One Direction i My.. - imaginy

wtorek, 20 lutego 2024

You can call me daddy ~ H.S.

- De que piensas, mami?- usłyszałam uroczy głosik mojej małej Anielki. Zerknęłam na siedzenie obok i uświadomiłam sobie, że musiała mnie obserwować od dłuższego czasu. 

- O tym, że bardzo przyjemnie jest być znów z moją mamusią. - udzieliłam wymijającej odpowiedzi. 

- Cieszę się, że pamiętasz aby z babcią i dziadkiem rozmawiać po polsku. - byłam na prawdę wdzięczna losowi, że Angel tak wiele rozumie. Czasem mam wrażenie, że więcej niż nam dorosłym mogłoby się wydawać. 

- Ale Adi nie naumiał się jeszcze dobrze po polsku. - parsknęła jakbym była niedorzeczna. Pokręciłam głową chichocząc pod nosem. 

- Dlatego potrzebuje takiej przyjaciółki jak ty. - zmierzwiłam jej włosy, co spotkało się z ogromną dezaprobatą na brak szacunku do warkoczyka zaplecionego przez babcię. Tak łatwo zapomnieć, że znają się dopiero dwa dni. Ale nie podejrzewałam, że będzie inaczej. 

Teraz czeka mnie coś znacznie trudniejszego. Podjęcie decyzji o czym właściwie Harry może lub też nie może wiedzieć. Dodatkowo muszę przekonać rodziców, że mnie i Adriana nic nie łączy oprócz długoletniej przyjaźni. To będzie trudny dzień. Minuty płynęły, a lotnisko było coraz bliżej, każdy kolejny kilometr napawał mnie bezpodstawną obawą - najgorsze w tym mimo wszystko jest to, że nie mam pojęcia czego się boję. 

Angel tupta wkoło mnie w niecierpliwości na swojego najlepszego przyjaciela - o ironio losu, że jest również moim. Wtedy zobaczyłam złotą opaleniznę i zagubiony wzrok. Podniosłam rękę machając z uśmiechem na ustach. W tej samej chwili nas zauważył i obdarzył ciepłym uśmiechem. Widziałam, że był zmęczony. To był gorący okres, a ja wzięłam długi urlop - powinnam z tym poczekać, ale im dłużej czekałam tym mniej odpowiednich momentów było. 

-Adiii! - Angel zapiszczała rzucając się pędem do, wybranej przeze mnie, naszej rodziny. 

-Jak sze masz, mi amor? - zapytał kalecząc pojedyncze słowa. [zdania pisane kursywą są w języku hiszpańskim :) ]

-Od kiedy to mówisz tym pięknym językiem?-  zapytałam chichocząc i cmokając go w policzek, bo niestety przytulaski zagarnęła Angel spoczywająca już w jego ramionach. 

-Uczę się już ponad rok. To moja mała niespodzianka. Mimo wszystko nie miej wygórowanych nadziei, kochanie. Twój język jest popieprzony. - zaśmiał się kiedy ciągnęłam jego walizkę, bo trzymał Angel. Kompletnie się tego nie spodziewałam, a powinnam, bo ciągle przy nim mówię po Polsku. Pewnie go to wkurzało.

-Maaami! Adi brzydko mówił. - zaraz uruchomił się mój mały radar na brzydkie słowa. 

-No a ja myślałem, że jej nie powiemy, księżniczko. Zdradziłaś mnie. - dodał dramatycznym głosem Adrian, a ja zobaczyłam kątem oka jak Angie pokazuje mu język za co dostaje kuksańca w bok i oboje chichoczą. 

-Tradycyjnie mogę prowadzić, czy wolisz dziś ty to robić? -  zapytał, kiedy jego walizka leżała już bezpiecznie w bagażniku. Ja tylko uśmiechnęłam się pod nosem oddając mu kluczyki. Przypięłam Angel z tyłu na foteliku i sama usiadłam z przodu. To nie tak, że nie prowadzę dobrze. Dużo jeżdżę i kiedy mam okazję usiąść z boku to to robię. Otaczały nas piękne krajobrazy - wszystko było zielone, a na drzewach wisiały jeszcze niedojrzałe owoce lub kwiaty, które miały się w nie przerodzić. Widziałam, że na hiszpanie też zrobiło to wrażenie. W Madrycie nie mamy takich widoków na co dzień. 

-Musisz się ogolić jak dojedziemy. - przejechałam dłonią po już za długim jak na niego zaroście. 

-Mój osobisty barber wyjechał, ale mam nadzieję, że znajdziesz chwilę czasu dla mnie- obdarzył mnie tym swoim szczerym uśmiechem. Nigdy nie patrzyłam na niego w ten sposób. Karmelowe oczy z obramówką długich rzęs, ciemne też już nieco za długie włosy. Równie ciemny zarost i surowe rysy twarzy, które opalenizna tylko podkreślała. Adrian był nieco starszy, niewiele, bo tylko trzy lata, ale widziałam teraz jego męskość i dojrzałość. Czy musiałam przylecieć aż tu, żeby zobaczyć co mam tuż przed nosem? 

Stop. 

Zapominam o tym, że Angel ma tatę. Może mieć tatę. Nie mogę tego dla niej spieprzyć. 

-Co się dzieje, mi amor? - usłyszałam pytanie po polsku, tak obco brzmiące z jego ust, ale równocześnie uroczo. 

-Wszystko w porządku. - to było ostatnie zdanie wypowiedziane podczas tej krótkiej podróży. Angel ucięła sobie swoją popołudniową drzemkę na tylnym siedzeniu, więc gdy dojechaliśmy Adrian zaniósł ją na górę do mojego pokoju. 

-Dziecko, czy ty jesteś ślepa? - usłyszałam głos rodzicielki, kiedy brunet zniknął na górze. 

-Mamo, zrób nam proszę kawę. - postanowiłam zbyć to na prawdę zbędne pytanie. 

-Jest doskonały i świetnie sobie radzi z Angel. Nie wiem jak możesz tego nie wiedzieć. - dodała jeszcze nim dolała wody w ekspresie przelewowym. Prawie jak na zawołanie w drzwiach stanął nieco speszony Adrian. 

-Dzień dobry. - powiedział już normalnym głosem, nie bojąc się, że obudzimy Angel, która spała na górze.

-Cześć, kochany. Mów mi Ania. - och odważnie matko. Przewróciłam oczami na jej nowonarodzony entuzjazm. Wcale jeszcze wczoraj nie zaaranżowała mi bliskie spotkanie ze Stylesem. 

-Cześć, Ana. Ja jestem Adrian. - uścisnął jej dłoń, kiedy ona zachwycała się jego umiejętnościami językowymi. Byłam świadom, że rozumie to, jak z Anielką rozmawiamy, ale nie sądziłam, że się uczy mówić po polsku. 

-Kawa dla ciebie. - podałam mu kubek pachnący obłędnie. Oboje byliśmy kawoszami. 

-Mamo, mogę porwać Adriana na zewnątrz, czy potrzebujesz pomocy przy obiedzie? - zapytałam widząc, że przygotowała już ziemniaki. 

-Chyba żartujesz, idźcie, idźcie. Zawołam was jak mój aniołek się obudzi. - wygoniła nas z kuchni. 

-Jak to możliwe, że tak miła kobieta jest twoją mamą? - zapytał, kiedy znaleźliśmy się za domem, odrobinę mnie wyśmiewając. 

-Z wiekiem zmiękła. - zachichotałam siadając na trawie i wyciągając paczkę papierosów, równocześnie częstując Adiego. Zaciągnęliśmy się papierosowym dymem w tym samym czasie, przez co oboje zaczęliśmy chichotać. Oczywiście próbowaliśmy rzucić to świństwo, jednak jak widać bezskutecznie. 

-Tęskniłem za tobą, blondynko. - odparł przerzucając swoją rękę na moje ramiona. W Hiszpanii jest deficyt naturalnych blondynek, stąd moje przezwisko.

