One Direction i My.. - imaginy

niedziela, 2 czerwca 2024

Tylko służąca ~ 3

 Przeszłam około pięciuset metrów i zatrzymałam się przed sklepem całodobowym, który miał przed sobą ustawione krzesła ze stolikami. Wyciągnęłam portfel i przeliczyłam drobne się w nim znajdujące. Może jego zawartość nie była niesamowicie imponująca, ale zdecydowanie bywało gorzej. Weszłam do sklepu w poszukiwaniu ekspresu do kawy. Wzięłam kawę na wynos i usiadłam przy jednym z trzech stolików. Było już po 19 i ciemno jak cholera - takie mamy minusy wczesnej wiosny. Po wypiciu łyka kawy postanowiłam nie czekać dłużej na litościwy znak pozwolenia na powrót do złotej klatki. Wyciągnęłam notatki z laboratoriów i zaczęłam mocno analizować zapisane od góry do dołu stronice. Nie potrafię powiedzieć ile tak siedziałam skupiona nad mało zrozumiałymi hieroglifami, ale moja kawa wcale już nie była ciepła i ręce też zaczęły mi marznąć. Uniosłam głowę znad zeszytu, żeby rozprostować szyję, która po dłuższym czasie zaczęła drętwieć i spotkałam się z jego oczami intensywnie wpatrującymi się we mnie z krzesła przy drugim stoliku. Nic nie mówiłam, tylko postanowiłam tak jak on, wpatrywać się. 

-Widzę, że naprawdę dziś musiałem urazić twoją inteligencję. - parsknął, a jego usta wykrzywił delikatny uśmiech. Zamknęłam zeszyt i schowałam z powrotem do plecaka. 

-Dlaczego wciąż jesteś w mundurku? - znów się odezwał, ale tym razem przysiadł się do mojego stolika.

-Czy tobie sprawia jakąś masochistyczną przyjemność napastowanie innych ludzi? - wypaliłam nim zdążyłam dwa razy o tym pomyśleć. Oparł się o siedzenie krzesła i dźwięcznie się zaśmiał odchylając do tyłu głowę i sprawiając, że jego loki delikatnie opadły do tyłu. Wygląda nienagannie.

-Skąd pomysł, że cię napastuję? To nie tak, że cię śledzę. - parsknął i odpalił papierosa łapczywie zaciągając się dymem, a później powoli go wypuszczając. Z niecierpliwością spojrzałam na telefon w nadziei, że jednak przeoczyłam jakąś wiadomość. 

Nie. Nic nie przyszło.

-Ja odpowiedziałem na twoje pytanie. Teraz twoja kolej. - skinął głową na mój strój. 

-Nie miałam czasu się przebrać. - powiedziałam zgodnie z prawdą. No.. przynajmniej częściowo. 

-Nie jesteś na stypendium. Zastanawia mnie po co ci praca jeśli stać cię na pójście do najlepszej szkoły w kraju. - odparł nadal mi się przyglądając. Mam wrażenie, że analizuje mnie, a przynajmniej próbuje, co kompletnie mi się nie podoba. 

-Czyli jednak nie całkiem pozbyłeś się elementu śledzenia mnie. - dopiekłam mu, chociaż nie wydaje mi się, żeby mu to przeszkadzało. Jest zdecydowanie zbyt pewny siebie.

-Lubię wiedzieć co dzieje się w mojej szkole.. kto przychodzi, kto odchodzi. Kto ile jest wart. - odparł ostatnie zdanie wymawiając nazbyt wyraźnie. Czyli to tak.

-Twojej? - uniosłam brwi w sarkastycznym geście. 

-Nie mów, że nie zauważyłaś. Widziałem, że analizujesz swoją opłakaną sytuację na przerwie obiadowej. - przyglądał się mojej sytuacji. Teraz też mnie ocenia.. a może powinnam określić to 'wyceną'? 

-Nie wiem skąd się wzięło twoje przerośnięte ego, ale nie jesteś ośrodkiem moich myśli... a teraz przepraszam, muszę iść. - wstałam ze swojego miejsca spotykając się z jego zmrużonym wzrokiem. Chociaż nie wiedziałam czy mogę, podeszłam do bramy nasłuchując dźwięków afery. Byłam wyjątkowo skupiona, kiedy mój telefon zaczął brzęczeć, a ja omal nie zeszłam na zawał. 

-CO?!- krzyknęłam szeptem do osoby po drugiej stronie.. tak, w przypływie emocji nie sprawdziłam nawet kto dzwoni. 

-Możesz wchodzić. Uspokoiło się. - usłyszałam i nie czekając dłużej przekroczyłam próg bramki. To był ciężki dzień. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz