One Direction i My.. - imaginy

sobota, 9 września 2017

#Harry p.2

-Jaka trasa?- spytałam kiedy już wytarłam spódnicę i nagle wparował do pomieszczenia Peter.
-O cudownie! Widzę, że się już poznaliście.- zaczął, a ja wstałam, żeby podać mu rękę.
-Peter jestem, mam nadzieję, że nasza współpraca będzie owocna.- puścił mi oczko, a ja się skrzywiłam.
-Chciałam właśnie o niej porozmawiać. O co chodzi z jakąkolwiek trasą? Chodzi o trasę po kraju, mieście?- pytałam ze złudną nadzieją, na co on się uśmiechnął z pobłażliwością.
-Nie. Wszystko ci wytłumaczę. Vanessa Cię skierowała do mnie, ponieważ przyda mi się pomoc podczas całej trasy po Europie. Mamy też na zakończenie dwa olbrzymie koncerty w Stanach, NYC i Waszyngton. Pierw jedziemy do Irlandii, samolot do Portugalii, a później już autokarem. Hiszpania, Francja, Niemcy, Czechy, Austria, Chorwacja i Grecja, a później USA. Wiem, że to natłok informacji jak na twój pierwszy dzień z nami, ale faktem jest to, że ta trasa za pewne wpłynie na dalszy rozwój twojej kariery zawodowej. Zgadzasz się? Wynagrodzenie oczywiście się zwiększa, bo to tak, jak gdybyś była w pracy 24/7 przez 6 miesięcy.- wytłumaczył mężczyzna, a ja byłam w szoku. Ja? Na trasę.
-Czy mogę to przemyśleć?- spytałam nadal zdziwiona.
-Jasne.. może nam dasz odpowiedź po lunchu?- zaproponował, a ja spojrzałam na zegarek i rzeczywiście już prawi 14.
-Myślę, że to wystarczający czas na podjęcie decyzji. Mamy wiele chętnych na tą posadę, więc mam nadzieję, że to docenisz. Teraz chodźmy coś zjeść.- mruknął do chłopaków, którzy byli zdecydowanie za tą propozycją. Ja zeszłam w ustalone przez Mike'a miejsce przed biurowcem i jak zawsze czekał na mnie opierając się o swojego Harley'a.
-Cześć królewno.- uśmiechnął się, a ja to odwzajemniłam całując go w policzek i wsiadając do tyłu.
-Gdzie jedziemy?- spytałam już myśląc jak zacząć rozmowę o trasie.
-Tajskie? Chińskie? Włoskie? Czy wszystko naraz?- spytał chichocząc.
-Znajdźmy jakąś przytulną kawiarnię.- cmoknęłam, a on uniósł dłoń i zasalutował.
-Spełniam rozkazy.- mrugnął, a ja się uśmiechnęłam szerzej. Dojechaliśmy na miejsce, weszliśmy do środka i usiedliśmy przy stoliku. Tak samo jak zawsze. Zamówiliśmy szarlotkę podaną z lodami. Postanowiłam nie zwlekać z tematem i zacząć od razu.
-Zaproponowali mi trasę.- powiedziałam prosto z mostu, a on tylko patrzył.
-Ile? Gdzie?- w końcu się odezwał zimnym tonem. Cholera.. wiedziałam, że tak będzie.
-Po Europie, a na koniec NYC i Waszyngton.- powoli go informowałam nie będąc pewna jego reakcji. Nie chciałam odpowiadać na jego pierwsze pytanie.
-Ile byśmy się nie widzieli?- powtórzył.
-Byłoby nas stać na mieszkanie, kupiłabym może auto. Na pewno bym miała lepszy start, a moja karier..- nawijałam o plusach trasy, kiedy mi przerwał.
-Ile?!- uniósł głos łapiąc mnie za rękę.
-6 miesięcy.- wydukałam. To nie może się skończyć dobrze.
-To długo.- przejechał dłonią po idealnie ułożonych włosach.
-Tak to chwilę.. ale damy radę, prawda? Zobaczysz, że nie będzie tak źle.. będziemy rozmawiać często, widzieć się na skypie.. będę ci wysyłała zdjęcia, a po trasie wyjedziemy na jakieś krótkie wakacje, żeby to sobie zrekompensować.. - nie wiedziałam już co mówić, kiedy on ułożył się wygodniej w swoim fotelu.
-Czy dla ciebie praca jest ważniejsza?- spytał obserwując mnie, a ja zrobiłam wielkie oczy.
-Ja.. nie. Nie jest, ale.. to jest szansa..- próbowałam wytłumaczyć.
-Skoro nie jest, to nie jedź.- powiedział po prostu.
-Ja.. stracę pracę..- kontynuowałam czując się co raz to bardziej bezsilna.
-Czyli jednak..?- spytał mrużąc oczy.
-Przecież damy radę.. jakoś damy.. razem.- głos zaczął mi drżeć. Wiedziałam, że będzie przeciwny.. rozmawialiśmy kiedyś o tym.
-Z pięcioma facetami.. 6 miesięcy. No nic.. życzę ci powodzenia.- zacisnął usta w cieniutką kreskę i wstał. Ja wstałam i podążyłam do niego.
-Ale przecież.. przecież ty wiesz. Ja jestem tylko twoja.. ty wiesz.- mówiłam czując jak tracę grunt pod nogami, a obraz, który widziałam zaczął się rozmazywać.
-Uwierz mi, że  6 miesięcy to trochę za dużo jak dla mnie.- wzruszył ramionami.
-Ja.. ja nie mogę zrezygnować.. proszę, zrozum..- teraz już pojedyncze łzy kreśliły dróżkę na policzkach dla kolejnych i kolejnych.
-Nie płacz..- powiedział patrząc na mnie.
-Proszę cię..- spojrzałam na niego.
-Zawsze mnie to denerwowało.. płaczesz w publicznym miejscu i to jest najbardziej irytująca  mnie w tobie rzecz. Ile masz lat? 5? Co próbujesz tym wymusić? - mówił marszcząc brwi i się unosząc, a ja czułam na sobie spojrzenia wszystkich wokół. Nie obchodziło mnie to teraz.
-Ja..? Ja nic nie chcę.. tylko po prostu zostań..- poprosiłam ostatni raz.
-To ty nie chcesz zostać.. ty dokonałaś wyboru, nie ja. Więc teraz wyjdę, a ty jak Cię proszę.. nie rób choć raz scen. I przestań ryczeć.- powiedział oschle i wyszedł. Już przekraczałam próg kawiarni kiedy usłyszałam znany mi głos.
-Nie masz godności?- odwróciłam się i zobaczyłam uszczypliwego szatyna z kręconymi włosami.
-Chris!- zawołałam jeszcze przekraczając próg kawiarni i nie zważając na krzyki kelnerki. Zobaczyłam go jeszcze siedzącego na motorze. Spojrzał na mnie jeszcze raz, ten ostatni i odjechał. Kelnerka podeszła i mówiła.. co mówiła? Nie wiem co mówi.. widzę tylko to jedno spojrzenie. Nie wiem co czuł.. ale mi właśnie brakuje tchu.
-Przepraszam. Nikt nie zapłacił rachunku. Proszę wrócić do środka i dokonać płatności.- szczebiotała kelnerka na skraju cierpliwości.
-Ja?-popatrzyłam na nią zdziwiona- ja nie mam przy sobie.. nie mam nic.- parsknęłam ironicznie.
-Rachunek został uregulowany.. niech Pani wraca do środka.. przepraszam za zajście.- usłyszałam głos z charakterystyczną chrypką. Stałam dalej jak kołek nie będąc pewna tego, co przed chwilą się wydarzyło.
-No.. niezły popisik daliście z chłoptasiem.- parsknął loczek przystając przy mnie.
-Nie możesz sobie darować?- spytałam zirytowana.
-Po prostu daj spokój. Dzięki, że zapłaciłeś.. ja zapomniałam torebki w biurze.- dukałam i ruszyłam przed siebie.
-Chodź.- mruknął i złapał mnie za rękę po czym pociągnął za sobą. Nie odzywałam się, bo po co? Bezczelny cwaniak i tak mnie nie posłucha.
-Wsiadaj.- rozkazał po raz kolejny, a ja to zrobiłam.
-Masz.- kolejne pojedyncze słowo.. może nie potrafi inaczej rozmawiać jak złośliwie? Rzucił mi chusteczki na kolana, a ja się wytarłam i ogarnęłam tyle ile mogłam.
-G-gdzie jedziemy..? - zająknęłam się przez co potępiłam się w duchu. Koniec płaczu. On tego nie lubił.
-Do pracy. - odpowiedział krótko a treściwie. Kompletnie o niej zapomniałam. Dojechaliśmy. Styles zręcznie zaparkował i siedzieliśmy tak przed chwilę.
-Wysiądziesz w końcu?- odezwał się po chwili od nie chcenia.
-Dzięki.. za tamto.- mruknęłam pod nosem.
-Za co? Za próbę ocalenia resztek twojej godności, które straciłaś, zapłacenie rachunku, chusteczki czy przywiezienie do pracy?- zaczął wyliczać.
-Wszystko.- zacisnęłam usta.
-Nie wyobrażaj sobie za wiele. To z litości.- uśmiechnął się i popatrzył na mnie znudzonym wzrokiem wyraźnie sugerując, że powinnam wysiąść. Zrobiłam to bez zastanowienia. Ruszyłam pędem do firmy, a później toalety. Jeszcze ten jeden raz.. tylko ostatni. Cholera. Już płaczę.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Powinnam tu dodać historia oparta na faktach? 
No może troszeczkę..Jak tam? Podoba się? ;)
Piszcie w komentarzach, czekam cierpliwie ^^
Kolejny niebawem.
#MALEŃKA


5 komentarzy: