzucasz mnie z domu? - zdziwiła sie
J: Tak, nie chce cie znać! Nie chce mieć nic z tobą wspólnego! - nie ustępowałem.
E: Ale gdzie ja sie teraz podzieje? - chyba teraz do niej dotarło.
J: Mogłaś pomyśleć zanim zaczęłaś grozić mojej rodzinie! Ale z tego co wiem, nie sprzedałaś swojego domu! Za 5 minut cie tu nie ma! - poszedłem na górę i pomogłem ją spakować. Jak śmiała?! Ta kobieta jest nienormalna! - Proszę. - postawiłem jej walizkę za drzwi.
E: Ale Louis.. Proszę cie.. - błagała, teraz taka skrucha?!
J: Nie Eleonor! Mogłaś pomyśleć o tym wcześniej. Zabieraj sie stąd, albo doniosę na ciebie na policje. - mój głos był bez żadnych uczuć. Dziewczyna zabrała swoją kurtkę, torebkę i wyszła.
E: Pożałujecie! - powiedziała bardziej do siebie, ale nie interesowało mnie już to. Poczekałem aż wyjdzie z mojej posiadłości i zniknie za rogiem, szybko zabrałem kluczyki i pojechałem do (T.i.). Musi mi wybaczyć!
J: (T.i.)!! - dobijałem sie do jej drzwi - Otwórz! - błagałem. Nie było późno, musiała być w domu. - Proszę Cie!! - nie dawałem za wygraną.
(T.i.): Czego chcesz? - warknęła gdy otworzyła.
J: Porozmawiać, wiem co sie stało.. - spojrzałem w jej oczy, bała sie. - Nie pozwolę was skrzywdzić. Przysięgam. - podszedłem do niej, dziewczyna pozwoliła mi wejść do środka.
(T.i.): Louis, ona groziła że zrobi coś małemu! Jak ja mam ci teraz pozwolić brać go do siebie, w ogóle sie z nim spotykać? - denerwowała sie, aż zaczynała cała drżeć.
J: Nie musisz sie martwić, El już nie ma. Nie mogę być z kimś kto grozi mojej rodzinie. - przyciągnąłem ją do siebie, zamykając w żelaznym uścisku..
(T.i.): Dziękuje, ale przez nas rozsypał sie twój związek.. - powiedziała wtulona we mnie.
J: Jeżeli ona nie akceptowała faktu że mam syna, to mnie nie kochała. - powiedziałem pewny swoich słów.. Przeszliśmy do salonu i zaczęliśmy o tym wszystkim rozmawiać, przekonałem ją że już im nic nie grozi, a jeśli El będzie ją nachodzić ma do mnie natychmiast dzwonić.. Po jakimś czasie zadzwonił dzwonek do drzwi. (T.i.) sie przestraszyła i spojrzała poddenerwowana na mnie.
(T.i.): Myślisz że to ona? - zapytała drżącym głosem.
J: Nie mam pojęcia.. - podniosłem sie i poszedłem otworzyć. - Cześć, Ty chyba jesteś Tobby, tak? - uśmiechnąłem sie do chłopaka. Jednak nie odwzajemnił tego tak szczerze jak ja.
T: Jest (T.i.)?
...
____________
Wiadomo jaki warunek!! 30 komów!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Naat
sobota, 20 czerwca 2015
Louis! ~ You are daddy!! - część 7
Hej!
Ważna informacja!! Wiecie że dodawane komy przez jedną osobę w dużej ilości i tak liczą sie jako JEDEN kom?!! Nie może tak być, oszukujecie mnie w ten sposób!
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Z samego rana obudził mnie mały, podniosłam go z łóżeczka i od razu zaczął sie uśmiechać. Przebrałam go i posadziłam z zabawkami. Posprzątałam trochę tą sypialnie, zaścieliłam łóżko i razem z synkiem zeszłam na dół.
Lou: Hej.. - uśmiechnął sie i podszedł do mnie i składając buziaka na moim policzku.
E: Louis?! Co Ty robisz?! - pojawiła sie znikąd. To pewnie ta El..
Lou: Nic..
J: Cześć, Ty pewnie jesteś dziewczyną Louisa.. - podeszłam do niej i wyciągnęłam dłoń w jej kierunku.
E: Tak jestem! - warknęła, mały na moich rękach od razu sie bardziej wtulił. Nie lubił jej.. Wcale sie mojemu królewiczowi nie dziwie. Zignorowała mój gest i podeszła do Louisa wrogo na mnie patrząc, brunet będzie miał niezłą awanturę.
J: To my już pójdziemy, dziękuje że sie nim zaopiekowałeś.. - uśmiechnęłam sie do niego i skierowałam sie na górę.
