- Mamy mało czasu.
- szepnąłem, a blondynka skinęła głową. Wyciągnęła z szafy
różnej wielkości torby i zaczęła wkładać do nich ubrania,
dokumenty i wartościowe przedmioty. Po godzinie byliśmy spakowani w
dwie torby i plecak z jedzeniem.
- Będzie mi brakować tego domu. - powiedziała przekręcając klucz w drzwiach.
- Najważniejsze, że mamy siebie. - pocałowałem ją w głowę. Niosłem bagaże, a Lily prowadziła wózek ze śpiącą Darcy. Wkrótce dotarliśmy na stację kolejową. W tłumie ludzi ujrzałem parę, której rozmowę usłyszałem na straganie.
- Irlandia. - rzuciłem prawie niesłyszalnie. Mężczyzna spojrzał na mnie zaskoczony, jednak kiedy zauważył bagaże i wózek uśmiechnął się przyjaźnie.
- Chodź, załatwię Ci lewe dokumenty. - powiedział prowadząc mnie do jednej z kas. Szepnął coś do kobiety siedzącej po drugiej stronie, a ta skinęła głowa i zaczęła wypełniać jakieś druczki, które po chwili mi podała.
- Dziękuje. - uścisnąłem dłoń mężczyzny. Spojrzałem na bilety w celu odnalezienia fałszywych danych. Rozszyfrowałem niewyraźne litery tworzące napis „Leo Walker & Dakota Mitchell – Ireland” oraz pieczątkę z dzisiejszą datą.
- A co z biletem dla mojej córeczki? - zapytałem niepewnie.
- Jest za mała, nie pozwolą jej pojechać z wami. Musi tu zostać. - powiedział zmartwiony mężczyzna. Wstrzymałem powietrze, a dłonie zaczęły drżeć. Jak to zostać? Z kim? Ani ja, ani Lily nie ruszymy się stąd bez Darcy. Jesteśmy rodziną i przede wszystkim musimy trzymać się razem. Nie wyobrażam sobie zostawić niemowlaka na stacji kolejowej kosztem nowego życia. Jaki sens miałoby to życie ze świadomością, że nasze dziecko zostało w innym kraju?
- Nie ma mowy. Nie porzucimy własnej córki. - syknąłem zły.
- Wrócicie po nią, gdy sytuacja się uspokoi. Tak będzie lepiej dla was, a przede wszystkim dla małej. - zapewnił spokojnym głosem nieznajomy.
- Nawet nie ma z kim tu zostać. - wyznałem ze skruchą.
- Przykro mi. - powiedział z uśmiechem wyrażającym współczucie. Nie miałem siły, a tym bardziej ochoty go odwzajemniać.
- Jeszcze raz dziękuje za chęci. I powodzenia. - pożegnałem się i już miałem odchodzić, kiedy poczułem szarpnięcie za ramię.
- Poczekaj..
- Harry. - dokończyłem
- George - przedstawił się. Skinąłem głową, dając George'owi znak, aby kontynuował.
- Mała nie może płakać. To ryzykowne, ale jeśli zajmiecie miejsce w ostatnim przedziale, weźmiesz córeczkę na ręce i przykryjesz się kurtką, może się udać. Kontrola odbywa się na drugim postoju. Przeszukują tylko bagaż, dlatego musisz pozbyć się wózka.
- A co z ubrankami i zabawkami? - zapytałem jakby weselej, bo pojawiła się iskierka nadziei.
- Powiedzcie, że to dla dziecka znajomego z Irlandii w ramach prezentu. Tylko nie zająknij się przy kłamstwie. W przeciwnym razie ściągniesz na swoją rodzinę poważne kłopoty. Idź do żony, pociąg odjeżdża za 15 minut. - ostrzegł i poklepał mnie po ramieniu.
- Mam nadzieję, że kiedyś ci się odwdzięczę. - uśmiechnąłem się.
- Do zobaczenia Harry. - powiedział i zniknął w tłumie. Odnalazłem wzrokiem Lily trzymającą Darcy na rękach. Po chwili znalazłem się obok moich kobiet. Przedstawiłem ukochanej plan działania i mimo strachu, jaki dostrzegłem w jej oczach, zgodziła się na wszystko. Wiedziała, że nie mamy innego wyjścia. Za dużo już przeszliśmy i za wiele mogliśmy stracić, żeby teraz się wycofać. Darcy zasnęła w ramionach Lily, więc była szansa, że nie zdąży się obudzić do drugiej stacji. Wziąłem córeczkę od ukochanej i zarzuciłem kurtkę na ramiona. Ułożyłem dziewczynkę na przedramieniu, w efekcie czego wyglądałem, jakbym miał złamaną rękę zawieszoną na temblaku. Udało nam się zająć miejsca na samym tyle pustego przedziału i ruszyliśmy. Z każdą chwilą napięcie wzrastało, a nerwy brały górę. Dotyk Lily działał kojąco, ale nie był w stanie mnie uspokoić. Blondynka również niepokoiła się coraz bardziej. W końcu nadszedł moment, który miał zadecydować o wszystkim. Pociąg zatrzymał się. Przez okno widziałem kilku mężczyzn w mundurach, gotowych do przeprowadzenia kontroli. Byli to głównie Anglicy. Wsiedli do pojazdu i każdy z nich zajął się osobnym przedziałem. Zapiąłem kurtkę, uprzednio upewniając się, że nie odetnę tym córeczce dopływu powietrza.
- Proszę przygotować dokumenty. - polecił żołnierz podchodząc do nas. Lily podała mu papiery zdobyte na peronie. Twarz mężczyzny wydawała mi się znajoma, co nieco mnie zaniepokoiło.
- Coś nie tak? - zapytała nerwowo Lily, kiedy Anglik spoglądał to na nas, to na papiery.
- Nie naszywasz się przypadkiem Harry? - szepnął po chwili.
- James? - odpowiedziałem równie cicho. Byłem niemal pewien, że należał do grupy „wybranych”, którym udało się wrócić do stolicy, jak ja i Nathan.
- Stary, masz szczęście, że na mnie trafiłeś. Pozostali mają cię za zdrajcę i nie wiem co by ci zrobili, gdyby cię tu znaleźli. Uciekacie na zachód? - chłopak uśmiechnął się do nas. Dobrze go znałem i wiedziałem, że zasługuje na zaufanie.
- Póki co zatrzymamy się w Irlandii. - powiedziałem. Nagle Darcy poruszyła się pod kurtką, co nie umknęło uwadze Jamesa.
- Co to było do cholery? - zapytał ostrym tonem, zupełnie innym niż chwilę wcześniej. Rozpiąłem delikatnie kurtkę, a oczom żołnierza ukazała się śliczna maleńka istotka. Patrzył na nią z niedowierzaniem.
- Harry, przecież wiesz co za to grozi.. - powiedział przyciszonym głosem.
- Musisz nam pomóc. Proszę. - wtrąciła się Lily. James nie wiedział co zrobić, jednak po chwili pokiwał głową ze zrezygnowaniem. Wyjął z wewnętrznej kieszeni kurtki kopertę i podał ją blondynce.
- Zgoda, pod warunkiem, że wręczycie to Sophie Watson. To moja żona, mieszka w obozie dla uchodźców. Nie wiem, czy kiedykolwiek jeszcze ją zobaczę. - wyznał, a po policzku spłynęła mu łza, którą jednak szybko wytarł. Lily wzięła kopertę i uścisnęła dłoń chłopaka, aby dodać mu otuchy.
- Musisz mieć nadzieję. - powiedziałem z bladym uśmiechem.
- Tylko ona trzyma mnie przy życiu. Powodzenia. - rzucił na odchodne i wyszedł z pociągu, podobnie jak pozostali żołnierze. Pociąg ruszył, a my odetchnęliśmy z ulgą. Następny przystanek – Irlandia. Czas zacząć nowe życie.
- Będzie mi brakować tego domu. - powiedziała przekręcając klucz w drzwiach.
- Najważniejsze, że mamy siebie. - pocałowałem ją w głowę. Niosłem bagaże, a Lily prowadziła wózek ze śpiącą Darcy. Wkrótce dotarliśmy na stację kolejową. W tłumie ludzi ujrzałem parę, której rozmowę usłyszałem na straganie.
- Irlandia. - rzuciłem prawie niesłyszalnie. Mężczyzna spojrzał na mnie zaskoczony, jednak kiedy zauważył bagaże i wózek uśmiechnął się przyjaźnie.
- Chodź, załatwię Ci lewe dokumenty. - powiedział prowadząc mnie do jednej z kas. Szepnął coś do kobiety siedzącej po drugiej stronie, a ta skinęła głowa i zaczęła wypełniać jakieś druczki, które po chwili mi podała.
- Dziękuje. - uścisnąłem dłoń mężczyzny. Spojrzałem na bilety w celu odnalezienia fałszywych danych. Rozszyfrowałem niewyraźne litery tworzące napis „Leo Walker & Dakota Mitchell – Ireland” oraz pieczątkę z dzisiejszą datą.
- A co z biletem dla mojej córeczki? - zapytałem niepewnie.
- Jest za mała, nie pozwolą jej pojechać z wami. Musi tu zostać. - powiedział zmartwiony mężczyzna. Wstrzymałem powietrze, a dłonie zaczęły drżeć. Jak to zostać? Z kim? Ani ja, ani Lily nie ruszymy się stąd bez Darcy. Jesteśmy rodziną i przede wszystkim musimy trzymać się razem. Nie wyobrażam sobie zostawić niemowlaka na stacji kolejowej kosztem nowego życia. Jaki sens miałoby to życie ze świadomością, że nasze dziecko zostało w innym kraju?
- Nie ma mowy. Nie porzucimy własnej córki. - syknąłem zły.
- Wrócicie po nią, gdy sytuacja się uspokoi. Tak będzie lepiej dla was, a przede wszystkim dla małej. - zapewnił spokojnym głosem nieznajomy.
- Nawet nie ma z kim tu zostać. - wyznałem ze skruchą.
- Przykro mi. - powiedział z uśmiechem wyrażającym współczucie. Nie miałem siły, a tym bardziej ochoty go odwzajemniać.
- Jeszcze raz dziękuje za chęci. I powodzenia. - pożegnałem się i już miałem odchodzić, kiedy poczułem szarpnięcie za ramię.
- Poczekaj..
- Harry. - dokończyłem
- George - przedstawił się. Skinąłem głową, dając George'owi znak, aby kontynuował.
- Mała nie może płakać. To ryzykowne, ale jeśli zajmiecie miejsce w ostatnim przedziale, weźmiesz córeczkę na ręce i przykryjesz się kurtką, może się udać. Kontrola odbywa się na drugim postoju. Przeszukują tylko bagaż, dlatego musisz pozbyć się wózka.
- A co z ubrankami i zabawkami? - zapytałem jakby weselej, bo pojawiła się iskierka nadziei.
- Powiedzcie, że to dla dziecka znajomego z Irlandii w ramach prezentu. Tylko nie zająknij się przy kłamstwie. W przeciwnym razie ściągniesz na swoją rodzinę poważne kłopoty. Idź do żony, pociąg odjeżdża za 15 minut. - ostrzegł i poklepał mnie po ramieniu.
- Mam nadzieję, że kiedyś ci się odwdzięczę. - uśmiechnąłem się.
- Do zobaczenia Harry. - powiedział i zniknął w tłumie. Odnalazłem wzrokiem Lily trzymającą Darcy na rękach. Po chwili znalazłem się obok moich kobiet. Przedstawiłem ukochanej plan działania i mimo strachu, jaki dostrzegłem w jej oczach, zgodziła się na wszystko. Wiedziała, że nie mamy innego wyjścia. Za dużo już przeszliśmy i za wiele mogliśmy stracić, żeby teraz się wycofać. Darcy zasnęła w ramionach Lily, więc była szansa, że nie zdąży się obudzić do drugiej stacji. Wziąłem córeczkę od ukochanej i zarzuciłem kurtkę na ramiona. Ułożyłem dziewczynkę na przedramieniu, w efekcie czego wyglądałem, jakbym miał złamaną rękę zawieszoną na temblaku. Udało nam się zająć miejsca na samym tyle pustego przedziału i ruszyliśmy. Z każdą chwilą napięcie wzrastało, a nerwy brały górę. Dotyk Lily działał kojąco, ale nie był w stanie mnie uspokoić. Blondynka również niepokoiła się coraz bardziej. W końcu nadszedł moment, który miał zadecydować o wszystkim. Pociąg zatrzymał się. Przez okno widziałem kilku mężczyzn w mundurach, gotowych do przeprowadzenia kontroli. Byli to głównie Anglicy. Wsiedli do pojazdu i każdy z nich zajął się osobnym przedziałem. Zapiąłem kurtkę, uprzednio upewniając się, że nie odetnę tym córeczce dopływu powietrza.
- Proszę przygotować dokumenty. - polecił żołnierz podchodząc do nas. Lily podała mu papiery zdobyte na peronie. Twarz mężczyzny wydawała mi się znajoma, co nieco mnie zaniepokoiło.
- Coś nie tak? - zapytała nerwowo Lily, kiedy Anglik spoglądał to na nas, to na papiery.
- Nie naszywasz się przypadkiem Harry? - szepnął po chwili.
- James? - odpowiedziałem równie cicho. Byłem niemal pewien, że należał do grupy „wybranych”, którym udało się wrócić do stolicy, jak ja i Nathan.
- Stary, masz szczęście, że na mnie trafiłeś. Pozostali mają cię za zdrajcę i nie wiem co by ci zrobili, gdyby cię tu znaleźli. Uciekacie na zachód? - chłopak uśmiechnął się do nas. Dobrze go znałem i wiedziałem, że zasługuje na zaufanie.
- Póki co zatrzymamy się w Irlandii. - powiedziałem. Nagle Darcy poruszyła się pod kurtką, co nie umknęło uwadze Jamesa.
- Co to było do cholery? - zapytał ostrym tonem, zupełnie innym niż chwilę wcześniej. Rozpiąłem delikatnie kurtkę, a oczom żołnierza ukazała się śliczna maleńka istotka. Patrzył na nią z niedowierzaniem.
- Harry, przecież wiesz co za to grozi.. - powiedział przyciszonym głosem.
- Musisz nam pomóc. Proszę. - wtrąciła się Lily. James nie wiedział co zrobić, jednak po chwili pokiwał głową ze zrezygnowaniem. Wyjął z wewnętrznej kieszeni kurtki kopertę i podał ją blondynce.
- Zgoda, pod warunkiem, że wręczycie to Sophie Watson. To moja żona, mieszka w obozie dla uchodźców. Nie wiem, czy kiedykolwiek jeszcze ją zobaczę. - wyznał, a po policzku spłynęła mu łza, którą jednak szybko wytarł. Lily wzięła kopertę i uścisnęła dłoń chłopaka, aby dodać mu otuchy.
- Musisz mieć nadzieję. - powiedziałem z bladym uśmiechem.
- Tylko ona trzyma mnie przy życiu. Powodzenia. - rzucił na odchodne i wyszedł z pociągu, podobnie jak pozostali żołnierze. Pociąg ruszył, a my odetchnęliśmy z ulgą. Następny przystanek – Irlandia. Czas zacząć nowe życie.
Hej, a więc to już koniec tego opowiadania. Mam nadzieję, że nie zawiodłam Was końcówką :) Jak oceniacie całą historię Lily i Harrego? Liczę na Wasze opinie! ♥
Dajcie też znać z kim ma być następne opowiadanie, może z Zaynem? :)
littlegirl