-Ja o dziwo też. - wtuliłam się w jego bok zaciągając znajomym zapachem domu. Kojarzy mi się z domem. 

-A teraz mów co się wydarzyło. Widzę, że jesteś pochłonięta myślami. - zawsze wiedział, gdy byłam nieobecna. Nie jestem pewna czy to dobry pomysł, aby poruszać ten temat z nim, ale.. chyba nie mam wyjścia - jest najbliższą dla mnie osobą. 

-On tu jest. Muszę mu w końcu powiedzieć. - odparłam po dłuższej chwili milczenia. Nic nie mówił. Nie wiedział kim jest Harry i co robi. Wie tylko podstawy. Że nie wiedział, nie było nam po drodze do wspólnego życia i mu nie powiedziała, żeby chronić właściwie nas oboje. Wie również, że przez te wszystkie lata byłam Harry'emu wierna. Dziś już nie wiem czy to było dobre. 

-Rób to, co musisz, amor. Jeśli będziesz mnie potrzebowała, to wiesz, gdzie mnie szukać - czym ja zasłużyłam na tak dobrą duszę w moim życiu. Nie doceniam mojego szczęśliwego tyłka.

-Właściwie to mógłbyś zerknąć dziś wieczorem na Angel? Mamy się spotkać o 20.. chcę to mieć za sobą. - odparłam i spotkałam się z jego zrozumieniem. Nawet nie musiał odpowiadać, wiem, że to nie stanowi dla niego żadnego problemu. Po chwili usłyszeliśmy wołanie słodkiego głosiku. Oboje wstaliśmy z uśmiechami na ustach i wróciliśmy do wejścia domu. Wszyscy zgodnie postanowiliśmy zjeść na zewnątrz. Mama przygotowała niemałą ucztę. Angel doszła do wniosku, ze czuje się jak na wigilii, co właściwie podsumowało moje możliwości kulinarne. Adrian świetnie się dogadywał z moimi rodzicami - na tyle, na ile mu pozwoliła znajomość języka, ale Angel wydała się bardziej pomocna niż zakładaliśmy. Po obiedzie, gdy już posprzątaliśmy rodzice nas zaskoczyli przynosząc średniej wielkości rozkładany basen, więc resztę popołudnia zajęło nam składanie i zapełnianie zbiornika. Było przy tym mnóstwo śmiechów i wygłupów, a każdy z naszej trójki przynajmniej raz został zmoczony wężem ogrodowym. Było na tyle ciepło, że mogliśmy bez zmartwień wyschnąć na słońcu. Koło godziny 19 postanowiłam wziąć szybką kąpiel z Angel, żeby była po moim wyjściu gotowa do spania. Chociaż wiem, że zapewne jest zbyt rozemocjonowana przyjazdem Adriana, żeby tak szybko zasnąć. Ubrałam ją w krótką sukienkę i pozwoliłam zejść do dziadków, podczas gdy się szykowałam. Sama też zarzuciłam na siebie krótką i luźną sukienkę w niebieskie kwiaty. Była moją ulubioną. Mokrym włosom pozwoliłam swobodnie opadać na moje ramiona, wiedząc, że nie grozi mi przeziębienie. Przejechałam rzęsy tuszem - to mój jedyny makijaż latem, bo w Madrycie jest na tyle gorąco, że co bym nie nałożyła na twarz, to i tak spłynie. 

Patrzyłam na siebie przypominając sobie uprzedni strach, ten, który towarzyszył mi w pierwszych tygodniach ciąży. Wzięłam głęboki wdech, a kiedy otworzyłam oczy w lustrze zobaczyłam Adriana. 

-Jesteś piękna, [T.I.]. - odparł wpatrując się jeszcze chwile w nasze odbicie. Uśmiechnęłam się do niego i odwróciłam, aby spojrzeć mu w oczy. 

-Dziękuję.. za wszystko - dodałam i cmoknęłam jego policzek. 