Lou: Co ty odstawiasz?! - usłyszałam zanim weszłam na schody, pokręciłam tylko głową i spojrzałam na syna.
M: Baba, baba.. - pokazywał paluszkiem za moje plecy i gaworzył. Chciało mi sie wybuchnąć śmiechem.
J: Szkoda że nie potrafisz mówić, powiedział byś mamusi co ta zła Pani ci zrobiła ze nie mogłeś spać. - ucałowałam jego czółko i posadziłam wśród zabawek. Spakowałam jego rzeczy, przebrałam sie w swoją sukienkę i trochę roztrzepałam włosy, by jakoś wyglądać. - Dobra mały, czas do domu.. A sporu kawałek przed nami. - z powrotem wzięłam go na ręce, przewiesiłam przez ramie torbę i ze złożonymi ubraniami bruneta zeszłam na dół. Cicho było.. - Louis, twoje ubrania wypiorę więc odbierzesz je jak przyjdziesz do Michaela. - spojrzałam na niego, a potem na Eleonor. Miała skrzyżowane ręce na piersi, była obrażona!
Lou: Nie musisz.. Też mam pralkę. - uśmiechnął sie.
J: Jeżeli tak właśnie chcesz..
E: Tak, tak właśnie będzie! - warknęła.
J: Jeszcze raz dziękuje Ci Louis.. - zignorowałam ją przytulając mocniej swoje dziecko.
Lou: Czekaj, daj mi sie z małym pożegnać. - podszedł do nas i wziął synka na ręce. Przytulał go i cmoknął jego usteczka. Wspaniały obrazek! - Tata cie jutro odwiedzi. - uśmiechnęłam sie. - Macie czym wrócić? - spojrzał na mnie.
J: Na pewno jakieś autobusy jeżdżą. - mój uśmiech był bardzo słaby, niemal niewidoczny.
E: Jeśli chcesz zdążyć to musisz sie pospieszyć. - wtrąciła sie do rozmowy, Tomlinson tylko spojrzał na nią i zwrócił sie z powrotem do mnie.
Lou: Mogę was podwiesić. - zaproponował.
J: Nie sądzę żeby sie to twojej dziewczynie spodobało, ale dzięki.. Poradzimy sobie. - odebrałam od niego małego.
Lou: Zobacz jaka jest pogoda.. Mały sie może przeziębić.. - spojrzeliśmy za okno, lało jak z cebra.
E: Poradzi sobie, słyszałeś. - podeszła do nas i spojrzała na mnie takim wzrokiem jakbym zabierała jej chłopaka.
J: Właśnie. - mruknęłam i zaczęłam wychodzić.
Lou: (T.i.) nie wygłupiaj sie.. Zawiozę was. - słyszałam jak łapie kluczyki i idzie za mną.
E: Ani mi sie waż Louis! - krzyknęła za nim, chłopak szedł już koło mnie. Przystanął na chwile i odwrócił sie w jej stronę.
Lou: Co z Ciebie za kobieta? Gdzie twoje uczucia? - dziewczyna patrzała na niego ze złością i chyba chciała wydrapać mi oczy. - Chodźmy.. - położył rękę na moich plecach zachęcając mnie do tego. Przed wyjściem na dwór założył na Michaela swoją dużą bluzę z kapturem żeby chroniła go przed deszczem. - Przepraszam Cie za nią.. - powiedział ściszonym głosem kiedy już jechaliśmy.
J: W porządku, ona myśli że chce Cie jej zabrać, ale tak nie jest.. Może być spokojna. - uśmiechnęłam sie słabo. Nie byłam pewna do końca swoich słów, coraz bardziej Louis mi imponował i coraz mocniej lubiłam spędzać z nim czas. - A tak w ogóle to widzę że sie bardzo starasz być świetnym ojcem.. - usmiechnełam sie do niego.
Lou: Nawet nie wiesz jak. - zaśmiał sie cicho.
J: To bardzo miłe Louis, ten pokój, nawet kupiłeś fotelik.. Nie spodziewałam sie tego po tobie. - spojrzałam na niego, on również to zrobił. W jego oczach było coś innego, jeszcze nigdy chyba tego nie widziałam.. Chyba?! No właśnie mam wątpliwości.. Podjechaliśmy pod mój dom i oboje wysiedliśmy, Tommo zabrał synka a ja rzeczy. Otworzyłam dom i weszliśmy do środka, chłopak od razu zaniósł małego do jego kojca i po chwili był już ze mną w kuchni. - Chcesz coś do picia? Czy uciekasz do złej Pani? - spojrzałam na niego.
Lou: Złej Pani? - zaśmiał sie
J: Wybacz.. - uśmiechnęłam sie nieśmiało.
Lou: Mogę coś z Tobą wypić, a awantura może poczekać.. - powiedział znacząco. On wiedział co go czeka..
