- Wolność. Wolność słowa, druku,
poglądów, wyznania.. Ha, paradoksalnie, w dzisiejszym świecie
daleko nam do niej. Sądzimy, że możemy wszystko, że nikt nie jest
w stanie nas ograniczyć, a tym bardziej odebrać naszej wolności.
Ale tak naprawdę to tylko złudzenie, jakie tworzy mass media i
polityka. I, co gorsza, drugi człowiek. Manipulacja spotyka nas na
każdym kroku, na każdej płaszczyźnie naszego życia, a my –
mniej lub bardziej świadomie – poddajemy się jej, bo tak jest
wygodniej. Konsumpcyjność nie pozwala na bunt, doszukiwanie się
prawdy czy dochodzenia swoich racji. Przyjmujemy stan rzeczy taki,
jaki kreuje nam świat telewizji i internetu, a to co myślimy,
zostawiamy dla siebie. Skąd się to bierze? Z pewnością z wygody,
po części ze strachu, ale przede wszystkim z braku pewności
siebie, co ostatnio stało się problemem wręcz masowym. Co to
oznacza? Że ludzie nie potrafią bronić swojego stanowiska dlatego,
że nie uważają go wcale za słuszne. Codziennie jesteśmy
bombardowani informacjami i poradami na temat tego, jak powinniśmy
żyć, co jeść, jak się ubierać, jakie leki przyjmować na
niezliczoną ilość dolegliwości. Nic dziwnego, że wielu młodych
ludzi zaczęło wątpić w siebie, kiedy non stop słyszą, że
powinni coś w sobie zmienić, bo nie żyją w wystarczająco dobry
sposób...
- Dość, Jones. Wystarczy. - przerwała mi w połowie zdania szefowa.
- Co myślisz? - zapytałam z nadzieją.
- Nawet nie myśl, że to puszczę. Nie potrzebujemy wypocin rozgoryczonej życiem nastolatki, tylko artykułu profesjonalnej dziennikarki. - powiedziała oschle. Czułam zbierającą się we mnie złość, ale postanowiłam zacisnąć zęby. O tym właśnie był mój artykuł, o braku wiary w swój potencjał. Ale jak miałam w niego wierzyć, jeśli redaktorka naczelna notorycznie próbowała podciąć mi skrzydła?
- Postaram się napisać coś lepszego. Przyniosę ci gotowy materiał w przyszłym tygodniu. - zapewniłam.
- Mhm. - mruknęła, po czym dodała po chwili: - Może po roku pracy w redakcji w końcu w gazecie ukaże się twój artykuł.
Wyszłam z gabinetu szefowej w beznadziejnym humorze. Powoli zaczynałam tracić nadzieję, że stanę się kimś więcej niż dziewczyną od korekty. Chciałam pisać własne teksty, podpisywać się pod artykułami swoim nazwiskiem. Dziennikarstwo było moim marzeniem od szkoły podstawowej, studia bardzo mi się podobały, ale rzeczywistość przyniosła tyle rozczarowań, że poważnie zaczęłam się zastanawiać nad zmianą wykształcenia. Po poprawieniu piątego tekstu zorientowałam się, że mój czas pracy dobiegł końca, więc w nie najlepszym nastroju opuściłam biuro. W drodze do domu wstąpiłam do kawiarni po gorącą kawę na wynos, aby umilić sobie resztę drogi w mroźne zimowe popołudnie.
- Karmelowe latte poproszę. - powiedziałam znudzonym głosem. Bywałam tam dwa razy w tygodniu, moje zamówienie za każdym razem wyglądało tak samo, dlatego powoli męczyło mnie powtarzanie go w kółko.
- A może kawałek tarty cytrynowej do tego? Albo babeczkę z kremem orzechowym? - zapytała miło dziewczyna za ladą. Spojrzałam na nią poirytowana.
- Nie. Już powiedziałam, że chcę tylko kawę. - odpowiedziałam ostro. Dziewczyna speszyła się, pokiwała nerwowo głową i wskazała kwotę do zapłaty.
- Ciężko jest być uprzejmym w dzisiejszych czasach. - mruknął ktoś za mną. Odwróciłam się gwałtownie, aby sprawdzić kto miał zamiar pogorszyć mój dzień jeszcze bardziej. I przy okazji swój własny również. Ujrzałam przed sobą średniego wzrostu blondyna w szarym kaszkiecie i płaszczu, spod którego wystawał biały kołnierzyk. Był przystojny, ale to nie wystarczyło, żeby mnie powstrzymać.
- Przepraszam pana bardzo, ale to chyba nie jest pańska sprawa. Jestem tutaj przynajmniej dwa razy w tygodniu, moje zamówienie zawsze składa się wyłącznie z karmelowego latte, o czym obsługa doskonale wie, więc chyba nie ma nic dziwnego w mojej reakcji, jeśli ktoś na siłę próbuje namówić mnie do czegoś, na co kompletnie nie mam ochoty. Poza tym, jeśli uważa pan, że zdecydowana odpowiedź podchodzi pod nieuprzejmość, to chyba nigdy pan nie widział zdenerwowanej kobiety. - powiedziałam podniesionym głosem, cały czas wpatrując się w błękitne oczy mężczyzny. Poczułam na sobie wzrok wszystkich ludzi znajdujących się w lokalu, więc chwyciłam do ręki papierowy kubek ze swoją kawą i pośpiesznym krokiem ruszyłam w stronę wyjścia.
- Muszę przyznać, że nieźle pani wyszło to przedstawienie. - usłyszałam za sobą. Mężczyzna wyraźnie nie zamierzał dać mi spokoju.
- Słucham?! - prawie krzyknęłam, lecz nie usłyszałam wyjaśnienia, więc kontynuowałam – Myśli pan, że moim życiowym celem jest wykłócanie się z panem w kawiarni lub na chodniku? Mój dzień jest wystarczająco nieudany, żeby dodatkowo tracić czas i nerwy na tą bezsensowną rozmowę, więc proszę dać mi spokój.
- Niech pani poczeka. Niech mi pani wierzy lub nie, ale naprawdę nie chciałem pani zdenerwować. Wiem, że to nie najlepszy moment, ale czy dałaby się pani zaprosić na kawę lub spacer? Źle zaczęliśmy naszą znajomość, więc może spróbujemy jeszcze raz. Nazywam się Niall Horan, a pani? - zapytał z szarmanckim uśmiechem.
- No pan to dzisiaj przechodzi samego siebie! Kawę już mam, a za spacer podziękuję. Żegnam. - zaśmiałam się ironicznie i pośpiesznym krokiem zaczęłam oddalać się od nieznajomego.
- Do zobaczenia! - krzyknął za mną.
___________________________________________
Hej hej! Przepraszam za taką ogromną przerwę, ale jakoś nie po drodze mi było z pisaniem :( Napiszcie, co myślicie o opowiadaniu w takim nieco nonszalanckim stylu hahah ♥️ czy może jednak coś pozmieniać? ;)
littlegirl
- Dość, Jones. Wystarczy. - przerwała mi w połowie zdania szefowa.
- Co myślisz? - zapytałam z nadzieją.
- Nawet nie myśl, że to puszczę. Nie potrzebujemy wypocin rozgoryczonej życiem nastolatki, tylko artykułu profesjonalnej dziennikarki. - powiedziała oschle. Czułam zbierającą się we mnie złość, ale postanowiłam zacisnąć zęby. O tym właśnie był mój artykuł, o braku wiary w swój potencjał. Ale jak miałam w niego wierzyć, jeśli redaktorka naczelna notorycznie próbowała podciąć mi skrzydła?
- Postaram się napisać coś lepszego. Przyniosę ci gotowy materiał w przyszłym tygodniu. - zapewniłam.
- Mhm. - mruknęła, po czym dodała po chwili: - Może po roku pracy w redakcji w końcu w gazecie ukaże się twój artykuł.
Wyszłam z gabinetu szefowej w beznadziejnym humorze. Powoli zaczynałam tracić nadzieję, że stanę się kimś więcej niż dziewczyną od korekty. Chciałam pisać własne teksty, podpisywać się pod artykułami swoim nazwiskiem. Dziennikarstwo było moim marzeniem od szkoły podstawowej, studia bardzo mi się podobały, ale rzeczywistość przyniosła tyle rozczarowań, że poważnie zaczęłam się zastanawiać nad zmianą wykształcenia. Po poprawieniu piątego tekstu zorientowałam się, że mój czas pracy dobiegł końca, więc w nie najlepszym nastroju opuściłam biuro. W drodze do domu wstąpiłam do kawiarni po gorącą kawę na wynos, aby umilić sobie resztę drogi w mroźne zimowe popołudnie.
- Karmelowe latte poproszę. - powiedziałam znudzonym głosem. Bywałam tam dwa razy w tygodniu, moje zamówienie za każdym razem wyglądało tak samo, dlatego powoli męczyło mnie powtarzanie go w kółko.
- A może kawałek tarty cytrynowej do tego? Albo babeczkę z kremem orzechowym? - zapytała miło dziewczyna za ladą. Spojrzałam na nią poirytowana.
- Nie. Już powiedziałam, że chcę tylko kawę. - odpowiedziałam ostro. Dziewczyna speszyła się, pokiwała nerwowo głową i wskazała kwotę do zapłaty.
- Ciężko jest być uprzejmym w dzisiejszych czasach. - mruknął ktoś za mną. Odwróciłam się gwałtownie, aby sprawdzić kto miał zamiar pogorszyć mój dzień jeszcze bardziej. I przy okazji swój własny również. Ujrzałam przed sobą średniego wzrostu blondyna w szarym kaszkiecie i płaszczu, spod którego wystawał biały kołnierzyk. Był przystojny, ale to nie wystarczyło, żeby mnie powstrzymać.
- Przepraszam pana bardzo, ale to chyba nie jest pańska sprawa. Jestem tutaj przynajmniej dwa razy w tygodniu, moje zamówienie zawsze składa się wyłącznie z karmelowego latte, o czym obsługa doskonale wie, więc chyba nie ma nic dziwnego w mojej reakcji, jeśli ktoś na siłę próbuje namówić mnie do czegoś, na co kompletnie nie mam ochoty. Poza tym, jeśli uważa pan, że zdecydowana odpowiedź podchodzi pod nieuprzejmość, to chyba nigdy pan nie widział zdenerwowanej kobiety. - powiedziałam podniesionym głosem, cały czas wpatrując się w błękitne oczy mężczyzny. Poczułam na sobie wzrok wszystkich ludzi znajdujących się w lokalu, więc chwyciłam do ręki papierowy kubek ze swoją kawą i pośpiesznym krokiem ruszyłam w stronę wyjścia.
- Muszę przyznać, że nieźle pani wyszło to przedstawienie. - usłyszałam za sobą. Mężczyzna wyraźnie nie zamierzał dać mi spokoju.
- Słucham?! - prawie krzyknęłam, lecz nie usłyszałam wyjaśnienia, więc kontynuowałam – Myśli pan, że moim życiowym celem jest wykłócanie się z panem w kawiarni lub na chodniku? Mój dzień jest wystarczająco nieudany, żeby dodatkowo tracić czas i nerwy na tą bezsensowną rozmowę, więc proszę dać mi spokój.
- Niech pani poczeka. Niech mi pani wierzy lub nie, ale naprawdę nie chciałem pani zdenerwować. Wiem, że to nie najlepszy moment, ale czy dałaby się pani zaprosić na kawę lub spacer? Źle zaczęliśmy naszą znajomość, więc może spróbujemy jeszcze raz. Nazywam się Niall Horan, a pani? - zapytał z szarmanckim uśmiechem.
- No pan to dzisiaj przechodzi samego siebie! Kawę już mam, a za spacer podziękuję. Żegnam. - zaśmiałam się ironicznie i pośpiesznym krokiem zaczęłam oddalać się od nieznajomego.
- Do zobaczenia! - krzyknął za mną.
___________________________________________
Hej hej! Przepraszam za taką ogromną przerwę, ale jakoś nie po drodze mi było z pisaniem :( Napiszcie, co myślicie o opowiadaniu w takim nieco nonszalanckim stylu hahah ♥️ czy może jednak coś pozmieniać? ;)
littlegirl
Coś innego, ciekawego, całkiem intrygującego :D ogólnie super
OdpowiedzUsuńSuper styl właśnie ��
OdpowiedzUsuńhttps://imaginyonedirectionatany.blogspot.com/?m=1
OdpowiedzUsuń