-Jutro obiecuję zająć się twoimi włosami. - dodałam już po hiszpańsku i wyszliśmy razem z pokoju. Pożegnałam się z Angel, po czym ruszyłam w krótką wędrówkę do domu Harry'ego. Mieszkał niecałe dwa kilometry od mojego, ale teraz wydawało się to zdecydowanie za blisko. Z każdym kolejnym krokiem moje ręce drżały coraz bardziej. Wiem, że powinnam mu powiedzieć od razu. Ale przemilczałabym to znowu, bo jestem pewna, że nie osiągnąłby tak wiele z nami u swego boku. Stanęłam na stopniach prowadzących do drzwi wejściowych. Moje stopy nigdy nie były tak ciężkie jak teraz. 

Muszę być pewna swoich decyzji. Tych z przeszłości i tych obecnych. Wzięłam głęboki wdech i wypuściłam drżący oddech. Nacisnęłam dzwonek i usłyszałam znajomy dźwięk. Później zbliżający się nerwowy chód. Otworzył drzwi i znów ogarnęły mnie wątpliwości, kiedy zobaczyłam tańczące iskierki szczęścia w jego oczach. Żadne wyjście w tej sytuacji nie byłoby dla niego dobre. Nie mogłam się nie uśmiechnąć na jego widok. Chociaż pewnie to była słaba imitacja mojego prawdziwego uśmiechu. 

-Wejdź, proszę. - powiedział odsuwając się w głąb dużego przedpokoju. 

-Jesteśmy sami. Moi rodzice wyjechali rano do rodziny, cieszyli się, że mogę się zająć pimpkiem i Zofią. - parsknął jakby to była najzabawniejsza rzecz. Stałam niezręcznie nie wiedząc, czego się spodziewać za kilka minut. Poprowadził mnie do jadalni, gdzie leciała spokojna muzyka - był to chyba jazz. 

-Pomyślałem, że musimy obgadać wiele rzeczy, stąd też spokojna atmosfera. Mam też wino. - uniósł butelkę, która przed chwilą stała na stole. Przeczesał włosy palcami drugiej dłoni w widocznym zdenerwowaniu. 

-Usiądziemy? - zapytałam wypowiadając pierwsze słowo dzisiejszego wieczoru. Skinął głową już wyraźnie spokojniejszy i złapał mnie za dłoń, gdy siadałam na kanapie, po czym sam otworzył wino. 

-Masz ochotę? - zapytał jak już nalał, a ja uśmiechnęłam się tym razem szczerze, wiedząc, że nie pomyślał o tym, że mogłabym odmówić. 

-Ogromną. - zobaczyłam ulgę na jego twarzy. Znów mi się przypatrywał. Stał oparty i fotel przede mną, górując nade mną i po prostu patrzył. Ja też analizowałam jego nowe rysy twarzy, przyozdobione męskimi akcentami. Nie było to niezręczne. Zbyt dobrze się kiedyś znaliśmy, aby nam to mogło przeszkadzać. 

-Nie sądziłem, że to możliwe, ale jesteś jeszcze piękniejsza. - odparł po dłuższej chwili wypełnionej dźwiękami fortepianu. Uśmiechnęłam się na szczery komplement w momencie w którym usiadł obok mnie.  

-Na jak długo przyjechałaś? Chciałbym ci tak wiele powiedzieć, pokazać.. - zaczął, ale złapałam go za rękę i zamilkł. 

-Jeszcze dziesięć dni. - powiedziałam czując znajomą teksturę pod palcami i odczuwając, że sam chwyta mnie mocniej. 

-Mogę dziś ja pierwsza mówić? To ważne. - zaczęłam znów, kiedy zobaczyłam, że znów otwiera buzię. 

-Jasne. Opowiedz mi wszystko, będę słuchał. - przybrał poważniejszy wyraz twarzy, dopasowany do mojego tonu, ale mówił wciąż łagodnym głosem. Moje dłonie zaczęły drżeć i loczek to zauważył. 

-Spokojnie, [T.I.], cokolwiek to jest, możesz mi powiedzieć. - zapewnił mnie i mu uwierzyłam. 