J: Swoja drogą ona Michaelowi nic nie zrobiła?
Lou: Nic mi nie wiadomo, miała go tylko na rękach raz, przy mnie, ale potem musiałem iść do łazienki, więc nie wiem.. Ona z nim została wtedy. - usiedliśmy w salonie - Eleonor jakoś nigdy nie lubiła dzieci. - powiedział smutniej. - A ja czasami o tym myślałem.. - uśmiechnął sie słabo.
J: Teraz masz Michaela.. A potem może przekonasz ją jakoś do założenia rodziny. - chciałam go jakoś pocieszyć.
M: Tata, tata.. - zaczął gaworzyć. Chłopak podszedł do niego i wziął go na ręce.
Lou: Tata też Cie kocha.. - zaśmiał sie a potem spojrzał na mnie z przerażeniem - Przepraszam.. - zmarszczyłam czoło, nie miałam pojęcia za to on mnie przeprasza. - Pamiętam jak mówiłaś że mam tak nie mówić.. - usiadł koło mnie z małym na kolanach.
J: Nic sie nie stało, jeśli będzie to prawda.. - uśmiechnęłam sie do niego i zauważyłam jak synek zaczął ziewać. - Czas na drzemkę.. - wzięłam małego królewicza od niego i poszłam zrobić mu mleko.
Lou: Mogę przyjechać jutro? - poszedł za nami.
J: Tak, ale pod wieczór, bo do pracy idę.. - nakarmiłam maluszka.
Lou: Do zobaczenia.. - podszedł do mnie i cmoknął mój policzek. Chwile później usypiałam synka, a moje myśli były przy Louisie..
Środek tygodnia, właśnie wracam sobie spacerkiem z Michaelem do domu. Nie spieszy nam sie, jest w końcu ładna pogoda i trzeba skorzystać. Mały śpi sobie w wózku a ja rozkoszuje sie promieniami słońca.
E: O proszę..
...
___
Więc jak mówiłam, jedna osoba, jeden komentarz!!!!!!!!!!!!!
A i jeśli chodzi o Eleonor w tym imaginie, to przepraszam jej fanki. Będzie ty za tą złom, ale osobiście nic do niej nie mam, a przedstawiam ją tak tylko na potrzeby opowiadania!!
Ale warunek jest taki 30 komów!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Naat
Ważna informacja!! Wiecie że dodawane komy przez jedną osobę w dużej ilości i tak liczą sie jako JEDEN kom?!! Nie może tak być, oszukujecie mnie w ten sposób!
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Z samego rana obudził mnie mały, podniosłam go z łóżeczka i od razu zaczął sie uśmiechać. Przebrałam go i posadziłam z zabawkami. Posprzątałam trochę tą sypialnie, zaścieliłam łóżko i razem z synkiem zeszłam na dół.
Lou: Hej.. - uśmiechnął sie i podszedł do mnie i składając buziaka na moim policzku.
E: Louis?! Co Ty robisz?! - pojawiła sie znikąd. To pewnie ta El..
Lou: Nic..
J: Cześć, Ty pewnie jesteś dziewczyną Louisa.. - podeszłam do niej i wyciągnęłam dłoń w jej kierunku.
E: Tak jestem! - warknęła, mały na moich rękach od razu sie bardziej wtulił. Nie lubił jej.. Wcale sie mojemu królewiczowi nie dziwie. Zignorowała mój gest i podeszła do Louisa wrogo na mnie patrząc, brunet będzie miał niezłą awanturę.
J: To my już pójdziemy, dziękuje że sie nim zaopiekowałeś.. - uśmiechnęłam sie do niego i skierowałam sie na górę.
Lou: Co ty odstawiasz?! - usłyszałam zanim weszłam na schody, pokręciłam tylko głową i spojrzałam na syna.
M: Baba, baba.. - pokazywał paluszkiem za moje plecy i gaworzył. Chciało mi sie wybuchnąć śmiechem.
J: Szkoda że nie potrafisz mówić, powiedział byś mamusi co ta zła Pani ci zrobiła ze nie mogłeś spać. - ucałowałam jego czółko i posadziłam wśród zabawek. Spakowałam jego rzeczy, przebrałam sie w swoją sukienkę i trochę roztrzepałam włosy, by jakoś wyglądać. - Dobra mały, czas do domu.. A sporu kawałek przed nami. - z powrotem wzięłam go na ręce, przewiesiłam przez ramie torbę i ze złożonymi ubraniami bruneta zeszłam na dół. Cicho było.. - Louis, twoje ubrania wypiorę więc odbierzesz je jak przyjdziesz do Michaela. - spojrzałam na niego, a potem na Eleonor. Miała skrzyżowane ręce na piersi, była obrażona!
Lou: Nie musisz.. Też mam pralkę. - uśmiechnął sie.
J: Jeżeli tak właśnie chcesz..
E: Tak, tak właśnie będzie! - warknęła.
J: Jeszcze raz dziękuje Ci Louis.. - zignorowałam ją przytulając mocniej swoje dziecko.
Lou: Czekaj, daj mi sie z małym pożegnać. - podszedł do nas i wziął synka na ręce. Przytulał go i cmoknął jego usteczka. Wspaniały obrazek! - Tata cie jutro odwiedzi. - uśmiechnęłam sie. - Macie czym wrócić? - spojrzał na mnie.
J: Na pewno jakieś autobusy jeżdżą. - mój uśmiech był bardzo słaby, niemal niewidoczny.
E: Jeśli chcesz zdążyć to musisz sie pospieszyć. - wtrąciła sie do rozmowy, Tomlinson tylko spojrzał na nią i zwrócił sie z powrotem do mnie.
Lou: Mogę was podwiesić. - zaproponował.
J: Nie sądzę żeby sie to twojej dziewczynie spodobało, ale dzięki.. Poradzimy sobie. - odebrałam od niego małego.
Lou: Zobacz jaka jest pogoda.. Mały sie może przeziębić.. - spojrzeliśmy za okno, lało jak z cebra.
E: Poradzi sobie, słyszałeś. - podeszła do nas i spojrzała na mnie takim wzrokiem jakbym zabierała jej chłopaka.
J: Właśnie. - mruknęłam i zaczęłam wychodzić.
Lou: (T.i.) nie wygłupiaj sie.. Zawiozę was. - słyszałam jak łapie kluczyki i idzie za mną.
E: Ani mi sie waż Louis! - krzyknęła za nim, chłopak szedł już koło mnie. Przystanął na chwile i odwrócił sie w jej stronę.
Lou: Co z Ciebie za kobieta? Gdzie twoje uczucia? - dziewczyna patrzała na niego ze złością i chyba chciała wydrapać mi oczy. - Chodźmy.. - położył rękę na moich plecach zachęcając mnie do tego. Przed wyjściem na dwór założył na Michaela swoją dużą bluzę z kapturem żeby chroniła go przed deszczem. - Przepraszam Cie za nią.. - powiedział ściszonym głosem kiedy już jechaliśmy.
J: W porządku, ona myśli że chce Cie jej zabrać, ale tak nie jest.. Może być spokojna. - uśmiechnęłam sie słabo. Nie byłam pewna do końca swoich słów, coraz bardziej Louis mi imponował i coraz mocniej lubiłam spędzać z nim czas. - A tak w ogóle to widzę że sie bardzo starasz być świetnym ojcem.. - usmiechnełam sie do niego.
Lou: Nawet nie wiesz jak. - zaśmiał sie cicho.
J: To bardzo miłe Louis, ten pokój, nawet kupiłeś fotelik.. Nie spodziewałam sie tego po tobie. - spojrzałam na niego, on również to zrobił. W jego oczach było coś innego, jeszcze nigdy chyba tego nie widziałam.. Chyba?! No właśnie mam wątpliwości.. Podjechaliśmy pod mój dom i oboje wysiedliśmy, Tommo zabrał synka a ja rzeczy. Otworzyłam dom i weszliśmy do środka, chłopak od razu zaniósł małego do jego kojca i po chwili był już ze mną w kuchni. - Chcesz coś do picia? Czy uciekasz do złej Pani? - spojrzałam na niego.
Lou: Złej Pani? - zaśmiał sie
J: Wybacz.. - uśmiechnęłam sie nieśmiało.
Lou: Mogę coś z Tobą wypić, a awantura może poczekać.. - powiedział znacząco. On wiedział co go czeka..
J: Swoja drogą ona Michaelowi nic nie zrobiła?
Lou: Nic mi nie wiadomo, miała go tylko na rękach raz, przy mnie, ale potem musiałem iść do łazienki, więc nie wiem.. Ona z nim została wtedy. - usiedliśmy w salonie - Eleonor jakoś nigdy nie lubiła dzieci. - powiedział smutniej. - A ja czasami o tym myślałem.. - uśmiechnął sie słabo.
J: Teraz masz Michaela.. A potem może przekonasz ją jakoś do założenia rodziny. - chciałam go jakoś pocieszyć.
M: Tata, tata.. - zaczął gaworzyć. Chłopak podszedł do niego i wziął go na ręce.
Lou: Tata też Cie kocha.. - zaśmiał sie a potem spojrzał na mnie z przerażeniem - Przepraszam.. - zmarszczyłam czoło, nie miałam pojęcia za to on mnie przeprasza. - Pamiętam jak mówiłaś że mam tak nie mówić.. - usiadł koło mnie z małym na kolanach.
J: Nic sie nie stało, jeśli będzie to prawda.. - uśmiechnęłam sie do niego i zauważyłam jak synek zaczął ziewać. - Czas na drzemkę.. - wzięłam małego królewicza od niego i poszłam zrobić mu mleko.
Lou: Mogę przyjechać jutro? - poszedł za nami.
J: Tak, ale pod wieczór, bo do pracy idę.. - nakarmiłam maluszka.
Lou: Do zobaczenia.. - podszedł do mnie i cmoknął mój policzek. Chwile później usypiałam synka, a moje myśli były przy Louisie..
Środek tygodnia, właśnie wracam sobie spacerkiem z Michaelem do domu. Nie spieszy nam sie, jest w końcu ładna pogoda i trzeba skorzystać. Mały śpi sobie w wózku a ja rozkoszuje sie promieniami słońca.
E: O proszę..
...
___
Więc jak mówiłam, jedna osoba, jeden komentarz!!!!!!!!!!!!!
A i jeśli chodzi o Eleonor w tym imaginie, to przepraszam jej fanki. Będzie ty za tą złom, ale osobiście nic do niej nie mam, a przedstawiam ją tak tylko na potrzeby opowiadania!!
Ale warunek jest taki 30 komów!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Naat
piątek, 19 czerwca 2015
Louis! ~ You are daddy!! - część 6
Hejo!!
Nie wiem jak wy, ale ja jeszcze nie śpie..
Jest 01:55 w nocy!
Ale co tam.. Macie kolejną część imagina z Louisem :D
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
T: Jeśli chcesz to zadzwoń, może cie uspokoi.. - zaproponował.
J: Jesteś kochany. - wybrałam numer do Lou - Zaraz wrócę.. - wstałam od stolika, złożyłam czułego całusa na jego poliku i odeszłam od niego.
Lou: Halo? - odebrał jakby nerwowo.
J: Louis? Coś sie stało? - moje serce zaczęło bić szybciej.
Lou: Co? Nie, czemu? - zdziwił sie
J: Masz dziwny głos i dziwnie sie zachowujesz.. Co robi Michael? - łaziłam po łazience w tą i z powrotem.
Lou: Jest z El.. I wszystko w porządku, przestań sie martwić. - upomniał mnie.
J: Jak mam sie nie martwić?! - warknęłam na niego - Jest już po 8pm, a on jeszcze nie śpi? - byłam zła.
Lou: El go usypia.. Spokojnie.
J: To, że to powiedziałeś nie sprawia że jestem spokojniejsza. - powiedziałam znacząco - Za góra dwie godziny po niego jestem! - powiedziałam stanowczo.
Lou: Nie! - zaprzeczył - Baw sie dzisiaj dobrze, jutro ci go przed południem przywiozę. - zarządził - I nie dzwoń już. - rozłączył sie. Wróciłam do Tobby'iego cała nabuzowana.
T: Wszystko z nim dobrze? - zapytał z troski.
J: Chyba tak, usypia go.. - uśmiechnęłam sie słabo.
T: Wiesz co? - odłożył sztućce - Jedźmy stąd.. Musisz sie rozluźnić.. - wstał od stolika. Skinęłam tylko głową i opuściliśmy restauracje.
J: A w jaki sposób chcesz mi w tym pomóc? - uśmiechnęłam sie zadziornie.
T: Ty już dobrze wiesz jak. - zachichotałam, jakieś 30 minut później byliśmy w moim domu. Już od samego progu Tobby całował moje usta, poliki, szyje i dekolt. Robiło sie bardzo przyjemnie..
J: Rozumiem, że prowadził będziesz dopiero jutro? - uśmiechnęłam sie odrywając sie od jego ust.
T: Prawdopodobnie, ale nie potrzebuje alkoholu.. - uśmiechnął sie, przeszliśmy do salonu i Tobby usiadł na kanapie, a ja okrakiem na jego kolana. Znów nasze wargi złączyły sie w jedną całość, brunet bardzo mnie pociągał, w głębi duszy chciałabym żeby między nami wzmocniło sie uczucie. Mężczyzna podwijał moją sukienkę, ściskał moje uda, biodra, pośladki.. Moje dłonie zaczęły rozpinać jego koszule i błądziłam nimi po jego cudownym torsie. W pewnym momencie usłyszałam dźwięk mojego telefonu, na początku oboje to ignorowaliśmy, ale to stawało sie denerwujące. - Może odbierz.. - wymruczał mi w usta. Westchnęłam tylko i zeszłam z jego kolan, moja sukienka nie opadła do końca i niemal było widać moje majteczki.
J: Halo? - ciężko oddychałam.
