Weszłam do swojego mieszkania,
urządzonego w nowoczesnym, klasycznym stylu. W kuchni, znajdującej
się na wprost wejścia dominowała biel mebli oraz odznaczające
się, beżowe blaty wykonane z drewna. Rzuciłam torbę na wysepkę,
przy której stały dwa wysokie krzesła, odwiesiłam szary płaszczyk
na wieszak i przeszłam do pokoju dziennego, który był równocześnie
moją sypialnią. W rogu pomieszczenia stała biała toaletka z dużym
lustrem, a obok niej łóżko małżeńskie z ciemnego drewna
przysłonięte białą pościelą i niewielka szafka nocna. Po
drugiej stronie pokoju znajdował się okrągły stół z czterema
krzesłami wykonany z tego samego tworzywa co łóżko. Na stole stał
wazon pełen żółtych tulipanów, a nad nim wisiała spora
czarno-biała fotografia przedstawiająca dziewiętnastowieczny
Londyn. W ostatnim wolnym rogu znajdował się wysoki biały regał
wypełniony po sufit książkami, które, poza kwiatami, stanowiły
jedyny akcent kolorystyczny. Część sypialnianą od dziennej
oddzielało duże okno na zewnętrznej ścianie w towarzystwie
białych zasłon. Malutki pokój przechodni lub też korytarz
pomiędzy sypialnią a łazienką przeznaczyłam na swoją garderobę.
Wnękę w ścianie wykorzystałam jako idealne miejsce na półki, z
drugiej zaś strony stały dwa białe stelaże uginające się pod
ilością wieszaków. Czarne rurki i luźną białą koszulę
zmieniłam na duży błękitny t-shirt z dekoltem w serek i legginsy,
po czym przeszłam do łazienki zmyć makijaż. Nie będzie dużym
zaskoczeniem fakt, że w łazience ściany i podłogę pokrywały
białe kafelki. Po prawej stronie znajdowała się szklana kabina
prysznicowa, na wprost wejścia niewielka umywalka i lustro,
następnie toaleta oraz biały wiklinowy kosz na pranie. Elementem
przykuwającym uwagę był miękki, bordowy dywanik leżący pomiędzy
kabiną a umywalką oraz tego samego koloru dozownik do mydła.
Nałożyłam na twarz krem nawilżający, sięgające do ramion
brązowe włosy spięłam w luźnego koka i udałam się do kuchni w
celu zrobienia sobie czegoś do jedzenia. Nie miałam ochoty gotować,
zresztą nie przepadałam za tą czynnością, więc w formie obiadu
przygotowałam tosty z pastą z awokado i pomidorem. Do największego
kubka jaki znalazłam, wsypałam mieszankę płatków kwiatów i
kandyzowanych owoców, zalałam wrzątkiem, czekając, aż moja
ulubiona herbata owocowa będzie gotowa do spożycia. Usiadłam przy
okrągłym stole, uruchomiłam laptopa i włączyłam swoją ulubioną
jazzową składankę na poprawę humoru. Korzystając z wolnego czasu
wzięłam się za pisanie kolejnego rozdziału książki, której
wydanie w dalekiej przyszłości było moim największym marzeniem.
Mimo że romans zajmował pierwsze miejsce w preferowanych przeze
mnie gatunkach literackich, nie czułam się źle z brakiem chłopaka,
czy może w tym wieku bardziej pasowałoby powiedzieć już
narzeczonego. Miałam 25 lat, mijał właśnie rok od skończenia
studiów dziennikarskich i to na tym się koncentrowałam. Lubiłam
swoje życie, swoją samotność i mieszkanie, stanowiące mój mały
świat. Jedynym aspektem wymagającym zmiany była praca w redakcji,
która nawet w najmniejszym stopniu nie pokrywała się z
wyobrażeniami na temat pracy dziennikarza. Chciałam tworzyć
obszerne artykuły, przeprowadzać wywiady z inspirującymi osobami,
relacjonować ostatnie wydarzenia społeczno-kulturowe, a w
najlepszym wypadku pisać felietony. Zamiast tego zajmowałam się
korektą tekstów innych dziennikarzy, o których pozycji mogłam
jedynie pomarzyć. Postanowiłam dłużej nie czekać na awans, który
zdawał się być nieosiągalny. W kilkanaście minut stworzyłam
nowe CV i rozesłałam je e-mailem do wszystkich redakcji i
wydawnictw w okolicy. Przeczucie podpowiadało mi, że w moim życiu
zbliża się rewolucja.
Minęły trzy dni odkąd rozesłałam swoje zgłoszenia do blisko 15 miejsc pracy. Od tego czasu odezwały się dwa z nich, zapraszając mnie na rozmowę kwalifikacyjną. Uznałam to za duży sukces po tak krótkim czasie. Pierwsza z nich miała odbyć się już następnego dnia. O dziwo, nie odczuwałam wielkiego stresu, wręcz przeciwnie, ogarniało mnie podekscytowanie. Obudziłam się już o 5 rano, kiedy zwykle budzik o 6:30 ledwo dawał radę. Postanowiłam wykorzystać ten czas na poranną yogę, żeby nieco ujarzmić buzujące emocje. Po 40sto minutowej praktyce udałam się pod gorący prysznic. Zaparzyłam kawę, zjadłam dwa tosty z masłem orzechowym i usiadłam na wprost toaletki. Uwielbiałam mieć dużo czasu na wykonanie makijażu, gdyż sama czynność sprawiała mi przyjemność. Postanowiłam podkreślić zielony kolor oczu cieniami przechodzącymi z beżu w brąz. Zadowolona z efektu końcowego udałam się do garderoby w celu wybrania odpowiedniego stroju. Zdecydowałam się na czarną, wąską sukienkę przed kolano ze złotym zamkiem na całej długości pleców, tego samego koloru kozaki za kolano na niedużym obcasie i beżową marynarkę. Całość uzupełniłam dużymi kolczykami w kształcie okręgów. Spojrzałam na zegarek, dochodziła godzina 8. Nie chcąc spóźnić się na rozmowę kwalifikacyjną, spakowałam potrzebne rzeczy do torebki, założyłam czarny płaszcz i kapelusz, a szyję i ramiona opatuliłam długą beżową chustą. Na moje szczęście zimy w Anglii nie należą do surowych. W innym przypadku nieustannie borykałabym się z grypą.
Dotarłam do redakcji tylko 10 minut przed spotkaniem z powodu korków i problemów z trafieniem pod właściwy adres, ponieważ nie znałam za dobrze tego rejonu miasta. Przedstawiłam się dziewczynie z recepcji, która kazała mi poczekać i zadzwoniła powiedzieć szefowi, że już przyszłam. Zdążyłam w tym czasie rozebrać się i odwiesić płaszczyk na wieszak. Po chwili podeszła do mnie z uśmiechem.
- Szef na panią czeka. Jego gabinet znajduje się na końcu korytarza po lewej stronie. - powiedziała sympatycznym tonem. Podziękowałam jej i ruszyłam we wskazanym kierunku. Zapukałam i weszłam do środka. Zobaczyłam przed sobą szefa redakcji i cała moja pewność siebie gdzieś uleciała.
- Witam, witam. Mówiłem, że się jeszcze spotkamy. - powiedział z szelmowskim uśmiechem mężczyzna, którego zwyzywałam w kawiarni. Ubrany był w szary garnitur w białą kratę i koszulę.
- Dzień dobry. - odpowiedziałam speszona.
- Niech pani usiądzie. - zachęcił mnie, wskazując na krzesło stojące naprzeciw jego biurka. Usiadłam, spuszczając wzrok na swoje kolana. Czułam, jak pieką mnie policzki.
- Proszę się tak nie denerwować. Nie gryzę. - zaśmiał się blondyn. Niall, o ile dobrze zapamiętałam jego imię.
- Przyzna pan, że to dosyć niekomfortowa sytuacja. Dlaczego zaprosił mnie pan na tę rozmowę? Przecież dołączyłam w CV swoje zdjęcie, doskonale pan wiedział, kim jestem. - powiedziałam już nieco bardziej pewna siebie.
- Oczywiście, ciężko zapomnieć naszego ostatniego spotkania. Przynajmniej w końcu wiem, jak się pani nazywa, panno (T.I.). - powiedział z czarującym uśmiechem, który tym razem zrobił na mnie o wiele większe wrażenie niż ostatnim razem.
- Jeżeli oczekuje pan przeprosin za tamtą sytuację, to przykro mi, ale to się nie stanie. Przyszłam tutaj porozmawiać o pracy, ale jeśli nie o tym chciał pan ze mną pomówić to nie marnujmy swojego wzajemnego czasu. - oświadczyłam, starając się brzmieć profesjonalnie.
- Dobrze, niech będą konkrety. Czym dokładnie zajmuje się pani teraz w swojej pracy? - zapytał, spoglądając do mojego CV, leżącego na dębowym biurku.
- Korektą tekstów. Piszę też artykuły, ale moja szefowa nie podziela moich życiowych poglądów, przez co nie zgadza się na ich publikację. - odpowiedziałam zawstydzona.
- Cóż.. Nie wiem, czy będę mógł pani pomóc, bo ze względu na małe doświadczenie korekta to jedyne, co mogę pani zaoferować na ten moment. - oznajmił z udawanym żalem.
- W takim razie chyba nie mamy o czym rozmawiać. - rzuciłam zdenerwowana. Ta sztuczność zirytowała mnie do tego stopnia, że wstałam i ruszyłam w stronę drzwi. Już miałam nacisnąć klamkę, kiedy powstrzymał mnie jego głos.
- (T.I.), poczekaj!
___________________________________Minęły trzy dni odkąd rozesłałam swoje zgłoszenia do blisko 15 miejsc pracy. Od tego czasu odezwały się dwa z nich, zapraszając mnie na rozmowę kwalifikacyjną. Uznałam to za duży sukces po tak krótkim czasie. Pierwsza z nich miała odbyć się już następnego dnia. O dziwo, nie odczuwałam wielkiego stresu, wręcz przeciwnie, ogarniało mnie podekscytowanie. Obudziłam się już o 5 rano, kiedy zwykle budzik o 6:30 ledwo dawał radę. Postanowiłam wykorzystać ten czas na poranną yogę, żeby nieco ujarzmić buzujące emocje. Po 40sto minutowej praktyce udałam się pod gorący prysznic. Zaparzyłam kawę, zjadłam dwa tosty z masłem orzechowym i usiadłam na wprost toaletki. Uwielbiałam mieć dużo czasu na wykonanie makijażu, gdyż sama czynność sprawiała mi przyjemność. Postanowiłam podkreślić zielony kolor oczu cieniami przechodzącymi z beżu w brąz. Zadowolona z efektu końcowego udałam się do garderoby w celu wybrania odpowiedniego stroju. Zdecydowałam się na czarną, wąską sukienkę przed kolano ze złotym zamkiem na całej długości pleców, tego samego koloru kozaki za kolano na niedużym obcasie i beżową marynarkę. Całość uzupełniłam dużymi kolczykami w kształcie okręgów. Spojrzałam na zegarek, dochodziła godzina 8. Nie chcąc spóźnić się na rozmowę kwalifikacyjną, spakowałam potrzebne rzeczy do torebki, założyłam czarny płaszcz i kapelusz, a szyję i ramiona opatuliłam długą beżową chustą. Na moje szczęście zimy w Anglii nie należą do surowych. W innym przypadku nieustannie borykałabym się z grypą.
Dotarłam do redakcji tylko 10 minut przed spotkaniem z powodu korków i problemów z trafieniem pod właściwy adres, ponieważ nie znałam za dobrze tego rejonu miasta. Przedstawiłam się dziewczynie z recepcji, która kazała mi poczekać i zadzwoniła powiedzieć szefowi, że już przyszłam. Zdążyłam w tym czasie rozebrać się i odwiesić płaszczyk na wieszak. Po chwili podeszła do mnie z uśmiechem.
- Szef na panią czeka. Jego gabinet znajduje się na końcu korytarza po lewej stronie. - powiedziała sympatycznym tonem. Podziękowałam jej i ruszyłam we wskazanym kierunku. Zapukałam i weszłam do środka. Zobaczyłam przed sobą szefa redakcji i cała moja pewność siebie gdzieś uleciała.
- Witam, witam. Mówiłem, że się jeszcze spotkamy. - powiedział z szelmowskim uśmiechem mężczyzna, którego zwyzywałam w kawiarni. Ubrany był w szary garnitur w białą kratę i koszulę.
- Dzień dobry. - odpowiedziałam speszona.
- Niech pani usiądzie. - zachęcił mnie, wskazując na krzesło stojące naprzeciw jego biurka. Usiadłam, spuszczając wzrok na swoje kolana. Czułam, jak pieką mnie policzki.
- Proszę się tak nie denerwować. Nie gryzę. - zaśmiał się blondyn. Niall, o ile dobrze zapamiętałam jego imię.
- Przyzna pan, że to dosyć niekomfortowa sytuacja. Dlaczego zaprosił mnie pan na tę rozmowę? Przecież dołączyłam w CV swoje zdjęcie, doskonale pan wiedział, kim jestem. - powiedziałam już nieco bardziej pewna siebie.
- Oczywiście, ciężko zapomnieć naszego ostatniego spotkania. Przynajmniej w końcu wiem, jak się pani nazywa, panno (T.I.). - powiedział z czarującym uśmiechem, który tym razem zrobił na mnie o wiele większe wrażenie niż ostatnim razem.
- Jeżeli oczekuje pan przeprosin za tamtą sytuację, to przykro mi, ale to się nie stanie. Przyszłam tutaj porozmawiać o pracy, ale jeśli nie o tym chciał pan ze mną pomówić to nie marnujmy swojego wzajemnego czasu. - oświadczyłam, starając się brzmieć profesjonalnie.
- Dobrze, niech będą konkrety. Czym dokładnie zajmuje się pani teraz w swojej pracy? - zapytał, spoglądając do mojego CV, leżącego na dębowym biurku.
- Korektą tekstów. Piszę też artykuły, ale moja szefowa nie podziela moich życiowych poglądów, przez co nie zgadza się na ich publikację. - odpowiedziałam zawstydzona.
- Cóż.. Nie wiem, czy będę mógł pani pomóc, bo ze względu na małe doświadczenie korekta to jedyne, co mogę pani zaoferować na ten moment. - oznajmił z udawanym żalem.
- W takim razie chyba nie mamy o czym rozmawiać. - rzuciłam zdenerwowana. Ta sztuczność zirytowała mnie do tego stopnia, że wstałam i ruszyłam w stronę drzwi. Już miałam nacisnąć klamkę, kiedy powstrzymał mnie jego głos.
- (T.I.), poczekaj!
Cześć i czołem! Wybaczcie mi tak małą aktywność, ale w roku szkolnym to i tak najwięcej ile mogę z siebie dać.. Co myślicie o tym rozdziale? Proszę Was o większą aktywność, bo potrzebuje motywacji :( 5 komentarzy - następna część littlegirl