-Pamiętasz rok w którym każde z nas wyjechało? - zapytałam, żeby mieć pewność, chociaż i tak ją miałam nawet bez odpowiedzi. 

-Ty wyjechałaś na studia do Hiszpanii, a ja niedługo później wyruszyłem w trasę. - skinął głową przywołując fakty. 

-Tak.. to znaczy tak powiedziałam wtedy. - odparłam i zobaczyłam jak jego brwi się marszczą, ale pozwolił mi mówić dalej. 

-Żadnych studiów nie było wtedy, ani nigdy po drodze. - mówiłam powoli, żeby miał szansę przyswoić po kolei to, co mówię. 

-Nie rozumiem. - pokiwał głową na prawo i lewo. 

-Wyjechałam, bo nie chciałam zmieniać twojego życia i do tego potrzebowałam świeżego początku.. - mówiłam dalej, a on się wydawał coraz bardziej zdezorientowany. 

-[T.I.], proszę, powiedz mi o co tu chodzi, bo czuję się skołowany. - odparł puszczając moją rękę i kompletnie go rozumiałam. Nie potrzebnie tak to przeciągam.

-Byłam w ciąży. - odparłam w końcu, a te słowa były jakby cięższe od całej reszty. Harry wstał, ale zaraz później usiadł na fotelu. Chciałam mu dać tyle czasu ile potrzebuje. Ja też całą drżałam, ale chciałam być ostoją spokoju w tej chwili. Wiedziałam, że tego będzie potrzebował.

-Ze mną? - dopytywał się nerwowo stukając palcami o stół.

-Tak. - powiedziałam najszybciej jak potrafiłam. Patrzyłam na swoje dłonie, ale kątem oka jak Harry wstaje i przechadza się w jedną i drugą stronę pokoju. Ręce drżały mu równie mocno jak moje. Sięgnął do szuflady w komodzie, wyciągnął paczkę papierosów i zaciągnął się jednym z nich. To był obcy dla mnie widok. 

-Wyjechałaś usunąć? - zapytał chyba doszukując się sensu w mojej opowieści. Widziałam, że już wie. Podbródek mu drżał i miał łzy w oczach, które bardzo usilnie zatrzymywał w środku. Kiwałam głową na nie. 

-Nie zrobiłabyś tego. Kurwa. - szeptał widząc moją reakcję i raz po raz zaciągał się nikotyną w papierosie, jakby tylko ona go jeszcze trzymała w ryzach. 

-Urodziłam Harry.. jest tu ze mną. - powiedziałam w końcu, a jego głowa zniknęła pomiędzy jego dłońmi w których nadal trzymał namiastkę spokoju. Usłyszałam jak pociąga nosem. Nie chciałam tego. Nie potrafiłam patrzeć na niego w takim stanie. Uklękłam tuż przed nim próbując podnieść jego głowę tak, aby spojrzał na mnie. 

-Nie dotykaj mnie. - powiedział cicho, ale było to wyraźniejsze od każdego krzyku.

-To znaczy, że wychowywałaś przez 5 lat moje dziecko, nawet mi o tym nie mówiąc!? - uniósł odrobinę głos i tym razem na mnie spojrzał. Był tam ogromny ból. Tak wielki.. o który nawet bym go nie podejrzewała.

-Angel ma 4 latka. - skinęłam głową, nie wiedząc jakim cudem jeszcze się trzymam. 

-Kurwa.. Angel. Nawet dałaś jej imię jakie sobie wyobrażałem, ale nie byłaś na tyle łaskawa mi o niej powiedzieć.. - mówił z żalem już nie powstrzymując łez. 

-Przepraszam, Harry. Ja.. chciałam cię ochronić przed tym z czego musiałbyś zrezygnować.. - zaczęłam się tłumaczyć, ale teraz wydawało się to tak bardzo nieistotne. 

-Nie ty powinnaś o tym decydować! - krzyknął podchodząc do okna i odpalając kolejny papieros. Był obrazem rozpaczy. Milczał patrząc w ścianę i miarowo oddychając.

