Poczułam zderzenie z lodowatą wodą i momentalnie wybudziło mnie to z mojego snu.
-Louis!- zapiszczałam, kiedy zobaczyłam uśmiechniętą twarz tego niedorozwiniętego umysłowo człowieka.
-Czas wstawać. Postanowiłem, że dziś wstaniemy wcześniej i zrobimy my kawę. Masz rację, to jest świetny sposób na pobudkę.- zaczął swoją paplaninę, a ja wstałam wściekła zobaczyć, która jest godzina.
-Mam jeszcze przynajmniej 20 minut snu!- "krzyczałam" szeptem, żeby nie obudzić pozostałych, ale Louis kompletnie mnie nie słuchał, bo był zbyt zajęty skanowaniem mojej sylwetki.. i cholera. Miałam cienki, mokry podkoszulek i nic pod spodem. Wskoczyłam pod zimny i mokry koc.
-Wyjdź!- tym razem już uniosłam głos robiąc się cała czerwona z wściekłości.
-Jasne.. czekam na dole.- powiedział po odchrząknięciu.
-Debil.- fuknęłam zamykając drzwi na klucz i wywalając kołdrę z pościelą i materacem na balkon, żeby wyschła. Przebrałam się i przede wszystkim UBRAŁAM STANIK. Spięłam włosy w koka, przejrzałam się w lustrze, chociaż właściwie nie mam pojęcia po co i ruszyłam na dół, bo ten skończony idiota tłukł się niemiłosiernie.
-Zostaw, ja to zrobię.- przewróciłam oczami i wyjęłam kubki.
-Chciałem usmażyć naleśniki... ale nie wiem jak, pomożesz?- spytał patrząc na mnie ze skwaszoną miną.
-Ok, ale ja usmażę tylko dwa, żeby ci pokazać.- powiedziałam parskając śmiechem. Mogłabym powiedzieć, że jest nawet uroczy, kiedy nie zachowuje się jakby miał kij w dupie. Powoli i dokładnie tłumaczyłam jak się robi ciasto, nawet pozwoliłam mu wbić jajka, szczycił się, że umie, wiec dałam mu się wykazać. Kiedy cisto było gotowe wyciągnęłam patelnię i wylałam na nią odrobinę oleju.. ja zazwyczaj smażę na dwie jak są goście, ale lepiej nie będę go wtajemniczała w to.. dla niego to może być za wiele.
-I jak się nagrzeje wylewasz ciasto.. tyle, że musisz kręcić patelnią, a nie chochelką, ok?- uśmiechnęłam się pod nosem, kiedy widziałam z jakim skupieniem się przygląda moim czynnościom.
-Ok, teraz ty.- powiedziałam, kiedy już wyjęłam pierwszy naleśnik.
-Dobra, to nic trudnego.- powiedział i zrobił dokładnie to, co ja, w tym czasie zalałam kawy o których zapomniałam i usiadłam mając zamiar zjeść pierwszy naleśnik.
-Ej! To mój.- powiedział Tomlinson, a ja spojrzałam na niego z politowaniem.
-Masz. To mój pierwszy naleśnik w życiu, dla ciebie.- uśmiechnął się jak pięcioletnie dziecko, a ja nie mogłam go nie wyśmiać.
-No tak.. jak ktoś się zatruje to będę pierwsza.- zachichotałam.
-Jaka ty zabawna dziś.- parsknął Louis, a ja smarowałam powidłem kolejny naleśnik. Postanowiliśmy obudzić resztę jak już będą gotowe, bo wiem dobrze, że nie lubią czekać na jedzenie.
-Teraz ty zjedz, ja popilnuję.- powiedziałam, kiedy już się najadłam i wzięłam swoją kawę po czym zaczęłam przekręcać naleśnik, potem kolejny itd.
-Pyszne są.- usłyszałam tuż za uchem.
-Sam je robiłeś, teraz się możesz zgłosić do jakiegoś masterchefa czy coś w tym stylu. Jestem pewna, że wygrasz.- zachichotałam.
-To dlatego, że mi pomogłaś. - tym razem wyszeptał mi to do ucha i poczułam jego dłonie na moich biodrach.
-Mhm.- mruknęłam pod nosem nie wiedząc do końca co się tu dzieje.
-Dziękuję.- chyba usłyszałam to słowo pierwszy raz u niego. A jednak da się go nauczyć manier.. przynajmniej tych podstawowych. Po jego podziękowaniu poczułam jego teraz nie przy uchu,, a na skórze szyi. Całował delikatnie robiąc ścieżkę wzdłuż niej.
-Nie mogę się pozbyć z głowy widoku mokrej ciebie z rana.- powiedział cicho nie przerywając czynności, a ja poczułam jak przeze mnie przebiegają ciarki. Nie wiem kiedy oparłam tył głowy o jego ramię dając mu większy dostęp do mojej skóry. Na prawdę zazwyczaj się tak nie zachowuję.. nie pozwalam facetom na takie posunięcia.. ale on.. nie potrafię tego wytłumaczyć, wzbudza we mnie niezwykłe przyciąganie. Przycisnął swoje krocze do mojego tyłka aja westchnęłam i złapałam się rękami blatu. I to był. Kurwa. Błąd.
-Cholera jasna!- krzyknęłam i odskoczyłam od miejsca smażenia naleśników.
-Co się dzieje?- spytał przerażony chłopak, a ja wsadziła rękę pod zimną wodę.
-Przekręć ten cholerny naleśnik.. albo od razu wywal, na pewno go spaliłam.- fuknęłam zła sama na siebie. Trzeba być mną, żeby wykonać tak cholernie głupi ruch. Oczywiście, że tak nie było blatu, tylko kuchenka.
-To był ostatni naleśnik.- powiedział i wyłączył ogień.
-Pokaż to.- powiedział, a ja bez słowa podałam mu rękę. Od nadgarstka do kciuka na linii bocznej skóra była poparzona. Mocno poparzona.
-Przepraszam, to moja wina. Trzymaj pod wodą.. gdzie masz jakąś maść?- spytał spokojnie, a ja skinęłam głową na szafkę nad nami. Byłam wściekła i obolała. Przeżyję wszystko, ale nienawidzę uczucia gdy się poparzę. Chciało mi się płakać, ale zacisnęłam zęby. Wyjął jakąś maść na oparzenia i bandaż.
-To boli!- krzyknęłam, kiedy zaczął ją rozsmarowywać.
-Przepraszam, al inaczej się nie da.- wycedził przez zęby, kiedy weszła babcia do kuchni.
-Co się dzieje?- spytała patrząc tona mnie to na rękę.
-Nic. Poparzyłam się, bo chciał naleśniki.- fuknęłam przelewając swoją złość na szatyna, który teraz nerwowo rzucił bandaż na blat i wyszedł na zewnątrz.
-Pokaż to..- mówiła spokojnie starsza kobieta, a ja z grymasem na twarzy jej oddałam rękę do opatrzenia.
-No!- odetchnęła po zawinięciu ręki- będziesz żyła.- dokładnie w tym momencie weszła pozostała czwórka do kuchni i z równie wielką troską rzucili się w moją stronę. Niczym stado baranków.
-Babcia mówiła że będę żyła. Macie tu kawę i naleśniki, a ja pójdę poszukać tego de..- zaczęłam, ale babcia odchrząknęła-tego człowieka nim zrobi sobie krzywdę.- skończyłam grzecznie się uśmiechając i wyszłam. Wyszłam na drogę i przeszłam się kawałek w jedną i drugą stronę, brak, okrążyłam dom, brak..przeszukałam też cały dom na wypadek, gdyby wrócił, ale tam też go nie było.. w końcu postanowiłam przejść się po budynkach gospodarczych. Ku mojemu zdziwieniu Tomlinson właśnie czesał gwiazdę (miałam 7 lat jak ją nazwałam, ok?). Podeszłam po cichu i wzięłam drugie zgrzebło.
-Hej - powiedziałam, kiedy dołączyłam się do czesania.
-Jak ręka?- spytał nie odpowiadając na moją zaczepkę.
-Już w porządku. Ja.. wcześniej spanikowałam, przepraszam.- powiedziałam na jednym wdechu i czesałam dalej. Nie odzywaliśmy się do siebie więcej.
-Co zaplanowane na dziś?- spytał kiedy już skończyliśmy.
-W sumie to dziś chyba macie wolne.. no oprócz tego co musimy zrobić teraz.. bo wiesz, zwierzęta muszą jeść codziennie.- powiedziałam uśmiechając się, a on przewrócił oczami.
-Nie musisz mnie traktować jak debila.. może nie robiłem tych wszystkich rzeczy wcześniej, ale po prostu nie miałem okazji. Szybko się uczę..- odparł nieco napiętym głosem, a ja zauważyłam, że chyba rzeczywiście powinnam mu była trochę odpuścić.. ale on nie odpuszczał mi.
-Ty zacząłeś.- wzruszyłam ramionami.
-I przeprosiłem.- powiedział zbliżając się do mnie.
-A ja tych przeprosin jeszcze nie przyjęłam powiedziałam puszczając zwierzęta i otwierając bramę.
-To co muszę zrobić?- spytał zrezygnowany.
-Nie być chujem.- parsknęłam i pokazałam mu język. Weszłam na konia i nim zdążyłam zareagować on wszedł na drugiego.
-Nie zabij się, ok? Nie stać mnie na wypłacenie odszkodowania, muszę skończyć studia.- powiedziałam kiwając głową w dezaprobacie.. przecież on sobie coś zrobi.
-Jeździłem już.- powiedział co mnie minimalnie uspokoiło i tak dojechaliśmy do polany, gdzie Tom musiał wbić kołki sam, bo ja niestety jeszcze nie mogłam swobodnie poruszać dłonią. Całkiem sobie poradził. Jak wróciliśmy już cała reszta rzeczy była zrobiona.
-Muszę jechać na zakupy.- powiedział Louis, kiedy siedzieliśmy przed telewizorem i oglądaliśmy jakieś koło fortuny z babcią. Chłopaki postanowili rozłożyć basen.. robią to już od godziny... w czwórkę i pewnie już ich spaliło słońce, ale nadal walczą.
-Po co?-spytałam nim zdążyłam się ugryźć w język.
-Nie mam za wiele letnich ciuchów.. myślałem, że będzie chłodniej, ale tych upałów nie da się wytrzymać w długich spodniach.
-[T.I.] pojedzie z tobą.- powiedziała od razu babcia nie pytając mnie nawet o zdanie.
-A wieczorem może jedźcie do miasta.. wyjdźcie do jakiegoś baru czy dyskoteki.. to nie jest więzienie, a wy jesteście młodzi.- mówiła z oburzeniem, a chłopak popatrzył na nią ze zdziwieniem. Taaak... moja babcia nie jest typowa.
-Jedziemy?- spytał szatyn patrząc na mnie, a ja spojrzałam na swoje ubranie, które było już nieco brudne, bo oczywiście, że musiałam się ubrudzić lodami, którymi się nawiasem mówiąc nie podzieliłam, a te plamy mówią same za siebie.
-Przebiorę się.- powiedziałam i popędziłam na górę. Stanęłam przed szafą. Wyjęłam kombinezon, który nie często ubierałam, ale skoro jadę z Tomlinsonem, to nie pojadę jak typowa wieśniara. Był czerwony (nie jaskrawy) w kremowo-różowe kwiaty, wiązany w talii i z głębokim wycięciem w kształcie "v" na dekolcie.. był zwiewny, wiec jak stałam w miejscu wyglądał bardziej na sukienkę niż kombinezon z krótkimi spodenkami. Włosy rozpuściłam i założyłam beżowy kapelusz, bo czapka do tego nie pasowała za cholerę, a nie mam ochoty spalić sobie twarzy.. kremów nienawidzę.
-Czekam w aucie!- usłyszałam z dołu i tylko założyłam czarne sandały na słupku po czym zeszłam na dół. Spotkałam babcie, która omiotła mnie wzrokiem z góry na dół.
-No i dlatego nie masz chłopaka.. Niby jak przy takim kombinezonie ma się ktoś do ciebie dostać?- powiedziała śmiejąc się z własnego żartu.
-Babciu!- zwróciłam jej uwagę, no bo błagam.. nie powinna mi takich rzeczy mówić.
-No już.. żartuję tylko, aniołku.. pięknie wyglądasz.- ucałowała mnie w policzek. Już miałam iść, kiedy zatrzymał mnie jej głos.
-Ale następnym razem jak będziecie się migdalić w kuchni to uważaj na to, co robisz z rękami.- mruknęła i pokiwała głową ze śmiechem, widząc moją minę. Już nic nie mówiłam tylko weszłam do tego samochodu i miałam nadzieję, że długo nas nie będzie.
-Czyli jednak potrafisz się ubrać?- spytał ironicznie Tomlinson i wyjechał z podwórka. Jechaliśmy już chwilę w ciszy, a do galerii było pół godziny autem, więc postanowiłam przerwać tą głupią ciszę i włączyłam radio, a chłopak wyciągnął i odpalił papierosa uchylając okno. Uniosłam brwi i ni cokolwiek powiedziałam wyrwałam mu go i wywaliłam przez moje okno na ulicę.
-O co ci chodzi?- popatrzył na mnie zdziwiony, a ja wywróciłam oczami.
-To, że masz mnóstwo pieniędzy nie oznacza to, że możesz je wydawać na trucie się. Z resztą nie lubię, kiedy ktoś pali przy mnie.- dodałam, a on tylko skinął głową.
-Zapamiętam.- mruknął i do końca trasy się nie odzywaliśmy do siebie, a ciszę przerywało radio.
Ciąg dalszy jutro
Mam pracę, mam studia i mam dom..
myślę, że to wystarczające wytłumaczenie dlaczego choruję na brak czasu ;)
#Maleńka