Lou: Natalia? Ja nie wiem co mam zrobić.. - mówił szybko i z przerażeniem.
J: Coś z Michaelem?! - przestraszyłam sie a moje serce przyspieszyło do granic możliwości. Widziałam jak Tobby zaczął zapinać koszule.
Lou: Płacze i nie mogę go uśpić.. El poszła jakiś czas temu bo miała dość, a ja..
J: Zaraz przyjadę. Wyślij mi adres! - powiedziałam głośniej i rozłączyłam sie. - Musze jechać po syna.. - złapałam za torebkę, brunet wziął kluczyki. Po drodze do samochodu starałam sie ogarnąć z twarzy lekko rozmazaną szminkę, roztrzepane włosy i nerwowo poprawiałam sukienkę.
T: Nie denerwuj sie tak. Zaraz tam będziemy.. - uśmiechnął sie pocieszająco, wiem że chciał mnie jakoś uspokoić ale nie wyszło mu to. Wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy, przez całą drogę myślałam tylko o moim synku, bez trudu trafiliśmy pod wysłany przez Tomlinsona, adres i niemal biegiem weszłam do tego domu. Od progu słyszałam płacz dziecka, pobiegłam w tamtą stronę zostawiając za sobą Tobby'iego.
J: Już mama jest.. - podeszłam do łóżeczka, Louis zerwał sie na nogi, klęczał przy małym. Podniosłam syna i starałam sie go uspokoić, udało sie, przytulił sie do mnie i spokojniej oddychał. Musiał być wyczerpany tym płaczem. Louis patrzał na mnie przepraszająco, zrobiło mi sie go żal, ale on sie zarzekał że da rade.. Ułożyłam z powrotem w łóżeczku Michaela i wyszliśmy oboje z pokoju. Wróciliśmy na dół gdzie czekał Tobby, Lou patrzał na niego dziwnym wzrokiem, tak samo było odwrotnie. Przewróciłam tylko oczami i spojrzałam na Louisa. - Czemu płakał? - skrzyżowałam ręce na piersi.
Lou: Nie wiem.. Starałem sie wszystko robić tak jak przy Tobie, ale on chyba wiedział że Ciebie nie ma.. Do El nawet nie chciał iść na ręce. - mówił przygnębionym tonem.
J: Mówiłam Ci że to nie będzie proste.. Jednak dobrze że zadzwoniłeś. Taki długi płacz dla dziecka może skończyć sie bardzo źle.. - oczy Lou znacznie sie powiększyły.
Lou: Przepraszam Cie za to.. - mruknął i spojrzał na bruneta za mną. - Przerwałem Ci pewnie randkę.. - skruszył sie.
T: Michael jest dla mnie ważny, ale ja już pójdę.. - wtrącił, odwróciłam sie do niego - ..A Ty zostań, nie możesz teraz małego przewozić, na dworze zimno i może sie przeziębić. - jaki on jest kochany - .. Zadzwonię.. - zbliżył sie do mnie i łapiąc mnie za brodę ucałował delikatnie moje usta. Zaraz po tym nie patrzał mi w oczy, tylko za mnie, pewnie na Louisa.. Czyżby zazdrość?!
J: Dziękuje.. - szepnęłam i tyle go dzisiaj widziałam
Lou: Naprawdę cie przepraszam, nawaliłem.. - usłyszałam i przenieśliśmy sie do salonu.
J: Nie mogę zaprzeczyć. Z reszta dlaczego El ci nie pomogła.. To kobieta, nie wierze ze nie potrafi sie dziećmi zajmować.. - zauważyłam złośliwie. Chłopak spuścił głowę, też nie był z tego zadowolony.
Lou: Chcesz spać przy Michaelu czy pościelić ci łóżko w innej sypialni? - zmienił temat.
J: Wiesz, najlepiej jakbyś zawiózł nas do domu.. Ja nie mam tu żadnych rzeczy, a jak widać on czuje sie lepiej w znanych mu kątach.. - zaśmiałam sie cicho.
Lou: Twój chłopak ma racje.. - uśmiechnęłam sie na słowo 'twój' - Nie powinnaś go teraz budzić, tym bardziej że słychać że pada.. - zauważył i oboje spojrzeliśmy na okno. Pogoda sie strasznie zmieniła. - A co do rzeczy dla Ciebie to chyba zniesiesz jakieś moje dresy i t-shirt? - uśmiechnął sie, pierwszy raz odkąd tu jestem. Uwielbiam ten jego uśmiech, jego oczy wtedy sie tak świetnie radują..
J: W porządku, ale robię to tylko dla syna.. - podnieśliśmy sie i poszliśmy na górę. Brunet dał mi swoje ubrania i pokazał gdzie jest łazienka. Szybko wzięłam prysznic i ubrałam sie, odnalazłam pokój gdzie śpi Michael i położyłam sie na łóżku.. Z samego rana obudził mnie mały, podniosłam go z łóżeczka i od razu zaczął sie uśmiechać. Przebrałam go i posadziłam z zabawkami. Posprzątałam trochę tą sypialnie, zaścieliłam łóżko i razem z synkiem zeszłam na dół.
Lou: Hej.. - przywitał nas tym swoim idealnym uśmiechem i podszedł do mnie i składając buziaka na moim policzku.
E: Louis?!
...
______________
I jak?! Długa co?! Myśle że będzie kolejna, ale najpierw warunek!!
30 komentarzy!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Naat
Nie wiem jak wy, ale ja jeszcze nie śpie..
Jest 01:55 w nocy!
Ale co tam.. Macie kolejną część imagina z Louisem :D
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
T: Jeśli chcesz to zadzwoń, może cie uspokoi.. - zaproponował.
J: Jesteś kochany. - wybrałam numer do Lou - Zaraz wrócę.. - wstałam od stolika, złożyłam czułego całusa na jego poliku i odeszłam od niego.
Lou: Halo? - odebrał jakby nerwowo.
J: Louis? Coś sie stało? - moje serce zaczęło bić szybciej.
Lou: Co? Nie, czemu? - zdziwił sie
J: Masz dziwny głos i dziwnie sie zachowujesz.. Co robi Michael? - łaziłam po łazience w tą i z powrotem.
Lou: Jest z El.. I wszystko w porządku, przestań sie martwić. - upomniał mnie.
J: Jak mam sie nie martwić?! - warknęłam na niego - Jest już po 8pm, a on jeszcze nie śpi? - byłam zła.
Lou: El go usypia.. Spokojnie.
J: To, że to powiedziałeś nie sprawia że jestem spokojniejsza. - powiedziałam znacząco - Za góra dwie godziny po niego jestem! - powiedziałam stanowczo.
Lou: Nie! - zaprzeczył - Baw sie dzisiaj dobrze, jutro ci go przed południem przywiozę. - zarządził - I nie dzwoń już. - rozłączył sie. Wróciłam do Tobby'iego cała nabuzowana.
T: Wszystko z nim dobrze? - zapytał z troski.
J: Chyba tak, usypia go.. - uśmiechnęłam sie słabo.
T: Wiesz co? - odłożył sztućce - Jedźmy stąd.. Musisz sie rozluźnić.. - wstał od stolika. Skinęłam tylko głową i opuściliśmy restauracje.
J: A w jaki sposób chcesz mi w tym pomóc? - uśmiechnęłam sie zadziornie.
T: Ty już dobrze wiesz jak. - zachichotałam, jakieś 30 minut później byliśmy w moim domu. Już od samego progu Tobby całował moje usta, poliki, szyje i dekolt. Robiło sie bardzo przyjemnie..
J: Rozumiem, że prowadził będziesz dopiero jutro? - uśmiechnęłam sie odrywając sie od jego ust.
T: Prawdopodobnie, ale nie potrzebuje alkoholu.. - uśmiechnął sie, przeszliśmy do salonu i Tobby usiadł na kanapie, a ja okrakiem na jego kolana. Znów nasze wargi złączyły sie w jedną całość, brunet bardzo mnie pociągał, w głębi duszy chciałabym żeby między nami wzmocniło sie uczucie. Mężczyzna podwijał moją sukienkę, ściskał moje uda, biodra, pośladki.. Moje dłonie zaczęły rozpinać jego koszule i błądziłam nimi po jego cudownym torsie. W pewnym momencie usłyszałam dźwięk mojego telefonu, na początku oboje to ignorowaliśmy, ale to stawało sie denerwujące. - Może odbierz.. - wymruczał mi w usta. Westchnęłam tylko i zeszłam z jego kolan, moja sukienka nie opadła do końca i niemal było widać moje majteczki.
J: Halo? - ciężko oddychałam.
Lou: Natalia? Ja nie wiem co mam zrobić.. - mówił szybko i z przerażeniem.
J: Coś z Michaelem?! - przestraszyłam sie a moje serce przyspieszyło do granic możliwości. Widziałam jak Tobby zaczął zapinać koszule.
Lou: Płacze i nie mogę go uśpić.. El poszła jakiś czas temu bo miała dość, a ja..
J: Zaraz przyjadę. Wyślij mi adres! - powiedziałam głośniej i rozłączyłam sie. - Musze jechać po syna.. - złapałam za torebkę, brunet wziął kluczyki. Po drodze do samochodu starałam sie ogarnąć z twarzy lekko rozmazaną szminkę, roztrzepane włosy i nerwowo poprawiałam sukienkę.
T: Nie denerwuj sie tak. Zaraz tam będziemy.. - uśmiechnął sie pocieszająco, wiem że chciał mnie jakoś uspokoić ale nie wyszło mu to. Wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy, przez całą drogę myślałam tylko o moim synku, bez trudu trafiliśmy pod wysłany przez Tomlinsona, adres i niemal biegiem weszłam do tego domu. Od progu słyszałam płacz dziecka, pobiegłam w tamtą stronę zostawiając za sobą Tobby'iego.
J: Już mama jest.. - podeszłam do łóżeczka, Louis zerwał sie na nogi, klęczał przy małym. Podniosłam syna i starałam sie go uspokoić, udało sie, przytulił sie do mnie i spokojniej oddychał. Musiał być wyczerpany tym płaczem. Louis patrzał na mnie przepraszająco, zrobiło mi sie go żal, ale on sie zarzekał że da rade.. Ułożyłam z powrotem w łóżeczku Michaela i wyszliśmy oboje z pokoju. Wróciliśmy na dół gdzie czekał Tobby, Lou patrzał na niego dziwnym wzrokiem, tak samo było odwrotnie. Przewróciłam tylko oczami i spojrzałam na Louisa. - Czemu płakał? - skrzyżowałam ręce na piersi.
Lou: Nie wiem.. Starałem sie wszystko robić tak jak przy Tobie, ale on chyba wiedział że Ciebie nie ma.. Do El nawet nie chciał iść na ręce. - mówił przygnębionym tonem.
J: Mówiłam Ci że to nie będzie proste.. Jednak dobrze że zadzwoniłeś. Taki długi płacz dla dziecka może skończyć sie bardzo źle.. - oczy Lou znacznie sie powiększyły.
Lou: Przepraszam Cie za to.. - mruknął i spojrzał na bruneta za mną. - Przerwałem Ci pewnie randkę.. - skruszył sie.
T: Michael jest dla mnie ważny, ale ja już pójdę.. - wtrącił, odwróciłam sie do niego - ..A Ty zostań, nie możesz teraz małego przewozić, na dworze zimno i może sie przeziębić. - jaki on jest kochany - .. Zadzwonię.. - zbliżył sie do mnie i łapiąc mnie za brodę ucałował delikatnie moje usta. Zaraz po tym nie patrzał mi w oczy, tylko za mnie, pewnie na Louisa.. Czyżby zazdrość?!
J: Dziękuje.. - szepnęłam i tyle go dzisiaj widziałam
Lou: Naprawdę cie przepraszam, nawaliłem.. - usłyszałam i przenieśliśmy sie do salonu.
J: Nie mogę zaprzeczyć. Z reszta dlaczego El ci nie pomogła.. To kobieta, nie wierze ze nie potrafi sie dziećmi zajmować.. - zauważyłam złośliwie. Chłopak spuścił głowę, też nie był z tego zadowolony.
Lou: Chcesz spać przy Michaelu czy pościelić ci łóżko w innej sypialni? - zmienił temat.
J: Wiesz, najlepiej jakbyś zawiózł nas do domu.. Ja nie mam tu żadnych rzeczy, a jak widać on czuje sie lepiej w znanych mu kątach.. - zaśmiałam sie cicho.
Lou: Twój chłopak ma racje.. - uśmiechnęłam sie na słowo 'twój' - Nie powinnaś go teraz budzić, tym bardziej że słychać że pada.. - zauważył i oboje spojrzeliśmy na okno. Pogoda sie strasznie zmieniła. - A co do rzeczy dla Ciebie to chyba zniesiesz jakieś moje dresy i t-shirt? - uśmiechnął sie, pierwszy raz odkąd tu jestem. Uwielbiam ten jego uśmiech, jego oczy wtedy sie tak świetnie radują..
J: W porządku, ale robię to tylko dla syna.. - podnieśliśmy sie i poszliśmy na górę. Brunet dał mi swoje ubrania i pokazał gdzie jest łazienka. Szybko wzięłam prysznic i ubrałam sie, odnalazłam pokój gdzie śpi Michael i położyłam sie na łóżku.. Z samego rana obudził mnie mały, podniosłam go z łóżeczka i od razu zaczął sie uśmiechać. Przebrałam go i posadziłam z zabawkami. Posprzątałam trochę tą sypialnie, zaścieliłam łóżko i razem z synkiem zeszłam na dół.
Lou: Hej.. - przywitał nas tym swoim idealnym uśmiechem i podszedł do mnie i składając buziaka na moim policzku.
E: Louis?!
...
______________
I jak?! Długa co?! Myśle że będzie kolejna, ale najpierw warunek!!
30 komentarzy!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Naat
Subskrybuj:
Posty (Atom)