-Możesz się zaangażować na tyle na ile chcesz. - powiedziałam, bo nie wiedziałam właściwie czy w ogóle chce nas znać po czymś takim. 

-Co ty pieprzysz? Mówisz o mojej córce. Straciłem 4 lata, a ty jeszcze śmiesz mi mówić, że nie muszę się angażować. - parsknął z jadem. 

-Wolę to zaznaczyć. Nie pozwolę na to abyś się pojawił i zniknął. - odparłam spokojnie akcentując to, czego najbardziej się obawiałam. Spojrzał na mnie jak gdybym wymierzyła mu policzek. 

-Chcę ją zobaczyć. - powiedział nagle. 

-W porządku, ale musimy wiele rzeczy ustalić, zorganizować..- zaczęłam, a on ruszył przed siebie. 

-Muszę ją zobaczyć teraz. - fuknął przechodząc obok mnie i dopiero zrozumiałam co ma na myśli. 

-Harry, nie.. ona śpi. Przestraszy się ciebie. - mówiłam idąc za nim, ale moje słowa do niego nie docierały. 

-Harry, kurwa, nie zgadzam się! - krzyknęłam próbując go zatrzymać. 

-Nie masz nic do powiedzenia. - odwrócił się w moją stronę. 

-Nie masz pojęcia, jak bardzo to boli. Nie będziesz wiedziała jak to jest, nigdy! - krzyknął przyspieszając kroku. Nie dam rady go powstrzymać. Mimo wszystko przez całą drogę próbowałam sprawić, aby się zatrzymał i mnie wysłuchał, wiedziałam, że nie jest to dobry pomysł. Dotarliśmy na podwórko na którym stał Adrian paląc papierosa. Zaskoczył go nasz widok, ale od razu widziałam, ze zrozumiał o co chodzi. 

-Nie, nie, nie.. nie w tym stanie, nie w ten sposób.. - odparł w swoim ojczystym języku zagradzając drogę loczkowi, który do tej pory zdawał się go nie zauważać. Wiedziałam, ze krzywdzę Harry'ego, ale poczułam ulgę, że ktoś może go zatrzymać. 

-Puść mnie do niej. Muszę ją zobaczyć! - krzyknął próbując się przedrzeć przez bruneta, ale nie dał za wygraną. Widziałam zmartwioną twarz rodziców w oknie. Nie wtrącają się i jestem im za to wdzięczna. Gdy Harry się uspokoił podeszłam i objęłam jego klęczącą na ziemi sylwetkę. Płakał i nie mógł tego powstrzymać. 

-Błagam.. pozwól mi ją zobaczyć.. tylko na chwilę, na sekundę. Muszę zobaczyć, że ona tam jest.. - szeptał we łzach mocniej czepiając się mojej sukienki. Wtedy do mnie dotarło, że zrobiłam coś okrutnego, czego już nie cofnę. 

-Harry.. spójrz na mnie. - szepnęłam, a on uniósł swój wzrok. Nigdy go nie widziałam w takim stanie.

-Zabiorę cię do Angel, ale musisz obiecać, że jej nie obudzisz. - mówiłam powoli, żeby wiedzieć, że rozumie. Skinął głową. Wstałam i pomogłam mu się podnieść z ziemi, bo wydawał się na kompletnie bezsilnego. Skinęłam do Adriana, że wszystko w porządku, a ten zniknął we wnętrzu domu, a my za nim. Po cichu weszliśmy do góry, gdzie w moim pokoju przy lampce spał mój mały anioł. Złapałam Harry'ego za rękę i podprowadziłam do łóżka, żeby mógł się przyjrzeć Angel. Widziałam jak wstrzymuje oddech, kiedy z jego oczu wyleciały kolejne łzy. 

-Jest najpiękniejsza.. - szepnął drżącym głosem. Po dłuższej chwili skinęłam w stronę wyjścia. Musimy jeszcze tak wiele omówić. 

-Mamiii! - usłyszałam płaczliwy głos Angel tuż gdy zniknęliśmy z jej pola widzenia.

-Poczekasz na mnie na zewnątrz? - zapytałam patrząc na zszokowanego mężczyznę, ale Harry skinął głową. Weszłam z powrotem do pokoju, gdy on wciąż stał na korytarzu. 

-Co się dzieje kochanie? Czemu aniołku nie śpisz? - zapytałam maleństwo, które patrzyło na mnie zapłakanymi oczkami. Wzięłam ją na ręce i przytuliłam. Utulenie jej z powrotem do snu zajęło mi dobrych kilka minut. Gdy chodziłam po pokoju widziałam, że Harry nie wyszedł, siedział na korytarzu opierając plecy o szafkę i przyglądając się nam z daleko poprzez uchylone drzwi. Gdy już byłam pewna, że małą się nie przebudzi odłożyłam ją na łóżko i wróciłam do loczka, który posłusznie wyszedł za mną z domu. Usiedliśmy na ławce przed domem, a on milczał. Ja również nie wiedziałam co powiedzieć. 

-Posłuchaj.. nie chcę cię ograniczać w kontaktach z Angel, ale musimy zrobić to powoli. - mówiłam nadal ze spokojem, ale czułam, że moje pokłady spokoju się kończąc z momentem, kiedy mój głos zaczął drżeć. 

-Ja... - zaczęłam, ale już nie potrafiłam skończyć. Ukryłam twarz w drżących dłoniach, chcąc chwili wytchnienia od tego szaleństwa. 

-Poczułam dłoń na moich plecach. Harry gładził mnie w górę i w dół i w jakiś sposób mnie to uspokajało. Po chwili wzięłam głęboki oddech. 

-Czy ona wie o moim istnieniu? - powiedział tym razem on, patrząc na mnie tymi zmęczonymi, szmaragdowymi oczami. 

-Oczywiście, ze tak, Harry. Wie, że jej tata to Harry. Że pięknie śpiewa i jest dobry. Nawet widziała kilka twoich zdjęć sprzed lat.. nie chciałam jej pokazywać aktualnych, bo jesteś wszędzie.. wie, że twój ulubiony smak lodów to miętowy, a na dodatek, nie lubi oliwek dokładnie tak samo jak ty. Ma twoje dołeczki w policzkach i kędzierzawe włosy.. jest doskonała. - mówiłam i zobaczyłam, że to mu pomaga. 

-Mogłem się domyśleć przed wyjazdem. - powiedział w końcu po dłuższej chwili milczenia i zbił mnie z tropu. 

-Który to był tydzień? - zapytał, a ja nie chciałam odpowiadać. 

-Harry, to jest nie ważne. Zrobiłam wszystko, żebyś się nie dow.. - próbowałam tłumaczyć, ale on tylko kręcił głową. 

-Po prostu powiedz który. - parsknął zrezygnowany. 

-16 tydzień gdy już wyjeżdżałam. - odparłam z żalem w głosie, że próbuje znaleźć problem w sobie. 

-Przez 16 tygodni poświęcałem ci tak mało uwagi, że nie zauważyłem twojej ciąży, do kurwy nędzy. - powiedział ostro, wściekle wręcz. 

-Nigdy w ten sposób o tym nie pomyślałam. - powiedziałam natychmiast, aby nawet nie miał szansy tak myśleć. 

-[T.I.], przepraszam. - objął mnie i poczułam, że moczy materiał mojej sukienki. Jak on może obwiniać siebie!? Nie umiem znieść jego wyrzutów sumienia w związku z czymś co ja zrobiłam. 

-A czy on.. czy wy..- zaczął, kiedy już był na tyle spokojny. 

-Nie. To przyjaciel.. pomógł mi z.. ze wszystkim właściwie. - powiedziałam nie pozostawiając mu pola na żadne wątpliwości. 



------

Oto i część dalsza ^-^ 

o dziwo całkiem przyjemnie mi się to piszę ^.^

#Maleńka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz