One Direction i My.. - imaginy

sobota, 30 stycznia 2016

Rysownik|| l.t./część 10

L: Sama tego chciałaś - wziął mnie na ręce i zaczął kierować się w stronę pokoi. Gdy wszedł do swojej sypialni zdziwiłam się.
J: Gdzie ty mnie niesiesz? - zapytałam półżartem, półserio.
L: Tam, gdzie twoje miejsce, kochanie - gdy położył mnie na swoim łóżku, oniemiałam.
Co on wyprawia? W co pogrywa? Chcę się tego dowiedzieć, bo naprawdę zaczyna mnie to denerwować.
Okazja jednak nie nadeszła, bo chłopak za każdym razem, gdy chciałam coś powiedzieć, uciszał mnie. Jego ramiona otuliły mnie, a ja mimo wszystko przytuliłam się do niego. Westchnęłam głęboko, nadal będąc zła, bo dręczyła mnie odpowiedź na niezadane pytanie.
Oddałam się myślom, a one pokierowały mnie do oczu Louisa. Były piękne, takie delikatne w swoim błękicie. Zawsze buchała z nich radość, której nie sposób nie odwzajemnić.
Były perfekcyjne w swojej niedoskonałości, a ja to uwielbiałam. Nie ma co ukrywać, naprawdę lubiłam w nie patrzyć. Były ostoją spokoju, dzięki której zapominałam o mojej niepełnosprawności, o problemach, o niemożności wykonywania ukochanej czynności.
***
Kilka tygodni później rozpoczęłam rehabilitację. Nie powiem, było bardzo ciężko. Codzienne ćwiczenia nie tylko w klinice sprawiały mi ból. Jednak znosiłam go, bo był niczym w porównaniu z bólem psychicznym odczuwanym z tęsknoty do rysowania i malowania.
L: (T.i.)! Chodź, już wystarczy - powiedział wchodząc do sali rehabilitacyjnej, gdzie zawsze zostawałam dłużej, niż powinnam. Lekarze nie mieli nic przeciwko, dopóki nie przeciążałam nazbyt organizmu. Tego pilnował ten cudowny chłopak.
J: W porządku - skinęłam głową i wstałam z krzesełka, Złapałam za ręcznik i odsunęłam się od niebieskookiego, który chciał się przytulić. - Jestem cała spocona, głupku.
L: Nie przeszkadza mi to - ucałował moje mokre czoło, a ja wykrzywiłam twarz.- Co jest?
J: Ja bym nigdy nie pocałowała czyjegoś spoconego czoła - mruknęłam, na co zaśmiał się serdecznie.
L: Nie zdziwiłbym się, gdybyś mnie jeszcze pogoniła - zachichotał, a ja wyszczerzyłam się.
J: Dostałbyś ręcznikiem i tyle - zostałam przyciągnięta do uścisku, na co zmarszczyłam nos, ale nie ruszyłam się.
L: Chodźmy, umyjesz się w domu - zaśmiał się i puścił mnie, wziął moją torbę i złapał mnie za dłoń.
Wyszliśmy z pomieszczenia, a chłopak zaprowadził nas do swojego samochodu. Szybko dojechaliśmy do domu, więc ucieszona wyskoczyłam z niego i pobiegłam do drzwi. Odszukałam klucz i jakoś przekręciłam zamek, wpadłam do środka i od razu biegiem dotarłam do łazienki, w której się zamknęłam. Chciałam jak najszybciej znaleźć się z moim ukochanym przyjacielem, ponieważ obiecał mi, że dzisiaj pójdziemy na spacer. Nie mogłam się doczekać i jestem pewna, że to zauważył. W ekspresowym tempie zdjęłam ubrania i puściłam wodę. Gorący strumień oblał mnie całą, a ja uśmiechnęłam się. Niedawno zamontowaliśmy pod prysznicem specjalną rączkę/podkładkę, żeby było mi łatwiej. Ułożyłam tam "chorą" rękę, a tą zdrową szybko się umyłam. Udało mi się również umyć włosy, dzięki czemu zaoszczędziłam trochę czasu. Owinięta w ręczniki i szlafrok, po doprowadzeniu łazienki do porządku, podreptałam do sypialni. Na łóżku leżały nowe ciuszki, które chłopak mi wybrał. Uśmiechnęłam się widząc długi bordowy sweter, białą koszulkę i czarne jeansy. Czysta bielizna leżała obok, ale wcześniej jej nie widziałam, co znaczyło, że Louis kupił mi ją niedawno. Zarumieniłam się wyobrażając sobie jak stoi w dziale z damską bielizną i próbuje mi coś wybrać.
O dziwo przebieranie poszło mi szybko, udało mi się nawet samej założyć koszulkę z długim rękawem. Ze swetrem nie było już tak łatwo, dlatego w podskokach poszłam do pokoju Louisa. Leżał wyciągnięty na swoim łóżku i przeglądał coś w telefonie, szeroko się uśmiechając. Chyba mnie nie zauważył, więc podbiegłam do niego i wskoczyłam na miejsce obok. Na ekranie IPhone'a dostrzegłam swoje zdjęcie, siedzącej na kanapie w salonie z książką.
J: Louis? Czemu masz moje zdjęcia, o których nie mam pojęcia? - rzuciłam, gdy on w pośpiechu zablokował i schował urządzenie.
L: Wiesz, takie artystyczne wyszło, a chciałem wybrać jakieś i wstawić ci na Instagrama - uśmiechnął się. Pokiwałam głową udając, że mu wierzę. Było wręcz przeciwnie.
J: Pomożesz mi założyć sweter? Próbowałam, ale mi się nie udało, za dużo fałd - Tommo uśmiechnął się i nałożył mi sprawnie bordowe odzienie.
L: W takim razie co teraz robimy? - zapytał chcąc mnie sprowokować.
J: No wiesz co! Już idziemy na ten spacer! - powiedziałam oburzona i pociągnęłam go zdrową ręką aby wstał. Nim jednak poszliśmy do drzwi, Louis założył mi specjalny usztywniacz. Westchnęłam, ale nic nie powiedziałam, dlatego też po chwili poszliśmy założyć buty.
Do parku mieliśmy kilka minut piechotą, znaleźliśmy się w nim więc błyskawicznie. Zachowywałam się jak dziecko, szczerzyłam się jak głupia, byłam szczęśliwa. Tomlinson śmiał się i bawił razem ze mną.
Dz: Mamo mamo! Ta pani ma rękę jak robot! - krzyknął jakiś mały chłopiec pokazując na mnie, przez co mina mi zrzedła. Dziecko podeszło i dotknęło usztywniacza. - Fajna ręka!
J: Dz-dziękuję - powiedziałam cicho, nie wiedząc jak zareagować.
M: Przepraszam panią bardzo! Mały miał iść kupić sobie lody, a powędrował aż tutaj! - podbiegła do nas jakaś kobieta, podejrzewam, że to mama tego urwisa.- Zrobił coś? Uszkodził? Powiedział?
Nie potrafiłam wykrztusić ani słowa, zdenerwowana i zaskoczona.
L: Spokojnie, nic się nie stało - posłał kobiecie uspokajający uśmiech, po czym uklęknął i zwrócił się do malucha.- Pani ma problem z ręką i to ma jej pomóc. Wiesz, taka robo-ręka, dzięki której będzie zdrowa.
Dz: Ale super! To niech pani szybko będzie zdrowa! - uśmiechnął się szeroko i przytulił do moich kolan, po czym spojrzał na mnie wielkimi oczami, pełnymi radości. Nie mogłam się dłużej smucić z powodu tego, co się stało, nie teraz, mając przed sobą tak radosne dziecko.
J: Dziękuję kochanie, to miłe - uśmiechnęłam się delikatnie.
Dz: A mogę jeszcze raz dotknąć? - zapytał, na co zgodziłam się, a on z szokiem jeździł po usztywniaczu paluszkami. - Ale ekstra!
M: Chodź już, nie przeszkadzaj państwu, na pewno mają lepsze rzeczy do roboty - rzuciła kobieta, pospiesznie żegnając się i ciągnąc za sobą chłopca, który machał nam wesoło na pożegnanie.
L: Wszystko w porządku? - zapytał i przytulił mnie do siebie.
J: Tak, myślę, że już tak - odwzajemniłam uścisk, a po chwili się oderwałam.- Idziemy na lody?
L: Jasne, skarbie - złapał mnie za rękę i poszliśmy ramię w ramię do stoiska.- Jakie chcesz?
J: Um... Czekoladowe? Albo cytrynowe? Nie wiem.
L: Dwa razy po dwie gałki cytrynowych i czekoladowych - powiedział wyciągając portfel, a ja oburzona wtrąciłam sprzedawcy swój banknot do ręki.- Co ty wyprawiasz?
J: Nie będziesz za mnie płacił.
L: Właśnie że będę.
J: Już za późno - uśmiechnęłam się triumfalnie, na co on zmarszczył brwi, ale po chwili uśmiechnął się szeroko.
L: No dobrze, to przytul mnie.
J: Tak teraz? - zapytałam zdziwiona, bo lodziarz kończył już nakładać nam nasze porcje.
L: Tak, czemu nie? - wzruszyłam ramionami i objęłam go jedną ręką. Nagle poczułam jego dłoń w tylnej kieszeni moich spodni. Odskoczyłam od niego zaskoczona.
J: Co ty wyprawiasz?! - sięgnęłam do kieszeni i poczułam banknot. Oddał mi pieniądze!- Głupek!
L: Ale twój - wyszczerzył się i odebrał lody.
J: Zgadza się, mój mały głupiutki Loulou.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I jak? :D Podoba się?^^
DZIĘKUJĘ ZA TYYYYLE KOMENTARZY POD POPRZEDNIĄ CZĘŚCIĄ! 
Nie sądziłam, że będzie ich aż tak dużo! :3
Wyświetlenia również poszły w górę i jestem w szoku!

LOKOWANIE PRODUKTU(które będzie już chyba tradycją haha):
Zapraszam na:
Samotność z Niallem Horanem

Samotność - 4 rozdział

Tyle z wattpada :D

Kocham was i mam nadzieję, że DALEJ BĘDZIECIE TAK CUDOWNIE KOMENTOWAĆ, BO TYLU KOMÓW JESZCZE NIE MIAŁAM TU C:

Wasza,
DF xx

10 komentarzy: